Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Bezduszna

Zamieszcza historie od: 25 marca 2014 - 3:07
Ostatnio: 2 kwietnia 2015 - 11:08
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 1322
  • Komentarzy: 5
  • Punktów za komentarze: 38
 

#58898

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w pośrednictwie finansowym.
Widziałam dzisiaj w sklepie matkę z małym chłopcem wykłócającą się o coś przy kasie i przypomniała mi się taka sytuacja. Siedzę sobie, kawkę piję i nikomu nie wadzę, aż podchodzi taka przeciętna kobieta. Przeciętna w takim znaczeniu, że wyglądała na normalną, bo u niektórych to z daleka widać, że będzie jazda.

[K]lientka: Chciałabym założyć konto dla syna.
[JA] Nie ma sprawy. Poczekamy na syna, a ja w międzyczasie mogę pani poopowiadać o tym koncie. Będzie pani pełnomocnikiem?
[K] Ale nie, nie, syn jest w domu. Ja tutaj w jego imieniu przyszłam. O, ja już dam jego legitymację..
[JA] Tak nie damy rady, syn musi być obecny.
[K] Ale spokojnie, ja mam ważne prawa rodzicielskie.

Niektórzy przychodzą z upoważnieniem potwierdzonym notarialnie, ale po co, frajerzy, przecież starczy mieć prawa rodzicielskie!

[JA] No niestety.
[K] Jak pani może się tak zwracać do klienta, chyba pani na pracy nie zależy! Trudno, skoro tak to syn założy konto gdzieś indziej i to oni zdobędą takiego wartościowego klienta.

No co mam powiedzieć, szkoda, ale procedur nie przeskoczę. Chyba, że pani miała zamiar się też za syna podpisać.

O dziwo, kilka dni później jednak wróciła – ale z córeczką. Koleżanka mi opowiadała, że to dziecko miało może z 6 czy 7 lat. Poinformowała panią, że zgodnie z prawem ograniczoną zdolność do czynności prawnych mają osoby powyżej 13 lat, a poza tym chciała założyć konto na syna, więc to że przyprowadziła po prostu dziecko niczego tak naprawdę nie zmienia. Upewniła się jeszcze, że ten syn na pewno jest starszy niż 13 lat i zaprosiła do kolejnej wizyty – tym razem z właściwym dzieckiem. Podobno klientka strasznie się piekliła, ale w końcu sobie poszła.

I znowu trafiło na mnie. Zauważyłam ją z pewnej odległości i już przeczuwałam kolejną aferę, ale widzę, że ktoś tam obok niej człapie. Ten ktoś jest wyższy od niej i zdecydowanie ma więcej niż 13 lat.

[K] No witam, konto synowi chcę założyć.

Zanim zdążyłam się odezwać, pani zaczęła jeszcze fuczeć pod nosem rożne niemiłe komentarze o samym banku, o głupich wymaganiach, a gdzie w tym wszystkim jest interes obywatela?!
Zignorowałam ją i zwróciłam się do [Ch]łopaka, który przyszedł z nią. Wyglądał na znudzonego, a podczas otwierania tego nieszczęsnego konta kilka razy wkurzał się na matkę, że go tu wyciągnęła.

[JA] Dokument tożsamości będzie mi potrzebny.
[Ch] Niech se pani wyciągnie.

I rzuca portfel na stół. Nie mam zamiaru nikomu grzebać w portfelu, żeby później nikt mi nic nie zarzucił, i w końcu jaśniepan zrobił to sam. Poszukał, pozaglądał i podaje mi... dowód osobisty. Sprawdzam pesel, pełnoletni. No dobra, skoro tak, to matka w ogóle nie jest potrzebna, ale już się nie chciałam odzywać.

Spisywanie wniosku w miarę szybko poszło, drukuję umowy. Chłopak podpisuje, a babka nagle doznaje olśnienia.

[K] Ale ja chcę być pełnomocnikiem!
[JA] Syn może panią upoważnić na linii kontaktowej, u mnie nie ma możliwości.
[K] Ale on nie chce, jest głupi, ja jestem matką! Ja muszę go kontrolować!
[JA] Jeśli syn jest pełnoletni to tak nie działa. Nie ma pani prawa decydować za niego o pełnomocnictwie.

Na co pani wyciąga legitymację studencką syna i podtyka mi pod nos.

[K] Widzi pani? Ja tutaj mam jego dokumenty, jestem prawnym rodzicielem ze wszystkimi prawami (?) i ja żądam dostępu do tego konta.
[JA] Nie ma opcji.

Wkurzała się jeszcze, ale już nie dyskutowała tylko obrażała mnie pod nosem. W tym momencie odzywa się syn:

[Ch] Jednak panią lubię.

Zyskałam fana. Mimo to jakoś nie chcę, żeby do nas wracali.

rodzinka

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 985 (1043)

#58842

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Cześć. Pracuję w pewnym pośrednictwie finansowym, piekielnych sytuacji było tak pełno że nie sposób zliczyć. Zarówno szefostwo i sposób zarządzania całą siecią jest beznadziejny, jak i klienci często inteligencją nie grzeszą.

Doskonale rozumiem, że nie wszyscy ludzie znają się na kredytach, kontach bankowych, albo nie wiedzą skąd się biorą dodatkowe koszty. Co bank to inne procedury, a my obsługujemy ich kilka, więc zdarzało się, że jeden klient brał u nas kredyt w banku A, a później podpisując umowę w banku B był oburzony, że tym razem musiał przedstawić inne dokumenty albo coś dłużej trwało.

Rozumiemy to, tłumaczymy i pomagamy (w ramach możliwości) bo nam też zależy, żeby klient wiedział na czym stoi, był zadowolony i do nas wracał, ale czasami ludzie przechodzą samych siebie.

Przychodzi do mnie klient, niby chce kredyt, ale trochę się waha. Dostaje ode mnie kalkulację i sobie idzie. Kilka dni później wraca, niby zdecydowany, ale dalej nie do końca. Dopytuje, zastanawia się, wreszcie decyzja - wnioskujemy. Kredyt po różnych weryfikacjach został przyznany i umówiliśmy się na podpisanie umowy. Zgodnie z moimi obowiązkami, tłumaczę jak to wszystko wygląda, ale pan mnie pospiesza bo już wie, jakieś kredyty kiedyś miał.

Dla własnego poczucia spokoju i tak przelatuję przez najważniejsze punkty i dodaję jeszcze tylko, że jest 14 dni kalendarzowych na odstąpienie od umowy, bank zwraca wtedy prowizję. Klient był u nas w ciągu tych dwóch tygodniu dwa razy, dopytywał jeszcze o różne nieistotne rzeczy, ale tak jak wcześniej był takim sympatycznym facetem, tak wtedy zachowywał się bardzo arogancko i zdarzyło mu się kilka razy powtórzyć, że on to teraz będzie biznes rozkręcał.

Minęło 14 dni + jeszcze kilka, pan wraca. W świetnym humorze oświadcza nam, że chce odstąpić od kredytu - szybko z koleżanką sprawdzamy i okazuje się, że odstąpić już nie można, a jedynie wypowiedzieć - czyli właściwie spłacić od razu całość. Na początku był jeszcze wesoły i próbował nas przekonać, żebyśmy mu jednak od tego kredytu odstąpiły, ale kiedy dotarło do niego, że nie mamy jak nawet jakbyśmy chciały, to strasznie się wściekł. Na szczęście tylko wyszedł bez słowa, przewracając nam przy okazji krzesło z taką siłą, że odpadł jeden podłokietnik.

Wrócił kilka dni później, przeprosił i chciał drugi kredyt. Co się okazało? Wcześniejsze kredyty miał w jakimś banku, który wymagał wpłaty prowizji przed uruchomieniem. Tym razem bank doliczał kwotę prowizji do kwoty kredytu, żeby sam mógł ją sobie od razu pobrać, a to panu umknęło w momencie mojego tłumaczenia. Był święcie przekonany, że sam musi tą prowizję kiedyś wpłacić, a skoro jeszcze nie wpłacił, to jak bank mu ją "odda" to on automatycznie zyska kilka tysięcy, a wtedy resztę szybko spłaci i już. W ten sposób chciał "zarabiać" na bankach, które oczywiście są naiwne i chętnie rozdają pieniądze, co wiadomo od dawien dawna. W dodatku pomylił dni kalendarzowe z roboczymi - spłacił sobie sam całość kredytu jak było już po czasie.

Podsumowując: klient nie ma już dodatkowych pieniędzy z kredytu i jest kilka tysięcy do tyłu, bo bank dodał mu tą prowizję do kwoty kredytu, a on ten "powiększony" kredyt spłacił.

Drugi kredyt brał jeszcze bardziej niechętnie, bo jak powiedział: "te banki to jednak oszukują."

oszukańcze banki

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 262 (354)

1