Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Blumen

Zamieszcza historie od: 22 sierpnia 2014 - 17:16
Ostatnio: 22 września 2014 - 21:43
  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 1176
  • Komentarzy: 8
  • Punktów za komentarze: 10
 

#61860

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Gonza (http://piekielni.pl/61605) przypomniała mi historyjkę związaną z moim bratem.

Tytułem wstępu - mam dwóch braci - Michała (lat 28) i [M]arcina (lat 31). Ten pierwszy od roku jest w szczęśliwym związku z żoną i dwoma kotami, drugi natomiast bierze ślub na dniach.

Sytuacja właściwa miała miejsce kilka miesięcy temu, przy okazji wręczania zaproszeń na ślub. Marcin wraz ze swoją lepszą połówką zrobili listę gości, poinformowali rodzinę że biorą ślub, ALE chcą urządzić wesele bez dzieci (bo jak Gonzo pisał - dzieci są wszędzie i nie zawsze da się je upilnować). I tutaj na scenę wchodzi moja [k]uzynka (siostrzenica mojego padre), która jest posiadaczką dwójki dzieci. O ile przy pierwszym (obecnie lat 7) była jeszcze w miarę "normalna" (jak to młoda mama), tak przy drugim (obecnie lat 5) nagle doznała odpieluszkowego zapalenia mózgu i zaczęła uważać, że wszystko jej wolno i wszystko jej się należy.

Ad rem. Kuzynka owa na ślub zaproszona została SAMA (znaczy z mężem, ale bez dzieci) i do takiej rozmowy dochodzi:

[k] Marcin, a dlaczego my dostaliśmy zaproszenie wypisane tylko dla mnie i męża? A co z dziećmi?
[M] No była od początku mowa, że robimy ślub i wesele bez dzieci. W restauracji nie ma za bardzo jak zorganizować noclegu dla nich, ani jakiejś zabawy.
[k] Ale to co ja z nimi zrobię?
[M] No możesz u rodziców męża zostawić chyba, prawda? Twoja mama została zaproszona, bo jest siostrą ojca więc nie będzie miała możliwości się zająć, ale teściowie?
[k] Ale co jak dzieci zaczną płakać u teściów? Co ja wtedy zrobię?
[M] A co my wszyscy zrobimy jak dzieci nagle zaczną płakać w restauracji? Albo się znudzą i będą marudzić?
[k] No wiesz co? Ale ty jesteś!
[M] Co ja jestem? Do Michała dostaliście zaproszenie z dziećmi i w ogóle nie przyszliście o czym wszyscy się dowiedzieli od twojej mamy, więc doceń chociaż fakt że ja też cię zapraszam.

Od tamtej chwili kuzynka jest na brata obrażona, a jak jej mama (siostra padre) dowiedziała się, że nie idzie - sama też zrezygnowała, bo ona nie będzie sama tam siedziała.

Osobiście do ludzi z dziećmi nic nie mam, ale w momencie kiedy ponad pół roku wcześniej jest coś ustalane żeby był czas na przygotowania, a ludzie i tak nie stosują się do tego, to zaczynam się w środku gotować.

Ślub

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 468 (626)

#61708

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tytułem wstępu: trzy lata temu rozpocząłem studia na kierunku fizjoterapia na prywatnej uczelni (sic!), jednakże miałem trochę problemów zdrowotnych, na które nałożył się zawał i (nieco późniejszy) udar ojca, więc studia zarzuciłem. W tym roku chciałem się reaktywować, więc poszedłem do dziekanatu uczelni i wywiązuje się rozmowa między mną - [j] a [p]iekielną panią z dziekanatu, która, w tamtym dniu, była wyjątkowo miła:

[j] Dzień dobry. chciałbym się reaktywować i mam w związku z tym pytanie jakie dokumenty muszę mieć, jakie opłaty wnieść jakie podanie złożyć.
[p] No na pewno musi pan zaliczyć niezaliczone przedmioty (w liczbie 3 - anatomia, w-f i TI), oprócz tego świadectwo ukończenia szkoły, świadectwo maturalne, ksero dowodu, kwestionariusz osobowy, badania od lekarza medycyny pracy - tu przeleciała cała lista dokumentów, które już tam były ponieważ nie odbierałem ich od momentu rzucenia studiów.
[j] Ale te wszystkie dokumenty powinny u państwa być bo ich nie odbierałem...
[p] A jak się pan nazywa?

No więc przedstawiam się i tu następuje seria pytań od ppzd o adres zamieszkania, zameldowania, imiona rodziców itp.

[j] To może dam dowód i będzie łatwiej?
[p] No dobrze.

Ppzd coś sobie pospisywała poprzerzucała trochę papierów i w te słowa do mnie:

[p] Ale pan jest na liście do skreślenia.
[j] Słucham? To jest niemożliwe bo 3 lata temu dostałem z uczelni pisemko z podpisem rektora, że zostałem skreślony.
[p] No to proszę przynieść to pismo.

Potem ppzd poinformowała mnie o opłatach, jakie podanie złożyć itd., dostałem numery do kilku ośrodków z lekarzami medycyny pracy na osobnej kartce. Wszystko sobie zapisałem, grzecznie się pożegnałem i poszedłem.

Tuż po wyjściu zadzwoniłem do WOMPu przedstawiłem pokrótce sytuację i pytam o najbliższy termin. Pierwsze co się dowiedziałem, to że muszę mieć koniecznie i obligatoryjnie skierowanie z uczelni (o czym ppzd nie raczyła mnie poinformować), więc obróciłem się na pięcie i z powrotem do dziekanatu po skierowanie. Ppzd nie była zadowolona, że jej znowu głowę zawracam, ale wystawiła, poszedłem, po drodze wstąpiłem do WOMPu zarejestrowałem się (termin miałem mieć jakiś tydzień później) i wróciłem do domu.

Jeszcze tego samego dnia ze wszystkimi wymaganymi dokumentami, podaniami i innego rodzaju biurokratyczną pożywką poszedłem do dziekanatu, złożyłem i zostałem poinformowany, że przyjdzie pismo z decyzją.
Po dwóch tygodniach ciszy (gdzie uczelnia zobowiązuje się w regulaminie do załatwiania wszelakich spraw studenckich w przeciągu tygodnia) zaniepokojony pojechałem na uczelnię.

Wchodzę do dziekanatu, gdzie ppzd przy wczesnopopołudniowej kawce ogarnia coś na komputerze. I tu zaczyna się piekielność pani z dziekanatu:

[j] Dzień dobry. Ja z takim pytaniem czy jest już decyzja w mojej sprawie?
[p] Nazwisko i numer indeksu!

Przedstawiłem się, podałem numer.

[p] Jeszcze decyzji nie ma! Musi jeszcze poczekać!
[j] Ale ile dokładnie? bo ja jeszcze w tym roku chciałbym zaliczyć te przedmioty, których nie zaliczyłem ostatnio żeby móc być na kolejnym roku.
[p] Nie wiem! Pójdzie do dziekana i się dowie!

Poszedłem więc do [d]ziekana i kolejna rozmowa.

[j] Dzień dobry, przepraszam że przeszkadzam, ale mam pytanie kiedy będzie decyzja w mojej sprawie?
[d] A o co chodzi? Jaka sprawa?
[j] No bo chciałem się reaktywować i złożyłem wszystkie dokumenty razem z podaniem ze dwa tygodnie temu, a jeszcze nie dostałem odpowiedzi i nie wiem jaka jest decyzja.
[d] No to jest nas dwóch, bo ja na przykład nic nie wiem o żadnej reaktywacji kogokolwiek w tym roku.

Tak więc poszliśmy do dziekanatu, gdzie ppzd już z nową kawką nadal ogarnia coś na komputerze.

[d] Dzień dobry paniom. Czy do mnie nie przyszło jakieś podanie?
[p] Dzisiaj? Nie.
[d] A może pani sprawdzi dokładnie przegródkę? Może coś sprzed 2 tygodni?
[p] No jest podanie o reaktywację, ale...
[d] Ale co?
[p] To jest fizjoterapia.
[d] To co z tego? Każde podanie które przychodzi niezależnie od kierunku ma do mnie docierać jeszcze tego samego dnia, albo maksymalnie dzień później. KAŻDE.

Ppzd się zmieszała, dała dziekanowi podanie, gość przeczytał, zatwierdził i mnie przyjął z powrotem przebąkując coś o poważnej rozmowie z ppzd. Ja oczywiście nakreśliłem mu jej niezbyt miłe zachowanie, co chyba jeszcze bardziej go wkurzyło.

Jak się dowiedziałem później ppzd dostała konkretny op***dol. Niestety o zwolnieniu (nawet dyscyplinarnym) mowy nie ma, bo to znajoma rektora czy kanclerza i się jej ruszyć nie da.

uczelnia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 429 (507)
zarchiwizowany

#61678

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Odnośnie klientów - prawników przypomniała mi się sytuacja z mojego niegdysiejszego miejsca zadrudnienia, a mianowicie ze stacji benzynowej... taka rosyjska, głównie czerwona której nazwa zaczyna się i kończy na L.

występują:
[j]a
[p]an Piekielny
[z]astępczyni kierownika

Jakiś październikowy wieczór 2011, godzina 23:00 zajeżdża pan Piekielny audi A8 rocznik '97 - '04 i zaczyna tankować paliwo - spoko, przecież od tego jest stacja. Po 10 minutach widzę na ekranie że zatankowane jest za jakieś 200zł a pan Piekielny wchodzi do budynku stacji i się zaczyna:
[p] Macie mi zwrócić za myjnię!
ja i kolega z którym byłem na zmianie zdziwieni patrzymy na Piekielnego, potem na siebie i znowu na Piekielnego, ale nic nie mówimy. Piekielny głośniej (bo chyba myślał że nie usłyszeliśmy)
[p] Macie mi zwrócić za myjnię!! Albo umyć mi samochód!
W tym momencie nieco zaintrygowany zacząłem rozmowę... i to chyba był mój błąd
[j] Ale o co chodzi?
[p] Oblałem sobie samochód benzyną! wasze dystrybutory są do du*y! Chcę rozmawiać z właścicielem!
[j] No wie pan, będzie trochę ciężko bo właściciel marki mieszka gdzieś w Rosji a oni tam mają... o ile się nie mylę już północ albo i pierwszą w nocy.
[p] Jaja pan sobie robisz? Ja jestem prawnikiem! Ja będę walczył o swoje! kto tu zarządza?!
[j] No kierownik, ale jego w tej chwili nie ma.
[p] a kiedy będzie?!
[j] tak jak zwykły urzędnik - od poniedziałku do piątku od 8:00 do 16:00
[p] O nie! Ja tu już więcej nie przyjadę! Oddajcie mi pieniądze! Ja jestem PRAWNIKIEM i będę o nie walczyć!
[j] Wie pan - ja w tym momencie mam związane ręce. Średnio co miesiąc mamy kontrolę z GP (General Petrol jeśli kogoś to interesuje). Ostatnio widziałem ich jakieś dwa albo trzy dni temu i mówili że wszystko jest OK. Mogę panu zaświadczenie pokazać. Albo może pan przyjechać np. jutro i porozmawiać na ten temat z kierownikiem
[p] Ale co mi pan będziesz tu mówił! Ja jestem PRAWNIKIEM! Ja sobie zalałem NOWY samochód benzyną! Dzwoń pan do tego całego KIEROWNIKA!
Pogarda oczywiście po całości bo on jest pan prawnik... ale do czasu...
[j] No wie pan jest już po 23:00 i kierownik już śpi bo jutro o 8:00 musi być w pracy... mogę ewentualnie do zastępcy zadzwonić i może wtedy jakoś dojdziemy do porozumienia
[p] Dobra dzwoń pan byle szybko!
W tzw. międzyczasie na stacji pojawiło się trochę osób "a bo to kupić", "a bo samochód musiałem w środku nocy odpalić tak dla zasady i mało paliwa coś wskazywało", "a bo wy maszyny macie to sobie pogram do 4:00 i pójdę"
[j]*dzwonię służbowym na tyle na ile pozwala mi sytuacja ogólna na stacji*
[p] No ile można czekać?!
[j] No wie pan - późna pora, więc bardzo prawdopodobne że zastępca też śpi
[p] Mnie to nie obchodzi! Ja jestem PRAWNIKIEM!
w końcu v-ce odbiera i taki dialog:
[j] No cześć. Wybacz że dupę zawracam, ale tutaj pan mówi że zalał sobie samochód paliwem z naszej winy i koniecznie chce z tobą rozmawiać
[z] Dobra - dawaj go
I tu następuje chwila kiedy Piekielny co chwilę krzyczy w słuchawkę że jest prawnikiem, ja obsługuję klientów i w końcu dochodzi chyba do jakiegoś porozumienia
[p] (potulnie)No bo tu kierowniczka chce z panem rozmawiać
ja nieco się zdziwiłem postawą piekielnego zważywszy na jego wcześniejsze zachowanie, ale nic to - biorę słuchawkę
[j] No słucham cię
[z] Mateusz słuchaj - daj panu 15zł i niech sp**dala bo już prawie północ a ja mam dniówkę jutro. I bez pie**lenia - jakby coś sapał to zadzwoń i ja już z nim "uprzejmie" pogadam
[j] Ale jak później to z rozliczeniem będzie?
[z] Wszystko jedno - wrzuć karteczkę że 15zł na myjnię i ja już będę wiedzieć o co chodzi
I tu z-ca się rozłączyła. Ja dałem Piekielnemu jego "działkę" przebąkując coś że kierowniczka mówiła, on oczywiście przyklasnął i sobie poszedł

Co się nerwów najadłem to moje.

sklepy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 42 (260)
zarchiwizowany

#61677

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja wydarzyła się kilka dni wstecz.
Żeby oddać w całości jej absurdalność konieczny jest opis okolicy:
otóż moje osiedle jest podzielone na dwie części tzw. "nowy" Gaj i "stary" Gaj. Stary gaj to domki jednorodzinne w części budowane jeszcze za niemca, nowy Gaj to głównie bloki wielkopłytowe budowane za czasów tow. Gierka. Sytuacja miała miejsce na pograniczu między starym a nowym gajem. od północy idąc jest główna ulica -> parking -> blok -> podwórko z "nowoczesnym placem zabaw" dla dzieci -> kawałek zieleni -> droga dojazdowa do parkingu -> płoty ludzi mieszkających w domkach.
Otóż dnia pewnego idę sobie na praktyki studenckie. Jako że będzie ciężko to odpaliłem fajkę celem odstresowania się. idę chodnikiem wzdłuż drogi dojazdowej i w połowie drogi między w/w a przejściem pod blokiem stoi [p]ani Piekielna z pieskiem. Spoko - idę dalej i po 2 - 3 minutach słyszę:
[p] ekhu ekhu (że niby kaszel). - nic to, idę dalej.
po chwili znowu "ekhu ekhu", po czym wywiązuje się dialog:
[p] No i pali a ja muszę iść za tym dymem
[j] Ale kto pani każe za mną iść? Tyle miejsca przecież.
[p] Ale JA chcę iść chodnikiem bo przecież PIESEK
(spoko - piesek +/- 5 lat, znaczy w kwiecie wieku nawet jak na kundelka, którego pani piekielna posiadała)
[j]No to proszę bardzo - może pani mnie wyprzedzić żeby pani nie szła za PAPIEROSEM
[p] I tak właśnie to zrobię! Bo jak tak można palić!
[j] (w pełnym uśmiechu) Wie pani, jakieś 50% społeczeństwa pali więc wydaje mi się że nie uniknie pani tego że prędzej czy później ktoś i tak będzie szedł przed panią z papierosem
[p] No przynajmniej nie dzisiaj
[j] A sąsiedzi? na nich też pani krzyczy że palą nad/pod pani balkonem? Coś mi się wydaje że nie bo to SĄSIEDZI i chce pani z nimi dobrze żyć.
[p] Ale palenie to głupota i niszczenie życia! No jak tak można? I to jeszcze PRZEDE MNĄ!
[j] pani powie to sąsiadom palącym na balkonach - zobaczymy ilu panią wyśmieje
I wciąż z uśmiechem poszedłem dalej, gdzie pani Piekielna musiała koniecznie iść przede mną

okolice domu

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -12 (26)

1