Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ChR

Zamieszcza historie od: 22 października 2012 - 17:51
Ostatnio: 14 września 2017 - 12:50
  • Historii na głównej: 2 z 6
  • Punktów za historie: 817
  • Komentarzy: 31
  • Punktów za komentarze: 204
 

#79945

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótki komentarz do historii 79857 odnośnie nie wydawania jednego grosza za kawę.

Gdy zacząłem chodzić do liceum, a było to już patrząc na mój obecny wiek, dosyć dawno, bo w 1999 roku, kupowałem co miesiąc bilet miesięczny na autobus. Ceny biletów w tamtym czasie praktycznie co 2-3 miesiące nieznacznie się zmieniały, ale zawsze miały niestandardową końcówkę ceny, np. 88,04 PLN.

Przez te 4 lata liceum na kasie w moim małym mieście pracowała jedna i ta sama osoba, która mimo swojej niechęci do tej pracy dokładnie wiedziała kto i kiedy kupuje te bilety miesięczne. Wielokrotnie szliśmy tej pani na rękę nie wołając o wydanie dwóch, trzech czy tam nastu groszy.

I oczywiście zdarzył się dzień, gdy do kwoty wspomnianej wyżej zabrakło mi dosłownie dwóch groszy. Nie pamiętam do dziś, aby ktokolwiek i kiedykolwiek zaczął krzyczeć i uwłaczać komukolwiek za taką kwotę. Sytuacja zrobiła się o tyle ciekawa, że następną osobą w kolejce była koleżanka tej kasjerki, która wiedziała o tym nie wydawaniu reszty i nagle okazało się, że każdy w kolejce o czymś takim wiedział i zrobiła się z tego niezła awantura.

Finał był taki, że bilet dostałem, a pani otrzymała propozycję przejścia na wcześniejszą emeryturę, ponieważ w ciągu kilku dni wpłynęło to jej pracodawcy kolejnych kilka skarg na zachowanie tej pani. A ja od tamtego czasu postępuję dokładnie tak samo jak brexit, bo co jak co, ale takie wymuszanie to czyste skur...ństwo.

komunikacja_miejska

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 60 (90)

#76333

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tematyka weselna.

Ślub kuzyna, z którym myślałem, że łączy nas prawdziwa męska przyjaźń.

Z kuzynem, który jest starszy ode mnie o miesiąc, kumplowałem się od kiedy pamiętam. Osiem klas podstawówki, cztery klasy liceum, wspólne mieszkanie na studiach przez kilka lat. Potem każdy poszedł na swoje. On do miasta stołecznego, a ja zostałem w stolicy Wielkopolski. Cały czas kontakt był niezły przez jeszcze kilka lat i mimo, że widać było jak zmienił się podczas pracy w "korpo", nadal był człowiekiem godnym zaufania i szczerym.

W listopadzie 2015 roku okazało się, że będzie ślub i wesele, ale skromne i w najbliższym gronie. Pierwszy sygnał, że coś się z nim stało i już nie jest taki jak kiedyś, polegał na tym, że oprócz tej najbliższej rodziny zaprosił kogoś, kto jest z dalszej rodziny, argumentując, że "reszta kuzynów to są dla niego obcy ludzie, a jedynie K. jest kimś, z kim ma kontakt". Nie skomentowałem - jego impreza jego wybory - tak wtedy myślałem.

Minęło kilka miesięcy i od moich rodziców słyszałem, że coś się tam ogólnie zmienia i możliwe, że będzie większa impreza.

W maju tego roku zaproszenia dostała kolejna część rodziny (potocznie mówiliśmy o nich "ludzie gorszego sortu", bo tylko żartować się wszystkim ironicznie chciało).

W lipcu (na 35 dni przed uroczystością), dzwoni do mnie rzeczony kuzyn. Wiadomo jak wygląda taka rozmowa, gdzie najpierw przez pięć minut badasz grunt i pytasz o same nieistotne rzeczy, aż w końcu słyszę w słuchawce:

- Słuchaj wiem, że trochę późno, ale czy byś razem z E. (partnerką) przyszedł na wesele?

Zgodziłem się. Zaproszenie przyszło powiedzmy 4 lipca, a tam niezmieniona data, że ostatecznie potwierdzenie przybycia trzeba im dać do 30 czerwca...
Z rodzicami śmiałem się, że jestem rodziną 3-go sortu, ale nadal wierzyłem, że wszystko wróci do normy na weselu.

Do ostatniego dnia przed weselem razem z E. latałem i szukałem prezentu, kreacji dla E. i cholera wie, co jeszcze, żeby tylko wszystko było jak najlepiej i żeby pogratulować i życzyć szczęścia młodej parze.

Impreza odbyła się w pięknym dworku nieopodal miasta stołecznego. Okolica piękna, pogoda dopisała.

Jak już wszystko było na swoim miejscu wtedy zaczęły się "Dziady" (jak na Halloween), które dotyczyły praktycznie każdego gościa na imprezie:

1. Usytuowanie gości - brat Pana młodego był świadkiem, więc on, oraz Ojciec i Matka siedzieli blisko głównego stołu. Siostra Pana młodego razem z dzieckiem siedziała w ostatnim (razem z kierowcą autobusu, który woził gości, kolegą z liceum, ze mną i moją partnerką).

2. Podczas całego wesela oraz pobytu tam na miejscu (prawie 3 dni), kuzyn podszedł do mnie i zadał łącznie 1 pytanie: Czy sok na stoliku mamy, bo jak coś to nam doniosą?

3. Stoisko z wyrobami tradycyjnymi + bimber :)
Stojąc tam i nakładając co nieco do kieliszka i na talerz zobaczyłem jak zbliża się kuzyn do mnie razem z innymi ludźmi i usłyszałem coś takiego (patrząc na mnie):
- Teraz chodźcie na zewnątrz, wrócimy jak nie będzie tu nikogo.

4. Krojenie tortu - wszyscy zaliczyli opad szczęki.
Para młoda ukroiła sobie po kawałku po czym oddali nóż jakiejś osobie z obsługi i poszli do drugiej sali jeść ten tort. Reszta ludzi stojąc w kółeczku wokół tortu została i patrzyła się jak obsługa kroi tort.

5. Podziękowania dla Rodziców - kolejny opad szczęki wszystkich.
Podziękowania "ogłosił" jeden z DJ-i, którzy na nieszczęście obsługiwali to wesele. Wszystko powiedziane, gdy na sali nie było pary młodej (wyszli gdzieś), a rodzice siedzieli przy stołach, i dodatkowo powiedział to w momencie, gdy wszyscy byli w połowie konsumpcji obiadu, więc każdy mlaskając i przeżuwając słuchał, jak to para młoda jest wdzięczna swoim rodzicom.

6. Muzyka.
Nie jestem fanem prawie żadnej muzyki weselnej, więc przeważnie mi się muzyka na weselach nie podoba, chyba, że jest zespół z muzyką na żywo, który potrafi ludzi pobudzić.
Tutaj było dosłownie 2 "dresów", którzy grali różne kawałki, ale robili taki set z muzyką długości (sprawdzałem stoperem z ciekawości po którymś razie) 1,5 godziny i nie odzywali się wcale, czasem słychać było "Gorzko, gorzko,...", a następnie była godzina lub 40 minut przerwy, gdzie każdy już miał dość.

7. Finał jak dla mnie.
Całość około godziny 2.00 podsumował brat i świadek Pana młodego.
Wstając od stołu przeciągnął się i powiedział:

- Już 2-ga w nocy. Czas kończyć imprezę, bo jestem zmęczony.

Po tym tekście wstałem wraz z E., podziękowałem i poszedłem spać.

Może finalnie dla niektórych z Was ta historia nie jest piekielna. Dla mnie ten brak szacunku i zlekceważenie całej rodziny (jeden wujek wyszedł z wesela o 21:45, twierdząc, że jest zmęczony, a miesiąc wcześniej bawił się na innym weselu do 5.00 rano...) jest bardzo przykrym i smutnym doświadczeniem.

Ślub

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 226 (306)
zarchiwizowany

#47175

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając wpis aikusa (http://piekielni.pl/47171) przypomniałem sobie pewną historię. Będzie prawie jak w dowcipie:

Małżeństwo z 20-letnim stażem, On [M] majsterkuje, Ona [K] robi obiad w kuchni i nagle on woła:
[M] – Słuchaj, chodź tutaj i przytrzymaj mi ten kabel.
[K] – No trzymam i co?
[M] – Hmmm, widocznie faza jest w drugim.

Wracając do tematu, kiedyś razem z Ojcem mieliśmy wymieniać stare gniazda elektryczne na nowe, co wiązało się z wyłączeniem prądu poprzez wykręcenie korków (instalacja starego typu). Do nich została dołączona mapka, aby wiedzieć, który korek jest do czego. Mapka została zrobiona przez „fachowców” za czasów PRL-u, tyle tytułem wstępu.

Wymianie miały podlegać gniazda elektryczne znajdujące się na piętrzę domu. Aby prąd nie płynął należało wykręcić określony korek, co wykonałem według mapki. Po usłyszeniu soczystego „KU*WA MAĆ!” oraz huku tyłka Ojca o podłogę wiedziałem, że jednak coś jest nie tak. Po wysłuchaniu tego, jakim jestem pierdołą i nie potrafię wykręcić odpowiedniego korka, wykręciłem kolejne korki, sugerując się tym, że mapka może być odbiciem lustrzanym lub po prostu „wykręcę wszystkie naokoło, bo znowu coś JE*NIE” ;-)

Słysząc syk bólu oraz wiele niecenzuralnych określeń, postanowiłem wykręcić wszystkie korki (łącznie było ich 16) i powiedzieć Ojcu, że teraz to „chyba” na pewno nic go nie popieści. Udało się. Ojciec cały, ja też cały, i gniazdo również – wymienione.

Na koniec postanowiliśmy zrobić nową mapkę tych korków, aby więcej już Ojciec nie obijał sobie 4 liter, a ja nie musiał się bać utraty zębów. I tak wyszło, że wg nowej mapki korek, który odpowiadał za gniazda na piętrze to był korek np. nr 11, a na starej mapce np. nr 3. Po sprawdzeniu korków tylko 2 na 16 się zgadzały. Powiem szczerze, że próbowałem to na kartce sobie rozrysować na wiele sposobów i nie było w tym logicznego sensu, co w samo w sobie było piekielne.

Oliwy do ognia dolał stary elektryk, który robił tą instalację, gdy Ojciec z nim przypadkiem rozmawiał o tym na ulicy. Stwierdził:
- Panie! Ciesz się, że to w ogóle Panu działa po tylu latach!

elektrycy wysokich napięć ;)

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 93 (151)
zarchiwizowany

#45047

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tematach przy świątecznym stole.

Zastanówcie się, czy mieszkając z rodzicami i siostrą w mieszkaniu M3, bylibyście skłonni przygarnąć teoretycznie obcą osobę (ta osoba ma tylko 1 osobę z rodziny mieszkającą na wsi daleko od miasta) do siebie do domu, oddając jej swoje łóżko, poświęcając jej 2 lata życia (nowotwór złośliwy), biegając z chemii na chemię, z lekarza do lekarza? Dodatkowo dobrowolnie rezygnując z pracy (licząc na wsparcie rodziców i siostry) tak, aby ta osoba wyzdrowiała?

Mi udało się odnaleźć w tłumie taka właśnie osobę, która zrezygnowała prawie z wszystkiego dla kogoś, kogo naprawdę niewiele znała, sama mając niewiele. Dzięki Niej człowiek przykuty do łóżka wyzdrowiał w 100%. Nie ma żadnych powikłań, przerzutów - po prostu okaz zdrowia.

W taki właśnie sposób opisałem rodzicom 3 lata temu moją dziewczynę. Reakcja?

"Jak to nie pracowała? Przecież to nie małe dziecko przykute do łóżka, za którym trzeba latać, pilnować, żeby miało co jeść, żeby się czymś nie zadławiło. Przecież ona mogła coś robić, pójść gdzieś do pracy, przecież to nie są ludzie, którzy nic nie mogą zrobić wokół siebie (chorzy na raka)...". Cała wypowiedź trwała kilka minut i całość traktowała sprawę w ten sposób.

Nie potrafiłem tego skomentować, bo nie chciałem nazywać swoich bądź co bądź rodziców, skur***lami bez serca. Nie wiem też jak ja bym się zachował, ale od tamtego czasu jestem pod wrażeniem poświęcenia i tego, że nie każdy jest taki bezduszny jak moi rodzice.


P.S. Krótko po tym jak ta sytuacja się zdarzyła poznałem moją wybrankę i po jakimś czasie opowiedziałem rodzicom powyższą historię. Po tylu latach oni nadal uważają tak samo. Dowiedziałem się tego w Święta.

rodzice

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 31 (189)
zarchiwizowany

#44650

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sklep mięsny i Pan z listą zakupów.

Zachciało się na obiad spaghetti, więc czym prędzej poleciałem po mięso mielone. Tylko nie takie już gotowe i zapakowane, ale dostępne w sklepie poprzez zmielenie odpowiedniego, wybranego przez klienta, kawałka mięsa.

Przede mną tylko 1 osoba, która z dosyć dużą listą zakupów, po kolei mówi czego i ile (plastrów, dekagramów) chce. Oczywiście standardowo nie słuchałem tych wypowiedzi, bo szukałem mięsa. Po chwili słyszę, że Pan również prosi o mięso i o jego zmielenie. Tutaj pada standardowe pytanie sprzedawczyni (przynajmniej w sklepach, gdzie traktują klienta i jego potrzeby na poważnie):

"Czy umyć Panu mięso przed zmieleniem?"

W tym momencie widać gołym okiem jak upada cały światopogląd tego klienta. Szuka i widać, że takiego polecenia nie ma nigdzie, a jego mózg nie rozumuje na zasadzie czy lepiej dla zdrowia mieć mięso myte czy nie, ale czy ktoś go przypadkiem nie rozliczy z tego, że ma mięso umyte czy też nie. Patrzy nerwowo na kartkę, przebiera z nogi na nogę, dosłownie jak dziecko, które czeka na rodziców po wywiadówce wiedząc, że szykuje się konkretny wpier...konkretne lanie tyłka, bo cały rok się nie uczyło, a rodzicom mówiło co innego. :-)

W końcu po około 15 sekundach Pan mówi:

"Nie ja dziękuję. Żona NIE KAZAŁA to niech Pani nie myje..." - oczywiście słowa napisane duża literą zostały bardzo mocno podkreślone przez klienta!

Te trzy kropki zostawiłem celowo, bo ten facet (na oko 45 lat) powiedział to w taki sposób, jakby czekał, że sprzedawczyni oraz ja go pochwalimy i powiemy, że dobrze robi.

Mój humor już i tak był świetny, ale postanowiłem sobie na małą uszczypliwość na koniec, gdy klient już zapłacił. Na pytanie: "Co podać?" odpowiedziałem:

"Pół kilo mięsa mielonego. Poproszę o umycie przed zmieleniem, bo jak się moja dziewczyna dowie, że takie nieumyte kupiłem, to nie będę już mógł sam na zakupy chodzić".

Oczywiście wypowiedziane przy kliencie, tak aby troszkę nim wstrząsnąć, ale nie zmieszać. :)

W mięsnym.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 60 (308)
zarchiwizowany

#44078

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wieczór dzisiejszy. Poznań.

Piesi na drodze a droga hamowania...na szczęście (dla nich) dałem radę, ale po kolei.

Jadąc pewną drogą i słuchają audycji w pewnym radiu, co serwuje tylko "złote piosenki", słyszę jak pewien Pan wypowiada się o systemach hamowania i ich zastosowaniu ich zimą i w momencie, gdy pada mniej więcej takie zdanie:

"... korzystając z ABS-u musimy pamiętać, że należy silnie kopnąć w pedał hamulca i starać się ominąć przeszkodę, ponieważ mamy kontrolę nad pojazdem..."

widzę jak na drogę, zza zaparkowanego na chodniku samochodu, wychodzą 2 osoby przed maskę mojego samochodu! Wcześniej kompletnie nie widoczne, z uwagi właśnie na zaparkowane wzdłuż drogi samochody, w miejscu gdzie nie ma oznakowanego przejścia dla pieszych.

Zgodnie z powyższą instrukcją kopie ten pedał, ABS-y działają po czym zjeżdżam na przeciwległy pas i omijam tych DEBILI o centymetry! Moja prędkość w momencie hamowania to ok. 40 km/h a dystans do tych osób to ok. 30 metrów, a i tak zatrzymałem się dopiero ok. 10 metrów za nimi!

Zjechałem na swój pas, wysiadłem chcąc wytłumaczyć "ręcznie" lub "nożnie", ostatecznie słownie to, co właśnie się stało, ale nie było już nikogo.

Mając na względzie bezpieczeństwo tych DEBILI drugi raz też bym zjechał na przeciwny pas ruchu nawet kosztem wypadku.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (127)

1