Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Dabug89

Zamieszcza historie od: 7 stycznia 2017 - 13:00
Ostatnio: 7 stycznia 2017 - 14:44
  • Historii na głównej: 1 z 1
  • Punktów za historie: 258
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 

#76612

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam wszystkich. Chciałbym się podzielić moimi doświadczeniami i sytuacjami, które przydarzyły się w moim życiu. Moim celem w opisaniu tych wydarzeń są wyrzucenie emocji, które przez długi czas trzymam w sercu, a także by dać siłę innym osobom, które będą chciały przeczytać moje wspomnienia. To jest pierwszy raz kiedy cokolwiek piszę od siebie (moje uczucia, wspomnienia), więc może wyjść czasami lakonicznie i niegramatycznie, ale postaram się zachować sens tych wypowiedzi.

Od kilku lat (bodajże 7-8 lat) pracuję jako pracownik ochrony - lub jak to lubią mówić ludzie cieć, dozorca czy podpieracz słupów. Posiadam również orzeczenie o niepełnosprawności na słaby słuch - ale o tym za chwilę. Ten zawód jakoś nie jest moim marzeniem czy dająca satysfakcję emocjonalną - ale idzie zarobić. W przeszłości nie mogłem znaleźć zatrudnienia w jakiejkolwiek pracy - ze względu na mój słuch; nie mogłem pracować w fabrykach, służbach porządkowych czy nawet jako zawodowy kierowca.

Mieli jakieś wobec mnie opory , gdy przyuważyli mój aparat na moim łbie - i potem magiczna formułka "Oddzwonimy do pana". Jedynie w firmach ochroniarskich znalazłem zatrudnienie. Najpierw jako ochroniarz w hipermarketach, sklepach samoobsługowych w najgorszych dzielnicach, perfumeria, dozorca w budynkach użyteczności publicznej i teraz w firmie budowlanej.

Ale nie zatrudniliby mnie tez do pracy gdybym nie miał 'cholernego" magicznego papierka, które jest nazywane orzeczeniem o niepełnosprawności. Dziś opowiem o tym jak się stałem posiadaczem owego papieru, które jest moją jedyna przepustką w znalezieniu pracy w tym smutnym jak cholera kraju i jak nadal są ludzie z ułomnościami (to nie obraza) traktowani jako śmieci (to jest obraza).

Posiadam od urodzenia mikrozję obustronną - charakteryzuje się tym, że mam nierozwinięte małżowiny uszne (brak lub cząstka) oraz zwężone przewody słuchowe. Jednak nie jestem głuchy tylko niedosłyszący. Co sprawia, że dla otoczenia jestem jakimś wybrykiem natury. Matka moja uczyła się języka migowego, bo myślała, że nie będę komunikatywny i odosobniony (na szczęście się tak nie stało), jednak ona miała że mną najciężej. Kiedy byłem mały (3 latka?) zabrała mnie do poradni psychologicznej - pedagogicznej, żeby określili mój stopień rozwoju i jakie kroki czynić dalej. I co się okazało? Komisja, która urzędowała w tej poradni (lata 90) zaproponowała mojej matce, żeby wysłać mnie do szkoły specjalnej - tam gdzie znajdują się ludzie z ciężkimi przypadłościami. Inaczej mówiąc po naszemu - zsyłka.

Matka była wściekła i odparła że jeśli oni nie chcą pomoc - to sama poradzi bez niczyjej pomocy. Warto wspomnieć, że po wizycie w poradni, kiedy "rodzina" się dowiedziała - również zaproponowali wysłanie mnie do szkoły specjalnej (po jakimś czasie się dowiedziałem) co oznaczało jedno - byłem skazą i wstydem dla "rodziny". I to jak matka - jak chciała tak zrobiła. Miała ze mną ten problem, że miałem lekki autyzm, ponieważ nie posiadałem jeszcze aparatu słuchowego - nic nie słyszałem (albo słyszałem tylko jako mały nie ogarniałem jeszcze dźwięków), wiec byłem zamknięty i w swoim świecie. Ciężko pracowała ze mną - uczyła pisać, czytać, rozmawiała ze mną o wszystkim i o niczym. Problemy miałem tylko z matematyką - na tamte czasy one wydawały mi się czysta abstrakcją i nie umiałem jeszcze skojarzyć faktów i logicznie pogłówkować.

Tak mnie wytarmosiła i podkuwała, że kiedy poszedłem do pierwszej klasy podstawówki nauczyciele widząc moje postępy od razu chcieli mnie przenieść do 3 klasy podstawówki. Matka się nie zgodziła - chciała żebym przyzwyczajał się do rówieśników i zaprzyjaźniał się z nimi. Czy dobrze zrobiła - mam mieszane uczucia. Jak to dzieciaki - traktowali mnie jako dziwadło i jakoś szczególnie nie kwapili się by ze mną się zaprzyjaźniać. Niektórzy chcieli nawet bardzo się "ze mną zaprzyjaźnić", ale ojciec mnie nauczył jak wprowadzić ciosy. I tak jakoś dawałem rade.

Potem kolejna poradnia - i tu był wielki szok . Nie mogli uwierzyć ze młode dziecko, które chcieli wysłać na zsyłkę - potrafi komunikować się ze światem jak normalny człowiek. To jest właśnie problem wszystkich ludzi, którzy postrzegają ludzi z przypadłościami - patrzą na ich z litością (lub obrzydzeniem) i starają się pomoc im wbrew ich woli. A my nie chcemy takiej pomocy - my chcemy być traktowani jak normalni ludzie, jak normalne społeczeństwo - co często zapominają o tym.

W czasie liceum poszedłem z matka do wydziału, który zajmuje się wydawaniem orzeczeń o niepełnosprawności. I tu był kolejny szok - pani w komisji zadawała pytania w stronę mojej matki: co robię, jakie plany, jakie operacje były wykonywane w przypadku mojej przypadłości itd. Ja odpowiedziałem na spokojnie zadane pytania, bo to o mnie dotyczyło. Wtedy pani robiąc wielkie oczy spojrzała na moją matkę, zbliżyła się do niej i konspiracyjnym szeptem (jakbym tego nie usłyszał) szepnęła do niej z niedowierzaniem: "Proszę Pani, on umie mówić?" Tylko dzięki silnej woli powstrzymywałem się od ryknięcia śmiechem, matka też widziałem próbowała zachować powagę sytuacji.

Kolejna sytuacja była kilkanaście lat później w tramwaju - pojechaliśmy odebrać samochód mamy z warsztatu. Można się domyślić - nosze w miarę średniej długości włosy, przez co widać mój aparat, który jest na mojej głowie - kiedy się przejmowałem jak się na mnie ludzie gapili, a teraz mam kompletnie na to wylane. Ale jedna z dziewczyn uporczywie się we mnie wgapiała. Więc na spokojnie ściągnąłem aparat, oddałem mamie "Przytrzymaj moje uszy na chwile" po czym do niej wypaliłem "Czy teraz jestem przystojniejszy?" Burak czerwony przy niej to był wybielony.

Czmychnęła szybko na koniec wagonu i straciłem możliwe szanse na żonę. Kiedyś byłem zły, że taki się urodziłem. Brzydziłem się sobą kiedy spojrzałem w lustro, a na zdeformowane uszy nie mogłem już patrzeć. A teraz? Już mnie to nie rusza nawet na chwile. Teraz żyje sobie na spokojnie, pracuje i żyje własnym życiem.

Piszę to ponieważ chciałbym się zwrócić do osób które czytają i maja takie przypadłości nie tylko fizyczne czy psychiczne. Ale także do ludzi zdrowych - nie dajcie się omotać, żyjcie według własnego wyboru, nie bójcie się okazać, że jesteście inni - pokażcie im ze możecie być bardziej normalni i ludzcy niejednokrotnie od zdrowszych ludzi. Pozdrawiam
P.S. Może się nie nadaje do piekielnych (mało piekielności), ale wstawię więcej moich sytuacji z pracy "głuchego" ochroniarza i kolejnych problemów z życia społecznego.

Inne

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 235 (281)

1