Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Discordia

Zamieszcza historie od: 17 września 2014 - 15:08
Ostatnio: 23 lutego 2015 - 22:33
  • Historii na głównej: 6 z 7
  • Punktów za historie: 3799
  • Komentarzy: 28
  • Punktów za komentarze: 338
 
zarchiwizowany

#63492

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia moich kuzynów.
Kuzyn Krzysiek ma brata bliźniaka Piotrka. Podobni do siebie są niesamowicie i naprawdę trzeba chyba być ślepym, żeby tego nie zauważyć. Krzyśkowi miesiąc temu urodziła się córeczka.

Kuzyni są bardzo rodzinni i "prodzieciowi". Krzysiek małą ubóstwia i uwielbia się nią zajmować. Piotrek chętnie pomaga i aktualnie się ze swoją żoną starają o pierwszego potomka. Dlatego jak żona Krzyśka czasem wybierze się na spotkanie z koleżankami, ten chętnie córką się zajmuje, niech żona ma czas dla siebie. Któregoś dnia ubrał małą, zabrał wózek i umówił się z bratem w parku, żeby potem żona do nich po spotkaniu dołączyła.

Z relacji ich obu wiem, ze wyjście mijało zupełnie spokojnie, aż nie natrafili na mamusię z wózkiem, która po otaksowaniu ich wzrokiem postanowiła... zacząć wrzeszczeć, że pedały, pederaści, pedofile, że co to się dzieje, że dziecko gwałcą i że ona to zgłosi.

Krzyśka z Piotrkiem na moment zatkało, a potem ryknęli śmiechem. Baba oczywiście szok i nadal nawija, że ona powiadomi służby, ona im nie pozwoli odejść. Krzysiek wymanewrował wózkiem żeby iść dalej, stukając się znacząco w czoło i mówiąc, że babo przecież widać, że jesteśmy braćmi.

Czy mamuśka pojęła swoją gafę? A skąd!

Lazła za nimi odgrażając się, że na policję dzwoni. Ponoć tam coś w telefonie majstrowała, ale szybko się ewakuowała jak Krzysiek przywitał się z żoną słowami "Cześć Kochanie, słyszałaś już że my z Piotrkiem zostaliśmy oficjalnie parą?".

Ja się aż boję co to będzie jak Piotrek się dziecka dorobi i będą się z dwoma wózkami bujać.

matki

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 315 (411)

#62979

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z czasów jeszcze szkolnych. Piękny, słoneczny weekend, więc postanowiłam wybrać się do parku. Dojeżdżałam na miejsce tramwajem, słuchając muzyki w słuchawkach. Od razu zaznaczam, że też moja nieuwaga zalśniła zdrowo w tej sytuacji, nie da się tego ukryć.

Tramwaj miał tak przystanek, że wychodziło się na ulicę, nie wysepkę. I właśnie tu głupotą zaświeciłam, bo po zatrzymaniu się tramwaju dziarsko wyszłam z niego nie patrząc czy jakiś szalony pojazd się nie zbliża i moment później już leżałam na asfalcie.

Pierwsza myśl: co za wstyd, wygrzmociłam się na schodkach z tramwaju jak ostatnia ciamajda. Do tego widzę po prawej koło samochodu tuż obok mojej twarzy, więc musiałam zatrzymać ruch. Niezdara jakich mało.

Podnoszę się i coś mi się wydaje, że jednak się tak po prostu nie wygrzmociłam sama z siebie. Noga mnie piekielnie boli, cała ulica zamarła, motorniczy wychodzi z tramwaju (o dziwo nie klaszcze), armia emerytek już stoi na ulicy i o coś się tam przekrzykuje. Ostrożnie ściągam słuchawki i dociera do mnie z pełną mocą, że chyba właśnie kierowca owego autka postanowił zignorować przepis o zatrzymaniu się gdy tramwaj ma przystanek na ulicy i mnie skosił jako pierwszą, która wyszła.

Babcie się drą, motorniczy dzwoni na policję, no normalnie sajgon. Ja stoję jak ta sierota starając się ponownie zalogować do Matrixa, aż w końcu sprawca wypadku się objawia. Z samochodu wyskakuje [p]aniusia w sukieneczce, blond włos rozwiany, oczy jak u zranionej sarenki i tako rzecze:

[P]: No pani mi wybaczy! Ja dzisiaj taka roztrzęsiona jestem, bo się z mężem pokłóciłam i mi się zapomniało, że zatrzymać się trzeba.

Mój mózg się zrestartował po miażdżącej logice pani. Na tyle skutecznie, że pierwsze co wyszło mi z ust to "Czyli w odwecie postanowiła pani rozjechać pierwszą osobę na ulicy?".
Paniusia w płacz, że ja taka niedobra, ona jest po kłótni i ja powinnam zrozumieć.

Nie zrozumiałam. Panowie policjanci też nie.

Miałam kuriozalne wyrzuty sumienia, że się zalała łzami po moim tekście. Ale teraz zanim wyjdę z tramwaju już zawsze patrzę, czy coś nie jedzie. Tak na wszelki wypadek, bo jeszcze ktoś może być po sprzeczce małżeńskiej.

Edit: Tak, pogotowie było. Nie, o dziwo nie była to autostrada i pani nie pruła sto na godzinę. Ja natomiast nie nazywam się Wolverine i jestem w jednym kawałku nie dzięki nadludzkiej regeneracji, ale stosunkowo niskiej prędkości pani auteczka.
Włos rozwiany akurat był jasny. Mój też jest. A sukieneczka, bo lato. Sama miałam sukieneczkę, kajam się :)

kierowcy

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 465 (603)

#62632

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeglądając Piekielnych natrafiłam na parę historii listonoszy i tak mi się przypomniało, jak za czasów studiów sobie dorabiałam w Poczcie Polskiej podczas wakacji. Własnie jako listonosz.

Ważne: Mam na obojczyku tatuaż dwóch, całkiem sporych motyli. Siłą rzeczy w zwykłym t-shircie kawałek skrzydła jednego z nich wystaje poza materiał.

Lato, ja w przepisowej koszulce Poczty Polskiej docieram pod drzwi [P]iekielnego z poleconym.

[J]a: List polecony dla pana.
[P]: (z listu w moich dłoniach przenosi wzrok na motyle skrzydło wystające spod koszulki i widzę, jak robi się czerwony na twarzy) Ja nie przyjmę!
[J]: Może pan odmówić przyjęcia przesyłki, oczywiście.
[P]: Nie! Ja chcę ten list, ale ja nie przyjmę od ciebie!

Stupor. Zastanawiam się co mu przeszkadza we mnie, ale szybko się dowiedziałam.

[P]: Ty jesteś recydywa! Kryminalistka! Ty mnie pewnie chcesz okraść! Co to za świat, że na pocztę zatrudniają przestępców wytatuowanych! Ja to zgłoszę!

Jebs drzwiami i tyle go widzieli. Lekko w szoku uznałam, że no dobra, wypiszę awizo skoro jednak przesyłkę chce. Jakaś niewytatuowana pani z okienka mu ją poda.
Może to lekko zaściankowe, że tatuaże kojarzą się z kryminalistami, ale w co tam kto lubi wierzyć. Chociaż jeszcze zrozumiałabym oburzenie jakbym miała jakieś niemowlę pożerane przez rekina na sobie, a nie dwa zupełnie niegroźne motylki. Jego sprawa, może lubi chodzić na pocztę.

Kolejnego dnia finał. Przyszła skarga, że dostał awizo chociaż był w domu.

Aż się chciało wtedy filozoficznie zapytać: Jak żyć?

poczta

Skomentuj (77) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 362 (570)

#62601

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kurierski kosmos.

Mama moja kochana wysyłała mi paczki z rzeczami z domu. Miały przyjść dwie, wszystko pięknie, maila z potwierdzeniem dostałam wraz z wiadomością, że między 12 a 14 w piątek dostarczą. No mnie to nie urządza, bo w pracy będę, więc grzecznie opłacam pięć funciaków za dostarczenie w sobotę i spokój. Kurier ma być między 10, a 12.

Sobota rano, sączę sobie herbatkę o 10:01, z ciekawości sprawdzam status przesyłki. I co widzę? Nieudana próba doręczenia. No niech mnie drzwi ścisną, nie śpię od 8, cicho w domu jak w grobie, a dzwonek do drzwi by obudził zmarłego. Sprawdzam pod drzwiami i oto leży moje awizo. Kurier ninja, podrzucił i uciekł. Oczywiście kontaktu z firmą w sobotę żadnego, czekam gotując się ze złości do poniedziałku.

Dzwonię na infolinię w poniedziałek i wytłuszczam, że chyba się z koniem przez telefon widzieli, że ja płacę dodatkowo za dostarczenie przesyłki w sobotę i dostaję w zamian awizo. Miła pani mówi, że mnie przełączy na osobę zajmującą się takimi sprawami. I przełączyła mnie na maszynę.

Tak się nie bawimy.

Dodzwaniam się pokątnie do żywej istoty i taka oto sytuacja ma miejsce. Ponownie wyjaśniłam sytuację, już mniej miło i przy okazji wspominając, że ich kurierzy są pozbawieni takiego organu jak mózg. Przekład tej rozmowy daje dobry pogląd na fakt, że Monty Python nie wyssał sobie z palca absurdów, jakie przedstawiali w skeczach.

[Ja]: Bla bla bla, i byłam w domu i dostałam jedynie awizo. A zapłaciłam za paczkę, nie awizo.
[Pan]: Nie było pani w domu.
[Ja]: Byłam. Piłam herbatę i to nie jest szczególnie głośna czynność, żebym dzwonka nie słyszała.
[Pan]: A jest pani pewna, że ma pani dzwonek?

No przysięgam, ta papuga nie jest martwa, tylko drzemie i tęskni za fiordami.

[Ja]: (siląc się na spokój) Tak, jestem pewna, że mam dzwonek. Uprzedzam kolejne pytanie. Dzwonek działa.
[Pan]: Nie było pani w domu.
[Ja]: Czy do pana dociera, że byłam?
[Pan]: Ale kurier był.
[Ja]: Cudownie. Szkoda, że nie użył rączki żeby zadzwonić do drzwi.
[Pan]: (chwila ciszy) A gdzie pani znalazła awizo?
[Ja]: A co do tego ma awizo? Pod drzwiami.
[Pan]: Kurier zrobił zdjęcie budynku w jakim był i wrzucił na online tracking.
[Ja]: Żadnego zdjęcia nie ma.
[Pan]: Czyli kuriera nie było w pani budynku.

???

[Ja]: W takim razie skąd awizo?
[Pan]: (ciężka cisza)
[Ja]: Mniejsza z tym. Zapłaciłam za sobotę, bo wtedy byłam. Dziś mogę ją odebrać o 17:30.
[Pan]: (słabo) Ale ona jest już z kurierem.
[Ja]: W takim razie proszę ją dostarczyć na Piekielną 34.
[Pan]: (bardzo słabo) To nie w rejonie kuriera.
[Ja]: Czy ja brzmię na osobę, którą to interesuje?
[Pan]: Ja nic nie poradzę.
[Ja]: Lepiej żeby pan poradził. A czy budynek naprzeciwko mojego? Ktoś inny odbierze.
[Pan]: (z życiem) Tak! Proszę o adres.
[Ja]: Diabelska 5, firma ABC
[Pan]: Ach, dobrze. Firma AGZ.
[Ja]: ABC.
[Pan]: Tak tak, zapisałem, AGZ. Już wysyłam kuriera.
[Ja]: (z furią) ABC. JAK POCZĄTEK ALFABETU.
[Pan]: (ciuchutko) Tak, ABC. Przepraszam. (jeszcze ciszej) Czy to już wszystko?
[Ja]: TAK.

Dostałam godzinę później potwierdzenie doręczenia paczki. Podpisał jakiś Chris. Wpisany w system jako HRRIZ. Kurier zadziwia, ale to nie koniec jego niesamowitych zdolności.

Przypełzłam do firmy ABC po paczki. Miały być dwie, była jedna. Oczywiście. Of kors. Naturliś. Spokojnie, tylko spokój może nas uratować.

Pod moimi drzwiami stała kolejna paczka. Tajemnica rozwiązana. Mały móżdżek kuriera nie pojął, że jak obie paczki są od tego samego nadawcy do tego samego adresata, to jak adresat drze się że ma być "paczka" dostarczona pod inny adres to znaczy jedną, prawda? Drugą zostawię pod drzwiami, ta miała być pod adres początkowy.
Korci mnie napisać do kogoś z DPD i zapytać o tego kuriera. Czy on aby na pewno powinien pracować w swoim fachu. Ale mam dość tej firmy na zawsze i na cztery kolejne wcielenia.

dpd

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 440 (506)

#62562

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym jak dowiedziałam się, że jestem rasistką. I o nowej technologii, gdzie się imię osoby dzwoniącej wyświetla nawet jeśli nigdy nie mieliśmy jej numeru zapisanego.

Godzina 23:15, grzecznie się wybieram do łóżka, bo kolejnego dnia zrywam się z rana żeby jechać do Newport w delegacji. Aż tu nagle telefon mi dzwoni, do tego jeszcze numer zastrzeżony. Godzina dość parszywa żeby wydzwaniać do ludzi, ale jeden z wykonawców projektu ma numer prywatny, aktualnie mamy dość gorący okres w firmie, wiec odbieram.

Nie, to nie wykonawca. To jakiś facet z ciężkim, chińskim akcentem coś tam do mnie mówi, z czego jestem w stanie zrozumieć jedynie słowo "zamówienie". Po trzecim razie gdy zapytałam go o co mu właściwie chodzi (a cholera wie, może to kurier mający w poszanowaniu ludzkie godziny pracy, chcący dostarczyć mi zamówione niedawno kocie akcesoria) dowiedziałam się, że jestem rasistką bo nie rozumiem jego anglochińskiego. No dobra, niemiło tak. Ale w końcu udało mi się z niego wydusić, że chodzi o jedzenie (??), które zamówiłam w Birmingham (jakieś 4 godziny drogi ode mnie) i mam natychmiast odebrać i zapłacić. Powiedziałam panu, że coś mu się pochrzaniło i się rozłączyłam.

Oczywiście telefon znowu dzwoni i pan stał się wyjątkowo piekielny, rycząc na mnie, że to na pewno ja zamówiłam, on słyszy jak się z niego śmieję (?!), że jestem podłą rasistką zamawiającą dla jaj jedzenie z chińskich knajp i potem nie płacącą za nie, żeby on miał problemy. No komedia, do tego w środku nocy. Wyjaśniłam panu ponownie i niesamowicie spokojnie, że nie, to nie ja i życzyłabym sobie żeby mnie zostawił w spokoju i się rozłączyłam zanim dalej się pienił już totalnie niezrozumiale.

Telefon wyciszony, ładuję się do łóżka. I słyszę to przeklęte bzyczenie, gościu nie odpuszcza. Dobra, już i tak to zamieszanie mnie skutecznie rozbudziło, zła jestem jak osa bo się nie wyśpię, to panu wyjaśnię co ja o nim myślę (nie mogłam wyłączyć telefonu, kolega miał dawać znać wcześnie rano kiedy będzie podjeżdżał do mnie). A tam zonk, ktoś kogo faktycznie rozumiem. Ponoć [M]anager. I taka oto rozmowa się wywiązała (w tle ciągle ryki pana nerwusa)

[M]: Dobry wieczór, ja w sprawie nieodebranego przez panią zamówienia.
[J]: Z tym problem, że nic nie zamawiałam.
[M]: Mój pracownik twierdzi, że zamawiała pani i śmiała się pani z niego.
[J]: Pana pracownik ma problem ze zrozumieniem prostego zdania, że pomylił numery, wiec nie sugerowałabym się jego wyjaśnieniami. Jest środek nocy, nie życzę sobie więcej telefonów.
[M]: Ktoś musi za to zapłacić.
[J]: Bardzo się ciesze, ale chyba nie do mnie powinien pan dzwonić z tym problemem.
[M]: Pani numer i imię pojawiło się u nas na wyświetlaczu telefonu gdy pani składała zamówienie.

Zapaliła mi się czerwona lampka. Co to za nowa technologia, że niby się moje imię gdzieś wyświetla? Zwłaszcza w knajpie o jakiej pierwszy raz słyszę. Czuje ściemę na kilometr, pewnie zaraz mam mu może podać numer karty kredytowej.

[J]: Ciekawa sprawa. A jak ja się nazywam, że moje imię się pojawiło?
[M]: (wyraźnie tracąc rezon) Ja będę musiał to zgłosić na policję!
[J]: Bardzo dobrze, że pan pojął że wyłudzanie pieniędzy jest karalne i się pan sam zgłosi.
[M]: Zdaje sobie pani sprawę, że mój pracownik będzie musiał pokryć koszta i zostanie zawieszony?
[J]: Nie mogę powiedzieć, że mi przykro.
[M]: To jest dobry pracownik. Nie zasługuje na to.
[J]: Wątpię. Dobranoc.
[M]: Ja się jeszcze z panią skontaktuje! Ja tego tak nie zostawię!

Rozłączyłam się i olałam gada. Więcej już nie dzwonił.
Nie mogę się doczekać tego pozwu sadowego na podstawie źle zapisanego numeru telefonu. Albo naciągacze, albo piekielny za wszelką cenę chciał zwalić na kogoś swoje niedopatrzenie.
Zawiesić i obciąć wypłatę to mało...

chińskie_restauracje

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 513 (573)

#62103

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Człowiek zakłada konto na Piekielnych i nagle piekielni wokół niego wyrastają jak grzyby po deszczu...

Mamy takie biuro, że wszyscy znajdujemy się na jednej powierzchni, gdzie każdy ma swoje biurko i podłączony telefon. Odbieraniem telefonów zajmuje się sekretarka, ale kobiecie się jak każdemu urlop należał, więc obowiązek ten był do podziału w firmie. Każdego dnia ktoś inny odbierał i tak to się kręciło. I w dzień, gdy natrafiłam na piekielną akurat była moja kolej odbierania telefonów.
Tak przy okazji, jestem Managerem Projektów.

Dzień w pracy jak każdy inny, telefon dzwoni, więc odbieram. Się nawet nie zdążyłam odezwać czy przedstawić, gdy piekielna wypaliła:

[P]iekielna: Czy z Danem można? (Dan to szef)
[J]a: Niestety, aktualnie jest na spotkaniu. Mogę mu przekazać wiadomość, że pani dzwoniła gdy skończy.
[P]: Ale ja muszę z nim rozmawiać teraz!
[J]: Nie jest to niestety możliwe. Proszę podać swoje imię, nazwisko oraz telefon, a Dan do pani oddzwoni jak tylko wróci ze spotkania.

Piekielna pogderała, powiedziała że dzwoni z firmy wynajmującej samochody, podała numer i rozłączyła się. Koniec? A skąd!

Pół godziny później znowu telefon.

[P]: Proszę natychmiast poprosić Dana do telefonu.
[J]: Już pani tłumaczyłam, że jest na spotkaniu. Oddzwoni do pani.
[P]: (opryskliwie) Nie oddzwonił!
[J]: (z zaskakującą dla siebie cierpliwością) Bo jest na spotkaniu. Przekażę mu, że to pilne jak tylko skończy.

Koniec rozmowy. Oczywiście za pół godziny telefon i ta sama gadka. Pytam Piekielnej co to za pilna rzecz, może będę mogła pomóc. Nawarczała na mnie, że to nie moja sprawa. No dobra, niech jej będzie, chociaż nie lubię jak ktoś jest dla mnie opryskliwy. Za pół godziny znowu, tylko parę decybeli głośniej.

[P]: JA CHCĘ NATYCHMIAST ROZMAWIAĆ Z DANEM!
[J]: Jest na spotkaniu, tak jak mówiłam pani wcześniej. Oddzwoni jak tylko skończy.
[P]: Nie interesuje mnie jego spotkanie, on miał oddzwonić!
[J]: Owszem, po spotkaniu.
[P]: ŻĄDAM ŻEBY NATYCHMIAST PODSZEDŁ DO TELEFONU.
[J]: Nie będzie to możliwe, ponieważ nie ma go w biurze.
[P]: TY MNIE OKŁAMUJESZ! JA PÓJDĘ DO PRAWNIKÓW! ŻĄDAM NATYCHMIASTOWEGO KONTAKTU Z DANEM!

Dobra, straciłam cierpliwość. Babsko durne jak but, do tego drze pysk i mi rozkazuje. Tak się nie bawimy.

[J]: A ja żądam, żeby do pani dotarło, że Dan jest na spotkaniu i nie ma fizycznie możliwości, żeby odebrał pani telefon. Jest człowiekiem, który prowadzi firmę i ma ciekawsze rzeczy do roboty od wydzwaniania do ludzi co pół godziny, żeby sobie pokrzyczeć.
[P]: PRZEKAZUJĘ TO DO DZIAŁU PRAWNICZEGO!
[J]: Proszę bardzo.
[P]: JESZCZE ZOBACZYCIE!
Jebs słuchawką.

Siedząca biurko dalej nasza księgowa Sophie (żona Dana), wychyliła się zza swojego monitora pytając co się dzieje. Wyjaśniłam, że baba wydzwania od rana, doprowadzając mnie do szewskiej pasji i przekraczając wszelkie granice chamstwa. Sophie mówi spoko, kolejny telefon ja odbiorę i zobaczę o co piekielnej chodzi.

Za pół godziny oczywiście telefon. Sophie włączyła ją na głośnomówiący, coby biuro miało rozrywkę. Piekielna już w ryk, ale słysząc kogoś innego, przeszła w bycie po prostu opryskliwym babskiem.
[P]: Chcę złożyć oficjalną skargę na waszą sekretarkę. Jest chamska.
[S]: Nasza sekretarka jest na urlopie. Rozmawiała pani z jednym z naszych managerów.

Po drugiej stronie słuchawki nagle zapadła martwa cisza. Gdy się piekielna odezwała, była potulna jak baranek. Po prostu nowy człowiek! Patrzcie ludzie jak działa wiadomość, że się wywaliło wiadro pomyj nie na sekretarkę, a na managera. I jak się okazało, sprawę dało się załatwić bez Dana, od ręki.

A o co poszło? O to, że na papierach potwierdzających wynajem samochodu dla jednego z pracowników był błędny numer telefonu i piekielna nie miała jak skontaktować się z facetem wynajmującym samochód. I nie, nic się nie stało, nie było zalegających opłat ani innych wykroczeń. Ot, porządkowała papiery i się jej numery kontaktowe nie zgadzały.

Ale na "sekretarkę" zawsze fajnie pokrzyczeć, nie?

praca

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 728 (794)

#62076

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Długo się tu kręciłam, aż w końcu postanowiłam założyć konto. Bo ostatnia sytuacja mnie powaliła na kolana.

Słowem wstępu - mieszkam w Anglii i do tego dość młodo wyglądam. W razie potrzeby udowodnienia pełnoletniości pokazuję prawo jazdy (wydane w Polsce) i problem z głowy. No najwyraźniej nie zawsze.

Po pracy uznałam, że jakaś butelka cydru by była miła na zakończenie dnia. Poszłam do pobliskiego Co-opa, wzięłam co chciałam, dorzucając do koszyka przy okazji paczkę jabłek i poszłam do kasy. Kładę moje całe dwa produkty na taśmie, jabłka skasowane i przy cydrze pani kasjerka patrzy na mnie dziwnie. Nauczona doświadczeniem wyciągam prawo jazdy i podaję. Taka oto dyskusja się wywiązała:

[K]asjerka: Ale ja nie sprzedam, to nie jest zatwierdzony dowód tożsamości.
[J]a: Ale jak to nie? Mam jeszcze polski dowód osobisty, ale już prędzej prawo jazdy będzie zrozumiałe.
[K]: To nie jest akceptowane ID, nie sprzedam. Tu jest lista ID takie akceptujemy (wskazuje na obrazki, jak byk wisi tam prawo jazdy tylko zamiast mojego PL na fladze Unii ma UK).
[J]: No właśnie, tu ma pani prawo jazdy i pokazuję pani moje prawo jazdy.
[K]: (zaczynając krzyczeć) To nie jest prawo jazdy z UK, ty mnie oszukać chcesz smarkulo, nie sprzedam!
[J]: Jesteśmy w Unii Europejskiej, prawo jazdy polskie jest w Anglii uznawane. Tu proszę zobaczyć, data urodzenia.
[K]: Tu masz napisaną datę 2011!

Fakt, mam na prawie jazdy rok 2011. Może dlatego, że wtedy zostało ono wydane. Ale pani się zaklinała, że to moja data urodzenia. Absurdalność sytuacji osiągnęła apogeum. Nie powiem, trochę mi to łechta ego że wyglądam młodo, ale chyba nie na trzy latka. Na trójkołowym rowerku nie zajechałam.
Nie mając siły walczyć z tak miażdżącym argumentem przeciwko mnie, poprosiłam o kierownika. Kasjerka bardzo głośno mu próbowała przekazać, że przecież 2011 i ja nieletnia próbuję ją oszukać. Pan kierownik pokiwał głową, powiedział że na tym samym dokumencie jest też data urodzenia wskazująca wyraźnie, że trzech latek nie mam, przeprosił i sprzedał mi cydr.

Ja rozumiem, że inny kraj na dokumencie może wywołać podejrzliwość u sprzedawcy, ale żeby nie używać przy tym ani grama zdrowego rozsądku? Poza tym jak ta pani sobie wyobrażała, że taki wielki mutant się urodził trzy lata temu? Wyszłam z klatki piersiowej mojej matki jak Obcy? :P

sklepy

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 608 (704)

1