Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Filemona

Zamieszcza historie od: 18 lutego 2016 - 15:28
Ostatnio: 21 kwietnia 2022 - 18:07
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 874
  • Komentarzy: 89
  • Punktów za komentarze: 337
 

#78846

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Coś o naszej publicznej służbie zdrowia.

Moja babcia ma "mały" problem natury kostnej, że tak to ujmę - nie będę zagłębiać się w szczegóły, bo to nie o to tutaj chodzi.

Po roku wizyt u różnych specjalistów, określono jasno i niemal jednogłośnie - potrzebna operacja. Tak więc babcia została zapisana na takową na 13 miesięcy wprzód, na termin 22.06.2017 r. Ciężko jej było chodzić, no ale mus to mus, wytrzymała.

20 czerwca została przyjęta na oddział i położona na wygodnym szpitalnym łóżku. Lekarz prowadzący bardzo miły, nawet jedzenie wydawało się być całkiem zdatne do spożycia. Babcia została poinformowana, że operacja odbędzie się w czwartek w godzinach popołudniowych, że zostanie znieczulona od pasa w dół oraz ogólnie "ogłupiona" tzw. "głupim jasiem" (taki lek znieczulająco-uspokajający podawany przed operacją, żeby pacjent nie był w pełni świadomy i był relatywnie spokojny). Wszystko pięknie, babcia trochę przestraszona, ale zachęcona możliwością normalnego chodzenia, z niecierpliwością oczekiwała operacji.

W czwartek wszystko, powiedzmy, było już dopięte na ostatni guzik, po czym babcia dostała tego „głupiego jasia” i w spokoju oczekiwała na operację.

Ta jednak nie nastąpiła. Okazało się, że nie ma anestezjologa na oddziale i nie będzie komu podać znieczulenia. No cóż, zdarza się. Jednakże lekarze stwierdzili, że skoro operacji nie będzie, to babcię wypiszą, bo po co ma łóżko zajmować. Jak pomyśleli, tak zrobili i wypisali babcię OD RAZU, będącą wciąż pod wpływem głupiego jasia. Ba, nawet jej karetką transportową nie odesłali do domu, tylko praktycznie zrzucili z łóżka, dali wypis i ahoj!

Jeżeli ktoś nie wie, jak działa „głupi jaś”, to, w skrócie, oprócz znieczulenia i uspokojenia, powoduje coś na podobieństwo upojenia alkoholowego. Człowiek nie może samodzielnie chodzić po prostej, nie potrafi składnie mówić, bardzo często plecie głupoty. Ponadto, wprawdzie rzadko, ale zdarzają się poważne komplikacje po przyjęciu tego leku.

I tak, lekarze "wyrzucili" kobietę po siedemdziesiątce, będącą pod wpływem leku odurzającego, samopas do domu.

Tu już naprawdę nie chodzi o brak operacji po 13 miesiącach oczekiwania, ale o to, jak moja babcia została potraktowana, że naprawdę wiele złych rzeczy mogło się wydarzyć. Żałuję, że nie było mnie na miejscu, bo zrobiłabym awanturę, żeby trzymali babcię do czasu aż ostatni mg „głupiego jasia” wydostałby się z jej organizmu, żebym była pewna, że będzie wszystko w porządku.

Na szczęście babci nic się nie stało, bo inaczej to nie ręczyłabym za siebie i na pewno poruszyłabym niebo i ziemię, żeby osoby ponoszące za to odpowiedzialność poniosły konsekwencje. Tak czy owak, zgłoszenie do Komisji do spraw orzekania o niepożądanych zdarzeniach medycznych poszło. Mam nadzieję, że coś zrobią w tej sprawie.

Babcia na pytanie, kiedy będzie miała operację, usłyszała, że w bliżej nieokreślonej przyszłości. Kiedy się zaczęła natarczywie dopytywać, uzyskiwała tę samą odpowiedź.

Sprawa jest świeża, bo wszystko działo się wczoraj/dziś, więc mam nadzieję, że otrzymamy w końcu należyte informacje.

I tak się zastanawiam, co by było, gdyby ta sytuacja dotyczyła osoby pracującej, nie emerytki, czyli osoby, która straciłaby dni pracy. Co by się działo, gdyby babci jednak coś się stało..

I, tak po cichu, zastanawiam się, na co idą nasze składki...

szpital

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 234 (264)

#77904

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Głupota i bezmyślność ludzi wciąż mnie potrafi zaskoczyć.

Dzisiaj jechałam jedną z bardziej ruchliwych dróg w województwie, ot krajówka, dwa pasy ruchu w każdą stronę. Ogólnie naprawdę bardzo dużo samochodów, szczególnie dziś - przed świętami.

W pewnej chwili zauważyłam, że samochód jadący z naprzeciwka zatrzymuje się w zatoczce i otwiera drzwi od strony jezdni. Z tych drzwi wyskakuje... rosły owczarek niemiecki. Z samochodu nikt nie wysiadł. Piesek przebiegł na drugą stronę drogi, załatwił co trzeba i wrócił do samochodu. Oczywiście całość przy akompaniamencie pisku opon i klaksonów. Właściciel pieska nic sobie z tego nie zrobił, pieska wziął do samochodu i spokojnie odjechał.

Oczywiście telefon na policję był, ale nie wydawali się przejęci sytuacją (czy to są częste przypadki?). Bardzo żałuję, że osobiście nie opieprzyłam "właściciela" owczarka, ale wszystko działo się bardzo szybko, szok też swoje zrobił i też nie bardzo miałam co zrobić z samochodem.

Ludzie, myślcie! Tylko tyle. I aż tyle.

droga krajowa samochód

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (147)

#71927

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam mały problem ze sprzedawcą z Allegro. Kupiłam sprzęt domowy za nieco ponad 600 zł, który przyszedł uszkodzony. Przed transakcją sprawdziłam użytkownika i miał dość nieposzlakowaną opinię, jednak mi przestał odpisywać na maile dotyczące wadliwego przedmiotu.

Po jakimś czasie postanowiłam interweniować, poszperałam w internecie, dowiedziałam się paru spraw, jednak chcąc się upewnić postanowiłam zadzwonić do UOKiK. Infolinia bezpłatna - pomoc konsumentom. "Super", pomyślałam, "dowiem się wszystkiego ze źródła". Dodzwoniłam się po pół godzinie, ale byłam cierpliwa, bo zależało mi na sprawie (600 zł piechotą nie chodzi). Odebrała pani konsultantka. Nie przedstawiła się, co wydaje mi się niezgodne z ich procedurami, ale OK, wtedy o tym nie pomyślałam.

Poprosiłam o radę co robić w sytuacji, gdy sprzedawca nie odpowiada na próby kontaktu, a ja chcę zwrócić uszkodzony sprzęt. Pani, mało uprzejmym głosem (OK, może być zmęczona), spytała, czy sprzedawca jest osobą prywatną czy przedsiębiorcą. Fakt, nie sprawdziłam tego wcześniej, mój błąd, ale pomyślałam, że dopytam co robić w obu sytuacjach. Głupia ja. Najpierw poprosiłam, żeby doradziła mi w przypadku, gdyby był osobą prywatną (uprzedziłam wcześniej, że nie wiem i chciałabym usłyszeć obie wersje). Pani powiedziała, że nie udzielają porad w przypadku osób prywatnych, żebym sprawdziła na stronie X + dłuuuga regułka.

OK, nie sprawdzają, to nie sprawdzają. Pytam, co robić w przypadku, gdyby był jednak przedsiębiorcą.
- Powiedziała pani, że jest osobą prywatną, proszę sprawdzić na stronie X + regułka (zero możliwości wtrącenia jakiegokolwiek słowa. Każda próba kończyła się podniesionym i bardziej dominującym głosem pani).
- Rozumiem, jednak, jak już wspomniałam, nie jestem pewna i chciałabym, aby powiedziała mi pani co robić, jeśli jest jednak przedsiębiorcą.
- Pani żartuje??!! Osoba prywatna to prywatna, pomoc prawna została udzielona.

I trzask słuchawką. W połowie mojego zdania.

Ja rozumiem, zmęczenie, rozdrażnienie, może zły dzień, ale serio? Dzwonię na rządową infolinię w celu uzyskania pomocy prawnej. I dostaję co? Połowę pomocy i to z taką łaską i chamstwem. Przegięcie moim zdaniem, ale może przesadzam? Może nie jest to wystarczająco piekielne, że za nasze pieniądze otrzymujemy coś takiego.

PS Dla ciekawskich: zaraz po incydencie znowu zadzwoniłam na infolinię, nie mając jednak nadziei na ponowne połączenie się z panią, by złożyć na nią skargę (dopytać o nazwisko itp.). Odebrał natomiast przemiły pan, który bezproblemowo i z uśmiechem odpowiedział na wszystkie pytania. Jednak się da.

uokik

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 221 (245)

#71411

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, którą Wam opowiem, zaczęła się już przed świętami, a zakończyła (mam nadzieję) w zeszłym tygodniu.

W ciepły, wiosenny grudniowy poranek wchodząc do sklepu minęłam starszą babinkę. Wyglądała na bardzo zmęczoną i opierając się na laseczce kuśtykała w stronę bloku obok. W jej ręce dostrzegłam pokaźnych rozmiarów siatkę, która na lekką również nie wyglądała. Postanowiłam pomóc.

Babcia bardzo chętnie przyjęła pomoc i opierając się na moim ramieniu podała zakupy. Zaniosłam je do samego mieszkania. Po drodze 100 razu usłyszałam, jaka jestem cudowna, wspaniała itp. itd. Stwierdziłam, że to całkiem normalne i zwyczajne. Po wejściu do jej lokum zauważyłam, że mieszka dosyć skromnie, ale wszystko, co do życia potrzebne, miała.

Dowiedziałam się od niej, że jest sama, nie ma rodziny i zrobiła sobie małe zakupy, żeby choć troszkę poczuć święta. Zrobiło mi się przykro i postanowiłam zaprosić babinkę do siebie na rodzinną wigilię (w końcu "niespodziewany gość"). Nie zgodziła się, co mnie w sumie nie zdziwiło, ale znowu podziękowała z tysiąc razy.

Opowiedziała mi trochę o swojej dalekiej rodzinie, którą jednak ma, że włamują się do niej, okradają, że nawet długopisu nie ma. Takie dziwy. Dałam jej więc długopis (taka ze mnie Matka Teresa, hah) i numer telefonu, coby mogła zadzwonić, jak zakupy ciężkie będą do przyniesienia, czy w ogóle jakby coś się działo. OK.

Minęło około 2 tygodni, zapomniałam o całej sprawie, a tu nagle dzwoni telefon. W pierwszym momencie nie poznałam, ale chwilę później sytuacja się wyklarowała. Babinka chciała, żebym do niej przyszła, bo coś "niesamowicie ważnego" musi mi powiedzieć. OK, to przyjdę.

Pani zrobiła herbatkę, usiadłyśmy i zaczęła mówić. Oszczędzę Wam całego wywodu, bo oprócz kluczowego tematu, dowiedziałam się o całej historii rodzinnej, o II WŚ i takich tam. Wiecie, jak to starsze panie mają :) Najważniejszym było to, że pani jest "stara, umierająca i sama, a rodziny nienawidzi, bo nawet jej papier toaletowy kradną" i że chce przekazać mi w testamencie cały swój majątek. Zonk. Majątek jakiś wielki może nie był, mieszkanie warte ok. 80 tys. zł i paręnaście w banku, no ale serio?? Miałam się zastanowić, OK.

Decyzję podjęłam praktycznie od razu, ale przyszłam do pani dopiero następnego dnia. Po podziękowaniu za wielką hojność itp. odmówiłam oczywiście. Wytłumaczyłam, że nie potrafiłabym przyjąć takiego prezentu za zwykłe przyniesienie zakupów i że ogólnie czułabym się nieswojo. Pani nie zrozumiała, nawet przez chwilę miałam wrażenie, że trochę się obraziła. Jednak znowu coś zaczęła mówić, żebym się zastanowiła, inaczej będzie zmuszona wstawić ogłoszenie do gazety, że jest chętna do zapisania spadku. Co za debilizm, ale tego nie powiedziałam :D Powiedziałam, żeby tego nie robiła, bo postawi się w dużym niebezpieczeństwie. Zaproponowałam, żeby zapisała u notariusza, aby cały majątek został spieniężony po jej śmierci i przekazany na wyznaczony przez nią cel charytatywny. Pomyśli.

Wróciłam do domu. Temat wydawał mi się zakończony. Och, jaka naiwna byłam. Od tamtej pory zaczęła dzwonić do mnie cała jej rodzina (która nie okazała się wcale ani daleka, ani mała). Usłyszałam, że jestem szmatą (to najdelikatniejsze stwierdzenie) i że żeruję na ich kochanej babuni, bo chcę spadek dostać, a to tylko im się należy. To jeszcze nic. Wbrew pozorom, największą piekielnością wykazała się kochana babinka. Również zaczęła wydzwaniać, że ją oszukałam, że wezwie na mnie policję, bez wyzwisk (o których znanie nie posądziłabym osoby w tym wieku) się nie obyło. Dlaczego ją oszukałam? Najpierw udawałam taką pomocną z dobrym sercem, a później brzydziłam się jej pieniędzy, że niby lepsza od niej jestem, że od takich jak ona to ja pieniędzy nie chcę. Serio. Że przeze mnie będzie musiała przekazać majątek rodzinie, a oni ją wykończą, że jestem dzi*ką, bo przekonywałam do działalności charytatywnej, a ona jakimś "żydom" dawać nie będzie i w ogóle żebym "sczezła". Tak było przez około tydzień, oczywiście nie odbierałam telefonów, aż w końcu przestali. Mam nadzieję, że na dobre.

Następnym razem mocno zastanowię się nad zaniesieniem komuś siatek z zakupami do domu.

sklepy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 341 (373)

1