Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Gaja_Z_czekolady

Zamieszcza historie od: 9 lipca 2013 - 20:46
Ostatnio: 8 maja 2021 - 15:20
  • Historii na głównej: 54 z 62
  • Punktów za historie: 24318
  • Komentarzy: 98
  • Punktów za komentarze: 1037
 
zarchiwizowany

#60250

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historii o dentystach było sporo, oto i kolejna.

Znajomy moich rodziców cierpiał dotkliwie z powodu bólu zęba. Udał się do dentysty i okazało się, że jedynym ratunkiem jest wyrwanie. Stomatolog wyrwał mu ząb. Okazało się, że ból zęba nie przeszedł. Znajomy poszedł do tego samego gabinetu, jednak do innego dentysty.

Okazało się, że wyrwano mu nie ten ząb, co trzeba.

Dentysta

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (309)
zarchiwizowany

#60186

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jedna z tych historii, gdzie nie wiadomo, kto jest bardziej piekielny. Tomasz, znajomy moich rodziców, ma pracę zmianową. Często przypadają mu nocne zmiany, więc gdy wraca o 6 rano do domu, marzy jedynie o pójściu spać.

Jednak, od pewnego czasu, miał spore problemy z zaśnięciem. Jego sąsiedzi, kupili psa i gdy wychodzili do pracy w okolicach godziny 7 - 8, pies zaczynał bezlitośnie wyć. Znajomy nie mógł zmrużyć oka. Co gorsza, pies wył cały dzień, przestając dopiero, jak wracali właściciele w okolicach godziny 17.00. Tomek rozmawiał z sąsiadami, których jedyną reakcją było "jak my wracamy do domu, to piesio nie wyje" i nic z tym fantem nie zrobili. Znajomy moich rodziców stracił cierpliwość i wpadł na dosyć piekielny pomysł - włożył im do zamka wykałaczkę, czy igłę. Sąsiedzi wrócili do domu i nie mogli otworzyć drzwi. Zanim ślusarz przyjechał i weszli do domu minęły kolejne 2 godziny. Podobno pies przez cały ten czas wył przeraźliwie.

Dwa dni później, pies zniknął - okazało się, że sąsiedzi oddali go rodzinie na wsi, bo "za głośno wył".

sąsiedzi pies blok

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (332)
zarchiwizowany
Historia Mijanou przypomniała mi, że komunijni wariaci istnieli także w czasach, gdzie najdroższym prezentem dla dziecka na komunię był zegarek.

Komunię przyjmowałam na początku lat 90, moja mama nie pracowała, a poza mną w domu harcowało dwóch braci. Rodziców nie było stać na zakup sukienki, więc moja ciocia zaoferowała się, że uszyje mi suknię za darmo. Sukienka była ładna, ale skromna, zwłaszcza że wtedy była moda na "miniaturową pannę młodą".

Rok później, moja kuzynka, jedynaczka, miała przyjąć komunię. Moja mama zaproponowała jej matce, aby wzięła od nas sukienkę za darmo - była czysta, zadbana i w bardzo dobrym stanie. Ciotka odpowiedziała dosadnie "Ja chcę inną suknię dla mojej Joasi, żeby nie wyglądała jak uboga krewna". Uraza oczywiście była, nie tylko ze strony mojej mamy, ale także drugiej cioci, która odmówiła uszycia kolejnej sukienki. Rodzice kuzynki kupili suknię, w której księżniczka krwi mogłaby spokojnie mogłaby wziąć ślub.


Suknia to kwestia gustu, jednak jak można być tak nieczułym?

Komunijna rewia mody

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (305)
zarchiwizowany

#55149

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zasłyszane w radiu:

"Dziś nasz słuchacz był świadkiem, jak banda złodziei rozbiła szybę w kiosku i zaczęła kraść papierosy. Natychmiast zadzwonił na 112, gdzie przekierowywali go 3 razy. Zanim się połączył, minęło ponad 15 minut i złodzieje już dawno opróżnili kiosk. Policja zjawiła się po kolejnych 25 minutach, gdy na miejscu przestępstwa od dawna nie było nikogo".

Radio 112 policja

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 268 (328)
zarchiwizowany

#55116

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Władam biegle językiem szwedzkim z racji skończonych studiów. U większości ludzi ten fakt wzbudza zainteresowanie, ale był też przykładem wielu przykrych sytuacji.


1. 1 rok, 1 semestr. Na moim kierunku języka uczymy się od podstaw. Każdy powinien więc zrozumieć, że po pół roku nauki języka, tłumaczenie dokumentów jest poza moim zasięgiem. Mąż sąsiadki pracował w Szwecji i przyszły do nich jakieś dokumenty, związane z rozliczeniem podatkowym. Sąsiadce chodziło jednak o coś więcej niż tłumaczenie uznała, że skoro "studiuję i znam" język to nie tylko przetłumaczę dokument, ale i rozliczę jej męża. Oczywiście za darmo, bo śpię na pieniądzach. Na odpowiedź, że język znam za słabo i nie znam się na podatkach w Szwecji, zareagowała fochem.

2. Z jej mężem miałam przeboje, parę lat później. Co chwile, przychodził z jakimś dokumentem do przetłumaczenia, a to CV do napisania, a to coś tam do sprawdzenia. Potem przychodził nawet z rzeczami, związanymi z językiem angielskim albo komputerem ("napisz mi to, bo umiesz lepiej obsługiwać komputer"). Potrafił przychodzić o 20.00 ze sprawą "na teraz". Gdy mnie spotkał na osiedlu, wracającą z uczelni, to niemal zawsze chciał wpaść z prośbą o przysługę. Nie mogłam go zbyć, bo był dobrym kolegą mojego taty. W końcu, wyjechał do pracy i wreszcie miałam spokój.

3. Liczne prośby o tłumaczenie od rodziny/znajomych. Na obietnicę, że rzucę okiem oczekiwali pełnego tłumaczenia. Oczywiście za darmo. W końcu się wkurzyłam i odpowiadałam "nie mam czasu". Przez to, uchodzę za zarozumialca, ale mam spokój.

4. Najbardziej irytujące: "Masz znajomości, mogłabyś mi znaleźć pracę? Ale dobrą, a nie zmywak. Mogłabyś też znaleźć mieszkanie?" Co dziwne, słyszane częściej nie od rodziny, czy znajomych... ale od uczniów w szkole językowej, kompletnie obcych ludzi. Jeden z nich chciał mój numer telefonu od mojej szefowej, abym "załatwiła mu pracę" i wielce się obraził, gdy dyrektorka szkoły odmówiła. Inna uczennica przyniosła dokument, który chciała, abym przetłumaczyła w czasie lekcji. Zareagowała wielkim zdziwieniem, na wieść, że w czasie lekcji prowadzę lekcje, a nie tłumaczę, zwłaszcza, że w jej grupie były jeszcze 4 osoby.

Jestem pewna, że każdy znający biegle jakikolwiek język doświadczył kiedyś czegoś podobnego. Niby mało piekielne, a jednak irytujące.

Języki obce

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (262)
zarchiwizowany

#54561

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znajomy był ostatnio na pogrzebie dziadka. Ta sytuacja przypomniała mi dzień, w którym zmarł mój dziadek. Dziadek zajmował się nami - mną i rodzeństwem - przez kilka lat przyjeżdżał codziennie, gdy rodzice byli w pracy i był dla mnie i braci niczym drugi ojciec.

Dziadek, pomimo wieku cieszył się dobrym zdrowiem i zmarł nagle - co dla nas wszystkich było bardzo dużym szokiem. Ja dowiedziałam się o tym, będąc w pracy. Jako, że firma, w której pracowałam, nie była duża, wiadomość o śmierci mojego dziadka, szybko się rozniosła. Szefowa, jak i inni współpracownicy wyrazili swoje współczucie.

Tego dnia, naprawdę trudno, z wiadomych przyczyn, mi się pracowało. W końcu, stwierdziłam, że i tak nic nie zrobię i poszłam do Szefowej (SZ), aby zwolnić się z pracy. Ważnym, w tej historii jest to, że profil działalności firmy, w której pracowałam był handlowo - usługowy. Częścią moich obowiązków, było również pozyskiwanie telefoniczne klienta.


J: - Pani SZ, nie czuję się zbyt dobrze. Chciałabym się zwolnić na resztę dnia z pracy, mogę nawet wziąć dzień wolny.

SZ: - A czy wyrobiłaś się z resztą obowiązków?

Ja: - Najważniejsze jest zrobione, ale dziś naprawdę nie mogę się zabrać za pracę.

SZ: - Gaju, ostatnio, jednak zaniedbujesz pozyskiwanie klientów. Wolałabym, abyś została i zadzwoniła do, powiedzmy 30 nowych klientów?

Ja: ...

Tego dnia, nie udało mi się pozyskać ani jednego klienta. Ciekawe dlaczego...

Praca

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (337)
zarchiwizowany

#52437

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako młode dziewczę w liceum byłam bardzo dużym sympatykiem muzyki metalowej. Z tego powodu byłam właścicielką długiej czupryny, glanów i bezkształtnego czarnego worka, który dumnie nazywałam zimowym płaszczem. Wszystkie te elemeny są ważne dla przedstawionej niżej historii.

Środek zimy, śnieg po kolana, późne godziny popoludniowe - czyli w praktyce świat wygląda, jakby był środek nocy. Wysiadam z pociągu, myśląc o niebieskich migdałach i śpiesząc się do domu, gdy coś pchnęło mnie na znajdującą się na przystanku latarnię. Na szczęście, zdołałam zasłonić ręką, twarz i część głowy, zanim nastąpiło spotkanie 3 stopnia z latarnią. Gdy się ocknęłam po razu sekundach na śniegu, okazało się iż powodem mojego upadku był rosły przedstawiciel subkultury dresiarskiej. Chyba ze dwa razy szerszy ode mnie. Na dodatek w towarzystwie równie rosłego kumpla. Nie muszę chyba dodawać, że przystanek momentalnie opustoszał, jakby tłum ludzi, który wcześniej wysiadał po prostu znikł.

D1 - Te k***** to laska! - rzekł jeden z dresów, a drugi, nagle się nachylił i złapał mnie za fraki płaszcza. To było najbardziej przerażające 10 sekund mojego życia. Na szczęście, trafiłam na dżentelmenów, gdyż drugi dres postawił mnie na moich dwóch zesztywniałych nogach, puscił i podsumował:

D2 - trzeba k**** jak brudas sie ubierać?

Przyznam, że po tym wszystkim miałam ochotę kupić inny płaszcz.

Stacja SKM transport publiczny dresy moda

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (280)
zarchiwizowany
Dwie historie zasłyszane dzisiaj w radiu, gdy wracałam z pracy do domu.

"Dziś widziałem, jak jakiś idiota zderzył się czołowo z drugim samochodem. Zadzwoniłem na 112 i proszę, o połączenie z policją. Pani, która odebrała, pyta się mnie po co. Więc jej wyjaśniam po kolei, o co chodzi o ona na to "to nas nie dotyczy, bo to dzieje się w innym województwie. Proszę dzwonić na 997".

Druga historia parę minut później

"I tak miał farta, że się dodzwonił. Ja chciałem zgłosić wypadeki nikt tam nie odebrał. W końcu zdążyłem dojechać do domu, a jadę prawie godzinę."

Radio samochód 112

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 100 (208)

1