Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Garrett

Zamieszcza historie od: 23 kwietnia 2012 - 15:29
Ostatnio: 23 marca 2024 - 19:01
O sobie:

Mechanik amator, uwielbiający zapach etyliny, pogromca bezdroży, poskramiacz knąbrnych terenówek, miłośnik kotów i psów, romantyczny i przystojny (193/110), a nie, to nie sympatia.pl :)

  • Historii na głównej: 84 z 84
  • Punktów za historie: 43145
  • Komentarzy: 519
  • Punktów za komentarze: 3779
 

#81657

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W poczekalni jest historia o zaświadczeniu od kominiarza, która się przeterminowała po roku, bo wiadomo, po wbudowaniu domu większość ludzi wyburza kominy. Albo przebudowuje. Albo nie wiadomo co, ale na wszelki wypadek po roku decyzja się przeterminowywuje.

Znajomy budował dom. Jakiś czas temu, możliwe, że przepisy się teraz zmieniły. Ale pewnie na gorsze sądząć po zapędach biurokratycznych ustawodawców. Projekt typowy, gotowy, ale z pewnymi modyfikacjami, głównie chodziło o energooszczędność (lepsze okna grubsza izolacja, solary, pompa ciepła).

Projekt typowy, ale został zmodyfikowany przez osobę z uprawnieniami, modyfikacje głównie polegały na wywaleniu wszystkich kominów, pionów wentylacyjnych i likwidacji kominka.

Zamiast tego była zaprojektowana wentylacja mechaniczna z odzyskiem ciepła (rekuperator/rekuperacja).

Przyszła pora odbioru domu. Niestety nie pamiętam szczegółów, ale na którymś etapie potrzebny był odbiór kominiarski.

Skoro nie ma kominów i wentylacji to chyba nie ma potrzeby odbioru?
Nie, musi być pismo od kominiarza.
Nie, nie wystarczy oświadczenie inwestora, że nie ma kominów.
Nie, nikogo nie interesuje, że ktoś przyklepał zmiany do projektu i urząd jest poinformowany, że nie ma kominów

Nie nic się nie da zrobić.

A kominiarz? Przyjechał, powiedział: fajnie, że nie muszę nic sprawdzać, wziął pieniądze i napisał, że nie ma kominów, więc "odbiór zakończył się pozytywnie".

A Wy też lubicie wyrzucać swoje pieniądze na widzimisię urzędasów?

dura lex sed

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (207)

#81552

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś obejrzałem lokal (z dość skąpego ogłoszenia na OLX). Właścicielka w rozmowie telefonicznej była dosyć tajemnicza, wszystkiego miałem się dowiedzieć na miejscu.

Ok, niedaleko, poszedłem.

W ogłoszeniu lokal użytkowy 56 m2 za 70.000 więc cena dosyć okazyjna, ale bez przesady.

Na miejscu: lokal 20 m2, piwnica 25 m2, reszta łazienka i korytarz.

Ktoś szuka ładnej piwnicy w cenie mieszkania? ;)

nieruchomości

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (134)

#81110

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Troszkę działam na pewnym forum samochodowym poświęconym jednej marce. Wrzuciłem tam pewien problem, otrzymałem kilka mniej lub bardziej porad. Super

Odezwał się tam również pan leniuszek. Bez przywitania (pierwszy post), dość lakonicznie napisał coś w tym stylu:
"Od jakiegoś czasu mam podobny problem, tylko w innym silniku, na każdej mapie w pewnym zakresie prędkości mam takie same objawy."

Czyli ma dołożony zewnętrzny "chip" (sterownik/komputer), dzięki któremu może zmieniać mapy wtrysku, odczytywać i kasować błędy, włączać i wyłączać pewne opcje i co najważniejsze w czasie jazdy podejrzeć i zapisywać na laptopie sporo parametrów pracy silnika. Dzięki analizie wykresów z laptopa często można wychwycić co jest nie tak.

Zaproponowałem panu aby podpiął laptopa, przejechał się i wrzucił zdjęcie logów (nie każdy musi umieć to zinterpretować) i coś się poradzi.

Pan napisał: Nie chce mi się kabelka wpinać.

Podsumujmy: pan kupił samochód za jakieś 40-60 tysięcy, dołożył chipa za 2,5, ma sprzęt potrzebny do diagnozy, jeździ z dziwnymi objawami od jakiegoś czasu... i nie chce mu się kabelka podpiąć, a ty mu zdalnie zdiagnozuj samochód.

forum

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (128)

#81004

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzwoni do mnie kuzynka, wkurzona tak, że aż się jąka. Właśnie odebrała laptop z serwisu i ma pewien problem. Prosi, żebym podjechał i rzucił okiem, bo jak ona włączyła komputer, to myślała, że ją diabli wezmą, ale może się nie zna, może coś źle zrobiła...

Podjechałem, popatrzyłem i cóż, jej diagnoza była niestety w 100% słuszna.

Jakiś debil z serwisu fabrycznego Lenovo Polska skasował WSZYSTKO z twardego dysku i przeinstalował Windows. Skasował wszystko - zdjęcia z całego życia, z osiemnastki, ślubu, ciąży, zdjęcia dziecka, chrzcin, hobby, wszystko... Również prawie skończoną pracę licencjacką.

Jakim trzeba być zerem umysłowym, skończonym kretynem, żeby z komputera, który trafił do serwisu na SPRAWDZENIE, czy bateria jest całkowicie sprawna, wszystko skasować i przeinstalować system? Naprawdę Lenovo zatrudnia tak wykształconych inżynierów, którzy nic nie potrafią?


Ja wiedziałem, że w umowie gwarancyjnej jest zapis, że serwis nie odpowiada za dane na dysku. OK, ale jest to jedno zdanie wśród 20 punktów gwarancji i przeciętny zjadacz chleba może nie skojarzyć, że chodzi o to, że "dane" na dysku to jego zdjęcia czy ważne dokumenty.

Oczywiście, trzeba robić kopie danych.
Oczywiście, można wyjąć dysk twardy (ale akurat w tym modelu nie jest to łatwe.)
Oczywiście, można było nie korzystać z oficjalnego serwisu, ale laptop na gwarancji.
Oczywiście, Lenovo powinno zatrudniać ludzi, którzy coś tam umieją.

Ale kto do ... spodziewa się, że jakiś przygłup, mając sprawdzić baterię, sformatuje dysk?

No i na koniec pozytywy: zdjęcia udało mi się odzyskać w jakichś 80-90%, a dokumenty tekstowe w okolicach 100%. Praca licencjacka przeżyła. Piwo już się chłodzi.

Lenovo - nie polecam.

[edit]

Usterka nie została zdiagnozowana, komputer jak nie działał na baterii, tak nie działa. System wstaje, wszystko się uruchamia, ale tylko na zasilaczu. Na baterii wszystko trwa wieczność i do tego z przerwami. Naprawdę nie da się nie zauważyć, że coś jest nie tak, laptop wraca do serwisu w poniedziałek.

servis Lenowo czyli przechowalnia kretynów

Skomentuj (106) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 93 (193)

#80978

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podjechałem na myjkę samoobsługową, cztery stanowiska, jedno wolne. Wrzucam piątaka i myję samochód. Nagle pojawia się starsza pani.

Drze mordę tak, że w drugim powiecie słychać. W sensie, że drze się na mnie. Ponieważ nie poczuwałem się do tego. że byłem powodem wrzasku a na dodatek czas mi leci, panią mówiąc wprost olałem. Nie oblałem (a mogłem).

Pani zaczyna szarpać się ze mną, próbuje wyrwać mi pistolet do mycia auta. No sorry, możemy porozmawiać za dwa złote czasu.

Czas leci, baba się wydziera, rękami macha, szarpie mnie za rękaw, ludzie patrzą, cyrk.

Skończyłem mycie, pytam się pani uprzejmie, o co jej chodzi. Okazało się, że pani ma problem, bo woda z myjki leci jej na ogrodzenie i płot jej się rozpadnie i co ja sobie w ogóle myślę (słowa niecenzuralne pominąłem). Pokazuję jej palcem właściciela i mówię, że to do niego niech ma pretensje. Popatrzyła na niego, pomruczała coś pod nosem i... poszła do domu.

Właściciel mówi, że babcia chyba nie ma co robić, przylatuje na myjnię za każdym razem, jak samochód wjeżdża na ostatnie stanowisko i się drze. Nie dociera do niej, że betonowy pełny trzymetrowy płot jest postawiony przez właściciela myjni i nie dość, że nie jest jej problemem, to jeszcze nie rdzewieje od wody...

uslugi

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (166)

#80099

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W związku z przebudową linii kolejowej przebiegającej przez moje miasteczko, firma Torpol na zlecenie PKP (chyba) wykonała tunel pod torowiskiem w miejscu dawnego przejazdu "ze szlabanami".

Cel: wyeliminowanie potencjalnego zagrożenia wypadkiem oraz zlikwidowanie korków, które się na tym przejeździe często tworzyły.
Założenie słuszne, wykonanie dość sprawne. Zlikwidowano niestety lokalne skrzyżowanie, a drogę "podłączono" do skrzyżowania z drogą wojewódzką o ogromnym natężeniu ruchu.

Efekt: Za miliony monet przeniesiono korki o 200 m, z przejazdu kolejowego na drogę wojewódzką.

Kiedyś korki były jak przejeżdżał pociąg, teraz są od 6 do 20. Brawo, naprawdę w tym kraju nie ma inżynierów z jakąś wyobraźnią, którzy nie tylko na papierze umieją projektować organizację ruchu, czy tak ciężko zobaczyć jak wszystko wygląda "na żywo"?

inwestycje

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (136)

#79720

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Świat jest mały i ma to swoje kiepskie strony.

Na wakacjach za granicą na plaży podszedł do mnie typ z mojego miasta, który ma bardzo charakterystyczny samochód i sporą firmę. Kiedyś go poznałem przez kolegę kolegi, rozmawialiśmy z 5 minut właśnie o jego samochodzie. Jak to na urlopie, gadka szmatka, chwilę pogadaliśmy o tym i tamtym, ogólnie marudził, że nudno, że ciepło, że nikogo znajomego, nie ma się z kim napić nawet.

Przysiadł się do mnie w trakcie obiadu ze swoją dziewczyną i wyskoczył z tekstem, że musimy zrobić sobie męski wieczór i wyskoczymy się zabawić do kasyna. No cóż, kasyno do tej pory kojarzyło mi się tylko z „Kasyno Royale” z Jamesem Bondem i z tłumami ludzi, którzy wrzucają pieniądze do maszyn, albo z obłędem w oczach obstawiają ruletkę czy grają w oczko. Ostatnią rzeczą, z którą kojarzyłem kasyno to „zabawa”, co może być zabawnego w sponsorowaniu kolejnego jachtu czy ferrari właściciela kasyna? Nic. Ale zajrzałem do portfela, stwierdziłem, że stówkę albo dwie mogę wydać, żeby zobaczyć jak ten cyrk wygląda na żywo. Pojechaliśmy, ładny kawałek, do innego kraju nawet.

Kasyno jak kasyno, tłumy ludzi przegrywające swoje ciężko zarobione pieniądze, mocno opaleni panowie w burkach w jedną noc wydający więcej niż większość ludzi zarobi przez całe życie, z obstawą, żeby nikt niewierny nie zagrał przy ich stoliku, specjaliści od „systemów”, notujący każde rozdanie czy wynik ruletki, no i panienki czyhające na tych, co jednak coś tam trafili. Widziałem też najgłupsze urządzenia na świecie, pokazujące jakie numery padły w poprzednich losowaniach ruletki.

„Kolega”, jak zauważyłem, czujący się tutaj jak ryba w wodzie, zamienił „grube hajsy” na żetony i poleciał je wydać. Poszedłem i ja, połaziłem, pooglądałem, obstawiłem raz, drugi, coś tam wygrałem, schowałem kasę do kieszeni i poszedłem szukać znajomego. Prawie wszystko przegrał, ale „passa musi się odmienić”, „musi się odegrać”, „teraz ma przeczucie”. Znów wymienił kasę na żetony. I znów. I jeszcze kolejny raz. I znów. I jeszcze raz. I ostatni raz. No i na wyjście jeszcze trochę. No i naprawdę ostatni raz. Przez kilka ostatnich razów stałem przy nim i namawiałem, go, żeby skończył i widziałem, że sporo przegrał.
Skończył, wyszliśmy, wracamy. No i rozmowa (w skrócie) w trakcie powrotu.

- Jak ci poszło?
- No na plusie.
- To ile wygrałeś?
- 500.
- Aha.

Wróciliśmy do hotelu, na drugi dzień przy śniadaniu rozmawiałem z jego dziewczyną, mówi, że facet przegrał prawie 20 000, więc zadowolony nie był. No i za chwilę przyszedł i wyskakuje z tekstem:

- Wiesz, wczoraj w kasynie PRZEGRALIŚMY sporą kasę, musimy się rozliczyć.
- Ja nic nie przegrałem, pojechaliśmy razem, ale nie graliśmy razem i z niczego się nie będę rozliczał, co najwyżej mogę za paliwo zwrócić.
- Chyba cię po***, byliśmy razem, razem graliśmy, wisisz mi 9500 i k*** nie p****, że nie grałeś, pół na pół się dzielimy, wypłacasz mi 250 z twojej wygranej, a resztę mi oddasz w Polsce.

Wyśmiałem typa, każdy grał za swoje, swoje przegrał i nic mu do moich pieniędzy, rzuciłem mu 50 za paliwo i powiedziałem, że jak mieliśmy grać razem, to trzeba mi było powiedzieć przed wyjazdem, a nie po. Wkrótce wymeldowałem się i wróciłem. Koniec? Nieeee...

Świat jest mały, jak napisałem.
Spotkałem go przypadkiem, wyskoczył do mnie z pięściami i tekstem, żebym mu oddawał pieniądze, bo ja nie, to mnie *********** i ************ oraz *******, jak również *******, i jego koledzy też mnie znajdą, i jak nie mam kasy, to mam mu swój samochód oddawać, bo jak nie, to zobaczę... No naprawdę ciekawy jestem spotkania z jego kolegami.

Kwoty w euro oczywiście.

cwaniak z kasyna

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (237)

#79717

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z zupełnie innej beczki: "Wielki Biznes" i "Mały Biznes".

Szwagier ma małą, dwuosobową firmę, zajmują się wykonywaniem pewnych dosyć unikatowych usług. Najbardziej zbliżone jest to w wykonaniu i efekcie końcowym do lakierowania, ale lakierowaniem nie jest.

Usługi wykonują w większości dla osób prywatnych. Wygląda to zazwyczaj tak: telefon (mail, messenger), umówienie się, obgadanie szczegółów, przygotowanie materiału, wykonanie usługi, 24 godziny na półce, odbiór i zapłata. Te 24 godziny są niezbędne, aby zaszły reakcje chemiczne, wszystko wyschło i można było towar zapakować. Nie da się tego przyspieszyć, nie da się tego pominąć, jak ktoś dotknie czy coś obetrze, konieczna jest powtórna obróbka, żeby efekt był perfekcyjny.

Szwagier ma stronę WWW, ma konto na Facebooku, gdzie jest wszystko dokładnie opisane i są setki zdjęć wykonanej pracy, a nauczony doświadczeniem zawsze uprzedza, że wykonanie jednego typowego elementu będzie trwało minimum 2 dni, chyba że jest więcej zleceń, to wiadomo - dłużej.

5 czerwca: dzwoni pani Monika z „największej w Polsce”
agencji reklamowej, mają spore zlecenie, ale chcieliby zrobić kilka próbek, żeby wybrać materiał i kolor, zlecają takie coś pierwszy raz, a oni są największą na rynku agencją, współpracują tylko z najlepszymi, bla-bla, efekt musi być perfekcyjny, klient wymagający, klękajcie narody.
Próbki wykonane, odebrane, cisza.

28 czerwca: dzwoni p. Monika. Klient zaakceptował wykonanie, jednak kolor mu nie odpowiada, znów próbki kilku odcieni tego koloru.
Zrobione, odebrane, cisza.

14 lipca szwagier dzwoni do p. Moniki, czy już coś wiadomo, bo zamierza iść na urlop. Telefon wyłączony, dzwoni do firmy, nikt nic nie wie, wszystkim zajmuje się p. Monika. Ale jest na urlopie. Jak wróci, to się odezwie.

1 sierpnia. Jest info, klient jeszcze nie wybrał odcienia, ale już wiadomo, że docelowo będzie 200 szt. gadżetów do zrobienia, i to całkiem dużych. Na 20 sierpnia mają być w Anglii. Szwagier szybko oblicza, potrzeba dwa tygodnie na zrobienie, będzie to kosztować tyle i tyle, zostawiają sobie minimalny margines na ewentualne poprawki. Wystawia fakturę proforma i wysyła e-mailem. Ustala, że około 6 sierpnia muszą dostać przedmioty i brać się za robotę. Znów cisza, p. Monika nie odbiera telefonów. Maile wracają z automatu, że osoby nie ma w biurze i skontaktuje się jak wróci.

13 sierpnia szwagier uznaje, że brak kontaktu oznacza rezygnację z usługi, a i czas na wykonie jest zbyt krótki. Zamyka firmę i idzie na urlop.

18 sierpnia dzwoni p. Monika, że klient już wybrał kolor! O godzinie 18 pracownik przywiezie przedmioty i czy będą mogli się od razu wziąć do pracy, bo na godzinę 9 następnego dnia kurier przyjedzie po przedmioty i zabiera je do Anglii. :)

Podsumowując, największa (być może) agencja reklamowa zatrudnia pracowników (pewnie po studiach), którzy w założeniu umieją czytać, pisać i rozumieją co się do nich mówi. Dwa miesiące zajmuje im decyzja dotycząca wybrania koloru i jego odcienia, a na wykonanie dwutygodniowej pracy dają podwykonawcy parę godzin, bo nagle zaczyna im się spieszyć.

Oczywiście p. Monika była „zaszokowana” odmową, no jak można odmówić „największej agencji reklamowej”, przecież wszystko było ustalone, jak mogli wyjechać na urlop, przecież teraz oni będą musieli szukać innego wykonawcy i za opóźnienia będą musieli zapłacić kary, oni tak tego nie zostawią, spotkamy się w sądzie, przecież to nie może tak być, żeby ktoś pojechał sobie na urlop.

Ogólnie może to wyglądać na mało piekielne, no nie udało się wykonać zlecenia i trudno. Ale jeżeli w 90% procentach współpraca z firmami tak wygląda i tak się kończy, to można się wkurzyć, szczególnie jeżeli zbierasz ochrzan i straszą cię sądem za nie swoje winy.
Co ciekawe, współpraca z „osobami fizycznymi” praktycznie w 100% kończy się pozytywnie.

uslugi

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (210)

#78262

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taki tam cwaniaczek z OLX-a.

Znalazłem niedaleko ciekawy przedmiot za 15 zł. Sprzedający ma trzy warianty kolorystyczne: czarny, srebrny i biały. Każdy wystawiony oddzielnie w ogłoszeniu. Czarny za 15, srebrny za 15 i biały za 15. Interesuje mnie tylko biały. Treść ogłoszenia dokładnie precyzuje: sztuka białego 15 zł, do sprzedania 7 szt. Dzwonię, umawiam się, idę piechotą bo niedaleko.

Oglądam białego, wszystko ok, wyjmuję 15 zł i próbuję zapłacić.

Sprzedający jakiś taki zdziwiony:
-Co pan, biały jest w idealnym stanie, nowy kosztował 200 zł, za mniej niż niż 100 nie sprzedam.
-Przecież w ogłoszeniu była cena 15 zł za sztukę.
-No co pan? Przecież to prawie nowe, no za 90 sprzedam.
-W ogłoszeniu było 15 zł?
-Nie mam mowy, biały kosztuje 90.
-Przecież wystawił pan po 15 zł, a teraz nagle chce 90?
-Po 15 są srebrny i czarny, biały 90.

(Facet wiedział, że koniecznie potrzebuję białego, bo przez telefon mu powiedziałem).

-Ok, wezmę czarny, trysnę sobie sprayem za 20 na biało i
będzie ok.
-Ale czarny to też po 90, za czarnego też 200 zł dałem za nowego!
-Dobrze, poproszę w takim razie jakiegokolwiek z ogłoszenia za 15 zł.

-K...., idź pan w ch.., nic panu nie sprzedam, cwaniaczek się znalazł.

-Nawzajem, do widzenia.

Facet sprzedawał resztki wyposażenia sklepu, przedmioty te miały wartość około 10-50 zł (inne ogłoszenia). Z takim podejściem jakoś się nie dziwię, że sklep zamknął. Na szczęście nie musiałem daleko jechać...

OLX

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 312 (316)

#77370

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jadę sobie spokojnie w terenie zabudowanym, godzina 23, ciemno, zimno, wieje, zaraz może zacznie padać. Dojeżdżam z tyłu do samochodu. Właściwie do smarta, ale niech będzie, że samochodu. Jadę za nim ładny kawałek. W autku z tyłu światełek żadnych, nie ma stopu, kierunków, pozycji, podświetlenia tablicy, nic się nie świeci. Z przodu światła ma.

Podjeżdżam do przygłupka na światłach, pokazuję, żeby otworzył okno. Otworzył. Mówię mu, że nie ma żadnych świateł z tyłu.

A co facet na to?

- Aaaa, no tak, tak, wiem. I szyba w górę.

Aha, no nie ma za co. Brawa dla pana debila.

polskie drogi

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (243)