Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Garrett

Zamieszcza historie od: 23 kwietnia 2012 - 15:29
Ostatnio: 23 marca 2024 - 19:01
O sobie:

Mechanik amator, uwielbiający zapach etyliny, pogromca bezdroży, poskramiacz knąbrnych terenówek, miłośnik kotów i psów, romantyczny i przystojny (193/110), a nie, to nie sympatia.pl :)

  • Historii na głównej: 84 z 84
  • Punktów za historie: 43145
  • Komentarzy: 519
  • Punktów za komentarze: 3779
 

#57899

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno, dawno temu, prowadziłem korespondencję z jakąś firmą, coś reklamowałem, szczegóły nieistotne. Uszkodzenie ewidentnie z ich winy, nie potrzeba rzeczoznawcy.

Po kolejnym liście z standardowym tekstem nr 7. i odmową uznania reklamacji i kolejnym uzasadnieniem typu: ponieważ towar był używany to się zepsuł, w związku z czym nie przysługuje darmowa naprawa lub wymiana na towar pozbawiony wad, poszedłem do znajomego.

Znajomy wydrukował moje pismo na swoim papierze firmowym, przystawił pieczątkę, zainkasował parę złotych i wysłał pismo. Wkrótce telefon (!!), firma oczywiście dołoży wszystkich starań, żeby rozwiązać spór, towar już jest naprawiany, za 7 dni zostanie wysłany, przepraszają, dziękują za uwagi które na pewno zostaną przekazane gdzieś tam, no tylko kwiatów brakowało.

Cóż takiego było w nagłówku na papierze firmowym? Kancelaria Prawna Jan Kowalski i Syn w Warszawie, a na pieczątce coś typu asesor sądowy Jan Kowalski (nie pamiętam).

Da się? Tylko ile osób odpuściło, bo uznali, że może nie mają racji, może się nie opłaca, może iść założyć sprawę to za dużo zachodu...

handelek

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 496 (536)

#56551

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tor w Lublinie zostanie wkrótce zlikwidowany. Popularne wśród fanów motoryzacji ze wschodniej części Polski miejsce, zostanie zasypane. 27 listopada rozpoczęło się zwożenie ziemi, by zasypać tor i nie pomogły protesty, listy, ani inne działania, które miały zmienić decyzję władz lokalnych. Głównymi przeciwnikami toru na lubelskim Wrotkowie byli mieszkańcy sąsiedniego osiedla, którzy skarżyli się na hałas jeżdżących po torze aut. Problem polega jednak na tym, że tor funkcjonował dużo wcześniej niż powstały bloki, a mieszkańcy, którzy zamieszkali w tym właśnie miejscu, byli świadomi niedogodności związanych z torem.
Podane za:

http://www.adrenalinemotorsport.pl/aktualnosci/n,likwidacja-toru-w-lublinie-juz-przesadzona-5780

Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że niedługo będą w naszym kraju tylko dwa tory i wszyscy miłośnicy 4-rech kółek będą ćwiczyć swoje umiejętności na drogach publicznych i na parkingach pod marketami? Ale mamy przecież 1000 orlików... i tor w Poznaniu i motopark Ułęż.

sport narodowy

Skomentuj (88) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 435 (607)

#55615

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kumpel ma działkę, a na niej mały domek. Akcja z lata, miała mu się wkrótce rodzina znacznie powiększyć (bliźniaki w drodze) więc wystawił dom na sprzedaż. Myślał, że trochę dołoży i kupi coś większego lub bardziej "rozwojowego".

Znalazł się klient na dom. Kolega znalazł jakiś większy dom, sprawa w toku, podpisane umowy przedwstępne, złożony wniosek o kredyt w wysokości różnicy w cenie, trwa tzw. papierkologia, ale wszystko jest na dobrej drodze do pozytywnego zakończenia.

Nadchodzi lato, kumpel z żoną i dzieciakami wyjeżdża na 3 tygodnie nad morze. Domem i psem opiekują się jego rodzice.

Po urlopie powrót do domu i szok:
Wycięte wszystkie drzewa na działce (owocowe), wycięte również tuje (ogromne, takie 4-5 metrowe), rozwalony skalniak, wycięte nawet winogrono, które rosło przy garażu i nikomu nie wadziło. Wycięte dwa małe świerki srebrne i takie małe drzewka ozdobne. Wszystko zwalone na stertę przy płocie.
Działka pusta i "łysa" jak kolano.

Młodzi jak to zobaczyli - załamka. W pierwszej chwili myśleli, że była jakaś trąba powietrzna albo wichura, ale wszystko wycięte, a nie połamane. Padło podejrzenie na sąsiada, bo drewnem pali, wycieczka za płot, sąsiad niewinny, słyszał, że ktoś coś wycina, ale nic nie wie.
Szybki telefon do rodziców czy czegoś nie wiedzą.

Okazało się, że rodzice wpadli na pomysł, że "posprzątają działkę" i to ich robota. Nawet piłę łańcuchową specjalnie kupili.

Kupujący jak to zobaczyli natychmiast się rozmyślili, nieruchomość do dziś wystawiona, nie ma chętnych. Za to bank przyznał kredyt :)

Do dziś relacje pomiędzy rodzicami i młodymi są delikatnie mówiąc dość napięte...

chłop żywemu nie przepuści

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 994 (1036)

#55325

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zmiana pracy.

Mam kolegę Grześka, kumplujemy się od czasów technikum (elektronicznego). Gościu to taki typowy matematyk, wiecznie spóźniony, mocno zakręcony, ale ogólnie całkiem w porządku gość. Zawsze 6 na koniec z matmy, fizyki, chemii, zaliczone olimpiady, ale "przeciąganie za uszy" z polskiego czy niemieckiego.

Niedawno się spotkaliśmy powspominać stare dobre czasy, wysuszyć jakieś piwko, no i przy okazji opowiedział jak zmieniał pracę.

Pracował wtedy w jednej z sieci komórkowej jako programista. Zarabiał nieźle, pracę lubił, ale stwierdził, że spróbuje poszukać czegoś nowego.

Ponieważ przy jego umiejętnościach to praca szuka jego, a nie on pracy, jego znajomy z innej korporacji (powiedzmy X) stwierdził, że przydał by się w zespole. Wszystko pięknie, ale rekrutacja jest organizowana zawsze przez zewnętrzną firmę, takie procedury, nieważne, że ktoś z wewnątrz za niego ręczy, ma papiery na swoje umiejętności, nie ma przebacz, ogłoszenie, rekrutacja, konkurs "który wygrywa najlepszy".

Papiery złożone, dzwoni pani, żeby umówić się na rozmowę, Grzesiek jedzie do Bardzo Znanej Firmy, biurowiec, marmury, fontanny, recepcjonista, ochrona, przepustki, karty dostępu, szklana winda, no lux malina, widać, że firma solidna.

Rozmowa przeprowadzana jest przez dziewczynę (może studentkę, może tuż po magisterce), która ogląda jego papiery, certyfikaty, świadectwa ukończenia różnych kursów, szkoleń. Niestety dziewczyna nie odróżnia SQL od SLD, nie ma najbledszego pojęcia o tym co jest w CV, ale i tak sprawdzi jego predyspozycje do wykonywania zawodu...

Dziewczyna zaczęła go wypytywać o różne dziwne rzeczy, zupełnie od czapy jak stwierdził zainteresowany, a najbardziej zaskakującym pytaniem było "jak się robi m&m-sy, że mają taką równą i gładką polewę??". Padło też kilka pytań o jego umiejętności i pani zażyczyła sobie wyjaśnienia jakiegoś pojęcia typu 'co to właściwie jest to sql? c++? asembler?' Grzesiek może niezbyt grzecznie odpowiedział, że sądząc po jej wcześniejszych pytaniach nie ma sensu, żeby w 10 minut wytłumaczył jej coś, czego on uczył się kilka lat. Rozmowa zakończona, papiery złożone, oczekiwanie na telefon.

Dzwoni kolega z X z pytaniem czy Grzesiek nie złożył papierów, bo zatrudniono jakiegoś człowieka, który nie nadaje się na to miejsce i znów będą szukali kogoś, jak skończy się nowemu okres próbny. Kumpel zdziwiony, telefon, w końcu z firmy X zadzwoniono do firmy od rekrutacji z pytaniem, czy dostarczono im dokumenty wszystkich kandydatów. Okazało, się, że firma dokonała selekcji i wysłała tylko "najlepiej pasujące" oferty. Okazało się, że papiery Grześka się znalazły, ale nie spełnia on wymagań, bo:
- ma zaburzone kontakty interpersonalne, ??
- nie jest kreatywny, ??
- nie podchodzi twórczo do powierzonych mu zadań!

Taka była opinia osoby dokonującej rekrutacji.

Dziś Grzesiek pracuje w firmie X, firma X zrezygnowała z usług firmy rekrutującej pracowników, a wszystkim poszukującym pracy radzę poszukać gdzieś jak się robi m&m-sy, bo w pracy informatyka wiadomo, że bez takiej wiedzy nie da się napisać "kreatywnie" programu...

rekrutajzing po polsku

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 821 (861)

#55323

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam kolegę Jacka, lat 39, żona, dwójka dzieci, niezła praca, bogaty tatuś, żyć nie umierać. Jacek ma dość bujną wyobraźnię, jego historie jak w młodości jeździł "cebrą" (motocykl honda cbr600) przyjmowałem z przymrużeniem oka, wiadomo, każdy czasem lubi trochę ubarwić swoje życie w oczach innych. Po ślubie "musiał" Jacuś motor sprzedać, wymyślił sobie szybki samochód, odkładał kasę, tatuś trochę dołożył i Jacuś kupił brykę. Ze Szwajcarii, bez elektronicznego ogranicznika prędkości. Tak się fajnie złożyło, że niedawno wybudowano obwodnicę Mińska Mazowieckiego i jest tam kawałek równej i w miarę prostej drogi.

Kilka dni po zakupie, dumny właściciel pokazał mi zdjęcie zrobione telefonem w samochodzie!!, zegar pokazuje 280 km/h ... Jacuś twierdzi, że więcej się bał, bo opony już są mocno zużyte... Kilka dni później widziałem filmik z kamery, na którym widać gps na przedniej szybie, a na nim 313 km/h. W biały dzień. W normalnym ruchu. Na zwykłej drodze. Między samochodami. Ręce opadają.

Wiadomo, nikt nie jest święty i każdy czasem trochę przyciśnie, ale chyba są pewne granice. Jakby ktoś uważał, że to nieładnie, że tak kolegę podtentegowałem i podaję za dużo danych, to mam nadzieję, że zabiorą mu prawko zanim kogoś czy siebie zabije... Żeby, nie było, oczywiście żadne argumenty nie docierają, ja mam szybki samochód to jeżdżę szybko...

Parę cyferek:

Przy 150 km/ h samochód przejeżdża w ciągu sekundy ok 50m, przeciętny czas reakcji na sytuację w której trzeba hamować to właśnie ok 1,2 sek.

Droga hamowania ze 100 do 0 to 37,5 m, z 200 pewnie ze 150 m, a z 300hm/h?? Fizyki niestety nie oszukasz.

Tutaj są fajne tabelki dla rajdowców, przypominam, że są to wartości teoretyczne w idealnych warunkach. http://regiomoto.pl/portal/bezpieczenstwo/droga-hamowania-nie-wszystko-ile-miejsca-potrzeba-zatrzymac-auto.

mistrz prostej z Mińska Mazowieckego

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 411 (507)

#54049

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja historia http://piekielni.pl/52197 znalazła się we wrześniowym miesięczniku "Okruchy życia" wydanie specjalne "blisko nas". Tak to nie żart, jest takie pisemko. :)

Opowiadanie opublikowano pod tytułem "Zaprzepaścił interes życia". Historia poddana została pewnemu tuningowi, ale główne fakty się zgadzają... Szkoda tylko, że nie zostało podane źródło... no cóż, do sądu nie pójdę :)

prasa dla kobiet

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 416 (492)

#52620

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Żródło: GW, dodatek Stołeczny, 22 lipca 2013

W związku ze zbliżającymi się obchodami Powstania Warszawskiego urząd miasta planuje wielkie święto, składanie kwiatów, przemówienia, kamery, bajery bo wybory za pasem, trzeba się lansować za wszelką cenę - wiadomo o co chodzi.

Zaproszono również powstańców, ludzi starszych, schorowanych, po przejściach, między innymi zaproszono dziadka pani która napisała do gazety co ich spotkało. Pani ta poprosiła urzędników aby zapewnili jej dziadkowi krzesło, zwykłe, najtańsze składane krzesełko, bo dziadek nie ustoi w upale przez całe obchody..

Jak była odpowiedź urzędasów z Ratusza? Absolutnie nie ma możliwości zarezerwowania krzesła, jeżeli dziadek chce mieć pewność, że się na krzesełko "załapie" musi przyjść DWIE godziny wcześniej i sobie na nim usiąść!!

Dziadek powiedział tylko, że swoje już zrobił, a o krzesło nie zamierza już walczyć...

Szkoda ,że nie będę w Warszawie, sam bym poszedł i dziadkowi krzesło zajął. Acha, ten pan ma 91 lat...

Wielkie brawa dla urzędników z Ratusza i dla pani HGW za wzorowe dobranie sobie współpracowników.

Wstyd i hańba...

urzędasy z Ratusza

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 953 (1023)

#52260

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trafiłem niedawno na necie na kawał o prawniku, który przypomniał mi rodzinną historię.

Kawał:
Idzie sobie dwóch kumpli, nagle jeden łapie drugiego za ramię i ciągnie na drugą stronę ulicy. Ten mocno zdziwiony pyta go o co chodzi?
Ten mu odpowiada: Z naprzeciwka szedł mój znajomy prawnik, znów mnie zapyta co słychać, pokiwa głową, a jutro przyniesie rachunek za konsultację...

Kuzyn dostał/odziedziczył/zasiedział działkę, nieistotne. Żeby wyjaśnić sytuację prawną musiał złożyć jakieś papiery do "Wydziału Wieczystoksięgowego Sądu Rejonowego", sprawa dla niego nietypowa, nigdy tego nie składał, poszedł więc do znajomego prawnika, spytać czy ten się podejmie załatwienia tej sprawy, ile to będzie kosztować i jakie dokumenty będą wymagane.
Prawnik zgodził się podjąć tę sprawę, zaśpiewał sobie 1000 zł, znajomy się zgodził, sprawa uzgodniona, wychodzi, a pan prawnik życzy sobie 100 zł za konsultację. Znajomy zdziwiony, nie przyszedł po poradę prawną, tylko zlecić sprawę... Nie szkodzi, zajął mu godzinę, 100 zł się należy i już... Kumpel w szoku, w końcu zapłacił i stwierdził, że rezygnuje z jego usług...

Poszedł do sądu, w wydziale jakaś praktykantka pomogła mu wypełnić papiery, okazało się że za wypełnienie 2 kartek A4 prawnik zażądał 1000 zł.

Nawiasem mówiąc zawsze mnie zastanawiało dlaczego prawnicy, lekarze i solaria nie muszą mieć kas fiskalnych?

usługi prawne

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 652 (752)

#52100

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historię potwierdził mi znajomy lekarz, chirurg, okolice roku 2000, może trochę wcześniej, w każdym razie nikt o NFZ-cie jeszcze nie słyszał, imion żadnych nie podaję, bo "tajemnica lekarska" i "ochrona danych osobowych", ale moje miasteczko małe to i tak wszyscy o zdarzeniu słyszeli...

Świadkowie Jehowy - każdy lub prawie każdy zetknął się z nimi, najczęściej gdy "głosili dobrą nowinę" lub "chcieli porozmawiać o Bogu"- nic w tym piekielnego, postępują zgodnie ze swoją religią i ok, niech im będzie. Dodatkowo tytułem wyjaśnienia, bo nie jest to tak dobrze znany fakt: "jehowi" nie zgadzają się na przetaczanie krwi i nie przyjmują niektórych preparatów krwiopochodnych, a osoba która przyjęła krew nie może zostać zbawiona, taka religia.

Żyli sobie w małym miasteczku mąż i żona, on i ona świadkowie Jehowy, on pracował na budowach, ona zajmowała się domem, wiadomo przy trójce dzieci jest co robić.
Tak jakoś wyszło, że w wieku ok 40 lat pani zaszła w ciążę. Ciąża nie choroba, ale z powodu wieku ciąża podwyższonego ryzyka, obserwacja, usg (kilka lat temu nie było to takie oczywiste), ale wszystko ok, dziecko zdrowe, ustalono termin, pani przeczuwając rozwiązanie zgłosiła się na porodówkę.

Do pewnego momentu wszystko przebiegało planowo, jednak w trakcie porodu coś poszło nie tak, masywny krwotok, konieczne jest natychmiastowe podanie krwi i to w dużej ilości. Niestety do akcji wkroczył mąż i kategorycznie zabronił podania krwi... Awantura która wtedy wybuchła do dziś jest wspominana w szpitalu... Zanim szpital się skonsultował z prawnikiem, policja zabrała męża i postanowiono "na siłę" podać krew, pacjentka odeszła do swojego Jahwe czy gdzie tam oni idą po śmierci... Dziecko na szczęście przeżyło. Lekarze ogólnie w***eni, bo podając kilka jednostek krwi można było panią uratować, a tu taka bezsensowna śmierć. Pani nie dało się spytać o zgodę, nie pamiętam czy straciła przytomność, czy była intubowana, w każdym razie nie miała szans na uratowanie, bo decyzję za nią podjął jej "kochający" mąż.

Po niedługim czasie do szpitala zgłosił się mąż i nie zgadniecie, zrobił kolejną awanturę lekarzowi, że on nie uratował jego żony, że błąd w sztuce, i inne takie brednie, sprawa w sądzie itp. Sąd się nie dopatrzył winy lekarzy.

Piekielny mężulek? Poczekajcie:

Napisałem, że pan pracował na budowie?
Remontując dach "ciachnął się" piłą tarczową w poprzek uda, rana bardzo głęboka, poszarpana, panu udało się dotrzeć do szpitala o własnych siłach (kolega go przywiózł) i ratujcie, szyjcie, tamujcie, łolaboga moja noga. Szybka decyzja, sala operacyjna, wenflon, woreczki na wieszak, anestezjolog szykuje "strzał" do uśpienia pacjenta, narzędzia naszykowane, myślicie, że pan krzyczał, że on nie może mieć transfuzji? Nie, cisza... ale traf chciał że pan został rozpoznany (po jego awanturach i sprawie w sądzie trudno było go nie zapamiętać). Po nieprzyjemnej rozmowie pan został wypisany ze szpitala "na żądanie" i kolega zabrał go do innego szpitala... Pan niestety przeżył, a szkoda bo Jahwe na pewno by się ucieszył takim gorliwym wyznawcą...

Ciekawe, że ich wszystkie cztery córki, jak i druga żona oraz dzieci z drugiego małżeństwa nie są jehowymi... Ciekawe dlaczego?

Sekta czy jedyna religia ?

Skomentuj (90) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 747 (885)

#52258

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiecie co to jest "stan surowy otwarty" i "stan surowy zamknięty"?
Nie jest to określenie techniczne, lecz potocznie oznacza same ściany i stropy z dachem oraz w drugim przypadku budynek z dachem, oknami i drzwiami oraz często z podłogami w stanie surowym.

Tata kolegi ma zakład stolarski, robi tylko drzwi i okna z drewna. Tylko na zamówienie, dowolny materiał, dowolny kolor, dowolne szyby, od zwykłych zintegrowanych po kuloodporne czy antywłamaniowe.

Pewnego dnia pojawia się klientka, zamawia wycenę, chłopaki jadą na pomiary, willa, około 15 okien, drzwi wejściowe antywłamaniowe dwuskrzydłowe, zamówienie na grube tysiące. Pani klientka, jak się później okazało prawniczka, zgadza się z wyceną, wpłaca zaliczkę, spisują umowę. Pewien problem jest z kolorem, pani ma zielony dach i chce "pod ten kolor" dobrać kolor okien, ale ok, szczegóły uzgodnione, kolor wybrany, po trzech tygodniach okna gotowe, pani je ogląda i chłopaki jadą na montaż.

Po zamontowaniu chłopaki dzwonią po szefa, bo klientka nie chce podpisać protokołu zdawczo-odbiorczego. Okazuje się, że kolor jest "nie taki", zamówiony był inny odcień, ona nie zapłaci, poza tym coś tam jej jeszcze nie pasuje, od słowa do słowa trochę się pokłócili, a klientka w kłótni rzuciła, że grosza za te okna nie zapłaci. A jak mu się coś nie podoba, to mogą się spotkać w sądzie...

Znajomy pogadał jeszcze z chłopakami którzy tam pracowali, skontaktował się z ekipą która stawiała stan surowy i wykonał jeszcze kilka telefonów do znajomych, a wiadomo, miasteczko małe to i "wszyscy wszystko o wszystkich" wiedzą.

Efekt:
- ekipa od stanu surowego wystąpiła do sądu o zapłatę za pobudowanie domu (pani nie zapłaciła, bo coś tam i stara śpiewka: "idźcie do sądu")

- wszystkie inne ekipy pracujące w trakcie wstawiania okien widząc co się dzieje, wystąpiły natychmiast o zapłatę za wykonaną pracę i zażądały zapłaty z góry za resztę prac (pani się obraziła i stwierdziła, że nie zapłaci)

- ściągnięte ekipy z dalszych stron po uświadomieniu jak pani płaci, zwijały się zanim cokolwiek zrobiły

- wszyscy bez wyjątku żądali zapłaty z góry (zwyczajowo płaci się po wykonaniu pracy)

- żadna inna firma z okolic robiąca okna czy tylko je sprzedająca odmawiała zrobienia okien (a to nie mają czasu, a to nie mają koloru, a to za daleko :)

- do dziś budowa jest nieskończona...

A znajomy od okien? Kiedy dom został otynkowany i coś tam zaczęto w środku wykańczać, pojechał i zabrał swoje okna... Oczywiście policja, zeznania, sprawa o kradzież, dziwnym trafem pani nie miała faktury za okna, a w umowie był zapis, że do momentu zapłaty okna są własnością producenta. Teraz dom jest w stanie "stan gotowy otwarty".

Jednym słowem pani prawnik wymyśliła sobie chyba, że ludzie jej dom za darmo pobudują, bo nie będzie im się chciało po sądach ciągać. A jakby co, ona sprawę w sądzie i tak wygra, bo zna jakieś kruczki prawne. Znajomy mówi, że najlepszych prawników zatrudni, a babie nie popuści...

prawniczka z miasteczka

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1029 (1057)