Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Garrett

Zamieszcza historie od: 23 kwietnia 2012 - 15:29
Ostatnio: 23 kwietnia 2024 - 0:02
O sobie:

Mechanik amator, uwielbiający zapach etyliny, pogromca bezdroży, poskramiacz knąbrnych terenówek, miłośnik kotów i psów, romantyczny i przystojny (193/110), a nie, to nie sympatia.pl :)

  • Historii na głównej: 84 z 84
  • Punktów za historie: 43146
  • Komentarzy: 519
  • Punktów za komentarze: 3779
 

#52197

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnym synku kolegi.

Kolega miał firmę, dość dużą, nawet jak na polskie warunki. Znamy się nie od dziś, często rozmawialiśmy o naszych firmach, polskim prawie, taka wymiana doświadczeń np. który klient jest wypłacalny, a który tylko dobrze wygląda :) Pomimo, że moja firma ma trochę inny profil, ogólnie dość dobrze wiedziałem czym się kumpel zajmuje, jakie ma problemy, nawet plany na przyszłość. Kumpel ma również żonę, która nigdy nie pracowała i syna który właśnie zdał maturę i małą córkę chyba 5-cio letnią.

Któregoś dnia kumpel zemdlał w pracy, erka, szpital, operacja, śpiączka farmakologiczna, stan bardzo ciężki. Lekarze nawet nie próbowali ocenić jakie ma szanse na przeżycie, mówili tylko, że nawet jak przeżyje to najprawdopodobniej będzie wymagał całodobowej opieki, nigdy nie odzyska pełnej sprawności, ale wszystko kwestia czasu i być może będzie w miarę dobrze, ale również może być bardzo źle.

Od początku wiedziałem jaka jest sytuacja, razem z jego żoną Moniką byliśmy w szpitalu, po paru dniach zadzwoniła, żebym wpadł porozmawiać o firmie. Okazało się, że Monika nie ma najbledszego pojęcia o działalności męża, ona zajmowała się domem i dziećmi, nigdy nie musiała pracować i ma problem z podjęciem najprostszej decyzji, nie mówiąc o tym, że do wielu działań nie miała uprawnień.

Sytuacja trudna, właściciel nie jest w stanie zarządzać firmą, żona nie może (firma na męża, rozdzielność majątkowa), syn jest za młody i też nie ma pojęcia o prowadzeniu firmy, bo nigdy go to nie interesowało. W skrócie pomysł był taki, że przez miesiąc będę zarządzał firmą, zorientuję się w szczegółach, później albo zostanie zatrudniony manager z zewnątrz albo któryś z kierowników zostanie p.o. prezesa, albo kumpel odzyska przytomność i będzie mógł coś zdecydować. Sytuacja skomplikowana prawnie, niezbędne konsultacje z prawnikami. Prawie wszystko dograne, jednak dość niespodziewanie okazało się, że firmą będzie jednak zarządzał syn właściciela, a ja będę mu pomagał/doradzał. W sumie wydawało mi się, że będzie to najlepsze rozwiązanie, w końcu nie moja firma, nie będę się wtrącał w rodzinne sprawy.

Pierwszy dzień w pracy: młody mówi, że to jego firma, nie mam tu czego szukać, wyp...j, jeszcze coś ukradniesz, tak chętnie się zgodziłeś, żeby pomagać to pewnie chcesz przejąć firmę i jeszcze parę zdań w tym tonie... Szybki telefon do Moniki: Ona się nie zna, nic nie wie, syn się zajmie firmą, takie tam bzdety. Telefon do prawnika, wycofane wszelkie pełnomocnictwa, rozwiązane umowy, rządź się młody, nic tu po mnie, ja za twoje decyzje nie będę odpowiadał...

Niestety na rynku zaczął się kryzys, spadła ilość zamówień, wprowadzono via-toll, Rosjanie przejęli dużo zleceń, bo są tańsi i firma kiepsko zarządzana zaczęła kuleć. Wszystko było fajnie, jak miesięcznie wpadało 50-80 tysi, ale nagle trzeba "przeżyć" za 5-10 tysi, a tu raty za samochód (pierwszy zakup młodego), rata za dom (przecież nie będę mieszkał ze starymi), imprezki, wódeczka, panienki, kluby, są wydatki, nie ma z czego zapłacić...

Takie jego większe wydatki:
(widziałem faktury, bo wszystko co się dało wrzucał w koszty).

Faktura za samochód 580.000 PLN
Tuning samochodu 80.0000 PLN
Dom 220 m2, działka 2200 m2 1.200.000 PLN
Wczasy 4 tygodnie 12.000 (niby spotkanie z klientami zagranicznymi)
Masa faktur z restauracji na dość dużą kasę.

W końcu komornik zajął cały majątek firmy, wszystko sprzedał, młody wrócił do mamusi i tak firma którą jego ojciec rozkręcał przez 30 prawie lat, gówniarz załatwił w rok, bo nie chciał, żeby mu ktoś doradzał...

Po jakimś czasie kumpel uciekł grabarzowi spod łopaty, ale długo nikogo nie poznawał, nie wiedział gdzie jest, rehabilitacja, ćwiczenia fizyczne i praca z logopedą (nie mógł mówić, potem mówił bardzo niewyraźnie, ogólnie ciężki stan wymagający pracy. Został wypisany do domu, zajęła się nim żona, teraz tylko minimalnie "wolniej myśli", powoli mówi, ale już jest całkowicie samodzielny.

nie tak znów daleko od stolicy rodzinny biznes...

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1420 (1460)

#50592

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Koleżanka szuka pracy.

Wcześniej ucząc się dorabiała sobie jako modelka, fotomodelka, hostessa, więc szukała podobnej pracy. Do tematu podchodzi poważnie, jest zarejestrowana w kilku agencjach, ma niezłe portfolio i spore doświadczenie jak na swój wiek.

Ponieważ każdy grosz się liczy, nie wybrzydzała, zawsze brała każdą ofertę, czy była to "promocja majonezu w Tesco" czy pokaz kosmetyków czy ubrań.
Szuka również pracy na własną rękę, głownie w necie, ale
ogłoszenia na różnych portalach ogłoszeniowych typu "zatrudnię modelkę" to w 99% praca "dla dorosłych", którą oczywiście nie jest zainteresowana.

Ogłoszenie na drzewku: jest praca: stawka możliwa, telefon kontrolnie wykonany, pojechała z koleżanką. Kilometrów sporo, cały dzień "w plecy".

Na miejscu okazuje się:

- praca bez żadnej umowy (jak się pani sprawdzi to podpiszemy umowę)
- stawka godzinowa podana w ogłoszeniu i przez telefon jest maksymalną jaką on płaci, ale akurat to zlecenie jest płatne 1/3 stawki z ogłoszenia

- facet ogląda portfolio i oburzony zauważa "tutaj nie ma zdjęć w bieliźnie!!" (jeszcze czego)

- właściwie to on by miał pracę dla takiej fajnej dziewczyny, a i koleżankę też chętnie zatrudni, bo on ma kolegę, kolega dobrze płaci i tam to spokojnie 100-200 wyciągną na godzinę...

Trudno było baranowi napisać, że poszukuje "agentek do agencji towarzyskiej"? Ludziom głowę zawraca i jeszcze na koszty naciąga... Ciekawe, czy w ogóle miał jakieś oferty pracy, czy szukał naiwnych dziewczyn w ten sposób...

w poszukiwaniu pracy stolicy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 416 (508)

#50589

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałem znajomych,taką paczkę kilku osób, spotykamy się czasem na grilla, na łódki, do kina wyskoczyć, wydawało mi się, że całkiem fajni i na poziomie ludzie...

(rozmowa mocno skrócona, żeby nie zanudzać)

Piątek, dzwoni tel,:

[KASIA]- Cześć, w sobotę, ble bla jest grill, wpadaj, weź środki dopingujące, jakieś mięsko i przyjeżdżaj do Krzyśka na działkę.
[JA]- Ok, będziemy na 19.
[KASIA]- Jak to będziecie? Chyba nie przyjedziesz z TĄ ruską? (szkoda, że nie słyszeliście jaki miała pogardliwy ton głosu)
[JA](mocno zaskoczony)- Hmmm, to nie przyjadę, nie dzwoń więcej, cześć.

Tak, moja koleżanka jest Ukrainką, studiuje w Polsce, dobrze mówi po polsku (z lekkim akcentem oczywiście), całe szczęście, że to nie ona odebrała telefon...

Pogratulować tolerancji...

PS. Dziewczyny nigdy wcześniej się nie poznały, nie widziały.

ludzie i taborety

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 775 (919)

#48055

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chcecie kupić samochód? Wczoraj zostałem ponownie niemile zaskoczony bezczelnością handlarza.

Szukając auta, większość z nas przeczyta kilkanaście, kilkadziesiąt ogłoszeń, prawda? Jak się łatwo zorientować, wszystkie samochody są:
- bezwypadkowe
- absolutnie bezwypadkowe
- 100% bezwypadkowe
- ewentualnie lekko uszkodzone (wszystkie rozbitki przed naprawą)

Oglądam BMW, które chyba ze wszystkich stron było wyszpachlowane, na pewno całe polakierowane (ładnie trzeba przyznać) no i w ogłoszeniu na 100% bezwypadkowe... Ciśnienie mi troszkę skoczyło, wypytuję jak sprzedawca rozumie bezwypadkowość auta?

Odpowiedź była długa i zawiła, a wypływał z niej morał, że: przecież nie było ofiar wypadku !!!

No rzeczywiście, formalnie mamy wtedy do czynienia z kolizją, potocznie: stłuczką, wypadek jest z ofiarami... Idąc tokiem myślenia tego gościa samochód zespawany z dwóch połówek jest 100% bezwypadkowy, bo składa się z dwóch samochodów skasowanych w 50%???

Komis w Wawie

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 609 (671)

#47600

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Służba zdrowia, ostry dyżur (tak się to kiedyś nazywało) teraz chyba jest to SOR.

Po niezbyt przyjemnej przygodzie z quadem (awaria sprzętu + tzw błąd człowieka) wylądowałem na tzw 4 literach na bardzo, bardzo, bardzo twardym piasku :)

Ponieważ wiem, że szok, że adrenalina, staram się nie biegać bez sensu po lesie, na tyle ile umiałem sprawdzam, że:
ręce szt 2 mam,
nogi szt 2 mam,
kości raczej całe,
nogi i ręce składają się w prawidłową stronę,
rozcięć żadnych nie mam,
nic nie powykręcane "dziwnie".

Nic mi nie będzie chyba, wstaję:
e... spoko nie boli;
ooo...trochę boli;
poprawka boli całkiem mocno...

Decyzja: kumpel na motocyklu odwozi mnie do szpitala, zaglądamy do sali zabiegowej, pan doktor patrzy na mnie i pada pytanie:
- Motocykl?
- Nie, quad
- Aha, sam pan przyszedł?
- Nie, z kolegą.
- Chodziło mi o to czy sam pan wszedł po schodach?
- Tak.
- Eee, to nic poważnego, skoro sam pan wszedł to znaczy, że biodra nie połamane.

Dostałem środek przeciwbólowy i wysłano mnie do domu.

Na drugi dzień wpadłem na pomysł, że może jednak zrobić rtg, okazało się, że pęknięta jest kość ogonowa więc rzeczywiście nic poważnego... Ale tak się później zastanawiałem, że skoro wszedłem po schodach o własnych siłach to na pewno nie trzeba było robić prześwietlenia? W sumie teraz to już nie jest ważne, ale na przyszłość chciałbym wiedzieć...

służba_zdrowia

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 459 (573)

#47594

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W ubiegłym roku Państwowe Linie Lotnicze LOT "wypracowały" ok. 200 mln zł straty. Polski przewoźnik za 2011 r. odnotował 145,5 mln zł straty. W 2010 r. strata wynosiła 163,1 mln zł.

"20 grudnia 2012 roku została udzielona spółce PLL LOT pomoc publiczna na ratowanie w formie pożyczki i wypłacona w kwocie 400 mln zł" - napisano w komunikacie przesłanym PAP. Pomoc została przeznaczona głównie na spłatę długów.

Szpital Centrum Zdrowia Dziecka ma 270 mln długów, jak łatwo się domyśleć pieniądze w ten czy inny sposób zostały wydane na ratowanie życia dzieci. Jak minister Arłukowicz będzie pomagał CZD? "Trzeba natychmiast ograniczyć pensje lekarzy, zwolnić kogo się da"...

Podejrzewam, że najchętniej zamknął by CZD, wtedy nie było by długu...

Sami oceńcie kto tu bardziej potrzebuje "pomocy publicznej", mnie diabli biorą, jak czytam jak "włodarze" szastają moimi pieniędzmi...

służba_zdrowia

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 768 (888)

#45438

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Święta, a właściwie 1-wszy dzień świąt, zjazd rodzinny, poznaję rodziców męża siostry mojej kuzynki :), Szczegóły nieistotne, pan i pani około 60-go roku życia, własna firma, zarobki dużo, dużo powyżej średniej krajowej, (tak razy 50, powiedzmy). Państwo między innymi zatrudniają portierów, system pracy 24/48, praca nie wymagająca żadnych kwalifikacji, pensja niewysoka, ale i robota lekka, no i umowa o pracę oczywiście (na czas określony).

Do obowiązków portierów należy:
- nie spać w pracy
- nie pić w pracy
- otworzyć bramę rano i zamknąć wieczorem
- włączyć alarm w obiekcie wieczorem i wyłączyć rano
- w razie konieczności wezwać służby
- skierować zagubionego klienta do biura
- nakarmić raz dziennie psy

Chyba lekka praca?
Zatrudniony został trochę po znajomości kolega syna, bo ma jakiś tam stopień niepełnosprawności, jest całkowicie głuchy na jedno ucho i słabo słyszy na drugie, więc ciężko mu o jakąkolwiek pracę. Okazało się, że chłopak sprytny, nigdy nie było z nim problemów, nie pił, ogólnie wszystko ok. Dodatkowo dorabiał sobie w tej firmie jak miał wolne, wykonywał różne drobne prace przy samochodach, czasem kogoś odwiózł, przywiózł, zawsze około 2-2,5 tys. zarabiał. W grudniu dostał 3000 (pensja + bonus na święta), chłopak zadowolony, pracodawca również.

No ale... do firmy dzwoni mama chłopaka, rozmawia, a właściwie krzyczy na właścicielkę, że ta wykorzystuje jego syna, żeruje na pracownikach, tyle piniędzy zarabia, a synkowi żałuje, za grudzień powinien co najmniej 4000 dostać, bo tyle godzin się nazbierało, kto to widział, niewolnictwo, itd w tym stylu. Pani z 5 razy powtórzyła, że chyba skoro tak dobrze zarabiają, to jej synowi też "się coś należy".

Właścicielka dzwoni do chłopaka, ten nic nie wie, zapyta mamusię, zaraz oddzwoni.

No i oddzwania i powiada coś w tym stylu "właściwie to należałaby mi się podwyżka i chciałbym od nowego roku zarabiać 4000".

Finał: pracodawcy postanowili nie przedłużać mu umowy od nowego roku.

Kto był piekielni proszę ocenić samemu, chytra baba, jej synalek który chyba nie wie jakie są stawki godzinowe za taką pracę, czy może pracodawcy?

usługi bardzo specjalistyczne

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 912 (996)

#45447

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy historia do końca pasuje na piekielnych, ale jeden z bohaterów chyba na to uczciwie zasłużył.

Kumpel (Paweł) prowadzi sklepik spożywczy, taki mały osiedlowy sklepik, gdzie większość klientów zna się "po imieniu", można zrobić zakupy "na kreskę", jak się zapomni portfela, czy zamówić coś specjalnego, czego normalnie nie ma w sprzedaży. W sklepie jedna kasa, jeden sprzedający.

Na jesieni jakoś to było, w sklepie o godzinie 6.05, zaraz po otwarciu stoi sobie w kolejce 5-6 osób po drobne zakupy w drodze do pracy. Drzwi się otwierają, truchcikiem wbiega starszy pan, łapie za chleb i przepycha się do kasy machając pięćdziesiątką i marudząc, że on musi natychmiast kupić, bo się spieszy, zaraz mu autobus odjedzie i z drogi hołoto, ani przepraszam ani proszę, ani pocałujcie mnie gdzieś, on musi!!!

Oczywiście wywołuje to zrozumiałe komentarze i z kolejki pada propozycja ustawienia się na końcu i zaczekania na swoją kolej. Oczywiście pada standardowe:

- Wy nie wiecie kim ja jestem!!
Wszyscy patrzą z politowaniem... i tu pada mniej standardowe:
- Ja mam medal!!

Kolejka zdziwiona czeka na ciąg dalszy, facet wyciąga z kieszeni czerwony błyszczący "medal" i machając nim mówi tryumfalnie - "za budowanie władzy ludowej" dostałem !!
Kolejka w śmiech, facio zostaje postawiony do pionu i wysłany na koniec, gdzie coś próbuje sapać, marudzi coś pod nosem, w końcu nadchodzi jego kolej i w końcu wybiega.

Koniec? Chwilka:

W kolejce stoi również siwiuteńki staruszek, drewniana laska w ręku, stały klient od lat, tylko on jakoś się nie śmieje... Paweł patrzy na niego i widzi, że coś jest nie tak ... obsługuje, wszyscy wychodzą tylko dziadek wszystkich przepuścił , zostali sami, i mówi:

- Takie ordery to tylko szczególnej swołoczy dawali, wie pan panie Pawełku? Pewnie jeszcze w SB albo UB pracował, jak takich widzę to mi wstyd za niektórych Polaków, panie Pawełku, jutro coś panu pokażę, tylko nikomu ani słowa. Dobrze?

Na drugi dzień dziadek przychodzi, wyjmuje z siatki pudełko, otwiera, a tam na czerwonym atłasie medal (właściwie order) "virtuti militari". Dziadek zaraz go schował i dodaje, że dostał za udział w jakiejś kampanii i to nie od "czerwonych", tyko od "prawdziwego" rządu.
Dziadek poprosił tylko, go żeby nikomu nic nie mówił...

Kiedy dziadkowi się zmarło, klientka przyniosła Pawłowi lokalną gazetę z nekrologiem od "towarzyszy broni" i mówi zaskoczona, że nikt nie wiedział jakiego mają sąsiada! A w nekrologu wymienione jeszcze inne odznaczenia i stopień wojskowy... Sąsiad jak się okazało brał udział również udział w wojnie jako pilot w Anglii.

Prawie zapomniałem, wiecie gdzie temu "budowniczemu" się tak spieszyło? Jesień, wczesna godzina, jechał na grzyby, marudził, że mu wszystkie wyzbierają!! Ręce opadają...

Wiadomo, opowieść z drugiej ręki więc pewne szczegóły mogłem pomieszać, może nie był to medal tylko order albo odznaczenie (to od czerwonych), może plastikowa zabawka, może order orła białego... ale virtutti militari było prawdziwe, tego krzyża nie da się pomylić z niczym innym.

[edit] Oczywiście nie był to order orła białego, Paweł tylko zapamiętał, że środek był czerwony i był na nim napis PRL, dziękuję wszystkim za wytknięcie błędów :)

nigdy nie wiesz na kogo możesz trafić w zwykłym spożywczaku

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 850 (930)

#45374

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stare dzieje, ale niedawno znów odwiedziłem sklep i przypomniała mi się akcja z pewnym tatusiem... w sumie chyba bardziej zwyczajnie głupim niż piekielnym... ale już piszę o co chodzi.

Sklep z motorowerami, skuterami i quadami. Co to jest quad chyba każdy wie, nie będę przynudzał. Wbijam do sklepu, oglądam co tam mają ciekawego, w sklepie dwóch sprzedających, ja i tatuś z dziewczynką ok. 10 lat. Tatuś jak podsłuchałem kupuje quada dla dziewczynki, rozmawia ze sprzedającym, próbuje wykazać się znajomością tematu, zagaduje o to i tamto. Ja próbuję zamówić jakieś opony, trochę się schodzi, bo przeglądamy katalogi, porównujemy ceny, sprzedający wykonuje telefony do hurtowni, a ja z nudów słucham tatuśka i widzę, że jego córka ma dziwną minę, smutna jakaś jest chyba... Myślę sobie, że dzieciak powinien się cieszyć , że dostanie nową zabawkę, ale może ma "gorszy dzień" i nie ma humoru. Tata się zdecydował na model, silnik, cenę pyta dziecko o kolor, a mała w ryk:
[MAŁA] - Ale jaaaa nieeeeee chceeeee quaaaaadaaa!!! (110 dB) Ja chcę rower!!!! Ja się boję!!!
[TATA] - Uspokój się natychmiast!!! Już ustalone, że kupujemy quada!!! Cała rodzina się składała i te pieniążki co dostałaś na komunię to mają być na quada!! (podniesionym tonem, zerkając na mnie)
[MAŁA] - Ale ja się boję, ja nie będę jeździć na quadzie, ja nie chcę!!! (120 dB)
[TATA] - I tak kupię, idź natychmiast do samochodu, przynosisz mi wstyd!!!
Dziewczynka zanosząc się płaczem idzie do samochodu, (samochód dość drogi, dość nowy, nie tani, chyba tatusiowi się powodzi).
[TATA] - Trzeba przełamywać swój strach, bo wyrośnie mi bojąca się wszystkiego panienka, a w życiu trzeba łokciami się przepychać i niczego się nie bać - mówi do sprzedawcy i do mnie.
Tatuś decyduje się na quada...
[JA] - Zapomniał pan o jednej rzeczy
[TATA]- ????
[JA] - kasku Pan nie kupił dziecku
[TATA] - Ty ....... ...... ........ i ...... ...... ..... oraz ........ jak również........... nie będziesz mi mówił co mam robić!!! Na takiego małego quada nie potrzeba kasku!!!
[SPRZEDAWCA] - Ten quad spokojnie pojedzie 70 km/h, więc kask jest jak najbardziej potrzebny.
[TATA] - Ja się nie dam naciągnąć!!! Taki kask to pewnie ze 2 stówy kosztuje !!!

Kopara mi opadła, sprzedawcy też chyba się zdziwili... facet ma samochód za jakieś 150000, a dziecku kasku za 200 zł żałuje?? No co to jest, ukryta kamera? Mówię spokojnie do gościa, że kask to minimum, właściwie to jeszcze rękawiczki i "żółwik" by się przydały, bo dziecko to dziecko i wszystko się może zdarzyć.

[TATA] - Wy jesteście w zmowie i chcecie mnie naciągnąć!!

Ręce opadają... Pokazuję człowiekowi mój kask i mówię, że ta rysa to gałąź, na którą się mało nie nadziałem, pokazuję obtarcie na kurtce na łokciu: to pamiątka po wywrotce, mówię, że rękawiczki mam kolejne, bo poprzednie się starły jak próbowałem zatrzymać się na szutrówce... Do gościa nie dociera, kasku nie kupi i już, bo córka będzie jeździła tylko po łące, on ma 20 hektarów i nic się jej nie stanie, bo tam jest miękka trawa!

Z bolesnego doświadczenia wiem, że trawa jest miękka jak się na niej siedzi, a nie jak się upada na nią kością ogonową, przy 60 km/h. Boli i to bardzo, zapewniam was, pomimo ochraniaczy i grubych skórzanych spodni...

I tak sobie stoję i się zastanawiam, czy jak przydzwonię temu głupkowi w ten pusty łeb, to mu klepki wskoczą na swoje miejsce, czy mu się jeszcze pogorszy... Odpuściłem i tylko się zastanawiałem kiedy znów w gazecie napiszą, że dzieciak się rozbił albo co gorsza zabił na quadzie. Tatuś na kask się nie dał "naciągnąć".

ps. Uprzedzając pytania: tak, mam quada. Od kilku lat, trochę kilometrów zrobiłem, trochę doświadczenia też mam i uważam że w 95% quad nie nadaje się na prezent komunijny. Zresztą, co to za prezent do używania którego trzeba zmuszać dziecko siłą?? Genialny tatuś.

sklep z chińszczyzną

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1006 (1064)

#42366

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szukasz samochodu? Nie daj się cwaniakom i piekielnym.

Oto jak należy rozumieć piekielne ogłoszenia sprzedaży samochodu, cytaty z ogłoszeń internetowych. Pomijam ewidentne próby oszustwa, które dosyć łatwo rozpoznać...

1. Najważniejsze: pamiętaj, że żyjesz w kraju, gdzie... polecam refren piosenki "Strachy na lachy" - Żyję w kraju -


2. "Pierwszy właściciel" – najczęściej chodzi o pierwszego właściciela w kraju, nieważne, że za granicą było tych właścicieli 15, w Polsce pierwszy właściciel. (ładnie wygląda w ogłoszeniu)

3. Gotowy do rejestracji – oznacza to po prostu nie zarejestrowany w kraju, trzeba zrobić tłumaczenia dokumentów, czasem zapłacić cło, akcyzę, opłatę recyklingową, zapłacić za tablice, dowód rej, kartę pojazdu i ubezpieczyć. Najtaniej przetłumaczyć dokumenty więc najczęściej ich przetłumaczenie oznacza "gotowość do rejestracji".

4. Atrakcyjna cena, piękne zdjęcia, konkretny opis, można dokładniej obejrzeć zdjęcia... Na ostatnim zdjęciu okazuje się że gość sprzedaje "anglika", z kierownicą z prawej strony. Oczywiście "zapomniał" napisać o tym szczególe w tytule ogłoszenia i w opisie... wrrrrr niby nic takiego, ale jak się ogląda 500 zdjęć to można się wkurzyć.

5. Treść całego ogłoszenia: "Sprzedam samochód jak na zdjęciach tel nr 1111111". Zdjęcia robione telefonem w nocy w stodole czarnemu pojazdowi... ręce opadają.

6. Moje ulubione: "bezwypadkowy", "absolutnie bezwypadkowy", "żaden element nie był malowany", a samochód jakby coś po nim przejechało... Oczywiście właściciel nic nie wie, ewentualnie tu taka ryska była i trzeba było cały samochód trysnąć... (jaaasne)

7. "Klimatyzacja do nabicia" – proponujemy, że zapłacimy te 300-500 zł za nabicie i przyjedziemy jutro jak klima będzie sprawna – okazuje się, że właściwie to trzeba wymienić chłodnicę... no i parownik... no i kompresor... no i czujniki... i...

8. Samochód z klimą, przy oglądaniu okazuje się, że klima nie działa "ale przecież w ogłoszeniu nie było nigdzie napisane, że jest sprawna!!!"

9. Zawsze przed obejrzeniem samochodu sprawdzamy numery nadwozia/ramy z tymi w dokumentach. Telefon, wszystko pięknie, jadę po samochód 400 km, na miejscu okazuje się, że chyba ktoś coś tam majstrował, może nie przebite ale coś tam mi nie pasowało, proponuję kolesiowi telefon na policję albo zwrot za paliwo w obie strony... Finał: samochód na lawecie zabrany na parking policyjny, groźby karalne przy policjantach, za paliwo nie dostałem.

10. Stan licznika to NIE to samo co przebieg, Stan licznika można korygować (cofać), przebieg oznacza rzeczywisty przebieg auta i może być podstawą reklamacji lub odstąpienia od umowy. Jako ciekawostkę sprawdźcie sobie ile samochodów na portalach ogłoszeniowych ma przebieg powyżej 250.000 km.

11. Samochód z USA – niby nic piekielnego tylko samochód jest USA, trwa aukcja, jak zapłacisz to oni za ciebie zalicytują i jak wygrasz to sprowadzą auto, którego ani oni ani nikt nie widział wcześniej. No i do opłat dochodzi 23% VAT + sprowadzenie + marża + pkt 3.

12. Auto z Anglii po przerobieniu na "nasze". Oczywiście jak się ktoś nie dopatrzy, to może się niedowidzieć co kupuje. Co prawda przekładka może być zrobiona porządnie, ale zawsze jest to dobry powód to targowania.

13. "Nic nie puka nic nie stuka". Ma to niby oznaczać idealny stan zawieszenia, jak jest naprawdę patrz pkt 1.

14. "Stan idealny" – na zdjęciach gość sprzedaje rozbitka, którego chyba się nie opłaca remontować, a ten stan idealny? Taki był przed wypadkiem...

15. "Coś stuka w silniku", za 100 się naprawi :) Vanosy do bmw kosztują ok. 10000, a w v8 czy v10 są dwa :) Stukające panewki - remont silnika - najczęściej drugi silnik jest tańszy niż remont - koszty!!!

16. Wyjątkowy, jedyny w kraju, limitowana wersja, wyprodukowano ileś sztuk, a na portalu masa takich samych pojazdów - po co takie głupoty wypisywać?

17. Samochód w komisie, decyzja: kupujemy, nagle się okazuje, że auto jest wujka, stryjka, ciotecznego brata żony z pierwszego małżeństwa i to z nim trzeba wszystko załatwiać. Czyli albo komis kombinuje jak tu nie zapłacić podatku, albo z autem jest coś mocno nie tak i komis nie chce brać za to odpowiedzialności.

18. Auto na zagranicznych nr rejestracyjnych, komis lub osoba prywatna, ale okazuje się że umowę podpisujemy z cudzoziemcem, czyli w razie czegoś szukaj wiatru w polu albo kogoś tam za granicą, sądź się w sądzie zagranicznym, a pośrednicy nic nie wiedzą i weź im coś udowodnij.

19. Kupujemy samochód za 50000 zł, sprzedający proponuje: wpiszmy 30000 będzie mniejszy podatek do zapłacenia. Niby fajnie ale: przy szkodzie całkowitej czy kradzieży jest spora szansa, że dostaniemy kasę "z umowy", a nie od wartości rynkowej. Jeżeli z samochodem będzie coś nie tak, odstępujemy od umowy i jak myślicie ile dostaniecie? Oczywiście 30000, a reszta? Jaka reszta? :)

20. Najważniejszy i tak jest pkt 1.

Oczywiście są uczciwi sprzedający, uczciwe komisy, są również okazje, ale czasem trudno na nich trafić :)

to jest polska właśnie

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 541 (615)