Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Golondrina

Zamieszcza historie od: 5 kwietnia 2015 - 10:25
Ostatnio: 21 stycznia 2020 - 23:02
  • Historii na głównej: 27 z 27
  • Punktów za historie: 8711
  • Komentarzy: 320
  • Punktów za komentarze: 2466
 

#83852

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka historia zdrowotna, przedświąteczna.
Wyjechaliśmy na święta do rodziny. Synek dwuletni zasnął około godziny 20. Dwie godziny później obudził się z krzykiem, czerwone policzki, płakał niemiłosiernie. Wcześniej dawał znać jakby coś go bolało, nie pokazywał co, nie miał gorączki. Szybka decyzja, jedziemy do szpitala.

Jest taki nocny punkt przyjęć, w którym wylądowaliśmy. Na miejscu młoda lekarka, mały w drodze się uspokoił, ale badań wszelkich się boi, więc znów zaczął płakać. I wywiązał się dialog z panią doktor:
- No ale ja nie jestem pediatrą. Pierwszy raz widzę dziecko (?!). Dla mnie dwulatek płacze, bo jest dwulatkiem.
- Obudził się nagle z krzykiem, to nie jest normalny płacz.
- Ma gorączkę?
- Nie.
- Pokazywał gdzie go boli?
- Nie.
- No nie wiem, jakieś inne objawy? (wymieniła ze 3, żadna nie pasowała) - Ja nie wiem, dwulatki płaczą czasem, ja pediatrą nie jestem, proszę iść do pediatry.

Zrezygnowani ubieramy dziecko z nadzieją, że dziś spokojnie zaśnie, a jutro znajdziemy lekarza. Jak już mały był w kurtce, zapytałam lekarki, czy może go bolą dziąsła.
- Mogę zajrzeć do gardła. (zajrzała) Już wszystko wiem. Angina.

Dalsza wizyta trwała błyskawicznie, stetoskop, wywiad, przepisanie leków. Ja nie wiem, ja się nie znam. Ale naprawdę trzeba lekarzowi podpowiadać, co zrobić żeby zbadać pacjenta?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (191)

#75990

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wezwanie. Dojeżdżamy do bloku. Bierzemy to, co najważniejsze i udajemy się w jego kierunku. Tam do klatki wpuszcza nas przemiły staruszek, który akurat wyprowadzał swoją bestię wysokości 30 cm w kłębie na spacer.
Wchodzimy na wskazane piętro i dzwonimy do drzwi.

- Tak? - Pyta kobieta niepewnie wychylając się na korytarz.
- Dzień dobry. Pogotowie.
- Widzę... Słucham?
- To my słuchamy. - Odpowiada kompan.
- Ale ja nie wzywałam pogotowia.
- Och... To mamy problem.

Kontaktujemy się z dyspozytorem. No numer mieszkania jak nic ten! Pytamy, czy może ktoś w bloku choruje na serce, może się pomylił, dyspozytor próbuje dodzwonić się do osoby, która zgłaszała problem. Nie, pani nie wie, pod numerem, z którego było wezwanie nikt nie odbiera. Popytaliśmy sąsiadów, nic. Na klatce wywiązała się dyskusja.
Po 15 minutach prosimy dyspozytora o pozwolenia na odwrót, ten trochę niechętnie, ale zezwala nam w końcu na powrót do bazy.

Schodzimy na dół, a przy karetce stoi jakiś facet. Podchodzimy i słyszymy:

- No ile można czekać?

Aaa! A zastanawiał się, gdzieśmy poszli. Aaa! No tak! Nie wziął telefonu. A bo widział, że jesteśmy i sądził, że za chwilę przyjdziemy i bał się wrócić do domu po telefon. Aaa! No tak! Bo to nie ten numer bloku podał...

Aaa! No tak... Wszystko jasne...

Facebook - Zaszczurzony

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 401 (423)

#53178

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kupiłam pralkę powystawową. W sklepie uczulili mnie żeby przewieźć delikatnie, bo blokady transportowe zostały już zdjęte. Dzisiaj odbyło się pierwsze pranie, podczas wirowania pralka wyskoczyła na środek łazienki, odtańczyła harlem shake, wypluła dołem dwie śrubki i zalała pół łazienki, po czym najwyraźniej uznała, że jest już zmęczona bo wyrwała z gniazdka kabel zasilający.

Blokady transportowe wcale nie były zdjęte... nie mogę dokończyć prania, nie mam klucza do odkręcenia blokad i nie mam pojęcia co zrobić z tymi śrubkami... jedynie dobrze, że węża do wody nie urwało.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 674 (800)

#56114

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Obecnie szukam pracy. Wczoraj odebrałam kolejny telefon od "potencjalnego" pracodawcy:

XXX: Dzień dobry, czy pani Jukatan?
Ja: Tak, słucham?
XXX: Kłaniam się, XXX z firmy XXX, czy nadal jest pani zainteresowana pracą jako telemarketer ds. sprzedaży powierzchni reklamowych?

Zaniemówiłam.
Rękę dam sobie uciąć, że na pewno nie odpowiedziałabym na tego typu ogłoszenie - telemarketing i sprzedaż - do tego się nie nadaję. Sprawdzone.

Ja: Nie, nie jestem zainteresowana.
XXX: Tak? Bo ja dzisiaj otrzymałem pani CV na mail.
Ja: Jestem pewna, że nie odpowiedziałam na żadne ogłoszenie, w którym byłoby napisane "sprzedaż" albo "telemarketing".
XXX: No, no tak... bo ja w ogłoszeniu napisałem "księgowa", hehe. To wtedy się więcej ludzi zgłasza. To co, może pani przyjdzie na dzień próbny, spróbuje?

Lecę!

call_center

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 801 (843)

#20685

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu, gdy byłam jeszcze niepełnoletnia przebywałam w rodzinie zastępczej. Powód nie jest ważny - ważne jest, że rodzinka (pani + syn + córka) była bardzo piekielna.

Pewnego razu musiałyśmy - ja, pani S. i jej córka - pojechać do Stolycy. Mieszkamy w mieście oddalonym od niej o jakieś 300 km, wobec tego pojechałyśmy pociągiem. Ja miałam odwiedzić 70-letnią ciotkę, pani S. z córką załatwić jakieś tam inne sprawy.

Rozstajemy się przy dworcu, pani S. wciska mi 5 zł na przejazd i znika. I pierwsze WTF - jak ja mam za te 5 zł przejechać metrem, potem jednym autobusem, potem kolejnym do innego miasta? Dwa razy, bo przecież muszę mieć na powrót.

Dobra, pożyczę od ciotki, chociaż kobiecina utrzymuje się z renty i szkoda mi od niej brać jakiekolwiek pieniądze. Jadę do ciotki, wszystko jest ok, dopóki nie dzwoni pani S. Miałyśmy się spotkać o bodajże dwudziestej, a ona mi mówi, że to nieaktualne bo ONA JEST W DOMU (300 km dalej), bo jej córka zaczęła się dusić (!) i ona szybko wsiadła do pociągu i pojechały.

Powiedzcie mi - dusi się wam dziecko, co robicie:
a. idziecie do lekarza
b. wzywacie pogotowie
c. wsadzacie je do dusznego pociągu na kilka godzin?

W każdym razie - zostałam praktycznie sama, z 1,50 zł w gotówce, 300 km od domu. Moja opiekunka nie wykazała najmniejszego zainteresowania tym jak wrócę (możecie w to nie wierzyć, ale taka jest prawda, kobieta olewała mnie ciepłym moczem). W końcu transport zorganizowała mi matka mojej przyjaciółki.

Co zrobiła moja opiekunka po tym, jak się o tym dowiedziała? Gadała godzinę matce mojej przyjaciółki, jakim jestem patologicznym dzieckiem, żeby sobie tamta nie pomyślała, że cokolwiek było JEJ winą.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 912 (970)

#19442

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uwielbiam jeździć na nartach. Razem ze mną do jednej klasy chodził podobny maniak białego szaleństwa. Historia działa się, gdy byliśmy bodajże w trzeciej klasie liceum. Była końcówka pierwszego semestru, okres już po klasyfikacji, a jeszcze przed feriami.
Przez dwa dni padał non-stop śnieg. W środę wieczorem sprawdziliśmy pogodę - następnego dnia miało być piękne słońce. Szybka decyzja, jeśli prognozy się sprawdzą, to rano jedziemy w góry.

Na szczęście meteorolodzy dopisali, więc rano zapakowaliśmy sprzęt do auta i zerwaliśmy się z lekcji. Pojechaliśmy do Korbielowa. Na Pilsku samochody zostawiało się wówczas parkując prostopadle na miejscach wzdłuż ulicy. Po dwóch dniach śnieżycy przejezdna była tylko droga, a na miejscach parkingowych leżał metr śniegu. Gdy dojechaliśmy na miejsce, odkopane było zaledwie paręnaście miejsc i wszystkie były już zajęte.

Byliśmy przygotowani na taką sytuację, wyciągnęliśmy łopaty z bagażnika i po 40 minutach udało nam się wykopać miejsce, w którym można było zostawić nasz wehikuł. Całej akcji kopania przyglądał się młody chłopak siedzący niedaleko koło jakiejś budki z gastronomią. Gdy skończyliśmy i zaczęliśmy się szykować na stok, chłopak wstał, podszedł do nas i z uśmiechem na ustach zagadał:
- Witam chłopaki.
- Dzień dobry...
- Pięć złotych za parking się należy.
Zamarliśmy...
- Słucham?!
- No pięć złotych parking płatny.

Na szczęście kolega jest dużym mężczyzną, łopatę miał pod ręką i udało mu się przekonać zaradnego, góralskiego przedsiębiorcę, że tym razem powinien zrezygnować z opłaty, a następnym razem odkopać klientom miejsce własnoręcznie, albo uprzedzić o chęci poboru opłaty zanim klient osobiście przerzuci kilka ton śniegu...

Góry

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 676 (700)
zarchiwizowany

#51775

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia @Iryska przypomniała mi inną, którą usłyszałam od znajomej mojej mamy.
Pani ta, prowadzi biznes, cukiernię.
Dawno dawno temu, piekła jeszcze całkiem amatorsko, na święta i przyjęcia, we własnej małej kuchni, ot, młoda mama pracowała na drobne kieszonkowe.
No i te ciasta w zimę przed bożym narodzeniem ustawiała na balkonie, bo i zamówień dużo i lodówka wypchana była różnymi wiktuałami.
Jak się domyślacie, przyplątał się złodziej, chętny na ciacho za darmo.
Bilans:
Stracona połowa makowca.
Zyskana nowiutka aluminiowa drabina pozostawiona przez opryszka pod balkonem.

Ot, swięta.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 285 (387)
zarchiwizowany

#57940

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Takie nieporozumienie... Nie bardzo piekielne, ale wyjątkowo śmieszne przez swoją niezręczność.
Kurierem przyjechał sprzęt.
Sprzęt wypada przy kurierze skontrolować bo paczka lekko wymięta, diabli wiedzą czy działa.
Pogoda jaka jest każdy widzi.
Więc jako kobieta gościnna, proszę pana kuriera żeby wszedł do domu i usiadł, bo co ma stać w zaspie te 15 minut?
Niestety, pan kurier źle zrozumiał moje zaproszenie.
Wchodzimy sobie do kuchni (pierwszy pokój w moim domu), zabieram się za rozwijanie paczki.
- Wodę zagrzałam, chciałby pan może kawy albo coś?
- Nieee... czasu nie mam, od razu bym do łóżka przeszedł.
Spojrzałam się na pana kuriera, lekko zdziwiona, bo ton wypowiedzi jakoś nie wskazywał na żart.
Pan kurier po mojej minie najwyraźniej załapał że coś nie bardzo się zrozumieliśmy.
W niezręcznej ciszy dopełniliśmy formalności.
Wychodząc kurier serdecznie przeprosił za nieporozumienie i nie mam do niego żadnych pretensji, jednak kiedy drzwi się zamknęły uśmiałam się jak wariatka.

kurierzy

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 359 (595)
zarchiwizowany

#17759

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miałem kiedyś współlokatorkę (W), która studiowała medycynę. Była specyficzna - nie cierpiała ludzi. W dodatku była strasznie wybuchowa, chociaż paliła dużo trawy. Chyba nawet więcej niż ja papierosów. Nie, wcale nie żartuję...

Dr. House to był przy niej lekko ekscentrycznym, miłym panem z laseczką.

Jeden z cytatów:

W:Wiesz co...ja to nie lubię ludzi
ja: WTF?
W: I wiesz...chyba wezmę sobie jakąś rzemieślniczą specjalizację. Ginekologię albo co...

Z takim podejściem powinna zostać anatomopatologiem.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (213)

#9263

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia [K]olegi i jego dość już starego samochodu.
Jak wiadomo stare to jest dobre wino i wapno, samochody w pewnym wieku zaczynają być po prostu skarbonkami. Tak i w tym przypadku coś stało się z samochodem, rozrusznik niby kręci ale nie zapala. Kolega nie zrażony odstawił samochód do warsztatu.

Tam zastał starego [F]achmana, z fajką przyklejoną na stałe do dolnej wargi. Fachman coś posapał, podumał, podrapał się w głowę na, której rosły mocno przerzedzone tłuste włosy.

[K]- I jak, da się coś z tym zrobić?
Fachman zaciągnął się fajką, splunął i zachrypniętym głosem odpowiedział
[F]- Zważyć...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 670 (786)