Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Grejfrutowa

Zamieszcza historie od: 19 stycznia 2015 - 16:35
Ostatnio: 18 lutego 2020 - 21:12
  • Historii na głównej: 21 z 23
  • Punktów za historie: 4544
  • Komentarzy: 960
  • Punktów za komentarze: 9431
 

#84774

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Programy antyplagiatowe.

Przez kilka lat byłam związana z uczelnią. Nie tylko jako studentka.

Kilka lat temu wszedł obowiązek wrzucania prac licencjackich i magisterskich w program antyplagiatowy. Na jednej z rad wydziału tłumaczono wszystkim wykładowcom, którzy będą promotorami, jak należy interpretować wyniki otrzymane z programu.

Jasno i, moim zdaniem, logicznie, wyjaśniono, że będzie tak, że np. program wyrzuci nam 80% podobieństwa (szczególnie przy licencjacie, który jest zazwyczaj odtwórczy) do innych opracowań, ale... jeżeli student będzie mieć przypisy, to nie ma mowy o żadnym plagiacie i rolą promotora jest oświadczyć, że w pracy znajdują się stosowne odwołania i podstaw do odrzucenia licencjatu nie ma.

Czerwiec. Szał obron.

Koleżanka pisze licencjat i panikuje, bo na jej uczelni nie "przechodzą" prace, które będą mieć 35% lub więcej podobieństwa do jakichś innych opracowań. To, że w jej pracy znajdują się odpowiednie przypisy do każdej przytaczanej definicji czy cytowanych słów badaczy, pana promotora nie obchodzi.

Więc teraz cała grupa siedzi i zamiast szlifować prace, by były lepsze merytorycznie, dziubie białe kropeczki (czcionka 1) co czwarty wyraz, by oszukać system.

uczelnia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 221 (243)

#76560

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Meszuger coś mi przypomniała. W historii Autorki upierdliwy klient był w komentarzach podejrzewany o konszachty ze skarbówką. Prosi, błaga, nalega, by coś kupić, nawet może być bez paragonu, byle już teraz natychmiast, a chwile później - cyk i mandacik. Rozumiem, ze skarbówka powinna czyhać na łotrów robiących państwo, a przy okazji nas wszystkich, w bambuko, jednak prowokowanie przez urzędników takich sytuacji uważam za sku..ysyństwo.

Koleżanka prowadzi mały osiedlowy warzywniak. Zna niemal wszystkich swoich klientów, więc każda nowa twarz wzbudza jej zainteresowanie i czujność. Ostatnio kręciły się u niej dwie panie. W sklepie pusto, koleżanka pyta, czy coś podać. Nie, one się rozglądają. Ok. Weszła jakaś stała klienta, która widząc, że tamte babki nie kupują, podeszła do lady i zaczęła prosić o konkretne towary, przy okazji gawędziła ze sprzedawczynią.

Wtedy jedna z pań chwyciła czosnek i mówi:
- To ja tu tylko ten czosnek biorę i kładę tu pani za niego dwa złote, bo widzę tu ma Pani klientkę, która dużo zakupów robi, nie będę tyle czekać, nie trzeba paragonu.
Jak powiedziała, tak zrobiła, cyk dwa złote na ladę i dzida z tą drugą ze sklepu.
- Halo, halo - krzyczy koleżanka. Ja jednak muszę to nabić na kasę i wydać paragon.
- Ale to tylko czosnek, a ja nie mam czasu!
Proszę Pani, za tylko pietruszkę i tylko ziemniaki też wydaję paragon, proszę poczekać.
- To nie, ja dziękuję, nie będę czekać, żeby tylko czosnek kupić. - Pani odłożyła warzywo, wzięła swoje dwa złote i obie z fochem wyszły.

Koleżanka dowiedziała się później, że panie próbowały tej sztuczki jeszcze na kilku osiedlowych sprzedawcach.

uslugi skarbówka

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (212)

#75085

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kojarzycie sprawę Atramu? W wyniku błędu pewnej firmy farmaceutycznej w opakowaniu leku kardiologicznego znalazł się lek psychotropowy. Media o tym informowały, całkiem intensywnie, moim zdaniem. Namawiały, by w razie wątpliwości niepewny lek wyrzucić, podejść do lekarza lub farmaceuty. Podawano numery infolinii, adresy stron internetowych itd. Oglądam różne serwisy informacyjne i we wszystkich o tym mówiono.

Dziś rano media podały, że zmarł człowiek, który zażywał Atram. Nie wiadomo, jak i czy w ogóle ten lek miał wpływ na śmierć mężczyzny, ponieważ był on ogólnie bardzo schorowaną osobą. Nie wiadomo też, czy brał Atram, czy też ten lek błędnie włożony w kartonik. To też dziś podano do informacji dokładnie w takim brzmieniu. Tyle (przydługiego) wstępu.

Kilka godzin po podaniu tej informacji stałam w kolejce w aptece i byłam świadkiem, jak farmaceutka zaproponowała pewnej kobiecie zamiennik leku (swoją drogą nie znoszę tego słowa, bo słowo zamiennik sugeruje, moim zdaniem, coś gorszego; wolę określenie "odpowiednik"). Na co ta z oburzeniem odparła: „No co też mi tu pani proponuje?! Nie słyszała pani, że dziś rano od jakiegoś zamiennika umarł facet? W telewizji mówili!”.

Farmaceutka nie znała sprawy (swoją drogą dziwne, ale może nie każdy ma czas na telewizję).

Wtrąciłam się więc, mówiąc, że to bzdury. Szybko wytłumaczyłam sprawę. Pani się trochę zawstydziła i odparła: „No musiałam coś źle usłyszeć”.

Super, pół apteki też "coś źle usłyszało", czyli że od zamienników się umiera.

Zastanawiam się, czy inni ludzie słyszą w telewizji coś innego niż ja?

apteka

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (261)

#84185

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z zainteresowaniem przeczytałam historię Magdy43 - #84150. Jestem zaskoczona, jak wiele osób obraziło Autorkę. Przodowali Armagedon i bleee. Że dla matki z dzieckiem 6 złotych to pewnie od ust sobie tygodniami będą odejmować, druga osoba wyliczyła nawet koszt usługi toaletowej w przeliczeniu na jednego srajucha. I autorka ma nie marudzić tylko sprzątać ich gówna za darmo! Nawet bym zrozumiała sranie w lesie, bo zwierzęta też srają, ale ludzie dodatkowo zostawiają po sobie inne pamiątki, kiedy w perspektywie 200 km bez dostępu do toalety, a jelita nie pozwalają czekać, ale kutwa, czegoś takiego jak w historii Autorki nie rozumiem. Dodatkowo ja spotykam się z czymś jeszcze podlejszym i godnym potępienia:

Jeżdżę regularnie na trasie miast A B C. Miasta A i C dzieli 40 km. Na wylocie z A stacja z kibelkiem, między A i B stacja z kibelkiem, w B dwie stacje z kibelkami, na wjeździe do C stacja z kibelkiem. 5 KIBLI na 40 km, a i tak muszę czasami oglądać opuszczone spodnie kulturalnych kierowców, którzy wolą swoje przyrodzenie wywalić przy trasie. Na trasie są liczne zatoki autobusowe i zatoka dla inspekcji drogowej. Wszystkie te miejsca są zasrane i zaśmiecone. Nie rozumiem, Armagedonie, bleee wytłumaczycie?

WC kibelek

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (133)

#81221

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do pracy w agencji pocztowej.

Urzędy statystyczne. Na umowie o pracę (pełen etat) jest wpisane 1800 z groszami brutto. Reszta (do 2100) jest uzupełniana premią. Ankieterowi terenowemu (bo o takim stanowisku piszę) ta minimalna krajowa wpłynąć musi. I niewiele więcej. Ankieter pracuje w terenie (jeździ za swoje, kilka lat temu cofnięto dofinansowanie do biletów czy paliwa) w upały, w mrozy, w śniegi i w deszcze (w normalną pogodę też), w świątek, piątek i niedziele, bo bywa, że respondent nie ma czasu w tygodniu, ale w niedziele może.

By złapać coś z premii, jedzie się i w niedzielę do takiego delikwenta. Pół biedy jeśli terenem ankietera jest miasto. Jeśli ma jeździć po powiecie, to jak raz kogoś nie zastanie, to raczej nie będzie się drugi raz fatygował 40 km, więc i premii nie będzie. Nic dziwnego, że po kilku miesiącach pracy ludzie rzucają "wypki" albo zwolnienia.

A panie Haliny, które nigdy w terenie nie były, a zza biurka ruszają się co najwyżej do stolika, na którym stoi czajnik elektryczny, biadolą, że ludziom się w duuupachh poprzewracało, pracować im się nie chce, zgroza. Bywa, że czasem, z niedoboru ankieterów, takiej Halinie trafi się teczka adresów i Hala ma ruszyć w teren. Ale jak to, onaaa? Przecież na dworze jest -4! Ona nie ma samochodu i nie będzie po ludziach autobusem jeździć, i zresztą ona z JEJ STAŻEM to nie wypada, żeby za jakiegoś ankietera odwalała robotę. I nie jej wina, że młodzi dzisiaj tacy leniwi i im się robić nie chce.

Urzędy statystyczne

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (146)

#80969

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ja i mój facet mamy po kilkadziesiąt rzeczy wystawionych na sprzedaż na OLX. Kilka naszych handlowych przygód:

1. Mój facet ma mobilną pracę, więc czasami nie ma problemu, by komuś coś podrzucił. Okej, podjechał na parking, schodzi gość, ogląda przedmiot, zachwyca się itd. Mówi, że bierze, tylko zapomniał portfela z mieszkania. Skoczy na górę i zaraz wróci. Nie wrócił. Zapomniał też, jak odbiera się telefon.

2. Zboczeńcy od stóp. Wystawiam na sprzedaż buty. Część z nich prezentuję na stopie, bo gdybym była kupującą, chciałabym wiedzieć jak leżą. Zalewają mnie pytania o tym, czy sprzedaję "używane (nieprane!) skarpetki, rajstopki i pończoszki oraz czy "buciki mają zapach".

Hitem był pan, który postanowił pobawić się w ankietera. Często jestem ankietowana, bo gdzieś kiedyś wyraziłam na to zgodę i lubię to. I wiem, jak powinna przebiegać ankieta. W tle zawsze są szumy innych rozmów. Pan przedstawił się jako przedstawiciel firmy produkującej lakiery do paznokci. I pyta: jakie kolory lubię, jak często maluję paznokcie u stóp. Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak (za cicho w tle, brak standardowej formułki na początku), ale chciałam dać chłopu odrobinę radości, to odpowiadałam, wymiękłam przy pytaniu o to, czy lubię obcinać paznokcie na kwadratowo czy na okrągło.

3. Panowie, którzy proponują mi pracę "asystentki członka zarządu", bo oni po zdjęciu widzą, że przecież na pewno jestem gotowa i chętna do ambitnej pracy i nie boję się wyzwań.

4. Są "hore curki", a mi się trafiła "bidna rzona". Dzwoni kobitka i mówi:
Ona: - Przed chwilą wystawiła pani buty. Czy one naprawdę są za 20 złotych? (nie jest to niedowierzanie, że tak tanio, tylko, że tak drogo).
Ja: - Naprawdę.
Ona: - Bo widzi pani, moja żona by je chciała. Ale ona nie ma pieniędzy.
Ja: - Jak nie ma pieniędzy, to nie kupi.
Ona: Aha, nie kupi?
Ja: - No nie kupi.
Ona: - No to dziękuję.
Przynajmniej pełna kultura.

5. Ani be, ani me, od razu przystępuje ktoś do rzeczy: ogłoszenie aktualne? Wszystkie ogłoszenia mam aktualne, o które chodzi? Aaaa, no, takie spodnie. Spodni mam siedem par wystawionych. ...urwa. Koniec połączenia.

OLX

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (155)

#80775

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W przychodni.

Dostałam od lekarza skierowanie na USG. Idę się zarejestrować. Pani z recepcji (PzR) wertuje jakieś zeszycisko, wzdycha, w końcu pyta:

PzR: A na kiedy ja mam panią zarejestrować, co?
Ja: Dziwne pytanie, to przecież pani umawia terminy.
PzR: No tak, ale do końca roku jest mało miejsc, a w nowym roku nie wiem, jak nam się ułożą kontrakty.
Ja: Mało miejsc nie oznacza ich braku, prawda?
PzR: No tak, ale co ja zrobię, jak przyjdzie ktoś bardziej chory od pani?
Ja: Skąd mam wiedzieć, jak bardzo jestem i czy w ogóle jestem chora, skoro nie mam wyników?

Kobita szeleści zeszytem i jęczy.

PzR: No co ja mam zrobić, no co ja mam zrobić?
Ja: Proszę mnie wpisać, a jak pojawi się ktoś na cito (o to pewnie kobiecie chodziło, gdy mówiła o ludziach "chorszych" ode mnie) to ma pani mój numer i proszę zadzwonić, że ktoś zajął moje miejsce. A ja się spróbuję zapisać w styczniu.

PzR (spojrzała na mnie jakbym jej proponowała szybki lesbijski numer na zapleczu): Bo pani myśli, że my nie mamy co robić i dzwonimy sobie po pacjentach.

Noż urwa, proponuję rozwiązanie, a babon gardzi.

Ja: Nie chce pani dzwonić to nie, ale proszę mnie wpisać, skoro są wolne miejsca.

No i znalazło się miejsce na połowę grudnia. Było marudzić?

przychodnia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (159)

#80051

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od ok. czterech tygodni śledzę pewną ofertę sprzedaży butów na czasnabuty.pl Bywa, że sklepy internetowe mają jakieś krótkotrwałe promocje i można kupić taniej.

Przez trzy tygodnie nic się nie zmieniało w cenie, więc kiedy niemal identyczne znalazłam w stacjonarnym sklepie, kupiłam. Zawsze wychodzę z założenia, że lepiej przymierzyć. Jednak ofertę z netu obserwowałam dalej, jakby mi się jednak zachciało drugich. Dziś przeglądam piekielnych, a z boku wyskoczyła reklama "moich" butów opatrzona znaczkiem -38%. Myślę sobie, uźwa, było nie kupować i jeszcze poczekać, a tak przepłaciłam. Z ciekawości klikam. A tam takie coś: promocja, hity srity z 79 zł na 49 zł.
Tylko, że buty przez całe cztery tygodnie kosztowały właśnie 49.

Internetowy sklep obuwniczy

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (153)

#78673

przez (PW) ·
| Do ulubionych
CYFROWY POLSAT.

Matka do 23 dnia każdego miesiąca musi uiścić wpłatę za telewizję cyfrową. Kto ma telewizję u tego operatora, wie, że już kilka dni przed upływem terminu płatności Polsat molestuje ludzi "przypomnieniami" w formie paska na środku ekranu. Im bliżej do terminu wpłaty tym molestowania nasilają się. 19 maja matka zapłaciła, ale po 23 nic się nie zmieniło. Pasek na ekranie molestował ją dalej.

30 maja zadzwoniłam na infolinię. Miła pani zlokalizowała kasę na starym koncie matki (z poprzedniej umowy) i mówi do mnie, że złożyła polecenie przeksięgowania, co zazwyczaj trwa do kilku dni. Super, czyli pieniądze są, mogliby już ten pasek zlikwidować, ale nie. Dobra, błąd matki, niech ma małą nauczkę na przyszłość, że się nie płaci na jakichś starych świstkach i że w rachunkach powinien być porządek.

7 czerwca matka dostaje list z Cyfrowego, że dnia 31 maja środki zostały przeksięgowane i gitara, życzymy sobie dalszej owocnej współpracy. Ale pasek jak molestował, tak molestuje.

Dziś - 12 czerwca matce wyłączyli telewizję zupełnie. Dzwonię na infolinię. Słowo w słowo opisuję konsultantowi sytuację, jak tej pani z 30 maja. Pan poklikał i znalazł pieniądze, ale na starym koncie.

Ja: To po co państwo pismo wysłali o pomyślnym załatwieniu sprawy?
On nie wie i żadnego pisma w systemie nie widzi.
Ja: Dobrze (w sumie to niedobrze), jakie kroki pan podejmie?
Pan: No, żadnych, póki nie otrzymamy potwierdzenia wpłaty.
Ja: Przecież pan widzi te pieniądze, tylko nie na tym koncie, co trzeba. To co matka ma wam jeszcze potwierdzać?
Pan: No racja... - mruczy pan i słychać klikanie. To ja zrobię tak: złożę w systemie prośbę o przeksięgowanie tych pieniędzy na właściwe konto (ale to już było - w głowie rozśpiewała mi się Maryla Rodowicz). To trwa najczęściej do kilku dni. I przywrócę sygnał (no wypadałoby).

Podziękowałam, bo jopek na słuchawkach większej mocy sprawczej i tak już nie ma.
Sygnał wrócił, do spóły z molestującym paskiem.
Cyfrowy Burdel.

Cyfrowy Polsat

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (161)
zarchiwizowany

#77756

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Córka koleżanki otrzymała w przedszkolu dyplom.

Dyplom dla: BASIA KOWALSKA

Wstyd, że wykształcone kobiety nie potrafią (lub nie chcą) odmieniać imion i nazwisk swoich podopiecznych.

edukacja

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (42)