Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Iras

Zamieszcza historie od: 30 maja 2011 - 2:09
Ostatnio: 24 grudnia 2023 - 0:31
  • Historii na głównej: 30 z 36
  • Punktów za historie: 9169
  • Komentarzy: 1080
  • Punktów za komentarze: 10077
 

#90974

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Usłyszałam ostatnio od swojej matki, kilka bardzo przyjemnych tekstów, na przestrzeni paru dni:
- "i co ryczysz"
- "weź się ogarnij"
- "nie przesadzaj"

I kilka innych tego typu - Leczę się na depresje w dość ciężkiej postaci - ale akurat nie o to chodzi. Teksty mojej matki - która jest świecie przekonana, że mnie "wspiera", były związane bezpośrednio z moją reakcją na śmierć mojego byłego...

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (130)

#85609

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Losując historie, trafiła się między innymi taka, w której opisywano "dokarmianie" zwierzątek pod blokiem (zazwyczaj śmieciami). Historyjka ta przypomniała mi o pewnym babsku, z którym miałam styczność.

Baba w okolicach półwiecza, prezentująca absolutny beton umysłowy - miała jakieś swoje wyssane z palca "prawdy objawione" i wszelkie tłumaczenia, że coś w tych jej "prawdach" jest jednak nie teges, odbijały się jak grochem o ścianę.

Babsko prezentowało się jako "wielka miłośniczka zwierząt" i jako niby taka - przybyła do schroniska pracować. Pech chciał, że przydzielono ją jako pomoc do mojego rejonu - czyli kociarni (kwarantanna + szpital).

Jednym z elementów sprzątania to wywalanie żarcia, które zostało z poprzedniego dnia - babka już praktycznie na samym początku wyskoczyła do mnie z prośbą, żebym to żarcie pakowała do osobnego wora, to ona je zabierze "żeby pod blokiem ptaszki dokarmiać". Chwalebne, że nie chciała by żarcie się marnowało? Takiego wała! Koci szpital w schronisku to w 99% choroby zakaźne. Króluje koci katar - w zmutowanych wersjach, odpornych na leki, zdarzają się rzuty panleukopenii - czyli przykładowo trafiko się na kwarantannie - gdzie koty są luzem - z 22 przeżyły dwa (tylko dlatego, że okazały się odporne). Bywają również przypadki zakaźnej białaczki (felv) czy kociego "aids" (fiv).

I ta kretynka zbierała żarcie naszpikowane wirusami i bakteriami - po to by wywalić to przed blokiem. Żadne tlumaczenie, że robiąc to roznosi zarazy nie docierało, "bo ptaki to szybko zjadają". Nie docierało, że nieważne, czy zostanie coś z tego żarcia, czy nie - sam teren gdzie to żarcie wywala staje się skażony.

I tak na koniec - baba chwaliła się nagminnie - będąc z tego autentycznie dumna - że kota, który powinien ważyć 4 kg, spasła do 10kg. Później była też wybitnie dumna z tego, że "uratowała koteczka" - fakt, uratowała, bo miał zostać uśpiony - nosiciel fiv + felv. To, że opchnie wirusy jej drugiemu kotu - jej nie obchodziło.

Durna baba

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (173)

#83605

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wychowanie dzieci i podejście babci... Temat rzeka.

Sama dzieci nie mam (na szczęście - rozmnażać się nie zamierzam), moja siostra za to ma dwie córki - w wieku 3,5 oraz 1,5 roku.

Siostra z dziećmi i mężem mieszkają na parterze, ja z naszą matką na piętrze (ogólnie dom "jednorodzinny"). Jako, że babcia jest pod ręką, to dzieci są często jej podrzucane, oraz często same chcą do babci.

A babcia, cóż - z jednej strony narzeka, że nie ma siły, że dzieci jej rzeczy rozwalają ip. itd. Ale zabronić dziecku czegoś ruszać? Ależ jak to! Przecież to dziecko!

Jeden z głównych nawyków dzieci - jak tylko przyjdą na górę jest natychmiast żądanie cukierka. A babunia leci teraz, już natychmiast tego cukierka dać. Jemy z matką akurat obiad? Cukierka! - mówię, żeby poczekała, jak zjemy to dostanie. Nie! Ona chce teraz!. I moja mamuśka już leci na zawołanie.

Siostra się wkurza, że dzieci dostają słodycze na każde piardnięcie - nieważne czy obiad zjadły, czy za 15 minu mają iść spać, ale matce niestety nic się nie da powiedzieć.

Sytuacja z dziś - Siostra ugotowała obiad, posiedziała z dzieciakami na gorze i się zwija, coby zjeść i przychówek nakarmić. Starsza córka na to, że chce cukierka. - Nie teraz, po obiedzie. Chodź, zjemy.
Nie, ona nie zejdzie, bo chce cukierka! Po kilku powtórzeniach w ryk - jak to dziecko. Siostra zniosła młodszą na dół, a babunia już się bierze do "pocieszania" -"ja bym ci dała, ale mama nie pozwala, jak później przyjdziesz to dostaniesz dwa".

Nosh kurrrrrrrczaki. I nie ma opcji przetłumaczenia, że takimi tekstami podważa autorytet matki, że tak naprawdę dzieciak nie przychodzi "do babci" tylko po słodycze i, że tego typu przyzwolenia na wszystko tylko utrwalają złe zachowania i uczą, że wymuszanie jest skuteczne... Próba przetłumaczenia tego matce skutkuje awanturą.

I teraz miłego oduczania terroryzmu...

babcie

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 169 (189)

#83435

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jest sobie w mojej okolicy Tesco.

W sklepie jak to w sklepie - są wózki na zakupy i koszyki. Wróć. Koszyków już nie ma.

Praktycznie odkąd sklep istnieje da się zauważyć pewną prawidłowość w znikaniu - co roku, odkąd sklep istnieje, mniej więcej od września koszyki zaczynają dostawać nóżek. Do listopada zostają zazwyczaj jakieś pojedyncze sztuki. W tym roku do listopada nawet nie dotrwały - nie ma już nawet jednego.

Skąd ta sezonowość? Koszyki kradną najczęściej grzybiarze.

Dno i kilometr mułu...

Ludzie...

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (164)

#82351

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Obsługa klienta. Jaka firma - nieistotne.

Klient chce czegoś, do czego musi przysłać dowód zapłaty (mailowo).

Przysłał. Screen pliku z Worda. A konkretnie - otwarty w Wordzie "nowy dokument", wklepane dane, gdzie akurat zrobił screena, gdy kursor mu mignął...

Co ciekawe - tego typu "dowody zapłaty" bywają bardzo częste.

Chociaż wszelkie rekordy na "dziwne dowody" pobił osobnik, który przysłał.... zdjęcie świstka z kartki w kratkę z odręcznym napisem "dowud* zapłacenia sumy XX panu YYY na konto zzz". (płatność gotówką i wystawienie świstka przez odbiorce wykluczona ze względów logistycznych - odbiorca z innego kontynentu posługujący się innym językiem itp.)

*błąd ortograficzny, a jakże - był obecny.

Obsługa klienta

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (152)

#73139

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miało to miejsce około 30-40 lat temu w Niemczech.

Pewien Polak pracował sobie jako operator dźwigu typu żuraw.

Któregoś razu o nieludzkiej godzinie (nie podam dokładnej, bo jej po prostu nie znam - jakoś przed świtem), przybył do pracy. Ciemno, chłodno, spać się chce, wdrapuje się po drabince na swoje miejsce pracy. Dodatkowo jeszcze wiało, więc do drabinki był dość mocno przytulony.

Gdzieś w połowie drogi zaczepił o coś kapturem. Po krótkiej chwili "wytrząsnął" (jak to sam określił) przyczynę zaczepienia z kaptura i wdrapywał się dalej.

Zaczął pracę, minęło jakieś pół godziny - a tu zaczyna się jakieś dziwne poruszenie na dole. Ludziska kłębią się o coś pokazuję na dźwig. O komórkach nikt wtedy nie słyszał, więc kontakt utrudniony. Ale coś tam krzyczą, coś pokazują.

Pracownik przerwał prace, wychyla się by spojrzeć o co chodzi (Czyżby coś zepsuł?) Spojrzał i w tył zwrot.

Mniej więcej w połowie drogi, tuż przy drabince majta się to o co osobnik zaczepił kapturem... Wisielec.

Cóż, trzeba jakoś zejść. Z niemałymi oporami pracownik rusza na dół, docierają do niego krzyki typu "sprawdź czy żyje", co spotyka się z komentarzem "sam sobie kurrr sprawdzaj". Mijając wisielca osobnik rzucił tylko okiem (w oryginale był tu dość szczegółowy opis trupa, między innymi szczegół, że był powieszony na dość cienkim drucie - oszczędzę wam go) i pognał na dół.

Wisielcem był 19-letni chłopak pochodzenia jugosłowiańskiego, zatrudniony na czarno kilka tygodni wcześniej.

Sam fakt znalezienia trupa w takim miejscu jest piekielny, ale większa piekielność zdarzyła się później.

Stwierdzono samobójstwo.

Chłopak miał drutem związane ręce...

Przeszłość

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (189)

#80760

przez (PW) ·
| Do ulubionych
A propos historii o Heniu "Przydasię"...

Moja matka. Skąpa jako tako nie jest, ale występuje u niej coś co można nazwać chorobliwą oszczędnością. Dotyczy to głównie produktów spożywczych.

Terminy ważności? Na co to komu. Coś spleśniało? Pleśń odkroić, reszta się nada... Koszmar - cichaczem wywala się często niektóre rzeczy, które leżą od nie wiadomo kiedy...

Czasami jednak matka potrafi przebić samą siebie.
Mamy w piwnicy DUŻĄ zamrażarkę. Zdarza się, że żeby coś konkretnego wydłubać, trzeba coś innego wyjąć - i tak się kiedyś przydarzyło z paczką surowego schabu - taki kawał pakowany próżniowo. Sęk w tym, że schab sturlał się w kąt i został zapomniany...

Paczuszka byłą szczelna, więc nie było czuć, że coś się rozkłada. Gdy schabik został odnaleziony był ni mniej, ni więcej - czarny.

Prawidłową reakcją, byłoby tu wywalenie tego, bez odpakowania. Ale nie. Schabiku szkoda. Może trochę zepsuty, ale dla psów się nada! Matka odpakowała, odkroiła co czarniejsze fragmenty, a resztę ugotowała... Smród w domu panował przez dwa tygodnie. Przez pierwsze kilka dni do swojego pokoju wchodziłam na wdechu, bo inaczej groziło to pawiem - a wąchałam już niejedną obrzydliwą rzecz.

Koniec końców psy smacznego papu z kilkutygodniową padliną nie dostały. Cichaczem - jak zwykle, zostało wszyściutko wylane do szamba.

Bo szkoda mięska... TFU!

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (179)

#79852

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeden z wielu biurowców w warszawskim Mordorze. Czyli w sumie budynek opanowany przez korposzczury. Firmy różne, przy czym z racji wymagań, większość pracowników jest po studiach, ewentualnie w trakcie.

Masa ludzi, wiadomo, że różne podejście do higieny, czy utrzymywania czystości. Jedno z pięter wybija się jednak poza standardowe "jutro umyję kubek".

Na tym piętrze owe "jutro" potrafi trwać tygodniami. Sprzątaczki obowiązku mycia naczyń nie mają, więc w naczyniach przy stanowiskach rozwijają się różne cywilizacje. Podobnie na stołówce.

Wszędzie, zarówno na stołówce, korytarzu, szatni, jak i w sali z komputerami, dzień w dzień, są porozlewane najróżniejsze napoje. Gdzie tylko w łazienkach i na stołówce są kafelki - cała reszta jest wyłożona wykładziną.

Łazienki - nagminnie pozalewane. Bynajmniej nie wodą - i dotyczy to zarówno damskich, jak i męskich (chociaż w meskich gorzej). "Pasy startowe" w każdym praktycznie kiblu. W damskiej z kolei zdarza się, że sedes i jego okolice (!) są pomazane krwią. Ściany czasem też obrywają...

Stanowiska z komputerami - prócz kubków, miseczek itp. wszędzie walają się okruchy, śmieci po żarciu z fast foodów (bo 2 metry do śmietnika to przecież za daleko..)Wszelkie okruchy powydeptywane w wykładzinę. podobnie gumy do żucia - na wykładzinie, pod biurkami, pod krzesłami. Zaś szczytem wszystkiego była akcja, że ktoś w*ierdalał słonecznika, a pogryzione łupiny wywalał pod biurko.

Taki syf zostawia przede wszystkim jedno pietro, gdzie ludzie mają swoje przypisane stanowiska i identyfikacja brudasów nie nastręcza trudności. Nasuwa się tylko pytanie - jak można być taką świnią (bez obrazy dla świń). A podobno to "cywilizowani ludzie, na poziomie"

Korposzczury z mordoru

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (160)

#79726

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie krótko i na temat - typowe chamy ze wsi*.

Szwagier miał wczoraj od swojej rodziny przywieźć do nas psa*. Nie przywiózł. Jego ojciec - teść mojej siostry go zabił.

Siostra aktualnie stara się mnie namówić do wycofania zgłoszenia o popełnieniu przestępstwa "bo dość się już strachu najedli".

Niedoczekanie.

* Tyczy się to tych konkretnych ścierw i im podobnych.

* Pies miał 8 miesięcy, był w pełni zdrowy, łagodny etc. - i pisząc, że został zabity, dokładnie to mam na myśli. W jaki konkretnie sposób - nie wiem. Faktem jest, że nie było to uśpienie.

Chamy ze wsi

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (163)

#79544

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do historii o bezdomnych.

Mój chrzestny, były mąż mojej ciotki, jest bezdomny od około 25 lat. Od tego ćwierć wieku koczuje na strychu w pewnej kamienicy.

Kiedyś zdarzyło się nam, że nawiedził nas na wigilię - niespodziewany gość - było to jakieś 15 lat temu...

Osobnik został nakarmiony, ogólnie ugoszczony, oraz dostał od moich rodziców propozycję: może u nas zamieszkać.

Wyżywienie w naszym zakresie, gwarantowane "kieszonkowe". Warunki były w sumie dwa:
- pierwszy - pomoc w codziennych obowiązkach: ugotować dla psów (czasy, gdy rodzice ubzdurali sobie hodowlę - psów było wtedy bodajże 14 - bardzo dużych) sprzątnąć po nich teren + ewentualnie jeszcze jakieś drobniejsze prace na ogrodzie;
- drugi - nie chlać na umór.

W pierwszej reakcji osobnik zaczął rozpływać się w podziękowaniach… W drugiej - ulotnił się skoro świt, i tyle go widzieliśmy.

Cóż...

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (164)