Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Jezza

Zamieszcza historie od: 17 października 2015 - 22:45
Ostatnio: 7 sierpnia 2017 - 12:00
  • Historii na głównej: 8 z 8
  • Punktów za historie: 2118
  • Komentarzy: 15
  • Punktów za komentarze: 43
 

#79296

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poszedłem ostatnio na pocztę odebrać polecony.

Stoję sobie grzecznie w kilkuosobowej kolejce, a przy "okienku" (biurko, otwarta przestrzeń) stoi Andżela, lat 30+. Coś tam opłaca, no i pyta panią przy okienku o konto pocztowe, bo wszyscy znajomi mają i sobie taaak chwalą.

Pani mówi, co i jak (kolejka rośnie, czynne tylko jedno okienko), na co pada hasło: to ja poproszę, zakładamy!

Pani oczy jak 5 zł, rzut oka na kolejkę, no ale dobra, klient nasz pan.

Zawołała drugą z zaplecza, żeby rozładowała tłum, a sama zaczęła otwierać konto. Podniosła słuchawkę, wybrała numer i wypytuje Andżelę... o wszystko!

Adres, telefon, imię, nazwisko, numer dowodu, dochód na osobę, gdzie pracuje, numer buta itp. itd. Nie robiła tego po cichu, tylko tak, że słyszeli to wszyscy w kolejce.

A Andżela w najlepsze odpowiadała, głośno i wyraźnie. Akurat kiedy ja odebrałem list, panie skończyły. Co najlepsze - pani z poczty nie wpisywała tego do systemu, ona powtarzała każdą odpowiedź Andżeli do konsultanta na infolinii, który zakładał to konto!

Wychodząc policzyłem ludzi na poczcie i rzuciłem tylko, że pięknie wszystko podała, a jako że mamy 9 osób obecnych i każdy dokładnie słyszał, może się spodziewać 9 chwilówek wziętych na jej nazwisko.

Ani Andżela ani pani w okienku nie zrozumiały przekazu...

poczta

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (206)

#79204

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak pisałem jakiś czas temu, moja pani nabyła mieszkanie w nowym bloku, na nowym strzeżonym zamkniętym osiedlu. Dzisiaj część o piekielnych sąsiadach.

Piątek, któryśtam. Dzwoni Luba, że próbuje się do niej dodzwonić "zarządca" ale ona jest w trasie i nie może rozmawiać, prośba żebym ja to załatwił. Dzwonię. Pan po chwili namawiania i przekonywania że może mi udzielić informacji, mówi że pod naszym balkonem leży "ok 300 niedopałków" i mamy to posprzątać.

Mieszkanie mamy na 2 piętrze (z trzech), środkowe drzwi. My nie palimy. Imprez u nas było w ciągu pół roku może z sześć? Tam palą dwie osoby, ale mamy popielniczkę dla nich na balkonie i tam sobie "kiepują" czy jak to się mówi. Więc informuję szanownego "zarządcę" że to nie nasze, bo my nie palimy itd. Na co słyszę odpowiedź: "ja rozmawiałem ze WSZYSTKIMI sąsiadami w Państwa klatce i oni WSZYSCY wskazali na Państwa". Aha. Powiedziałem że nie będę po kimś sprzątał i jak ma z tym problem to niech to poruszy na zebraniu.

Z ciekawostek - po tygodniu miałem trochę wiedzy o paleniu w klatce. Sąsiad "pod" nami, sąsiedzi z prawej i fachowiec z góry - palą i (widziałem!) wyrzucają pety na trawnik. Tak ciężko kupić popielniczkę? No bo o przyznaniu się nawet nie mówię...

P.S. na zebraniu doszło do konfrontacji - "przecież myśmy na was nic takiego nie mówili".

Blok osiedle sąsiedzi

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (211)

#78899

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam taką historię o sąsiadach i deweloperach.

Moja Luba kupiła mieszkanie w nowym bloku (nowe budownictwo, strzeżone, zamknięte osiedle). Cena przyzwoita, mieszkanie „bezczynszowe”. Nie ma słowa „czynsz”, jest słowo „eksploatacja” i kwota trochę niższa. Ogólnie opłaty są przyzwoite i do tego nie mam większych zastrzeżeń, ale za niską ceną stoi haczyk - jakość wykonania.

Grubość ścian i stropów jest taka, że słyszę telefon wibrujący na stole u sąsiada wyżej. Albo melodyjkę, która kończy cykl prania (samą pralkę tym bardziej). Generalnie lepiej nic nie mówić, bo wszystko z każdej strony słychać.

W lecie gorąco, w zimie zimno, okna wprawione tak, że wiatr gwiżdże. Makabra. No, ale miało być o sąsiadach.

Imprezy w bloku są co weekend. Nie wiem, kto i gdzie, ale słyszymy każdą bardzo dokładnie. My do szczególnie imprezowych nie należymy, ale raz do roku spotykamy się ze znajomymi na jakichś imieninach czy coś. Nie ma libacji ani tańców. Głośnej muzyki też nie. To nie przeszkadza sąsiadowi z boku walić w ścianę i do drzwi, że jest za głośno. Nic nie daje tłumaczenie, że ściany cienkie i rozmawiamy normalną głośnością.

Co w tym piekielnego? Ano to, że sam sąsiad drze się na żonę i dzieci tak, że niekiedy mam ochotę wezwać służby, bo nie wiem, czy im się krzywda nie dzieje. Krzyki są potworne, w środku nocy. Albo stwierdzi, że 2 w nocy to idealny czas na wywiercenie kilku dziur. W środku tygodnia! Dzieci potem wyją do 4:00. Na "dzień dobry" nie odpowiada, więc przestałem mówić.

Piekielność dewelopera?

Blok w planach stoi jako 2-piętrowy (parter + 2). W rzeczywistości piętra są 3 (+parter). Co za tym idzie, jest problem z parkingiem - dodatkowych 20 mieszkań daje dodatkowych 20-40 samochodów, na które nie przewidziano miejsca. Są do wykupienia garaże „pod” budynkiem. Za jedyne 40.000 zł. Ale, jako że nie ma miejsc, deweloper wyraził zgodę na to, aby mieszkańcy nieposiadający garaży, którzy nie mogą znaleźć miejsca, parkowali na podjazdach przed garażami innych. Czyli ja nie wjadę do swojego garażu, za który zapłaciłem 40 k, bo ktoś nie ma gdzie zaparkować...

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 233 (267)

#78839

przez (PW) ·
| Do ulubionych
ASO najlepiej sprzedających się obecnie samochodów w Polsce.

Simply clever w wykonaniu ich mechaników/lakierników itp.
Szkoda parkingowa, starszy Pan parkując pod blokiem Passerati z 5m przyczepą kempingową (ulica wąska, dwa auta obok siebie jadą na lusterka, z jednej strony parking) o dziwo się nie wyrobił i przyj*bał mi w tylne drzwi i nadkole.
Oczywiście nie zauważył i gdyby akurat sąsiadka nie widziała, to by się ulotnił "bo on na wakacje się spieszy". Poszedłem mówię co i jak, na co Pan starszy - on już MUSI wyjechać i załatwimy jak przyjedzie. Aha, taki ch*j kwiatuszku mój. Dzwonimy po niebieskich, nigdzie nie pojedziesz. Jeszcze mi zejdziesz po drodze i nie wrócisz, a ja zostanę z tym bajzlem. Przyjechali niebiescy, spisali notkę, wypisali mandat. Zgłosiłem z OC sprawcy. Tyle nakreślenia sytuacji.

Do rzeczy - kosztorys - pierwsza wycena 5.000zł. Wypłacamy czy robimy? Mówię robimy w ASO, auto na gwarancji, się nie będę bujał potem. Ok, auto zastępcze dali, moje zabrali. Robili 2 tygodnie. Zgodnie z kosztorysem - wymiana drzwi na nowe, wyprostowanie nadkola, jakieś duperele - 12.000zł. Odebrałem auto - wygląda ok. Nie znam się, ale widzę że naprawione, nie ma śladów po szkodzie.

3 miesiące później - drzwi tyle lekko odstają. Jedziemy do ASO z reklamacją. Ale Pan odebrał. No tak, a teraz odstają - proszę poprawić. Poprawili z wielkim bólem.

1 rok później - to samo, plus drzwi wyglądają jakby były "za krótkie". Jedziem do ASO. Poprawili, ale dalej jakby za krótkie. Oni nie wiedzą, tak było i tak być musi. Dobra, ch*j jakoś przeżyję. Ostatnio znowu drzwi zaczęły odstawać, ale mocniej - tak jakby były tylko przymknięte na jeden :klik: a nie zamknięte. Pojechałem do polecanego lakiernika/blacharza.

- Paaaaanie Jezza, a kto tu Panu tak spier*olił?
- ASO.
- No to patrzaj Pan - tutaj szpachli naje*ane tyle, że zaraz będzie pękać i odpadnie. Drzwi zupełnie przestawione. Ale moment... tu błotnik zje*ali, bo wygląda jakby drzwi były krótsze. Panu to wymieniali niby?
- No tak, w kosztorysie jest, że wymienione na nowe.
- Haha, dobre sobie.

Pan patrzy na śruby wewnątrz drzwi - nie da się zamontować drzwi i zrobić tak, żeby śruby były fabrycznie polakierowane, nie ruszone.

- Oni to Panu wyklepali, a kasę wzięli do kieszeni. Noż kur*a. Tego nie popuszczę, nie po to wywaliłem tyle kasy na nowe auto, żeby wyglądało jak składane z 3 używanych. Zaczynam batalię, jest czas, są środki. Jak trzeba będzie, pójdę do sądu - zobaczymy co wyniknie.

ASO mechanik uslugi

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 208 (220)

#69492

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed łooohoho, dotyczy Piekielnej pani doktor. Pierwszy egzamin na studiach - przedmiot o nazwie Geografia polityczna. Łatwy i przyjemny. Nauka do egzaminu również - ot 8 kartek A4, zdajemy do skutku. Wszystko wyryte na pamięć, nikt mnie z niczego nie był w stanie zagiąć.

Pierwsze podejście. 10 pytań - bułka z masłem. Napisałem 10/10, sprawdziłem 10 razy. Szybki check z notatkami po egzaminie - git, zdane. Tak myślałem, ale piekielna była innego zdania. Dwója, zapraszam za tydzień. Damn... dałbym głowę... no nic trzeba przyjąć.

Drugie podejście - historia dokładnie taka sama, ba! nawet te same pytania! 10/10 - wynik: oblany. Noż kufa... Idę do piekielnej, czy mogę obejrzeć egzamin - ni chu*a, było się uczyć, wglądu nie ma. Zapraszam za tydzień.

Trzecie podejście - te same pytania. Dwa zostawiam puste, czyli 8/10 - zdane z wynikiem 3.0 Idziemy do piekielnej większą grupą z celem zajrzenia w prace. Pozwala, pokazuję że mam przyznane 5/10, a tutaj są kolejne poprawne 3 odpowiedzi. No niby są, dobra 4,5 Pan da indeks.

Wniosek - nie można wiedzieć za dużo.

uniwersytet wykładowca doktor

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 312 (372)

#69308

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W bloku gdzie mieszkam, mamy utworzoną wspólnotę mieszkaniową. Wspólnotą tą dawno temu zarządzały 2 panie i 1 pan. Po kilku próbach przeforsowania czegoś bezskutecznie pan stwierdził że to nie ma sensu i że trzeba to rozwiązać. Rozwiązali, no więc trzeba wybrać nowy zarząd czy jak to się nazywa. Pan mówi że on może zostać przewodniczącym wspólnoty, ale ma to być jednoosobowo, bo inaczej nie ma sensu. Oczywiście wszystkie obowiązki pan będzie wykonywał za darmo, bo to taka funkcja i mieszkańcy nie wyrazili zgody na pensję.

Pierwsze zebranie, pan twierdzi że potrzebuje pieniędzy na telefon, bo on dużo dzwoni i załatwia spraw z ADM i innymi. Ok, zgoda jest, 40zł/miesięcznie. No i od tego momentu zaczęło się dziać w stylu "daj palec...". Następnie pan potrzebował pieniędzy na paliwo. Jest emerytem/rencistą więc mieszkańcy zgodnie odmówili, bo w końcu może komunikacją za darmo jechać, nie musi samochodem. A jak chce wygodnie to niech sam płaci, miał być wolontariat. Więc pan piekielny uknuł plan. Przeszedł się po mieszkaniach, z prośbą o podpisanie pełnomocnictwa na spotkanie z ADM i że nie trzeba przychodzić. No i oczywiście wszystkie babcie i dziadki mu te pełnomocnictwa podpisały. Efekt?
Kasa dla piekielnego 5gr/m2 od każdego lokatora.

3500m2*0,05=175zł miesięcznie. Mnie i kilka innych osób coś wzięło, no ale nic nie zrobimy, bo piekielny ma pełnomocnictwa.

I tak od jakichś 5 lat, piekielny co roku podnosi sobie kwotę, a to grosz, a to dwa grosze. Obecnie ma 0,16zł/m2 czyli 560zł miesięcznie, 6720zł rocznie. To się nazywa wolontariat! Warto dodać że Pani sprzątaczka, która dba o czystość klatek i dookoła bloku ma przyznane 0,14 za to, że pracuje w śnieg, mróz, deszcz i upały...

Mimo protestów kilku osób (w tym ja) nie możemy nic zrobić, bo piekielny za każdym razem daje plik pełnomocnictw. ADM jest tak skorumpowana jak rząd (albo i bardziej, bo ustawiają przetargi biorąc 10% wartości robót od firmy która "wygra") i nie widzą problemu.

ADM MZBM

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 231 (319)

#69272

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z początku roku, choć swój początek ma w listopadzie 2014. Wtedy to postanowiłem zrobić długo wyczekiwany remont. Warto dodać, że remont generalny kuchnia+łazienka+przedpokój. Zrywamy wszystko, wymieniamy na nowe, najwyższej (jak na budżet) jakości.

Po pierwszym tygodniu, masakra - w domu pobojowisko, ale 90% płytek, tapet, wykładzin itd. usunięte. I wtedy w łazience naszym oczom ukazała się rura kanalizacji, z trójnikiem, który po części był w mojej łazience, a po części w łazience sąsiada z piętra wyżej. Rura zardzewiała i to ostro, jakieś drobne przecieki (malutkie, kilka kropel), więc trzeba wymienić. Kto mieszka w bloku, wie że do tego potrzeba zgody administracji bloku. No więc pismo, zgłoszenie i czekamy. W międzyczasie, znajomy spec (zajmuje się tego typu naprawami w innej administracji) mówi, żeby lekko powiększyć te dziury, bo panowie nie uznają wymiany za konieczną. Ledwo rękę przyłożyłem, sama się rura zapadła (tak była przerdzewiała).

Przyszli panowie z ADM i orzekli, że rura generalnie dobra (sic!), oni by nic nie wymieniali i to moja fanaberia. A tą dziurę to pewnie sam zrobiłem, żeby było do wymiany. Szybka wymiana zdań, ustalono że trzeba wymienić, bo jednak cieknie. Fachowiec proponuje żeby wymienić z całym trójnikiem, bo ten też pordzewiały i nie wiadomo ile wytrzyma. Ok, jest zgoda, jutro zrobią, tylko sąsiada Piekielnego poinformują. Sąsiad się zgodził, powiedział że będzie w domu, więc luzik. Poza tym, on mieszkanie wynajmuje, ale właścicielka wyraziła zgodę, wiec git.

Panowie przyszli następnego dnia, biorą się za robotę, idą do sąsiada a tu zonk... Sąsiad stoi przy drzwiach i nasłuchuje od środka (fachowcy słyszeli jak biegnie do drzwi). 2,3,4 próba - nic. No to wymieniamy bez trójnika. 4h później skończone.

Z piekielnym mijam się na klatce dwa dni później, pytam o co chodziło, na co słyszę że on nie pozwoli łazienki rozwalić bo mi się remontu zachciało (gość wynajmuje mieszkanie, właścicielka się zgodziła - o co chodzi?). No nic, typ mało inteligentny, więc ucinam dyskusję.

Sprawa ucichła, remont zakończony. W kwietniu 2015 w mieszkaniu nade mną panowie zaczynają remont. No i oczywiście trójnik będą wymieniać. Ja wszystko zabudowałem, żeby nie patrzeć na zardzewiałe rury, a oni chcą to rozwalać. Piekielny przychodzi i mówi że jak ja chciałem, to on się zgodził. Noż kur... mało szału nie dostałem. Wywaliłem za drzwi, z ostrzeżeniem że jak się taka akcja powtórzy, to będzie powybijane zęby zbierał połamanymi rękami.

Tydzień później - pismo z ADM, że oni muszą wymienić trójnik i mam nie utrudniać. Pismo z odpowiedzią napisałem - chciałem wymienić na swój koszt 5 mies. temu i podobno był dobry, moja fanaberia. Więc skoro wasi fachowcy stwierdzili że ok, to wara ode mnie. A jeśli faktycznie do wymiany, to obciążę ADM kosztami za to, co muszę zburzyć żeby mogli się tam dostać.
Pismo z ADM - to oni nic nie będą wymieniać, ale jak mnie zaleje, to oni nie ręczą. Taa...

W międzyczasie spotykam przed blokiem przedstawicielkę ADM, od której słyszę, że oni "mają prawo wejść do mieszkania siłą, jeśli zajdzie taka potrzeba" i mam nie utrudniać wymiany, bo tego użyją. Stwierdziłem krótko: ja śpię jak Oscar Pistorius, z bronią pod poduszką i nie wiem jak zareaguję kiedy ktoś mi będzie chciał siłą wejść do domu.

Od tego czasu spokój. Oczywiście nic nie cieknie, a remont na górze udało się zrobić bez rozwalania mojej nowej łazienki. Nie wiem kto był bardziej piekielny, sąsiad, fachowcy z ADM, ADM czy ja.

blok remont fachowcy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 407 (445)

#69120

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja sprzed 2-3 lat.
Mieszkam w bloku z lat 90. Ładnie odnowiony z rok temu. Do tego czasu, przed oknami powszechnie montowane były suszarki na ubrania. Ja też takową posiadałem. Wszystko było ok, do czasu aż pewien piekielny starszy pan, nie zaczął oszczędzać.

Jego oszczędzanie w głównej mierze polegało na nie korzystaniu z toalety. Z muszli klozetowej mówiąc precyzyjnie. [P]iekielny załatwiał swoje potrzeby do garnuszka (zarówno 1 i 2 !!!) a następnie wylewał przez okno. Ponieważ P miał poważne problemy ze wzrokiem - nie widział nic, z odległości większej niż 40cm! to wylewał gdzie tam akurat się trafiło. No i trafiło się ze 2 razy na moje pranie... Białe koszule a tu niespodzianka. Za pierwszym razem nie zaskoczyłem co to. Wyprałem, rozwiesiłem ponownie i gitara. Ale za drugim razem prawie mnie oblał jak przechodziłem przed blokiem!

Zgłaszanie do potomstwa (P miał ok 80-90 lat) nic nie dało. Administracja problemu nie widziała. Sąsiedzi tłumaczyli P, ale on udawał że nie wie o co chodzi, to nie on. Sytuacja rok temu się uspokoiła. Raz że wymiana elewacji wymusiła usunięcie suszarek, a i Piekielny gdzieś zniknął (raczej żyje, bo nekrologu nie było).

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 339 (371)

1