Profil użytkownika
Juannita
Zamieszcza historie od: | 10 czerwca 2015 - 8:48 |
Ostatnio: | 13 sierpnia 2019 - 13:54 |
- Historii na głównej: 9 z 11
- Punktów za historie: 2081
- Komentarzy: 13
- Punktów za komentarze: 47
zarchiwizowany
Skomentuj
(8)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Historia z maja, opisana na moim blogasku...
Liberty Direct, zwane obecnie Liberty Ubezpieczenia, to kolejny przykład firmy, w której nie wie lewica, co czyni prawica. Ani kto korzysta z ich polis i komu przypisują stłuczki. A nawet jeśli to wiedzą, to i tak nie wiedzą.
A dokładniej wygląda to tak – sprzedajesz auto, w ciągu bodaj 10 dni musisz o tym doniosłym fakcie poinformować ubezpieczyciela. I słusznie, w końcu zanim zmieniły się przepisy korzystanie z polisy poprzedniego właściciela mogło spowodować rozbieżności i trudności w ustaleniu autora stłuczki, a tym samym delikwenta, któremu odbierze się zniżki. Wszystkie auta sprzedane, informacje do polisy zgłoszone, potwierdzenia otrzymane, a tu bum tarara – nowy ubezpieczyciel twierdzi, że nowe OC będzie mnie kosztowało przeszło 300 złociszy więcej z powodu rzekomej stłuczki z maja 2012. Konia z rzędem temu, kto pamięta, co robił wiosną 3 lata temu, ja akurat zmieniałam po raz kolejny pracę ;), ale poza tym w moim życiu nie zaszły istotne zmiany. Swoją jedyną stłuczkę pamiętam do dzisiaj, stoi mi w oczach i huczy w uszach. Mąż się nie przyznaje, a metodą żmudnego wyliczania, co i kiedy wychodzi nam, że…. w maju 2012 w ogóle nie mieliśmy samochodu, a jeśli już, to na pewno nie ubezpieczony w Liberty, tylko korzystaliśmy z OC poprzedniego właściciela. Chcąc nie chcąc trzeba było się zabrać do przekopywania papierów, umów, starych polis i czort wie czego jeszcze. I modlić się do Latającego Potwora Spaghetti i wszystkich innych bóstw, żeby to wszystko jeszcze mieć, bo w końcu po cóż mi polisa sprzed kilku lat.
Zapewne dzięki rzeczonych interwencji sił wyższych udało się dokopać do rzeczonych papierów i stwierdzić jako żywo, że ostatni samochód ubezpieczony w Liberty sprzedaliśmy 11 kwietnia 2012, przesłaliśmy zgłoszenie 20 kwietnia, a z powodu nieumiejętności odebrania faxu przez pracowników dawnego LD przesyłałam wszystkie papiery także mailowo. Zadzwoniliśmy zatem do Liberty z awanturą. Dokładniej zadzwonił mąż, i niestety bez awantury, nie wiem dlaczego bez, ja bym zrobiła, ale on ma lepszy charakter ;). I co – i konsultant na infolinii potwierdził, a jakże, że takie zgłoszenie mają, wszystko się zgadza, nie ma się czym martwić. Jak to nie ma się czym martwić?!!! Może wpisem z maja, że to nam przypisano stłuczkę? A także tym, że pomimo poprawnego zgłoszenia sprzedaży samochodu, które mają zresztą w systemie, wpisują co im się żywnie podoba, a później człowiek musi się prosić, wysyłać, prostować i udowadniać, że nie jest wielbłądem? A także tym, że to teraz my (a nie jakiś niekompetentny idiota) musimy się użerać z pisaniem reklamacji, czekać na jej rozpatrzenie, a potem prosić nowego ubezpieczyciela, aby łaskawie uwzględnił, że podobnej szkody z naszego ubezpieczenia nie było?
Happyendu nie było, bo pomimo swojego ewidentnego błędu Liberty Ubezpieczenia poinformowało nas, że ma 30 dni na ustosunkowanie się do reklamacji. I kij nam w rzyć. OK, uwinęli się w 2 tygodnie, ale i tak ta niekompetencja i tryb jej naprawy jest co najmniej piekielny.
Liberty Direct, zwane obecnie Liberty Ubezpieczenia, to kolejny przykład firmy, w której nie wie lewica, co czyni prawica. Ani kto korzysta z ich polis i komu przypisują stłuczki. A nawet jeśli to wiedzą, to i tak nie wiedzą.
A dokładniej wygląda to tak – sprzedajesz auto, w ciągu bodaj 10 dni musisz o tym doniosłym fakcie poinformować ubezpieczyciela. I słusznie, w końcu zanim zmieniły się przepisy korzystanie z polisy poprzedniego właściciela mogło spowodować rozbieżności i trudności w ustaleniu autora stłuczki, a tym samym delikwenta, któremu odbierze się zniżki. Wszystkie auta sprzedane, informacje do polisy zgłoszone, potwierdzenia otrzymane, a tu bum tarara – nowy ubezpieczyciel twierdzi, że nowe OC będzie mnie kosztowało przeszło 300 złociszy więcej z powodu rzekomej stłuczki z maja 2012. Konia z rzędem temu, kto pamięta, co robił wiosną 3 lata temu, ja akurat zmieniałam po raz kolejny pracę ;), ale poza tym w moim życiu nie zaszły istotne zmiany. Swoją jedyną stłuczkę pamiętam do dzisiaj, stoi mi w oczach i huczy w uszach. Mąż się nie przyznaje, a metodą żmudnego wyliczania, co i kiedy wychodzi nam, że…. w maju 2012 w ogóle nie mieliśmy samochodu, a jeśli już, to na pewno nie ubezpieczony w Liberty, tylko korzystaliśmy z OC poprzedniego właściciela. Chcąc nie chcąc trzeba było się zabrać do przekopywania papierów, umów, starych polis i czort wie czego jeszcze. I modlić się do Latającego Potwora Spaghetti i wszystkich innych bóstw, żeby to wszystko jeszcze mieć, bo w końcu po cóż mi polisa sprzed kilku lat.
Zapewne dzięki rzeczonych interwencji sił wyższych udało się dokopać do rzeczonych papierów i stwierdzić jako żywo, że ostatni samochód ubezpieczony w Liberty sprzedaliśmy 11 kwietnia 2012, przesłaliśmy zgłoszenie 20 kwietnia, a z powodu nieumiejętności odebrania faxu przez pracowników dawnego LD przesyłałam wszystkie papiery także mailowo. Zadzwoniliśmy zatem do Liberty z awanturą. Dokładniej zadzwonił mąż, i niestety bez awantury, nie wiem dlaczego bez, ja bym zrobiła, ale on ma lepszy charakter ;). I co – i konsultant na infolinii potwierdził, a jakże, że takie zgłoszenie mają, wszystko się zgadza, nie ma się czym martwić. Jak to nie ma się czym martwić?!!! Może wpisem z maja, że to nam przypisano stłuczkę? A także tym, że pomimo poprawnego zgłoszenia sprzedaży samochodu, które mają zresztą w systemie, wpisują co im się żywnie podoba, a później człowiek musi się prosić, wysyłać, prostować i udowadniać, że nie jest wielbłądem? A także tym, że to teraz my (a nie jakiś niekompetentny idiota) musimy się użerać z pisaniem reklamacji, czekać na jej rozpatrzenie, a potem prosić nowego ubezpieczyciela, aby łaskawie uwzględnił, że podobnej szkody z naszego ubezpieczenia nie było?
Happyendu nie było, bo pomimo swojego ewidentnego błędu Liberty Ubezpieczenia poinformowało nas, że ma 30 dni na ustosunkowanie się do reklamacji. I kij nam w rzyć. OK, uwinęli się w 2 tygodnie, ale i tak ta niekompetencja i tryb jej naprawy jest co najmniej piekielny.
uslugi
Ocena:
52
(138)
zarchiwizowany
Skomentuj
(4)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Historia ciążowa, mniej piekielna, więcej śmieszna.
Jak wiadomo jest gorąco, dla ciężarówki zwłaszcza, więc na spacery wychodzimy tak bliżej 21. Wracamy ok 22:30 z dość długiej przechadzki, a tu pod domem niemal szanowny małżonek postanowił nabyć sobie piwo, jako lekarstwo na upał. Niech będzie. Sklepy już zamknięte, z wyjątkiem całodobowych alkoholi.
Przed małżonkiem jakieś małżeństwo w okolicach 45 lat, ja stanęłam w a'la przedsionku. Wychodząca niewiasta zmierzyła mnie wzrokiem, ale wyszła bez słowa. Nie musiała nic mówić, wzrok był więcej niż wymowny. Mąż nabył szalone ilości alkoholu w postaci jednej puszki piwa i wychodzimy. Tuż pod sklepem mówię
- Wiesz co, Kocie, następnym razem bądź uprzejmy sam iść po swoje piwo, bo się poczułam jak jakaś patologiczna rodzina.
- No właśnie, ja to się nawet zastanawiałam, że nie wyglądają Państwo, a tu kobieta w ciąży w alkoholowym, więc o co chodzi - dobiega głos pani, która przed chwilą wychodziła, a która coś jeszcze upychała w torebce, pewnie portfel.
Uf... co za ulga, że książę małżonek faktycznie wziął tylko jedno piwo, bo jeszcze by nasłali na nas opiekę społeczną, księdza proboszcza i kto wie, kogo jeszcze ;)
Jak wiadomo jest gorąco, dla ciężarówki zwłaszcza, więc na spacery wychodzimy tak bliżej 21. Wracamy ok 22:30 z dość długiej przechadzki, a tu pod domem niemal szanowny małżonek postanowił nabyć sobie piwo, jako lekarstwo na upał. Niech będzie. Sklepy już zamknięte, z wyjątkiem całodobowych alkoholi.
Przed małżonkiem jakieś małżeństwo w okolicach 45 lat, ja stanęłam w a'la przedsionku. Wychodząca niewiasta zmierzyła mnie wzrokiem, ale wyszła bez słowa. Nie musiała nic mówić, wzrok był więcej niż wymowny. Mąż nabył szalone ilości alkoholu w postaci jednej puszki piwa i wychodzimy. Tuż pod sklepem mówię
- Wiesz co, Kocie, następnym razem bądź uprzejmy sam iść po swoje piwo, bo się poczułam jak jakaś patologiczna rodzina.
- No właśnie, ja to się nawet zastanawiałam, że nie wyglądają Państwo, a tu kobieta w ciąży w alkoholowym, więc o co chodzi - dobiega głos pani, która przed chwilą wychodziła, a która coś jeszcze upychała w torebce, pewnie portfel.
Uf... co za ulga, że książę małżonek faktycznie wziął tylko jedno piwo, bo jeszcze by nasłali na nas opiekę społeczną, księdza proboszcza i kto wie, kogo jeszcze ;)
Ocena:
-10
(24)
1
« poprzednia 1 następna »