Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Kacek3city

Zamieszcza historie od: 21 listopada 2014 - 22:07
Ostatnio: 14 lutego 2024 - 13:50
  • Historii na głównej: 15 z 20
  • Punktów za historie: 1751
  • Komentarzy: 30
  • Punktów za komentarze: 85
 

#91089

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakoś mnie wena złapała to napiszę więcej (szkoda, że licencjatu tak ochoczo nie pisałem)

Zmieniłem branżę i miejsce pracy i teraz pracuję w kantorze. Krótka historia o paniach zza wschodniej granicy.

Przychodzą dwie klientki i mieszanką angielskiego i niemieckiego mówią, że potrzebują tyle a tyle złotych i ile to wyjdzie euro? Przeliczyłem i mówię ile. W międzyczasie jedna z nich plecakiem wyłączyła mi jedno światło (włącznik jest na ścianie po stronie klientów). Poprosiłem po angielsku o włączenie z powrotem, reakcji brak. Pierwsza klientka odeszła na bok a druga wymienia pieniądze, gdy szukała portfela wyciągnęła też rosyjski paszport. Pierwsza się zebrała i poszła przypadkowo wyłączając mi drugie światło. Poprosiłem klientkę, która została (mniej więcej po rosyjsku) o włączenie światła i pokazałem włącznik. Zaczęła się na mnie wydzierać, że czemu udaje, że nie mówię po rosyjsku, ona tu się męczy etc. Odpowiedziałem, że po pierwsze nie mówię po rosyjsku jakoś szczególnie dobrze, a po drugie to, dopóki nie zobaczyłem paszportu to nie wiedziałem, że są z Rosji. Coś tam pogadała i poszła wkurzona. Jedno dobre, że włączyła mi to światło.

Teraz pytanie, skąd miałem wiedzieć, że to Rosjanki, skoro raz, że między sobą rozmawiały w innym języku, osobiście brzmiało mi to na jakiś język turkijski, ale nie na słowiański a dwa, do mnie mówiły po angielsku i niemiecku, a Rosjanie z automatu przyjmują, że w Polsce rozumiemy rosyjski. Dla odmiany Ukraińcy często mówią po angielsku albo pytają czy po ukraińsku rozumiem.

kantor rosjanki

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 100 (120)

#91088

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dodawałem jedną historię to w końcu dodam historię o piekielnej administratorce mieszkania.

Z różnych przyczyn moja mama nie opłacała czynszu na poprzednim mieszkaniu (żałuje, nie neguje swojej winy) w związku z czym dostaliśmy stamtąd kopa w odwłok lub jak to się ładnie mówi nakaz eksmisji. Otrzymaliśmy mieszkanie socjalne, ale najpierw zgodnie z procedurami musimy je obejrzeć, żeby móc zgłosić ewentualne zastrzeżenia i propozycję miasta przyjąć lub odrzucić.

Mieszkanie ładne, widać, że poprzedni lokatorzy o nie dbali (mieszkali tam od kilku dekad, zresztą jak wiele osób w tej okolicy a nawet jeden z członków kultowego polskiego zespołu, niedaleko jest plac ich imienia). Skoro ładne, ustawne, to bierzemy. Minusem były piece kaflowe, ale miasto prowadziło już wtedy akcję wymiany „kopciuchów” (spoiler alert: nadal mam kaflowe) „więc niedługo pewnie i nam wymienią”. Skoro bierzemy to pani administrator sobie to odnotowuje i „da nam znać, gdy Dział Techniczny zrobi przeglądy instalacji i będzie można podpisać umowę najmu”.

Był wtedy przełom czerwca i lipca. Cały lipiec i cały sierpień ponaglamy administratorkę co z tymi przeglądami, bo wypadałoby się przenieść a wcześniej podłączyć prąd, ogarnąć czy TV i Internet to kwestia zmiany adresu w systemie czy muszą od nowa ciągnąć kable na nowym mieszkaniu, załatwić transport mebli i innego dobytku… Cały ten czas albo pani administrator była w terenie albo była w budynku, ale poszła do innego pokoju i oddzwoni, gdy wróci albo była chora albo po prostu nie odbierała choć pani w recepcji (nie wiem, jak to nazwać, w tym pomieszczeniu składało się różne papiery, czekało na osobę, z którą się jest umówionym lub nie ażeby wpuściła dalej, tam też można było zadzwonić i być przełączonym do odpowiedniego człowieka) zarzekała się, że przed chwilą ją widziała. Gdy już łaskawie odbierała to za każdym razem słyszałem, że ona „śle monity do Technicznych i to wszystko co ona może i ona nie jest od poganiania Działu Technicznego”.

W końcu we wrześniu, a więc ponad 2 miesiące od zaakceptowania przez nas propozycji miasta dostaliśmy list z kancelarii prawnej obsługującej poprzedniego wynajmującego, że wiedzą, że dostaliśmy mieszkanie i, że je bierzemy i w związku z tym mamy się wyprowadzić do dnia tego a takiego, bo inaczej będzie komornik, eksmisja etc.

Zadzwoniłem do kancelarii rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Ja: Dzień dobry, nazywam się Kacek dzwonię w sprawie mieszkania tu a tu. Dostałem od was list, że mamy się wyprowadzić, bo komornik itd. Sęk w tym, że nie bardzo mamy, jak się wynieść, bo formalnie nie mamy żadnego tytułu do mieszkania, bo (tu streściłem jak się sytuacja ma i, że no chcemy się przenieść, ale nie ma jak)
Kancelaria: Dobrze. Próbował pan się dzisiaj do niej dodzwonić?
J: Tak. Dzisiaj znowu nie odbiera.
K: Dobrze, proszę mi podać jej nazwisko i numer i jeśli dzisiaj nadal nie będzie odbierać tak do 15 to proszę jeszcze raz do nas zadzwonić i my się tym zajmiemy.

Jak nietrudno się domyślić, nie odbierała więc zadzwoniłem do kancelarii. Następnego dnia, cud! Pani administrator sama zadzwoniła. Za tydzień Techniczni zrobią przeglądy i jeśli wszystko będzie ok to podpiszemy umowę. A tak w ogóle „To nie było miłe, że zgłosiłem to prawnikom. Ona nie jest od poganiania Działu Technicznego i robiła co mogła”. Gdy przeglądy były wykonane umówiła się ze mną i moimi rodzicami, żeby podpisać umowę najmu. Poszedłem tylko ja i mama, ponieważ ojciec nie chciał się przeprowadzić. Gdy administratorka zapytała o ojca powiedzieliśmy jej zgodnie z prawdą, że ojciec dalej nie chce się przeprowadzić, bo nie udało nam się go przekonać przez cały ten czas. Zszokowana odpowiedziała, że ona nie może z nami podpisać umowy ani wydać nam żadnych papierów, bo musimy całą trójką się podpisać. Nie wypierała się jednak tego, że od samego początku mówiła, że wystarczy do wszystkiego podpis jednej osoby z nas trojga. Poszła się skonsultować do Kierownik, ta rzekomo potwierdziła jej wersję. Umówiliśmy się na tydzień później z panią Kierownik by z nią uradzić co dalej z fantem zrobić.

Krótki zapis rozmowy:
Kierownik: I jak się państwu mieszka?
Ja: Tak samo jak przez ostatnie 25 lat, dalej na starym mieszkaniu.
K: Ale jak to? To państwo dalej się nie przeprowadziliście?
J: No nie, pani X tydzień temu powiedziała, że nie może podpisać umowy z nami dwojgiem bez ojca. Pytaliśmy czy może nam chociaż dać jakiś papier, że mamy tytuł prawny do mieszkania to prąd załatwimy i będzie argument w dyskusjach z ojcem, że już sprawa idzie dalej np. protokół zdawczo-odbiorczy czy coś.
K: No mogła. Czemu nie wydała?
J: Bo poszła do pani się skonsultować i rzekomo potwierdziła pani jej wersję. No chyba, że jest tu inna Kierownik?
K: Nie była u mnie. Tydzień temu byłam jeszcze na L4.

Na takie dictum nie miałem odpowiedzi. Pani Kierownik poszła do innego pokoju i przyniosła nam protokół zdawczo- odbiorczy i powiedziała, że umowę możemy podpisać we dwójkę a ojciec podpisze później. Kilka tygodni później, gdy wszystko było już załatwione i czekaliśmy na podłączenie TV i Internetu umówiłem się z panią Kierownik na rozmowę.
K: Słucham, w czym mogę pomóc? Rozumiem, że już tam państwo mieszkacie?
J: Tak, zwozimy ostatnie rzeczy. A chciałem z panią porozmawiać by zapytać, gdzie i jak mogę złożyć skargę na panią X?
K: Ale jak to skargę? Dlaczego?
J: Po pierwsze za to, że przez 2 miesiące nie zrobiła nic żebyśmy mogli się tam przenieść i albo nie było z nią kontaktu albo „ona nie jest od poganiania Działu Technicznego i może jedynie im wysłać monit”. Ja nie wiem, jak to wygląda u państwa, ale ja na miejscu Technicznych w końcu bym się tym zajął dla świętego spokoju, jeśli ktoś ciągle wysyła monity albo na miejscu Pani X zadzwoniłbym do kogoś wyżej w Dziale Technicznym albo poprosił panią o interwencję, skoro lokator czekający na mieszkanie mnie męczy. Pani X wzięła się do pracy dopiero gdy, mówiąc kolokwialnie, zaczęło jej się pod tyłkiem palić, bo sprawą zajęła się kancelaria prawna obsługująca XYZ. W dodatku od samego początku nas zapewniała, że ojciec może podpisać umowę później, a gdy przyszliśmy ją podpisać to nagle się okazało, że nie możemy, bo musimy być wszyscy co w końcu okazało się kłamstwem w żywe oczy tak samo jak to, że potwierdziła pani jej wersję a sama pani mówiła, że była pani na zwolnieniu. A przede wszystkim za to, że przez nią ponosimy niepotrzebne koszty, bo czynsz musieliśmy opłacać i do was i do XYZ, ponieważ nie mogliśmy się doprosić, żeby kominiarze sprawdzili i przeczyścili kominy więc dalej mieszkaliśmy na starym mieszkaniu, bo nie było, jak napalić w piecach.
K: Ale to nie jej wina. Mogliście państwo już we wrześniu tam zamieszkać!
J: Jak? Z dwójką starszych ludzi miałem zamieszkać w zimnym i ciemnym mieszkaniu, bo pani X się nie chciało wziąć do roboty?
K: Ja nie wiem co pan chce! Zresztą pani X już tu nie pracuje, odeszła z pracy więc nie ma na kogo się skarżyć.
Żałuję, że nie złożyłem skargi do Urzędu Miasta na to jak wyglądała cała ta procedura.

Ja rozumiem, że administrator nie jest od poganiania innego działu, ale jeśli faktycznie to Techniczni się obijali to, skoro petent mnie męczy tygodniami to próbowałbym działać innymi drogami, żeby się pozbyć problemu. Administratorka niby się zwolniła a po tygodniu jej nazwisko widniało na liście pracowników tego Biura Obsługi Mieszkańców, ale w innym dziale więc z tym odejściem to śmiem wątpić…

Administracja mieszkaniowa

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (133)
poczekalnia

#91087

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia poliglotki, którą mi wylosowało sprawiła, że też opiszę piekielności Bolta/ Ubera.
Z pewnych względów częściej operuję gotówką niż kartą więc gdy zamawiam taksówkę lub ogólnie ich nazywając, Ubera wybieram opcję płatności gotówką. Coraz częściej jednak widzę, że kierowcy odrzucają moje kursy. Mam uzasadnione podejrzenia, że chodzi o formę płatności, ponieważ gdy akurat mam pieniądze na koncie i wybieram płatność bezgotówkową to nie zdążę mrugnąć i już kierowca jest w drodze.
Pewnego dnia wracałem z pracy i nie zdążyłem na autobus, kolejny nocny za godzinę a alternatywy to: nocny w drugim kierunku za pół godziny i nocny z centrum miasta, spacer częściowo przez leśny odcinek drogi, taxi firmy mającej umowę z lotniskiem (szacunkowy koszt na podstawie Google Maps i ich cennika jest dosyć spory, poza tym ta firma często jeździ „na umowę” czyli mają z góry ustalony cennik na niektóre trasy który jest tańszy w ciągu dnia gdy są korki i albo się stoi lub lawiruje bocznymi uliczkami więc księgowy* bije więcej, ale w nocy już nie wychodzi tak kolorowo) lub właśnie Uber za cenę najczęściej znośną i dużo niższą niż taksówki. Uber, Bolt, Itaxi… na każdej aplikacji po kilka razy próbuję zamówić przejazd i jedynie mam komunikaty w stylu „to zajmuje dłużej niż zwykle, cierpliwości” a gdy chcę zrezygnować „Jesteś pewny? Kierowca już za momencik przyjmie zlecenie”. W końcu już byłem gotów wziąć taxi spod terminala z tej „jedynej, rekomendowanej korporacji” gdy zobaczyłem auto Free Now i przypomniałem sobie, że mam również tę aplikację. Pierwszy kierowca, który się nawinął wziął to zlecenie, zadowolony, bo „swoje już zarobił na karty na dziś więc gotóweczkę chętnie”. Gdy poruszyłem z nim ten temat, że chyba jest jedynym który się cieszy z kursu gotówkowego, bo dobre 10 minut próbowałem zamówić przejazd na kilku aplikacjach to odpowiedział mi, że „To lenie i im się nie chce. Opłaty z aplikacji wejdą na konto i nie muszą się martwić a gotówkę trzeba potem rozliczyć”. Stwierdziłem, że coś w tym jest, bo gdy innym razem zamawiałem przejazd za gotówkę i nikt nie chciał wziąć kursu, dla sprawdzenia zmieniłem formę płatności na kartę, pierwszy kierowca który dostał kurs od razu go zaakceptował, a jak dostał ten sam kurs przed chwilą, ale na gotówkę to odrzucił…

* Dla niewtajemniczonych „księgowy” to potoczne określenie taksometru, przynajmniej takiego używali moi dwaj wujkowie taksówkarze od lat 90.

Uber Bolt

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 23 (57)

#90562

przez (PW) ·
| Do ulubionych
KaCek pisze na piekielnych dzień II :)

Jak Orange wali klienta w rogi, część III.

Poszedłem ze znajomym do Orange, żeby doradzić mu w wyborze telefonu. Gdy czekaliśmy w kolejce w salonie kolega zdecydował się na konkretny model, miał go wziąć na raty bez abonamentu. Gdy nadeszła nasza kolej obsługiwała nas konsultantka z plakietką „Szef Sali” lub coś w ten deseń, czyli można rozumieć, że coś w stylu kierownika. Pani zabiła nas tekstem, że niestety trzeba wziąć jakieś usługi, żeby wziąć telefon. Na moje pytanie czy nie ma już rat bez abonamentu dla klientów Orange odpowiedziała, że niestety już nie.

Pani próbowała namówić kolegę na TV, Internet lub przejście jego mamy (telefon jest zarejestrowany na kolegę) na abonament. Kolega tłumaczy, że Internet dopiero brał, bo się przeprowadzał a TV niepotrzebna, bo rodzicom wystarczą kanały naziemne a on siedzi więcej na Netflix czy innych Playerach. Pani w międzyczasie wychodziła na zaplecze 3 razy jakby na konsultacje (Z kim? Szef Sali ma nad sobą Nadszefa?) i w końcu jak wiedziała, że nic nie wskóra to sprzedała ten telefon na raty bez abonamentu, więc jednak się da.

Kilka tygodni później poszedłem do tego samego salonu z ojcem, żeby tym razem go przypilnować i żeby go nie oszukali. Plan był jeszcze prostszy niż w poprzedniej historii: Internet out, telefon przedłużyć. Niestety nie dane nam było tak łatwo to zrobić.
[Ja]: Dzień dobry, chcemy przedłużyć ojca numer i zrezygnować z Internetu.
[K]onsultantka potwierdziła dane, poklikała i do nas w te słowa
[K]: Niestety nie da się zrezygnować z samego Internetu, jest to pakiet i trzeba rezygnować z całości i wtedy dzwoni Utrzymanie Klienta i trzeba im powiedzieć co i jak. Oni wtedy proponują warunki i można przez telefon przedłużyć.
[J]: To ojcu naobiecują nie wiadomo co i znowu wcisną smartfony, Internety a on się zgodzi, bo się nie zna.
[K]: To można poprosić, żeby umowa przyszła do salonu to wtedy wyjaśnimy wszystko w umowie.
[J]: A można wtedy w razie W z panią zmienić warunki tej umowy, gdyby coś wcisnęli niepotrzebnie?
[K]: Niestety nie, bo to jest umowa między klientem a sprzedażą telefoniczną a salon jest tylko pośrednikiem.
[J]: Czyli wracamy do punktu wyjścia. No nic, to proszę złożyć tę rezygnację i będziemy liczyć, że będę w domu jak zadzwonią. Tak przy okazji to jakby ojciec chciał przedłużyć umowę a potrzebuje samo dzwonienie, bo SMS-ów nie wysyła a tym bardziej z Internetu nie korzysta to, ile wynosi taki abonament?
[K]: Najtańszy 55 zł
Poszliśmy jednak jeszcze do salonu Play w którym pracuje nasz sąsiad. Niestety był zajęty, ale obsługiwała nas konsultantka, która mnie kojarzy.
[J]: Dzień dobry, chcieliśmy dopytać jaki byłby abonament przy przeniesieniu numeru?
[KPlay]: Z Orange?
[J]: Tak, skąd pani wie?
[KP]: 90% przeniesień to z Orange. Ta pani przed wami też z Orange się przeniosła.

Nie będę przytaczał całego przeniesienia, ale taki abonament to 35 zł. W międzyczasie sąsiad był wolny to porozmawiałem z nim o tym co dalej z UPC, bo został mi rok umowy z nimi a Play ich kupił i o naszych psach.

Podsumowując 3 historie z Orange: ja rozumiem, że konsultanci często żyją z prowizji tak jak kelnerzy z napiwków, ale uważam, że są granice przyzwoitości i mi osobiście byłoby wstyd po prostu naciągać starych ludzi, którzy widać, że nie mają pojęcia o telefonach i Internecie.

telefonia komórkowa

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (135)

#90558

przez (PW) ·
| Do ulubionych
KaCek pisze na piekielnych dzień II :)

W poprzedniej historii opisałem jedno oszustwo pomarańczowych. Teraz opiszę ich kolejne przeboje.

Chronologicznie: 4 lata temu, gdy z bratem przenosiliśmy się do Play udało nam się po długich negocjacjach i pomocy mamy namówić ojca, żeby też się przeniósł to będzie taniej jako Grupa Rodzina. Potajemnie poszedł on jednak przedłużyć sobie umowę w Orange. Jako że karma jest zołzą to tego pożałował, bo poszedł sam, nikomu nic nie mówiąc i konsultant widząc 66 latka z klawiszowym telefonem wkręcił mu bajkę, że musi wziąć coś więcej, bo nie mają ofert na jeden numer a tylko pakiety i naciągnął ojca na drugi numer telefonu. Gdyby przyznał się do tego od razu to poszłaby reklamacja i gruba skarga, ale sprawa wyszła na jaw po paru miesiącach, gdy ciocia potrzebowała drugiego numeru telefonu i ojciec się zaoferował, że ma jeden nieużywany na abonament.

2 lata temu, ojciec mimo próśb, żeby umówił się ze mną, pójdziemy razem to go nie oszukają poszedł sam do Orange. Cytując klasyka „plan był prosty i niezbyt dopracowany”: przedłużyć ojca numer, zrezygnować z tego drugiego (ciocia, która go używała zmarła, lekarka, która się mocno do tego przyczyniła to inna piekielność, więc numer nie był potrzebny) i wziąć mamie telefon na raty bez abonamentu. Pierwsze dwie rzeczy się udały. Ojciec przyszedł do domu i powiedział, że dostał Internet za darmo. Nie do końca chciałem wierzyć, że za darmo choć w Play też dostałem kartę na sam Internet, bo pakiet na całym moim koncie jest ogromny i w razie W mógłbym sobie z niego korzystać na routerze, tablecie etc.

Trochę żałuję, że nie sprawdziłem papierów z tej ojca wizyty w Orange, ale dzięki temu się nauczył, że do takich rzeczy ma brać mnie. Miesiąc później ojciec wrócił do domu po opłaceniu rachunku i mówi, że jakąś aktywację mu doliczyli. No jak aktywacja to znaczy, że nowa usługa włączona, ale ojciec twierdzi, że nie. Sprawdziłem papiery z przedłużenia umowy: Internet 7 GB za 20 zł miesięcznie. Nakazałem ojcu się zbierać z powrotem do Orange ze mną i porozmawiamy sobie o tym co wyczyniają. Okazało się, że konsultantka, która go obsługiwała wtedy akurat jest wolna. Próbowała wmówić nam, że jest tak jak chciał, bo ma przedłużony swój telefon i telefon na raty.

[Konsultantka]: Jest tak jak pan chciał
[Ja]: Nie, nie jest. Miał być przedłużony numer i wzięty telefon bez abonamentu na raty.
[K]: Ale tak jest taniej, sam telefon kosztowałby 35 zł miesięcznie a tak kosztuje 13 zł plus Internet 20 to 33.
[J]: Czyli nie jest taniej, bo aktywacja to 60 zł, 2 zł miesięcznie taniej to nadal wychodzi 12 zł przez całą umowę stratnie.
[K]: Mogę jeszcze w czymś pomóc?
[J]: Jeśli nie poczuwa się pani do choćby słowa przepraszam za oszukanie starszego człowieka to nie mamy o czym rozmawiać.
[K]: Proszę mnie nie obrażać, żadne oszukanie.
[J]: A jak mam nazwać to, że prawie 70 letniemu facetowi z telefonem na klawisze wcisnęła pani pakiet Internetu, żeby mieć wyższą prowizję? To jest czyste oszustwo, w dodatku moralnie wątpliwe. Oby nie do widzenia.

telefonai komórkowa

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (129)

#90555

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Naszło mnie dziś, to opiszę kilka historii z poprzednich prac.

Przez jakiś czas pracowałem jako kanar (pewnie posypią się minusy, ale trudno) i dziś właśnie z tego okresu historia.

Jechaliśmy z kolegą tramwajem i w momencie rozpoczęcia kontroli i komunikatu z głośników o tym i zablokowaniu kasowników, jeden z pasażerów poderwał się szybko do kasownika (standard, a nuż się uda pojechać bez kasowania biletu). Robię swoje i podchodzę do rzeczonego Pana. Pasażer pokazuje mi bilet skasowany dwukrotnie (chciał go kasować 3 raz, po co?)

Mówię więc, że bilet jest nieważny, bo nawet jakby zignorować drugie odbicie to stracił ważność rano. Okazuje się, że Pan jest z Filipin i umie tylko co nieco po angielsku, ale hiszpańskim włada biegle. Ja niestety wprost proporcjonalnie odwrotnie, ale młody chłopak obok zna kastylijską mowę więc zaoferował się z tłumaczeniem.

Wytłumaczyliśmy Panu w czym rzecz i, że niestety opłata dodatkowa, można opłacić na miejscu lub poproszę dokument i wtedy kredytowane. Pan nie ma dokumentów więc zostaje opłata na miejscu gotówką, kartą lub płatność łączona (dla dociekliwych, innych form nie przyjmowaliśmy, co nie zmienia faktu, że takie propozycje padały).

Udało się w końcu Panu przetłumaczyć co i jak, bo ewidentnie chciał przeciągnąć czynności do pętli co mu się ostatecznie udało. Gdy miało już dojść do płatności kartą, pasażer- gapowicz przypomniał sobie, że nie ma tyle na karcie i zabraknie 30 zł mniej więcej. To mówię, że wtedy te 30 może gotówką dopłacić, ale niestety Pan nie ma gotówki. W tym momencie mówię do „tłumacza”, że muszę zadzwonić po Straż Graniczną bo nie mam jak potwierdzić danych pasażera a policja ma dostęp do krajowej bazy danych a nie osób z zagranicy.

Pasażer- gapowicz na to „dobra!” piękną polszczyzną i przykłada kartę do terminala, płatność przeszła na całą kwotę a potwierdzenie płatności i „mandat” będący jednocześnie biletem na godzinę ładnie złożył i dał temu chłopakowi.
Mimo wszystko, brawa za wytrwałość dla gapowicza bo długo trzymał się roli.

Jeśli czyta to chłopak który pomógł jako tłumacz to jeszcze raz Muchas Gracias Amigo :)

komunikacja_miejska kontrola

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 162 (174)

#90553

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się jeszcze jedna historia z czasów kanarskich. Tym razem bardziej o tym, że warto uważać na to co się mówi i w jakim języku.

Rozpoczynamy kontrolę w tramwaju. Widzę, że jedna pasażerka podchodzi do drzwi a w miarę mojego podchodzenia coraz bardziej idzie w kierunku tyłu pojazdu. Na jej nieszczęście tramwaj stał na światłach a pasażerowie mieli bilety i chętnie je okazywali więc poszło mi szybko.
[Ja] Dzień dobry, poproszę bilet do kontroli
[Pasażerka]: (po angielsku) Przepraszam , nie mówię po polsku.
Dalszy dialog już w języku Shakespeare’a
[J]: Poproszę bilet do kontroli
[P]: Nie mam, nie zdążyłam kupić.
[J]: W takim razie poproszę dokument lub opłatę na miejscu.
[P] okazała legitymację studencką
[P]: Tylko proszę żebyśmy dojechali do przystanku przy mojej uczelni to koleżanka mi da pieniądze i zapłacę na miejscu żebym nie musiała podawać danych (ma do tego prawo, jeśli opłaca na miejscu to może odmówić podania danych gdyż w tym momencie sprawa jest załatwiona, traci jedynie prawo do reklamacji bo nie może udowodnić, że to na nią nałożono karę skoro nie ma podanych żadnych danych)
[J]: Ok, ale proszę dla pewności zadzwonić do koleżanki żeby czekała na przystanku. Ja spiszę póki co dane bo jak koleżanki nie będzie to niestety wystawię kredytowana opłatę a do tego musze mieć dane.

Imię i nazwisko [P] wskazywało na pochodzenie z regionu którego język znam bardzo dobrze a jej rozmowa przez telefon tylko mnie w tym utwierdziła:
[P]: (w tym właśnie języku) Poczekaj na mnie na przystanku bo biletu nie mam. No jakiś pedał z wąsem się znalazł i muszę zapłacić żeby nie było jaj. Złożę skargę, że niby proponował sex zamiast opłaty to pożałuje. Co się będę martwić, powiem, że to dla mnie trauma i nie chcę do tego wracać i poudaję trochę.

Pomyślałem sobie: „O nie koleżanko, tak się bawić nie będziemy”
Po dojechaniu na przystanek na [P] czekała koleżanka z kolegą, Polacy. Kulturalnie acz stanowczo zapytali czy nie mogę odpuścić widząc, że dziewczyna z zagranicy. Zapłacili i gdy wystawiałem potwierdzenie powiedziałem do nich po polsku
[J]: Tam gdzie wsiadaliśmy a [P] z nami, są dwa biletomaty. [P]siedziała na przystanku kilka minut więc tekst, że nie zdążyła może sobie między bajki wsadzić. Poza tym od razu chciała uciekać jak się zaczęła kontrola.
Do [P] rozmawiającej z koleżanką w swoim języku zwróciłem się w tymże

[J]: Spójrz, tak wygląda biletomat. Na przystanku gdzie wsiadałaś są takie dwa. Miałaś dużo czasu by kupić bilet, więc nie gadaj, ze nie zdążyłaś. Tekst o pedale z wąsem Ci odpuszczę a ewentualną skargę możesz pisać nawet do ONZ, odmawiając podania danych straciłaś do niej prawo a poza tym monitoring nagrywa tez dźwięk. Tymczasem miłego dnia.

[P] i jej koleżance opadły szczęki a Ja poszedłem zapalić bo trochę się zdenerwowałem.

komunikacja_miejska

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (205)

#90557

przez (PW) ·
| Do ulubionych
KaCek pisze na piekielnych dzień II

Dziś dla odmiany historia o jednej z sieci komórkowych a konkretnie tej pomarańczowej.

Jakieś 10 lat temu mój ojciec dał się przez telefon naciągnąć na przedłużenie umowy przez telefon. Jest to człowiek, który przez ponad 10 lat używał jednego telefonu (Sony cmd j70 konkretnie). Mała dygresja kiedyś faktycznie robili telefony wytrzymałe: ten egzemplarz: spadł z 2 piętra na beton - złożony z powrotem, wpadł do jeziora – wysuszony i po obu sytuacjach działał. Po tym jak ojcu wpadła do kieszeni iskra w trakcie spawania i ekran się lekko stopił a w sumie „szkło” bo wszystko działało tylko mało to wygodne i estetyczne, ojciec niemal z płaczem zmienił telefon na jakąś Nokię już z kolorowym ekranem.

Biorąc pod uwagę przyzwyczajenie i wiek, wówczas koło 60 lat, ojciec zaznaczył, że jeśli ma wziąć jakiś telefon to normalny z klawiszami. Był zapewniony, że tak, jak najbardziej, klawisze i duży ekran. Ekran owszem okazał się duży, bo jakieś 5 cali, tylko klawiszy niewiele: dwa od głośności a jeden od odblokowania, bo to smartfon był. Nikomu nie chciało się wtedy składać reklamacji.

Stwierdziliśmy, że telefon sprzedamy i w tym celu dobrze byłoby znać jego parametry. Gdy sprawdzaliśmy telefon okazało się, że był używany, gdyż miał sporo nabitych rozmów. Nie był to telefon pokazowy z salonu i dzwonienie na zasadzie „jak słychać? jak się układa w dłoni?” bo nabitych było ponad 2 godziny rozmów w obie strony i najkrótsza trwała 2 minuty a niektóre ponad 20. Nie dość, że sprzedali smartfon pomimo próśb o telefon z klawiszami to jeszcze używany.

Rodzice mieli składać reklamację, ale brakowało czasu i minął okres na jej złożenie.

telefonia komórkowa

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 97 (109)
poczekalnia

#90552

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Naszło Mnie dziś to opiszę kilka historii z poprzednich prac.
Przez jakiś czas pracowałem jako kanar (pewnie posypią się minusy, ale trudno) i dziś właśnie z tego okresu historia.
Opisałem wcześniej kolegę z którym przyszło Mi pracować większą część czasu. Te jedną historię jednak opiszę osobno.
Pewnego dnia pracowałem z w/w i drugim kolegą we trójkę. Ujęliśmy parę jadącą bez biletów. Pan ma dokumenty a Pani nie, nie mają pieniędzy bo kupili telefony przed chwilą więc nie mogą opłacić na miejscu. W tej sytuacji ponieważ Państwo nie są polskimi obywatelami musimy wezwać Straż Graniczną na przystanek końcowy a Pani musi tam jechać z Nami (Prawo Przewozowe art. 33a ust. 7) Uprosili nas, że Pan zostanie wypisany i wysiądzie a Pani pojedzie na końcowy (drugi koniec miasta) z nami i Pan dojedzie taksówką i doniesie pieniądze na końcowy. Ostrzegliśmy, że jeśli dojedziemy na pętlę i Pana nie będzie po 10 minutach to Straż Graniczna ma posterunek niedaleko pętli więc będą szybko. Pan się zgodził. W tzw. międzyczasie skontrolowałem pasażerów którzy dosiedli w trakcie naszej podróży a w/w kolega usiadł na jednym z siedzeń bo nie potrzeba nas aż 3 do pilnowania jednej pasażerki. Gdy zbliżaliśmy się do końca podróży w tramwaju poza nami były tylko dwie pasażerki z przodu pojazdu.
[Ja]: X pójdź zrobić przód. - X spojrzał do przodu i mówi z uśmiechem
[X]: Po co? – po czym spowrotem począł wgapiać się w telefon ( zapomniałem dodać, że kolega momentami świata poza telefonem nie widział)
Jedna pasażerka wysiadła a miałem przeczucie, że tylko dlatego, że domyśliła się o co chodzi. Gdy tramwaj ruszył ponownie poszedłem na przód a mijając kolegę powiedziałem mu tylko
[J]: Poco to się judoczki na macie
Pasażerka która została w pojeździe faktycznie nie miała biletu, co więcej sama stwierdziła, że zapłaci na miejscu. X miał później do mnie może nie pretensje wprost, ale między wierszami szło wyczytać, że nie był zadowolony, że złapałem kolejną osobę a w dodatku taką która płaciła na miejscu sama z siebie. Gdy złapałem kolejną osobę w żartach powiedział, że jak jeszcze kogoś dzisiaj złapię to on idzie do domu. Niestety nie spełnił obietnicy.

komunikacja_miejska kontrola biletów

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 15 (45)
poczekalnia

#90551

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Naszło Mnie dziś to opiszę kilka historii z poprzednich prac.
Przez jakiś czas pracowałem jako kanar (pewnie posypią się minusy, ale trudno) i dziś właśnie z tego okresu historia.
Opiszę kolegę z poprzedniej historii. Wbrew temu co tu napiszę, chłopak inteligentny tylko zawód źle wybrał i według mnie zbłądził przy swojej edukacji bo ma dużą wiedze i zainteresowania w konkretnej dziedzinie i zrobiłby w niej karierę, ale nie poszedł się kształcić w tym kierunku.
Kolega ten był znany w firmie ze swoich słabych wyników co było spowodowane tym, że zazwyczaj pracował w parze z kontrolerem który miał trochę mocno wywalone w jakość swojej pracy i w związku z tym jak ktoś ich widział to wiedział, że to kanary i, że trzeba skasować bilet lub nie wsiadać. Miał też opinię osoby która nie zna przepisów i nie wie jak wykonywać tę pracę. Myślałem, że to tylko gadanie i ci co tak mówili uważali, się za lepszych. Pracowałem z nim przez większość swojej kariery w tym zawodzie i niestety przekonałem się, że jednak mieli rację. Ów kolega pracował wtedy już około roku a ja nieco ponad miesiąc więc:
- Powinien był znać mniej więcej odległości między przystankami na głównych trasach żeby nie zaczynać kontroli gdy odległość między przystankami to niecała minuta i nie ma żadnych świateł po drodze, niestety nie wiedział tego co niejednokrotnie kończyło się tym, że chwilę po zablokowaniu kasowników pojazd docierał do przystanku gdzie ewentualni gapowicze uciekali a nowi pasażerowie nie mieli możliwości skasować biletów bo przecież zablokowane kasowniki.
- Powinien był znać wysokość opłat dodatkowych za brak biletu, brak dokumentu uprawniającego do ulgi etc. obowiązujących w naszym mieście, w końcu ma kontrolować i karać osoby które ich nie mają. Gdy został przez kogoś z nas w trakcie przerwy zapytany o wysokość jednej z tych opłat odpowiedział, że nie wie. Wywołało to chichot grupy kontrolerów, ale kolega dodał z rozbrajającą szczerością, że nie musi tego wiedzieć. Albowiem kwity wypisujemy w telefonie i drukujemy je w formie paragonów i jak wybiera się opcję za co kara to kwota sama wyskakuje. Salwa śmiechu która wtedy poszła, była słyszalna z daleka. Najlepsze jest to, że niecałą godzinę później trafił na pasażerkę którą musiał ukarać właśnie tą opłatą.
- Każda para/ trójka która razem danego dnia jeździ musi prowadzić ewidencję danego dnia, przynajmniej jedna osoba z tejże prowadzi ją szczegółowo czyli w wydrukowanej tabelce wpisuje chronologicznie, zgodnie z odbiciami na „biletach”: godzina 12:00 linia 1 przystanek Piekielna i podpiąć do tego te „bilety” kasowane w pojazdach, pozostali tylko podpinają do swoich te „bilety”. Proste co nie? Wystarczy na każdym świstku nabazgrać długopisem nr linii i przystanek gdzie się wsiada bo nr pojazdu jest drukowany przez kasownik. Kolega tego nie umiał i miał zakaz prowadzeni ewidencji bo po prostu nie miało to sensu.

komunikacja_miejska kontrola biletów

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 10 (36)