Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Korpo

Zamieszcza historie od: 3 kwietnia 2013 - 12:59
Ostatnio: 25 maja 2013 - 20:12
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 3889
  • Komentarzy: 41
  • Punktów za komentarze: 369
 

#49578

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Widzę, że anegdoty korporacyjne się spodobały, więc dorzucam kolejną - tym razem z rekrutacji na praktyki studenckie w mojej (jeszcze przez niecałe 2 miesiące) firmie.

Wiecie, jak wygląda rekrutacja do korporacji? Otóż jest wieloetapowa, ze względu na ilość ochotników, jak i ze względu na to, iż nie można sobie pozwolić na "wtopę" - kiepski praktykant wbrew pozorom może przynieść spore straty, jeśli spartoli jakieś ważne i odpowiedzialne zadanie.

Etapy są następujące:

1. Weryfikacja nadesłanych dokumentów (konkretnie CV - do listów motywacyjnych nikt nie zagląda, bo nie ma na to czasu, a i tak wszyscy piszą to samo) przez dział HR
2. Testy (merytoryczne/analityczne/językowe).
3. Rozmowy kwalifikacyjne.

Jeszcze część firm bawi się w tzw. Assessment Centre - jest to szopka, w której daje się różne zadania grupowe i indywidualne kandydatom, aby poznać ich dokładniej niż jest to możliwe na rozmowie kwalifikacyjnej. Mnie się ten pomysł nigdy nie podobał, bo piekielnie drogie toto i dość niefajne dla kandydatów, więc przy rekrutacji do mojego działu nigdy AC nie przeprowadzaliśmy.

Mój dział potrzebował 8 kandydatów. HRzy przeprowadzili I i II etap, zostają rozmowy. Niestety, kandydaci okazali się słabi i przyjęliśmy tylko 5. Zostały więc 3 wakaty. Co robić? Dzwonię do działu HR, żeby mi podesłali wszystkie CV odrzucone na I etapie. I co widzę?

Otóż dział HR odwalił w następującej kolejności:
- wszystkie CV ludzi, których wykształcenie zupełnie nie pasuje do naszej firmy - ok. 30% (to akurat dobrze)
- wszystkie CV ludzi, którzy studiowali na prywatnych uczelniach - ok. 50% zgłoszeń.

I tak z 200 zgłoszeń zostało 40. Ja nieziemsko wkurzony, idę do managerki z HR i pytam:

- Aśka, dlaczego odwaliliście CV wszystkich studentów i absolwentów prywatnych uczelni?
- A bo ci z prywatnych szkół NIC NIE UMIEJĄ, dlatego zawsze ich odrzucamy...
- Do końca przyszłego tygodnia chcę widzieć wszystkich na testach.

Testy zostały zorganizowane w następnym tygodniu, w dwóch grupach po ok. 40 osób. Wyglądało to tak, że pracownik firmy wprowadzał ludzi, a następnie wychodził. Pisali je sami. Oczywiście w sali był monitoring i gdyby ktoś próbował ściągać to od razu byśmy wiedzieli. Niestety... studenci uznali, że chyba nikt na to nie zwraca uwagi, bo z pierwszej grupy niemal wszyscy ściągali... Niektórzy nawet sprawdzali odpowiedzi na smartfonach w internecie... Generalnie dramat, na ok. 40 osób uczciwie testy napisały CZTERY osoby. W drugiej grupie - pięć. Reszta testów poszła bez czytania do kosza, nie zatrudniamy ludzi, którzy nas oszukują.

Z tych 9 osób testy zdały 3. Zaprosiliśmy je na rozmowy i w trakcie rozmów pytaliśmy o wiele rzeczy, zawsze słyszeliśmy to samo - że bardzo nam dziękują za szansę, bo z tą uczelnią w CV nikt nie traktuje ich poważnie, zwykle nawet nie odpowiadają na wysłanie CV...

Ostatecznie 2 spośród nich dostały u nas praktykę. Spisują się naprawdę dobrze, często lepiej niż koledzy mający w CV elitarne uczelnie.

Kto jest najbardziej piekielny?
Czy oszukujący studenci, którzy wystawiają fatalną opinię nie tylko sobie, ale także swoim kolegom, w dodatku często pozbawiając ich szans na dobrą pracę?
Czy leniwi HR-owcy, którzy nie chcąc się przepracowywać z góry zakładają, że wszyscy studenci/absolwenci takich uczelni są do niczego i którzy nawet nie podejmują próby znalezienia wśród nich prawdziwych perełek? (a takie są)

Pozostawiam to zjawisko do oceny Wam. Ja osobiście byłem mocno zniesmaczony.

Skomentuj (69) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 550 (720)

#49198

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj miało miejsce zdarzenie, po którym uznałem, że niektóre firmy powinny mieć sądowy zakaz prowadzenia praktyk dla studentów.

Otóż rekrutowaliśmy dzisiaj w mojej korporacji chłopaka na szeregowe stanowisko do jednego z działów. Dział nie mój, ale że jeden z managerów się rozchorował a nie było kim go zastąpić bo ewentualni zastępcy są w delegacji, to zaproszono mnie w roli "paprotki" do 3-osobowej "komisji" rekrutacyjnej.

CV chłopaka przedstawiało się imponująco. Ukończona prestiżowa uczelnia i ponad 2 lata praktyk w renomowanej firmie (polskiej) z naszej branży.

Pytamy chłopaka co potrafi i jakie miał zadania - każdy z nas zaczynał od praktyk i w zasadzie od tego jak wykorzysta się ten czas, zależy szybkość Twojej późniejszej kariery.

Chłopak ewidentnie wówczas zapomniał języka w gębie. My zdziwieni - o co chodzi? Ale ok, może się stresuje. Dostał więc case study (zadanie praktyczne, takie jak w pracy) do zrobienia. Totalnie nie potrafił go wykonać...

Po dłuższej rozmowie udało nam się dowiedzieć, jaki był zakres jego obowiązków jako praktykanta. Otóż okazało się, że firma postanowiła przyoszczędzić na sekretarkach i innym personelu, ponieważ chłopak podczas 2 lat nie robił NIC merytorycznego. Jego zadania były następujące:

- przygotowywanie odpowiedzi na maile klientów
- tłumaczenie maili na angielski
- kserowanie
- parzenie kawy managerom
- latanie na pocztę z korespondencją
- latanie do różnych urzędów i instytucji z korespondencją
- dziurkowanie kartek i wpinanie ich do segregatorów
- noszenie segregatorów, kartonów, papierów
- naprawianie tego, co się zepsuło w biurze (!)
- przetykanie kibli (!!!)

Chłopak mając 2 lata doświadczenia nie umiał NIC!
Co najlepsze: praktyki były BEZPŁATNE! Ale chłopak twardo tam dawał radę, bo liczył, że MOCNY WPIS W CV MU ZAPEWNI DOBRĄ PRACĘ...

Niestety, jedyne co mogliśmy mu z kolegami powiedzieć, to: "przykro nam, ale zmarnowałeś 2 lata życia, nic nie umiesz".

Drodzy studenci - praktyki to fajna sprawa, można nauczyć się wielu rzeczy, ale jeśli widzicie, że nie robicie rzeczy merytorycznych tylko jakieś pierdy, to rzucajcie w cholerę taką praktykę jak najszybciej, nie dajcie się zwodzić i oszukiwać cwaniakom...

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 734 (796)

#49018

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewna anegdotka od mojego szwagra.

Szwagier podobnie jak ja, pracuje w korporacji, z tym, że amerykańskiej. No i branża inna.

Pewnego dnia przyjechała do polskiego biura delegacja prosto z Nowego Jorku. Co ważne, w jej skład wchodził pewien czarny manager. Toczą się rozmowy, rzecz jasna po angielsku... i w pewnym momencie jeden niezbyt rozgarnięty polski manager mówi do drugiego:

- Te, patrz, murzyna przysłali.

Na to "murzyn" niemal czystą polszczyzną:

- Słuchaj pan. Moja rodzina od strony mamy pochodzi z Nigerii, ale rodzina ojca jest z Polski. I ja doskonale rozumiem po polsku. I jeszcze jedno: gdy porówna się moje i twoje zarobki, to okaże się, że ja jestem czarny, a murzynem to jesteś ty.

Ponoć polski manager zrobił się biały... jak ściana.

adult

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1538 (1632)

#49017

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Porównanie warunków pracy w tej samej firmie (korporacji) w Londynie i Warszawie.

Słowem wstępu: jestem pracownikiem jednej z dużych międzynarodowych korporacji (zatrudnia dziesiątki tysięcy osób na całym świecie). Swoją karierę rozpocząłem w Londynie, ale niestety ktoś "z góry" uznał, że skoro jestem Polakiem, to trzeba mnie wysłać do biura warszawskiego, żebym koordynował część międzynarodowych projektów. Zaoferowano mi awans na Senior Managera, bardzo atrakcyjną pensję itp.

Nawet nie wiecie, jak żałuję że się zgodziłem. Firma w Polsce (ta sama!) w porównaniu do brytyjskiej jawi się jako farma niewolników. W brytyjskim biurze panuje zasada: "pracownicy pracują ciężko, ale dbamy o nich, żeby się nie wykończyli, bo przejdą do konkurencji zamiast wypracowywać zyski dla nas".
W Polsce natomiast "wyciśnijmy pracowników jak cytryny, na ich miejsce przyjdą kolejni, ich też wyciśniemy... i tak dalej".

Oto małe zestawienie.

Pracownik:
UK - szanujemy go, bo wypracowuje nam kupę kasy. Szkolimy, żeby wypracowywał jeszcze więcej. Dajemy bonusy, żeby utrzymać jego wysoką motywację i żeby nie odszedł do konkurencji.

PL - pracownik = niewolnik. Nie szanujemy go, bo choć wypracowuje nam kupę kasy, to łatwo go zastąpić. Skoro wyciskamy go jak cytrynę i może nam w każdej chwili podupaść na zdrowiu lub odejść, to nie inwestujemy w niego. O motywację dbamy inaczej - wprowadzając terror w firmie corocznymi zwolnieniami (wszystkich poniżej pewnego progu efektywności wyrzucamy z firmy).

Nadgodziny:
UK - z pracy pracownicy wychodzą o regulaminowej 17 (przychodzi się na 9). Niektórzy zostają 0,5h - 1h dłużej, żeby podokańczać zadania. Baaardzo rzadko, gdy jest duży projekt i goni nas termin (albo np. część składu jest chora), zostajemy dłużej (nie tylko pracownicy, managerowie też). Czasami biorą coś do domu, ale nie częściej niż 2-3 razy w miesiącu. Zarówno za nadgodziny w biurze jak i w domu przysługuje im wynagrodzenie + premia.

PL - pracownicy regularnie "kiblują" do 20-21, czasem dłużej. Firma zatrudnia mniej pracowników, niż jej potrzeba, żeby "nie wydawać za dużo na pensje" (wysokie jak na polskie warunki, trzeba przyznać). "Zadania domowe" to niemal codzienność. Firma nie płaci za nadgodziny. Jak to robi? Wciska wszystkim samozatrudnienie, a stażystom umowę zlecenie. Jak się komuś nie podoba - droga wolna, mamy 200 CV na Twoje miejsce... (nawiasem mówiąc jest to prawda).
Aha, bym zapomniał - właściciele firmy wychodzą prawie zawsze punkt 16.

Urlop:
UK - wyłączasz laptop i służbową komórkę, ustawiasz auto-odpowiedź na maile, wychodzisz z biura i zapominasz o pracy.

PL - nie wolno Ci wyłączyć służbowej komórki, na którą codziennie przychodzą Ci zadania. Nawet jak jesteś na wakacjach w Egipcie, to de facto... jesteś w pracy. Firma nie płaci za urlop (przecież jesteś na samozatrudnieniu), chyba, że masz w umowie co innego (na wyższych stanowiskach za urlop się płaci).
Jako, że jesteś na samozatrudnieniu, nie masz prawa do chorobowego. W umowie łaskawie dają Ci... 5 dni płatnego chorobowego w ciągu roku.
Oczywiście "urlopu na żądanie" nikt Ci nie da.

Terminny:
UK - każdy deadline planowany w miarę rozsądnie, tak aby nie nawarstwiły się opóźnienia

PL - większość deadline'ów nie do wyrobienia dla pracownika, no a jak pracownik się spóźnia to lecimy mu po premii lub zwalniamy. Efekt - pracownicy regularnie zarywają noce, żeby tylko się nie spóźniać z terminami...

Zwolnienia:
UK - rzadko, pojedyncze jednostki które "dały plamę".

PL - co roku fala zwolnień. Cel: sterroryzować pracowników. I to się udaje. Widziałem w pracy 30 - latków wyglądających jak 50 - latkowie. Mało kto w biurze się uchował bez siwych włosów.
Gdy walnął kryzys w 2008, skasowano część kadry żeby "zmniejszyć koszty" i na ich miejsce wzięto... praktykantów (żeby odwalali najbardziej niewdzięczną robotę). A potem zdziwienie, że projekty idą 2x wolniej niż przedtem...

Stażyści:
UK - bierzemy tylu stażystów ilu przewidujemy, że będziemy potrzebować pracowników. Szkolimy ich i mamy dobrego pracownika już na starcie.

PL - bierzemy ile wlezie, żeby mieć wysokie notowania w "rankingach pracodawców". Oczywiście pracy dla wszystkich nie ma, więc po 2-3 miesiącach wywalamy ich na zbity pysk... i bierzemy nowych stażystów.
Jeśli zwolni się miejsce na szeregowym stanowisku, wtedy awansujemy stażystę i jest to jedyny przypadek, kiedy zatrzymujemy go w firmie.

W efekcie praca w UK, a PL to niebo a ziemia... a w zasadzie niebo a piekło. Ja w tej parodii brać udziału nie zamierzam. Wytrzymałem 2 lata, wręczam na dniach wypowiedzenie i wracam do Londynu...

korpo

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 871 (933)

1