Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

LadyGoth

Zamieszcza historie od: 23 czerwca 2013 - 12:38
Ostatnio: 11 lutego 2015 - 17:27
  • Historii na głównej: 6 z 13
  • Punktów za historie: 4385
  • Komentarzy: 39
  • Punktów za komentarze: 170
 

#64609

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia może nie jakaś szokująco ciekawa, ale czasem człowiek musi coś z siebie wyrzucić.

Chodzę ja sobie na studia: zaoczne, uczelnia prywatna w stolicy. Jestem oczywiście w grupie dinozaurów, czyli tej małej złożonej z osób starszych dużo niż pomaturalna reszta. O jakieś 14 lat. Ktoś zaraz powie, że marudzę ale "ta dzisiejsza młodzież" jest naprawdę inna.

Chłopców mamy kilku - wszyscy na wykłady przybywają w dresach - spodnie wiszą, majty wystają, bluza ledwie brzuch przykrywa - sam smak. Dziewczątka niczym chodzące kopie szafiarek - zachwycone skaczą dookoła panów w dresach - ponoć studia to ostatni moment żeby złapać męża. Grupa duża, więc jak przyjdzie większość to wykład stracony. Drą się do siebie, gadają, śmieją, impreza po całości. Rozmowy przez telefon w trakcie wykładu - norma. W tym darcie się "No k.. słyszysz mnie?" Próba wejścia czy wyjścia z sali to lepiej stanąć z boku i przeczekać - panowie wychodzą pierwsi taranem depcząc po pantofelkach niezrażonych szafiarek.

Na każdą uwagę wykładowcy i prośbę o ciszę mają zawsze coś chamskiego do powiedzenia - oczywiście cała sala rży. Kolokwia czy zaliczenia to orgia ściągania, a jakże nowocześnie, telefonem oczywiście. Nie wiem, może to nie jest piekielne, ale mnie to przeraża.

studia

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 657 (811)

#62972

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia dotyczy profilowania w Urzędzie Pracy - kto się zetknął ten wie, kto nie miał okazji temu krótko mówię, że chodzi o odpowiedź na 3 pytania, które to odpowiedzi mają ustalić jakim typem bezrobotnego jesteśmy i jak bardzo zależy nam na znalezieniu pracy.

Ja pomyślnie przeszłam ową procedurę i dostałam miano bezrobotnego elastycznego czyli gotowego na wiele by pracę zdobyć. I tym to sposobem otrzymałam informację, że mogę wziąć udział w rozmowie z pracodawcą oferującym "stanowisko kierownicze". Ok.

Przychodzę wyznaczonego dnia na rozmowę i okazuje się, że jest nas w sumie ok. 25 osób wyraźnie różnych pod względem doświadczenia, stanu zdrowia (czytaj spożycia alkoholu), wykształcenia itp. Pan Pracodawca kręci się radośnie i opowiada paniom z UP jak to on nas wszystkich "załatwi" i jak nam wszystkim "przywali w papierach" w razie odmowy podjęcia pracy. Zaczyna się właściwe spotkanie, gdzie po 3 zdaniach okazuje się, że owa oferta pracy to stanowisko sprzedawcy wędlin i mięs w sklepie dużej sieci. Można tam zrobić super karierę wyróżniając się dzieleniem mięsa, wciskaniem promocji, układaniem wędlin itp. Wysłuchałam i chcę zrezygnować z rozmów indywidualnych, bo kurcze nie po to człowiek 2 kierunki studiów ma i 3 języki żeby habaninę podawać ale okazuje się, że rezygnacja równoznaczna jest z natychmiastowym pozbawieniem statusu bezrobotnego na minimum 120 dni. Ponieważ "ta oferta jest najlepszą jaką do tej pory w naszym UP mieliśmy, bo jest na umowę o pracę i żadne powody odmowy nie zostaną uwzględnione".

Zasiłku nie pobieram ale ubezpieczenia jednak szkoda, więc heroicznie idę na rozmowę do pana. Podaję CV i zapada dramatyczna cisza. Pan pracodawca dalej lekko agresywny, ale udało nam się dojść do porozumienia, że zatrudnienie mnie byłoby dla niego bez sensu, a ja właściwie to nie odmawiam mu ale jednak chyba mu się nie przydam na tym stoisku.
Dalej podążam z papierkiem od pana do pań z UP i pytam szczerze czemu wprowadzają mnie w błąd jakimś rzekomym stanowiskiem kierowniczym, czemu stawiają mnie i nie tylko mnie w takiej kuriozalnej sytuacji. Nie da się tego ustalić, ogólnie powinnam się cieszyć z takiej super oferty i z pomocy UP.

W trakcie okazało się, że takich osób jak ja była większość. Mam wrażenie, że całe to profilowanie i pomaganie przez UP jest jedną wielką farsą.

urząd pracy

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 489 (601)

#60907

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Świeżo po rozmowie o pracę (w salonie kosmetycznym).

Było przemiło, rozmawiamy z Panią właścicielką o różnych aspektach pracy i współpracy, używanych produktach, szkoleniach przez mnie odbytych itp., itd., jak to na rozmowie. Po jakimś czasie zahaczamy wreszcie o kwestie finansowe - Pani mówi, że to taki system trzystopniowy, no wszystko zależy od ilości klientek i gładko zmienia temat. Po kilku minutach nawracam do tematu (no jednak chciałabym wiedzieć). Pani zbywa temat, sięga po swój kalendarz i mówi, że wpisuje mnie na następny dzień - będą klientki, sporo klientek, sprawdzimy w praktyce co umiem i jak mi pójdzie. W oszołomieniu z natłoku gadania, zgadzam się na wpisanie mnie na te testy.

Wracam do domu i nadal nie wiem ile mam zarabiać i na podstawie jakiej formy zatrudnienia. No nic, biorę za telefon (myślę sobie dopytam). Pani nie odbiera, piszę więc do niej smsa z prośbą o informację co do stawki i umowy. Sms odebrany (taki raport zdał mój telefon). Cisza. Nie poszłam więc na testy, bo mam niejakie wrażenie, że chodziło o darmowe zrobienie iluś zabiegów. Kilka takich testów w miesiącu i salon na pewno wychodzi na swoje.

praca_kosmetyka

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 354 (418)
zarchiwizowany

#60879

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie będzie długo ale jakoś ciągle o tym myślę: z uwagi na to, że pracy nie mam to jestem zarejestrowana w Urzędzie Pracy (nie pobieram zasiłku i nie liczę za bardzo na to, że mi pomogą pracę znaleźć, sama aktywnie szukam). Ponieważ szukanie na razie nie daje efektów to zgłaszam się w wyznaczonych terminach na podpisanie dokumentów i krótką pogawędkę, w trakcie której panie udostępniają mi segregator z tymi samymi nieaktualnymi od miesięcy ogłoszeniami ale w sumie nie w tym rzecz. Rzecz natomiast w kolejce, w której czekam za każdym razem dosyć długo. Wiadomo bezrobocia coraz więcej. Wraz ze mną czeka sporo ludzi więc strzępki rozmów zwykle do mnie docierają. Otóż 80% kolejki jak najbardziej pracę posiada - stoją panowie z budów, stoją panowie kierowcy, stoją panie sprzątające, panie pracujące w domach weselnych przy obsłudze imprez itp itd. Radośnie wymieniają na głos uwagi, który szef ile płaci i za co, co jeszcze udaje się ugrać w jakim urzędzie i innych pomocach. Czasem aż mnie ponosi żeby spytać tych pań zbierających podpisy czy ktoś w tym urzędzie ma o tym pojęcie i ile z tych osób pobiera zasiłki i inne świadczenia związane z brakiem zatrudnienia. Czy my jako naród bez kombinowania nie umiemy?

urząd_pracy

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 91 (213)
zarchiwizowany

#56231

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mojej mamy ale ponieważ i ja brałam udział to opisuję.
Otóż jest u nas parking pod Pocztą dosyć duży, przedzielony pasem zieleni z krawężnikami. Na tymże parkingu okoliczni rodzice zawsze parkują odwożąc dzieci na różnego rodzaju zajęcia odbywające się w Centrum Kultury i nie tylko. Na ten parking moja mama odwiozła mojego syna również na zajęcia. Kiedy podjechała wszystkie miejsce parkingowe były zajęte więc stanęła wzdłuż pasa zieleni przy krawężniku. Już miała wysiadać gdy zauważyła, że z miejsca parkingowego wyjeżdża jakaś pani dosyć mocno się przy tym męcząc. Mama człowiek nadmiernie sympatyczny odpaliła silnik na nowo i chciała cofnąć się o kawałeczek żeby pani sobie wyjechała. Kiedy tylko samochód się ruszył do tyłu (prędkość wiadomo prawie żadna) z tyłu rozlega się krzyk i walenie w bagażnik. Mama staje w miejscu. Drzwi zostają otwarte szarpnięciem i do środka wkłada głowę i nogę pan w wieku mamy (ok 60 lat) i zaczyna ubliżać na czym świat stoi proponując "obicie mordy" mamie i wyzywając od pijaczek, nienormalnych itp piratów drogowych. Mama zaczyna nerwowo przepraszać, przeprasza ze 100 razy ale pan nadal krzyczy sięga po telefon i dzwoni po policję bo on tego tak nie zostawi. Mama w przerażeniu i wizji własnej "obitej mordy" dzwoni po mnie, opisuje mi zdarzenie i prosi o pomoc. Zjawiam się razem z radiowozem. Panowie policjanci bardzo grzeczni, spokojnie pytają co się stało. Pan zaczyna dramat od nowa jednak już w innej formie. Noga zostaje okazana policji. Jedynym śladem jest błoto na nogawce. Mama tłumaczy co się stało, jak się stało i tłumaczy, że jest taka roztrzęsiona bo pan tu składał takie a takie obietnice. Pan oczywiście "nic takiego nie mówił" policja radośnie nie wnika bo po co dodatkowy temat gróźb itp.
Pan dopilnowuje do ostatniego przecinka żeby mama dostała mandat, pan biegnie do przychodni do lekarza (sobota więc nie ma), dzwoni po prawnikach, lekarzach itp. Policjanci próbują mu wyjaśnić, że mandat naprawdę starczy "nic się panu nie stało no nie ma co robić tragedii". Pan próbuje żądać danych i adresu mamy. Poinformowany zostaje, że nic z tego dane są dla policji nie dla niego. Zapisuje więc dane policjantów i wszystkie możliwe dostępne informacje.
Mama jeszcze raz przeprasza pana mimo całej sytuacji. Pan zapowiada, że spotkamy się w sądzie i to się nie tak wszystko pięknie skończy.
Szczęśliwie mama ubezpieczona od wszystkich przypadłości świata.
Opisuję to zdarzenie, bo nie rozumiem takiej zajadłości. Można się zdenerwować ale fizycznie nic mu się nie stało.
Całe szczęście, że policjanci podali nam swoje dane i obiecali potwierdzić, że nogę widzieli zdrową, że widzieli jak pan lata w kółko po parkingu cały i zdrowy. Pan się na to oburzył żeby mu nie insynuować chęci wyłudzenia odszkodowania itp. A co to innego jest?

parking

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (223)
zarchiwizowany

#56186

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem ciężko mi określić kto był piekielny, obawiam się w dużej mierze ja sama ale po prostu nie dało się powstrzymać. Otóż byłam na zakupach w Auchan (istotne ze względu na system kasowy - pani Kasjerka kasuje i pakuje zakupy do toreb). Stoję przy kasie i czekam grzecznie aż moje zakupy zostaną skasowane. Pani Kasjerka miła, raczej po 50. W momencie kiedy zbliża się koniec kasowania do taśmy podchodzi z wózkiem młodzian lat ok. 20. Wózek wypełniony do połowy workami na śmieci jednakowego rodzaju. Młodzian wypakowuje worki na taśmę. Kiedy kończy pani Kasjerka z grzecznym uśmiechem mówi spokojnie:
(PK) Ojej, mógł Pan nie wyjmować wszystkich, wystarczy mi jedno opakowanie i resztę bym policzyła bez wyjmowania z koszyka
Na co młodzian robi się lekko czerwony wyraźnie poziom agresji się podnosi na twarzy:
(M) Wyjąłem bo Pani mi to ma spakować!
No to już przyznam, że tego typu ton i zachowanie we mnie budzi zwierzę więc najpierw pod nosem niewinnie mówię:
(Ja)uuu jaki Pan
Pani Kasjerka uśmiecha się cierpliwie wiadomo ona nie może skomentować bo zaraz będzie miała problem w pracy. Ale młodzian dosłyszał moje sapnięcie więc natychmiast:
(M) nooo cooo ja tu jestem klientem, ja tu płacę, jej płacą z moich pieniędzy żeby ona mi to spakowała i ona mi to spakuje bo za to jej płacą!
(Ja) nie "jej" i nie tym tonem do tej pani
(M) ja płacę nie będę pakował mnie się należy itp itd (generalnie w kółko to samo)
(Ja) a może już starczy?
(M) bo co? bo co? Ja tu mam prawo itp itd
No niestety nie wytrzymałam i w końcu spokojnym tonem pytam:
(Ja) z jakiej wiochy chłopcze ty tu przyjechałeś, że rżniesz takiego pana? U siebie na wsi tak się nauczyłeś?
Nie wiem co odpowiedział bo ryk śmiechu osób w kolejce za nim zagłuszył resztę.
Uśmiech na twarzy pani Kasjerki mnie osobiście poprawił humor na cały dzień. Głównie dlatego, że wiem, że ona sama bronić się nie mogła

supermarket

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (398)

#55346

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu potrzebowałam ulotek. Tak projektu jak i druku. Ponieważ miały one dotyczyć prostej, lokalnej działalności, to nie potrzebowałam wymyślnego dzieła ani zbyt dużej ilości owych ulotek.
Skierowałam się więc na allegro żeby przejrzeć oferty cenowe. Po przejrzeniu iluś tam ofert opiewających na tysiące sztuk (jak mówiłam ilość mnie nie potrzebna), znalazłam ofertę niejakiego Adama.

Adam oferował projekt w bardzo atrakcyjnej cenie i możliwość wyceny druku owego projektu. Wysłałam zapytanie wyłuszczając najpierw temat samej grafiki. Szybko okazało się, że cena jest chyba "na wabia" bo koszty zaczęły się mnożyć w oczach. Następnie przechodzimy do kwestii druku. Pytam grzecznie o wycenę 200-300 szt, bo tyle mi potrzeba, pan się upiera, że 5000 szt to lepiej. Ja grzecznie oponuję, bo co ja zrobię z resztą tej makulatury i nie tak chodzi o koszty, jak o to, że nie chcę tego potem wyrzucać. I tu wklejam odpowiedź z zachowaniem oryginalnej pisowni:

"bo prosze szanownej Pani rece mi poadaja niby nie ma głupich pytac tylko głupie odpowiedzi ale jak by sie Pani troche wysilił a nie tepo wysyłała zaptynia to by Pani wiedziała i słabia mnie tachy własnie ludzie 300 ulotek smiech poprostu ile pani za to zapłąci 40 - 50 żł + projekt ... za kwote 120 żł ma Pani 5000 z projektem i wysyłka czyli ile Pani oszcedzi s30 zł i ma Pani 300 ulotek niech mnie Pani nie słabi bo tacy własnie ludzie sa zmora poligrafi i nei tylko zreszta , allegro chyb aPani płaci za tekie e miale ciekaw ile bo ja za darmo nie robiłbym z sienbie idioty"


Pełen profesjonalizm jak dla mnie :)

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 773 (833)
zarchiwizowany

#52757

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka zdarzeń po ostatnim motocyklowym weekendzie:

Wyjeżdżam ze zlotu bramą (brama twierdzy, brukowana wielkimi kamulcami nierównymi, na których motocykl tańczy bez szans na przyczepność. Co robi pani turystka przechodząca bramą? Patrząc mi w oczy idzie mi prosto pod koło. Opanowuję cudem taniec na bruku (kto jeździ ten wie - prędkość zerowa, 370kg masy motocykla). Również cudem się zatrzymuję przed klapkiem pani turystki, patrzę na nią i pytam grzecznie: co pani robi, czemu idzie mi pani pod koło? W odpowiedzi pani zmienia się na twarzy i wyrzuca stek obelg (szczęśliwie nie wszystkie słyszę bo silnik jednak pracuje i echem się odbija w bramie). Pani nie ustępuje więc pozostaje mi poczekać i zacząć taniec na kamieniach od nowa. Pokonuję bramę, na szczęście dalej jest już asfalt (droga dojazdowa jak najbardziej dla pojazdów). Niestety również czeka mnie ostry slalom wśród spacerujących środkiem. Szczytem myslenia jest przystanąć nagle żeby się pogapić na motocykl. Ale oczywiście na środku drogi, względnie robiąc krok w bok ale po koła oczywiście.
Następna sprawa to współistnienie na drodze z samochodami. Najfajniej jest jechać za mną tuż na moim bagażniku (jak odpuszczę gaz to wjedzie mi na plecy) i tak przez ileś km. Po czym nagle zryw i natychmiastowa potrzeba wyprzedzenia mnie - w zakręcie przy podwójnej ciągłej spychając mnie z drogi gdy jadę złożona w zakręcie. Przy czym oczywiście (to dotyczy 97% kierowców samochodów) manewr wyprzedzania najlepiej jest skończyć natychmiast- czyli zjechać przede mnie tak żeby zderzak samochodu prawie otarł mi się o przednią oponę a następnie przyhamować. Wyjeżdżanie na czołówkę to też jedna z norm.
Bardzo fajnie jest też wyjechać jak do wyprzedzania, zrównać się ze mną i zacząć oglądać motocykl - oczywiście ruch głowy w prawo wyzwala automatyczny ruch kierownicy samochodu w prawo również co skutkuje zjeżdżaniem na mnie i spychaniem mnie.
Inna sprawa to wyjeżdżanie ze stacji, barów itp. Póki jestem bardzo daleko to samochód stoi wytrwale i miga. Jak jestem kilka metrów od samochodu, kierowca patrząc uważnie na mnie zaczyna wyjeżdżać. Rozumiem, ze jak pas jest pusty to wyjazd ze stacji nie ma tego smaczku co jak się człowiek właduje komuś i zmusi go do hamowania najlepiej awaryjnego. Oczywiście wyjazd najlepiej jest zrobić w tempie spacerowym.
Nie wspominam nawet o robieniu miejsca do wyprzedzania czy omijania samochodów stojących w korku itp. Od lat różne organizacje walczą o to ale nie dociera. Tylko się pytam po co ludzie są tak ambitnie oklejają samochody jakże pozytywnymi naklejkami z napisami "patrz w lusterka [...]" lub "dla wszystkich starczy miejsca" skoro potem zachowują się kompletnie inaczej? Właśnie taki pan wczoraj wyczaił, że jadę sobie poboczem omijając korek (robię to rozsądnie góra 30 km/h) i zjechał mi centralnie na to pobocze wymuszając zatrzymanie. Może poczuł się od tego lepiej.

motocykl

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (42)
zarchiwizowany

#52602

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem kupowanie roweru okazało się sprawą piekielną.
Ponieważ Młodzież moja się nagle nauczyła jeździć na rowerze to pomyślałam, że będzie rozsądnie i bezpiecznie jak się zaopatrzę w rower i będę dziecku towarzyszyć w zmaganiach z trasą. Rowerzystka ze mnie do kitu więc uznałam, że szkoda pieniędzy na jakieś wypasione sprzęty i w zupełności wystarczy sprzęt używany. Niestety objazd komisów się nie udał - ceny nadal zbyt wysokie. No więc pozostaje allegro. Przeglądam oferty i znajduję to co bym chciała - nieduża damka, używana w rozsądnej cenie (komis z Kolbuszowej, że już tak szczerze napiszę.
Brak opisu powinien mnie zaalarmować ale był telefon więc pomyślałam, ze spytam co i jak z rowerem. Miły pan twierdzi, że rower jest sprawny, oraz, że jeśli teraz wcisnę magiczne "kup teraz" to on natychmiast zrobi pełny serwis roweru i zapakuje go do wysyłki. No to wciskam, płacę i czekam. Przesyłka szybka to fakt. Otwieram pudło - rower w kawałkach niczym nie osłoniętych wszystko w pudle lata luzem. Do tego jest brudne i z rdzą. No nic na tyle na ile umiem, składam rower do kupy. Dzwonek połamany, linka hamulca posklejana nie nadaje się do montażu, dynamo zdezelowane wisi. I wisienka na torcie - koło przednie bez wianków co skutkuje niemożliwością jazdy praktycznie.
Siadam więc i piszę maila z prośbą o informację dlaczego pan mnie oszukał i co zamierza z tym fantem zrobić. Na odpowiedź czekam cały dzień więc w międzyczasie kupuję części, czyszczę no jakoś muszę z tym cudem żyć. Pan odpisuje - nie pasuje to proszę spakować i odesłać. Nooo tak, teraz jak poskładałam i wyczyściłam to na pewno go panu odeślę. Piszę więc, że nie chcę odsyłać ale chciałabym zwrot kosztów naprawy. Pan na to - to ja mogę pani wysłać wianki i linkę do hamulca, czy tak będzie ok? No nie, nie będzie bo raz, że już to kupiłam a dwa, że za czas jaki spędziłam na czyszczeniu tego cudaka i zawiedzione nadzieje syna na szybką wycieczkę raczej nie dadzą się uratować paroma częściami z łaski wysłanymi. Pan się głowi dłuższy czas i w końcu decyduje, że odeśle mi parę groszy.
Sprawa w teorii zakończona pozytywnie ale jednak niesmak pozostaje głównie wobec takiego podejścia do klienta. Po co było kłamać i czemu nie można uznać swojego lenistwa czy niechciejstwa za fakt i ponieść jego konsekwencji z godnością? Komentarza do aukcji nie wystawiłam bo w zasadzie teoretycznie negatyw już się nie należy. Ale nic innego bym wystawić nie chciała.

komis_rowerowy

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (24)

#52221

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szukanie pracy to chyba ostatnio dosyć popularny temat i wzbudzający dużo emocji. Ja też jestem na etapie szukania. Ponieważ doskonale znam język hiszpański, to kiedy tylko pojawia się coś w tym zakresie od razu wysyłam CV.

I tak było i tym razem - ogłoszenie dotyczyło stanowiska tłumacza symultanicznego w firmie hiszpańskiej, która to firma właśnie wchodzi na nasz rynek. Reakcja na CV natychmiastowe - młoda, sympatyczna osoba zaprasza mnie na rozmowę do biura w dogodnym dla mnie terminie - super.

Biuro w samym centrum Warszawy - bardzo pozytywne wrażenie. Przychodzę na umówioną godzinę i zostaję zaproszona... do kuchni. Tam zawisamy na barowych stołkach i zaczynamy rozmowę. Otóż moja praca polegać będzie na stałym towarzyszeniu jednemu z 3 szefów Hiszpanów w jego zadaniach codziennych, ponieważ nie znają ani słowa po polsku. Brzmi fajnie. I na tym fajność się kończy.

Po rozmowie pan radośnie zaprasza mnie do natychmiastowego rozpoczęcia dnia próbnego, nie ma co tracić czasu chodźmy w teren "do klientów". Przy windzie poznaję kandydata na handlowca i razem we trójkę idziemy. Otóż teren okazuje się chodzeniem od mieszkania do mieszkania i nagabywaniem ludzi na podpisanie umowy z jednym z operatorów telefonii komórkowej i internetu. Odbijamy się od drzwi do drzwi przez następne 8 godzin, bez możliwości odpoczynku. Wracamy na czworakach do biura i mam poczekać na ocenę dnia próbnego. Czekam 30 minut ale nikt teraz nie ma dla mnie czasu. Mam iść do domu, oni zadzwonią. No to idę.

Faktycznie wieczorem dzwonią, są zachwyceni poziomem języka itp. No to przejdźmy do konkretów: Praca codziennie 8 godzin na nogach od drzwi do drzwi jak w dniu próbnym, tyle, że codziennie będziemy poszerzać rejon, więc kolejne kilometry z buta dojdą. Pensja - 1000 zł netto. Zaczynam się śmiać i pytam pana Hiszpana czy zdaje sobie sprawę, że 1000 zł to kosztuje blok pracy tłumacza symultanicznego (jednorazowo 4 godziny). Pan musi przemyśleć, zadzwoni za chwilę. Dzwoni - 1200 zł ale muszę zacząć od jutra. Śmiałabym się dalej ale tak mnie wszystko bolało po tym dniu dreptania, że już nie miałam siły.

Ciekawa tylko jestem ile takich osób na dni próbne wykorzystali na darmową obsługę swojej firmy.

poszukiwanie_pracy

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 520 (574)