Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lavinka123

Zamieszcza historie od: 27 czerwca 2011 - 16:20
Ostatnio: 22 lipca 2022 - 15:47
  • Historii na głównej: 23 z 39
  • Punktów za historie: 26047
  • Komentarzy: 50
  • Punktów za komentarze: 345
 
zarchiwizowany

#65171

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Trwam w osłupieniu do teraz.

Gdy jestem sama, po mieście poruszam się ze słuchawkami w uszach, jednak muzyka gra na tyle cicho, że słyszę co dzieje się dookoła i to czy ktoś się do mnie odzywa.

Przed chwilą byłam w osiedlowym sklepie. Wykładam swoje zakupy na ladę, mówię "dzień dobry". Sprzedawczyni nie odpowiada, mierzy mnie złowrogim spojrzeniem. Nagle jak nie wrzaśnie: WYJM MNIE TO Z USZU!!!
Zawiesiłam się na chwilę po czym wydukałam, że ja panią doskonale słyszę...
-Wyjm mnie to natychmiast! Co to za maniery?! Między ludzi poszła gówniara i nawet słuchać nie chce! Wyjmuj to bo ci nic nie skasuje!
Facet za mną kazał się jej ode mnie odwalić, ale to nie pomogło. Na moją skromną uwagę, że to nie jej sprawa co mam w uszach, że słyszę ją i proszę o zajęcie się swoimi obowiązkami powtórzyła swoją tyradę o moim niewychowaniu. Wszystko trwało już dobre 10 min. Facet za mną stracił cierpliwość, zawołał kierowniczkę i wyręczył mnie w wyjaśnieniu o co chodzi. Kierowniczka odesłała babkę na zaplecze i skasowała moje zakupy.

I kto tu był niewychowany?

sklep osiedlowy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 8 (74)
zarchiwizowany

#64925

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewnie zostanę zjechana bo to nie forum samopomocowe, ale moja desperacja sięga już zenitu więc zaryzykuję.

Co mam do cholery zrobić z sąsiadką, która nie oddaje kasy?

Moja matka ma sąsiadkę, znają się ponad dwadzieścia lat. Mama jest starsza, dość naiwna i zbyt łagodna. Po raz trzeci (no comment...) pożyczyła sąsiadce dużą sumę pieniędzy (na zasadzie: zaczęło się od 200 zł, potem jeszcze 200, jeszcze 100, "daj jeszcze 200, a za tydzień oddam ci całość). Zebrało się ponad 2 tyś. zł. Dwa razy sąsiadka zdołała oddać i dlatego mama znów dała się wmanewrować. Tym razem jednak naprawdę czarno to widzę. Baba jest przed rozwodem z mężem, mąż ma gdzieś jej długi. Pracuje, ale zarabia niewiele, a i to pewnie niedługo nie będzie jej bo ma jeszcze sporo długów w bankach, pożyczek itp.
Mama ma jakiś świstek podpisany przez sąsiadkę, ale jest to kartka wyrywana z notatnika, tylko imię i nazwisko, podpis - nie wiem czy ma to w ogóle jakąś wartość prawną?

Baba chowa się przed moją matką, a jak już się złapią to wciska jej kit, że próbuje załatwić inną pożyczkę, że niedługo coś wymyśli... bla bla bla.

Co robić? Straszyć sądem? Windykacją? Wynająć mafię? Przychodzą mi do głowy już najgorsze pomysły.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (63)

#62383

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Scena: centrum miasta, godziny poranne.
Aktorzy: ja, wracająca z pracy i Pan Bezdomny - na oko ok. 30 lat, z koszmarnym kołtunem na głowie, ale poza tym dość świeży i raczej trzeźwy.

Pan Bezdomny przysiada się do mnie na ławkę, na przystanku.

(PB) - Mam zapytanie.
(J) - Hmm?
(PB) - Kupi mi pani coś do jedzenia w Wikingu?

Dla niewiedzących: Wiking - restauracja sieciowa z jedzeniem do skomponowania. By zjeść coś konkretniejszego trzeba mieć 20-25zł.

(J) - .... na Wikinga to mnie nie stać. Mogę panu kupić coś w sklepie.
(PB) - A to nie chcę.

Odszedł. Mnie opadła szczęka.
Nowy, ekskluzywny typ bezdomnych?

centrum

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 547 (643)

#62050

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podłość ludzka nie zna granic.

Jestem w sklepie z ciuchami (sieciówka), idę do przymierzalni. Z jednej z kabin wychodzi babka, ok. 60 lat, z kilkoma stanikami. Oddaje sprzedawczyni numerek i rzecze:
- Te staniczki to ja sama odłożę na miejsca, bo jeszcze szukać będę innych, dobrze?
Sprzedawczyni odpowiada, że oczywiście, dziękuję.

Przymierzyłam co miałam, idę do kasy. Spotykam tam te samą babkę, która akurat gadała z (chyba) kierowniczką sklepu. I słyszę:
-... i kazała mi odnieść rzeczy samej! Chyba nie tak powinna wyglądać obsługa w sklepie, prawda?! Ja chciałam jej oddać, a ona mi KAZAŁA je odnieść!

Aż mną zatrzęsło. Wtrąciłam się i wyjaśniłam kierowniczce jak było naprawdę. Babcia syknęła "nie wtrącaj się" i nawiała ze sklepu.

I po co to? Czy niektórzy aż tak są żądni afery?

sklep z ubraniami

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 994 (1060)
zarchiwizowany

#60922

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O obfitującej w małe piekielności wizycie u lekarza.

Dopadło mnie niedawno przeokropne przeziębienie, które ciągnęło się dobre dwa tygodnie. Wizja śmierci przez kaszel stawała się coraz bliższa więc zadzwoniłam do najbliższej przychodni celem umówienia się na natychmiastową, choćby i płatną wizytę. Okazało się, że w "obcej" przychodni mam prawo do jednej wizyty na NFZ i to już za 5h. Super. Poleciałam o wyznaczonej porze,a tu okazuje się, że przyjmuje mnie lekarz pogotowia. Dobra, nie znam się, lekarz to lekarz. Snuję sobie opowieść o kaszlach i katarach, doktor kiwa głową, zabiera się za badanie... aż tu piekielność nr I: do gabinetu nagle wbija chyba kierowca karetki i zaaferowany rzecze, że wyjazd jest, wezwanie, choooodźmy doktorzeee! Ucichł jednak gdy wzrok jego padł na mój stanik, albowiem akurat byłam w trakcie osłuchiwania i bluzki się musiałam czasowo pozbyć. Nie powiem, dziwny uśmieszek i taksujące spojrzenia pana delikatnie mnie onieśmieliły. Lekarz, spokojnie niczym tybetański mnich, rzekł, że on ma jeszcze jednego pacjenta, może za 20 min, żegnam. Myślę sobie: hmm, spoko, ktoś wzywa karetkę, a ten: za 20 min. Ale dobra, ja się nie znam, może nic pilnego (choć podniecenie kierowcy wskazywało na co innego)
W czasie gdy pan kierowca otworzył drzwi, wzrokiem zdybała mnie starowinka, siedząca na korytarzu. Gdy tylko za kierowcą zamknęły się drzwi, piekielność nr II: wbiła ona! I dawaj w krzyk: jakże to tak! taka młoda i po lekarzach się szlaja! JAAA jestem naprawdę chora! Wychodź mnie stąd, taka młoda! I dalej w ten deseń. Chwyciła mnie za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę drzwi (a ja cały czas w staniku, spoczko). Na szczęście doktor, nadal spokojny jak głaz, spacyfikował panią słowami, że skoro się tak drze to chyba nic jej nie jest, po czym delikatnie wypchnął ją za drzwi, gdzie aż do mojego wyjścia dawała głośny upust swojemu niezadowoleniu.
Na koniec tej dziwacznej wizyty, zajęczałam doktorowi, że moja odporność słaba, żem ciągle chora, majątek rodzinny trwonię na chusteczki, oj jak boli, oj jak boli, co robić.
Doktor podrapał się w łysą głowę, spojrzał na mnie spod byka i zawyrokował: JABŁEK WIĘCEJ JEŚĆ!

Aha. :) Kupiłam kilogram w drodze powrotnej. :)

przychodnia prywatna

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 14 (60)

#60242

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w bloku, który wyposażony jest w Pana Wieśka - stróża, choć sam często mówi o sobie po prostu "cieć".
Pan Wisiek od czasów PRL-u chodzi od rana na bańce ALE jest typem wesołego pijaczka, który mimo gazu zawsze jest pomocny, do rany przyłóż i nie ma z nim żadnych problemów.
Pan Wiesiek lubi specyficzne drinki, np. Chateaux de jabol lubi zmieszać z "kapką rudej". Cały swój arsenał, a trochę tego ma, trzyma pod kluczem obok swojej kanciapki. Niestety komuś posmakowały nietypowe trunki pana Wieśka i co i rusz coś mu ginęło. (jakiś czas temu zgubił kluczyk) Pan Wiesiek-gołębie serce, do niedawna tylko załamywał ręce - Pani Kochana, toć ja bym poczęstował! Ale żeby tak cichcem wyjadać pod moją nieobecność?! Żadnego wstydu już w narodzie nie ma!

Niestety, ostatnio wyparowały nie tylko napoje, ale i butelki. A musicie wiedzieć, Drodzy Czytelnicy, że Pan Wiesiek butelki ma nie byle jakie! Od lat wiadomo jest powszechnie, że kto jaki alkohol z górnej półki wypije, ten ma zaraz truchcikiem Panu Wieśkowi butelkę oddać, a on już z niej użytek na przyszłe lata zrobi, wszystko dla ekologii oczywiście.
Kradzież butelek- tego już było Panu Wieśkowi za wiele i piekielność swoją postanowił okazać. I tak Pan Wiesiek "podrasował" trochę swoje drinki.

Czym - nie wiadomo. Wiadomo za to, kto był zuchwałym rabusiem - okazało się, że jest ich 4 i nie mają więcej niż po 17 lat. Drinki tak ich sponiewierały, że rodzice znaleźli ich rano, pod klatką, w stanie gorszym niż bywali bohaterowie filmu "Pod Mocnym Aniołem".

Oczywiście rodzice ruszyli do Pana Wieśka z planem zwykłego zaciukania go, ale ten odszczeknął, że jak wychowali małych złodziejaszków to teraz mają. Jednocześnie zapewnił dobrotliwie, że w butelkach nie było nic co teraz kwalifikowałoby chłopców do wycieczki do szpitala.

Na koniec zakrzyknął jeszcze groźnie: Bo pić to trzeba umić!!!
Od tamtej pory ewidencja składziku Pana Wieśka się zgadza.

blok klatka

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1357 (1391)

#59584

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia tak głupia, że aż nie wierzę, że mi się przytrafiła.

Wracam z nocnej zmiany w pracy i jak na człowieka wiecznie odchudzającego się przystało, odwiedziłam po drodze McDonald's.

Idę na przystanek, do autobusu jeszcze grubo ponad 10 minut... no cóż, czisburger nie dojedzie do domu :) Zainstalowałam się nieco dalej od przystanku, coby ludzi zapachem nie nęcić.
Wpierdzielam aż miło, a tu kręci się obok mnie dzieciaczek, ok. 4 latka, obok stoi mamuśka. Wtem matka rzecze do mnie nieco znudzonym tonem:
- PANI MU DA GRYZA, ON TAK LUBI.
.................

Zamarłam. Moją minę najlepiej oddaje ta emotka --> 0.o
Zacisnęłam chytrze swoje tłuściutkie paluszki na burgerze, wydukałam "nie" i nawiałam na drugi koniec przystanku.

Czy to jest normalna akacja, żeby prosić obcą osobę o to by dała gryza obcemu dziecku? Czy ja jestem jakaś dziwna? I najważniejsze: czy pójdę do piekła za niepodzielenie się? :)

przystanek

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1113 (1209)

#59110

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana mi przez koleżankę.
Przychodnia, parę osób czeka w kolejce przed gabinetem zabiegowym, w tym: facet ok. 30 lat, zupełnie zwyczajny na pierwszy rzut oka, oraz matka z ok. 5-letnim synkiem. Chłopiec nie robił awantury, ale ogólnie było widać, że nie jest zadowolony ze swojego położenia :) Trochę płakał, tulił się i pytał mamę w kółko czy będzie bolało, na co ona cierpliwie mu odpowiadała.
Trzydziestolatek wchodzi do gabinetu, zaraz wychodzi i nagle nachyla się nad małym i teatralnym szeptem mówi:

- Nie daj się nabrać, boli bardzo i długo.

Ludzi zatkało, matka zaczęła go wyzywać, dzieciak oczywiście w ciągu 3 sekund dostał ataku histerii. Facet się ulotnił.

Moja koleżanka była chyba 5 osobą po matce z chłopcem i jak wychodziła, matka nadal próbowała uspokoić dziecko.

Po prostu nie ma słów na takiego palanta.

przychodnia

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 732 (924)

#58908

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, zwana BUW-em.

Kto bywa lub chociaż słyszał, na pewno słyszał także o niecnym procederze, jakiego dopuszczają się studenci-chytruski. Mianowicie, chodzi o chowanie książek na regałach tylko sobie znanych, bynajmniej niekompatybilnych z numerami katalogowymi. Po co? Ano, niektóre książki cenne, mało ich, cały rok się na nie czai, to sobie schowam, przyjdę jeszcze jutro i będę miał pewność, że znajdę.

Ostatnio byłam świadkiem takiej właśnie akcji. Normalnie bym się raczej nie wyrywała, ale że akurat z pięciu potrzebnych książek znalazłam dwie (choć w katalogu figurowały jako dostępne), no i że facet kitrał książkę z mojej "branży"... zaatakowałam.

Atak polegał na zadaniu uprzejmego pytania "Co ty, ku**a, robisz?" i uwadze, że biblioteka to nie jego pokój, żeby mógł sobie robić w nim taki burdel jak mu się podoba. W sumie to bardziej niż na objechaniu go, zależało mi na zwróceniu uwagi pani bibliotekarki siedzącej nieopodal (nie usłyszała).
Koleś zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem zza okazałych okularów. Dla uplastycznienia opisu dodam, że był to przedstawiciel turbohipsterów, tzn. kujonki, rurki, pseudopunkowy plecak, odblaskowe skarpetki i czapka a'la kondom. Oto jaką przemową zostałam uraczona, cytuję z pamięci (a tak żałuję, że nie nagrałam!):

- Słuchaj no, wiesz ile osób będzie chciało dziś dostać tę książkę? Kilkaset. Że już o studentach z innych uczelni nie wspomnę. Jest tu rozprawa na jakieś 80 stron, której dziś nie mam czasu czytać, ale ogólnie to muszę, bo profesor, który to zadał w tańcu się nie pier**li. (???) Od tej oceny zależy moje zaliczenie, potem semestr, a w końcu dyplom. A wiesz jakie jest bezrobocie? Ilu z mojego rocznika znajdzie pracę w branży, zaraz po studiach? Paru, może kilkunastu, z czego połowa na gówno wartych stanowiskach, poniżej ich ambicji i marzeń. I wiesz co? Ja to serdecznie pier**lę. Nie chcę być jednym z tych zgorzkniałych fagasów, którzy przegrali życie, a z nerwów nie staje im już po czterdziestce. Mój stary-ekonomista nauczył mnie jednego-jak chcesz coś zawodowo osiągnąć to musisz rozpychać się łokciami i eliminować konkurencję już od samego początku. Dlatego nie pożyczam notatek, nie pomagam ściągać i chowam książki tutaj. Kapujesz już? Myśl o przy-szło-ści. Więc nie wyjeżdżaj mi tu z jakimiś moralnymi frazesami bo ja mam wszystkich gdzieś, łącznie z tobą, bo widzę, że uczymy się na tym samym kierunku. Si ju. Mała.

Gdyby nie to, że na pożegnanie uszczypnął mnie w nos, chyba stałabym tam do dziś.
Uprzedzając wątpliwości: koleś się nie zgrywał, mówił na sto procent poważnie.

Jak można to skomentować..?

Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego

Skomentuj (78) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 416 (706)

#58653

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzeczywistość mnie czasem przerasta. :)

Jestem sobie w hipermarkecie, konkretnie w przymierzalni z paroma ciuchami (ach, te t-shirty za 10 zł!) Napis przed wejściem do przymierzalni głosił, że nie można ze sobą wnosić koszyków z zakupami więc zostawiłam swój przed wejściem. Miałam w nim trampki, karton soku, skarpetki. Podkreślam, że byłam wciąż na terenie sklepu, tak więc produkty z koszyka siłą rzeczy były NIEZAPŁACONE. Para, która od paru minut deliberowała w przymierzalni obok wychodzi i słyszę:

-Tyyyy... zakupy czyjeś! Pa, same stoją!
-Ej... dawaj, podpier****my!
-Hahahaha, dobra, jak się jest debilem i się zostawia zakupy to potem trzeba płacić jeszcze raz! Szybko!

Wyjrzałam oniemiała z przymierzalni... Istotnie, państwo porwali wybrane przeze mnie wcześniej trampki, sok i skarpetki i szybkim truchcikiem oddalili się.

Wyszłam, z wciąż opadniętą szczęką, ponownie zapełniłam mój koszyk i poszłam do kasy.

Czy ktoś może mi to racjonalnie wyjaśnić?

hipermarket

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1268 (1306)