Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Librariana

Zamieszcza historie od: 10 marca 2017 - 20:37
Ostatnio: 4 marca 2024 - 14:14
  • Historii na głównej: 34 z 35
  • Punktów za historie: 4399
  • Komentarzy: 570
  • Punktów za komentarze: 4513
 

#91042

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Xynthii przypomniała mi, jak będąc młodym dziewczęciem kupowałam czasopisma typu "Filipinka" czy "Dziewczyna", ponieważ często trafiały się w nich gratisy - błyszczyki, torebki i takie tam.

Kiedyś koleżanka dała mi znać, że do któregoś tytułu dodają pięknie pachnący krem do rąk. Poleciałam do pobliskiego sklepu (zwanego szumnie "Delikatesami"), ale wskazane czasopismo było bez kremu i bez folii (gratisy najczęściej były zapakowane razem z gazetą w foliowe opakowanie). Gdy zapytałam o to ekspedientkę, odpowiedziała, że przecież nigdzie nie jest napisane, że tu ma być jakiś dodatek.

Dopiero w kiosku obok dostałam czasopismo z gratisem. Z ciekawości zaczęłam sprawdzać i szybko odkryłam, że jeśli na okładce nie było informacji o dodanym prezencie, to czasopisma trafiały na sklepową półkę bez niego.

gratis promocja

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (126)

#87653

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę o gościach, trochę o dzieciach...

Jestem w takim wieku, że większość moich znajomych ma kilkuletnie dzieci. Jeśli kogoś zapraszam na kawę/ciasto/pogaduchy, zrozumiałym jest, że przyjdzie z dziećmi. Kompletnie nie rozumiem natomiast, co mają w głowie znajomi, którzy doskonale wiedząc, że ja dzieci nie posiadam, przyprowadzają swoje bez żadnych zabawek. Przychodzi np. szwagier z żoną i dwulatkiem. Dzieciak po 15 minutach zaczyna marudzić (w sumie nic dziwnego), więc pytam:

- Macie coś, czym można go zająć?
- Eeee, no nie bardzo... A ty czegoś nie masz?
- No nie bardzo, mogę co najwyżej bajkę w TV włączyć.
- A nie, nie, bajek nie oglądamy...
I tak dzieciak jęczy przez kolejną godzinę, aż wykończeni rodzice poddają się i wychodzą.

Hitem są osoby, które domagają się przyniesienia mojego kota w charakterze zabawki (!!!) - nawiasem mówiąc kot boi się obcych i chowa się jak tylko ktoś wchodzi do mieszkania.

Z drugiej strony mam normalnych znajomych, którzy na wizytę przynoszą torbę/plecak, pełen zabawek, kredek czy książeczek.
I okazuje się, że można 2-3 godziny spokojnie porozmawiać, bo ich dziecko ma się czym zająć.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (171)

#90965

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nawiązując do lamentu na Paczkomaty - One Box to większe zło.
Automaty owszem, działają lepiej (choćby podświetlenie otwartej skrytki jest miłym udogodnieniem), ale w dużej mierze dlatego, że po prostu są nowsze. Na tym zalety się kończą.

Allegro nie kontroluje procesu doręczeń, ponieważ dostawy obsługuje DPD. Wszelkie reklamacje trzeba zgłaszać do nich (jako firma kurierska, obsługująca wiele innych podmiotów, mają raczej wywalone). Zdarza się, że paczka ni z tego ni z owego ląduje w magazynie i tam leży 2-3 dni. Tak po prostu.

Największą wadą jednak jest stawianie automatów w dziwnych miejscach. Na przykład na parkingu u jakiegoś typa. Typ ma wyłożony kostką placyk między blokami, taki na kilka aut. Dookoła trawniki i krzaki, jedyne podejście wiedzie przez wjazd na placyk, ale tam typ ma szlaban. Taki staroświecki, dwa słupki i metalowa poprzeczka.
Pół biedy, bo poprzeczkę można zdjąć i przejść, ale co jakiś czas typ zamyka ten szlaban na kłódkę. Wtedy kurier z paczkami nie podjedzie zbyt blisko i zastawia wąską, jednokierunkową uliczkę na kilka minut. Odebranie paczki też jest problematyczne, ponieważ z jednej strony szlabanu typ postawił kontener na śmieci, z drugiej rosną dość gęste krzaki. Jeśli ktoś jest młody i w miarę sprawny fizycznie, jakoś się przeciśnie.

Sprawa była zgłaszana do Allegro, wraz z dokumentacją fotograficzną, ale zero odzewu.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 72 (80)

#90889

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejny przykład zderzenia fajnego pomysłu z cebulackim podejściem niektórych ludzi.

W bibliotece można wypożyczyć serię "Czytam sobie". To książeczki do nauki samodzielnego czytania, z prostym tekstem i dużym drukiem. Na końcu każdej książeczki jest strona z naklejkami - to taka forma nagrody dla dziecka. Mimo, że książki są biblioteczne, naklejkę można sobie wziąć - chociaż wiadomo, że skorzysta z tego tylko kilka osób. I w niektórych egzemplarzach rzeczywiście jest kilka naklejek, kilku nie ma, czasem nie ma już ani jednej - to zrozumiałe. Niektórzy nawet pytają przy zwrocie, czy można sobie wziąć naklejkę.

Nie rozumiem natomiast tych, którzy wyrywają tę ostatnią kartkę z książki po to, żeby zabrać wszystkie naklejki. W kilkunastu książeczkach brakuje tej strony, jest ordynarnie wyrwana. Nawet nie bardzo mam możliwość sprawdzenia, kto to robi, ponieważ braki są w starszych egzemplarzach - teraz bawię się w detektywa i sprawdzam nowe książki z tej serii po każdym zwrocie.

Ale w ogóle co trzeba mieć w głowie, żeby niszczyć książkę z biblioteki dla sześciu naklejek? Już pomijam znikomy koszt kupienia dziecku całego zeszytu z nalepkami - czego uczy się dziecko od rodzica, widząc, że jak coś jest wspólne to można sobie przywłaszczyć albo zniszczyć?

biblioteka

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (169)

#90735

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno temu pracowałam w call center. Była to duża firma, zajmująca całe piętro budynku. Na dole mieścił się sklep (okna czy meble, w każdym razie niezbyt oblegany).

Problemem były wyjścia na papierosa. Przerwy były pięciominutowe co godzinę. Aby wyjść zapalić, należało: otworzyć kartą drzwi do firmy, zejść na parter, wyjść z budynku, następnie obejść go z zewnątrz, ponieważ taras dla palących znajdował się po drugiej stronie. Po wejściu na taras na poziomie pierwszego piętra można było legalnie palić. Potem oczywiście powrót tą samą drogą. Palenie przed lub obok budynku było surowo zabronione, ochroniarz sklepu bardzo tego pilnował i można było za to stracić premię.

Wycieczki na fajkę często trwały dłużej niż przepisowe 5 minut i było to tematem licznych dyskusji między kierownikami, a pracownikami - szczególnie, że kierownicy wychodzący na papierosa też rozumieli problem.

A teraz weźmy pod uwagę jeden ważny fakt - otóż po 17.00, gdy sklep na dole się zamykał, zamykano również główne wejście. Wtedy używano bocznych drzwi, które wychodziły dokładnie na taras dla palaczy. Te drzwi również działały na karty pracowników (ale dopiero po 17.00, wcześniej były zablokowane) i nie istniał żaden logiczny argument, dla którego palacze nie mogli korzystać z bocznego wejścia. Szefostwo tłumaczyło, że "nie mielibyśmy kontroli nad tym, kto wchodzi" - idąc tym tokiem rozumowania nie mieli kontroli również po 17.00, ale nad wejściem był monitoring.

Poza tym, głównym wejściem też wychodził i wchodził co godzinę tłum ludzi, a kartę skanował najczęściej tylko pierwszy wchodzący.

palacze

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (131)

#90607

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak mi się skojarzyło z historią z Lidla.
Trafiłam swego czasu na jakieś super ekologiczne fancy jajka w Kauflandzie, przecenione znacznie ze względu na zbliżający się termin ważności.

Przy kasie samoobsługowej skanuję kod i widzę, że wyświetla się regularna cena. Nic to, idę do pani, która ze swojego komputera zawiaduje kasami. Proszę o usunięcie ostatniej pozycji, bo cena nie taka, jak na opakowaniu. Pani mówi, że trzeba dokładnie zeskanować tę naklejkę z niższą ceną. Znów zbliżam do czytnika, pik, wyższa cena. Nawiązuję kontakt wzrokowy z panią od kas, ona kiwa głową, próbujemy kolejny raz... Znów stara cena i w końcu pani podchodzi i mówi "Bo tu trzeba wszystkie inne kody dokładnie zasłonić" - zasłania dłońmi kody z obu stron opakowania, w końcu udaje się wbić jajka z przeceną.

I tak sobie myślę, ilu ludzi tak się nabiera? Mało kto śledzi uważnie każdy zeskanowany produkt. Jeśli nie korzysta się z kas samoobsługowych, kasjerki nabijają kolejne rzeczy z prędkością światła, a klient łapie i pakuje, więc ewentualne niezgodności wyjdą dopiero po uważnym przestudiowaniu paragonu.

Niby drobiazg, ale uczciwie byłoby zakleić albo chociaż przekreślić kod ze starą ceną.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 88 (96)

#90098

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mniej więcej rok temu założono nam w bloku nowe domofony - otwierane kodem lub magnetycznym breloczkiem, więc tak jakby luksusowo.

Ostatnio napadało śniegu, w związku z czym osiedlowe gnojki znalazły sobie zabawę - rzucanie śnieżkami w wejście do klatek, ze szczególnym uwzględnieniem właśnie panelu domofonu. Już kilka razy wcześniej zauważyłam ślady po śniegu na ścianie klatki, ale za każdym razem widać, że ewidentnie głównym celem jest właśnie domofon. Kilka dni temu przestał reagować na wpisywanie kodu, po wyschnięciu zaczął z powrotem działać, pytanie, na jak długo.

Nie mam pomysłu co z tym zrobić, bo nigdy nie widziałam kto się w taki mądry sposób zabawia.

osiedle

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (142)

#89784

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bookcrossing. Szlachetny pomysł, który zderza się z cebulacką rzeczywistością. Mamy w bibliotekach regały z książkami, przeznaczonymi do wymiany. Często ludzie przynoszą całe reklamówki książek. Są tacy, którzy szperają w tych zbiorach, bo lubią stare książki, ale są też handlarze. Nie raz miałyśmy nieprzyjemne sytuacje, tłumacząc dlaczego książki po dziadku, które ktoś przyniósł do biblioteki, są sprzedawane na targu staroci albo w antykwariacie.

Jest taki jeden, wyjątkowo bezczelny handlarz, który przychodzi tylko po książki z bookcrossingu i zgarnia wszystko jak leci. Kilka razy zwróciłyśmy mu uwagę na ideę bookcrossingu, powiesiłyśmy też kartkę z definicją tego słowa obok regału.
Ostatnio jednak przeszedł sam siebie. Jako pracownicy zawsze przychodzimy wcześniej, żeby włączyć komputery, zmienić buty i zrobić sobie kawę. Widząc nas przy wejściu, facet stanął obok i próbował wejść z nami. Grzecznie tłumaczymy, że otwieramy za 20 minut, a ten się dalej pcha, bo "chce książki zobaczyć". W końcu został na zewnątrz, a że drzwi przeszklone to się przykleił jak glonojad, próbując dojrzeć półkę z bookcrossingiem.
Kilka dni później przyszła wiadomość od dyrekcji, że ktoś złożył skargę, że go nie wpuściłyśmy do biblioteki. Nawet nie musiałyśmy się zastanawiać, kto to był :)

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (161)

#89586

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miał być komentarz, ale moje perypetie z ostatnim wynajmowanym mieszkaniem nadają się na kilka osobnych historii.

Trafił mi się Janusz, który zrobił z kawalerki 2 pokoje, kuchnię natomiast przeniósł do łazienki. Była to łazienka bardzo duża i po zaaranżowaniu kuchni, nową mini-łazienkę wygrodził ścianą na końcu pomieszczenia, więc na szczęście nie było sedesu przy kuchence. Właściwie odkryłam te budowlane innowacje dopiero po przeprowadzce, kiedy w kącie "pokoju" znalazłam rurę odpływową, a gniazdka elektryczne były w połowie ściany, a nie przy podłodze.

Przy wyprowadzce żona Janusza miała pretensje, że na fugach w "kuchni" robi się grzyb i to nasza wina. Nie dało się jej wyjaśnić, że pomieszczenie, zaplanowane jako łazienka nie ma takiej wentylacji, jaka jest potrzebna w kuchni i grzyb, mimo regularnego sprzątania i wietrzenia może się pojawiać.

Drugi problem pojawił się ze sprzątaniem - wynajęliśmy mieszkanie po dwóch studentkach - kiedy otworzyłam kuchenne szafki, znalazłam tam okruchy, rozsypane przyprawy (aż dziw, że nie zalęgły się żadne robale, bo mieszkanie 2 miesiące stało puste). W piekarniku był stary papier do pieczenia z resztkami. Ja wysprzątałam całe mieszkanie, w tym kuchnię przy wyprowadzce, udało mi się nawet odczyścić emaliowany zlew z pomarańczowego nalotu do śnieżnej bieli.

Żona Janusza nie doceniła jednak, że de facto odebrała mieszkanie w lepszym stanie, niż wynajęła, miała natomiast pretensje o przestawienie mebli - mieszkanie było urządzone dla dwóch osobnych lokatorów, my ustawiliśmy konfigurację salon-sypialnia. Takie ustawienie bardzo spodobało się kolejnemu najemcy (samotny pan), który przy oglądaniu mówił, że fajny ten układ i dopytywał czy meble są nasze (bo niektóre były). Po marudzeniu żony właściciela (wydaje mi się, że wszystkie jej rzekome problemy były próbą wyłudzenia kaucji) przywróciliśmy układ do pierwotnego stanu, po czym nowy najemca zażądał poprzedniego ustawienia, bo przecież mu odpowiadało. Okazało się, że Januszowa musiała zrobić to sama, bo męża akurat nie było, a najemca się wkurzył, bo przecież mówił, że chce poprzedni układ mieszkania.

Jakoś mi jej nie żal.

wynajem

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 183 (197)

#89490

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do historii #89483.

Kiedyś pracowałam w biurze operatora telekomunikacyjnego, w obsłudze firm. Nasza siedziba była w niepozornym, jednopiętrowym budynku. Ponieważ było to wyłącznie biuro dla konsultantów i handlowców, nie było szyldu ani żadnych drogowskazów, jedynie podpis obok guzika na domofonie.

Nie przyjmowaliśmy tam klientów. W internecie na stronie operatora były podane adresy punktów obsługi klienta w mieście. Nasz tam nie figurował. A i tak przynajmniej raz w tygodniu przychodzili ludzie, bo chcieli załatwić sprawę telefonu/internetu. Do biura wchodziło się przez przeszklone drzwi, otwierane za pomocą kart magnetycznych. Dobijali się, szarpali za klamkę i machali do przechodzących korytarzem pracowników. Na pytanie dlaczego przyszli pod ten adres nie potrafili odpowiedzieć, natomiast byli oburzeni, że nie załatwimy ich sprawy.

Później okazało się, że na stronie operatora, gdzieś w czeluściach strony można było ten adres znaleźć. Chociaż trzeba było się naprawdę postarać i naklikać, a adresy właściwych punktów dla klientów były niemalże na stronie głównej.

W końcu szef postawił w korytarzu przy wejściu telefon, z którego można było się połączyć z infolinią.

biuro

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (142)