Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Marljena2

Zamieszcza historie od: 25 kwietnia 2016 - 19:17
Ostatnio: 12 grudnia 2020 - 21:12
  • Historii na głównej: 6 z 6
  • Punktów za historie: 1296
  • Komentarzy: 29
  • Punktów za komentarze: 162
 

#72697

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w bloku z płyty, na 4 piętrze. Budynek jest 10-piętrowy, a co za tym idzie, wyposażony w windę.
Większość moich sąsiadów to ludzie starsi, schorowani, którym ciężko wchodzić po schodach. Ja zazwyczaj jednak wybieram schody, zawsze to jakieś ćwiczenie. Przez ostatni miesiąc notorycznie mamy problem windą, która przywołana na parter nie przyjeżdża. Pytanie brzmi: dlaczego?

Otóż małżeństwo mieszkające nade mną blokuje drzwi do windy na swoim piętrze drewnianym kołkiem. Dopiero po wejściu na 5 piętro można wyciągnąć kołek, a czekający na dole sąsiedzi mogą wjechać na górę do swoich mieszkań. Kilkakrotnie już zabieraliśmy im ten kołek i wyrzucaliśmy do śmieci, jednak zawsze pojawia się nowy. Ostatnio, gdy wspięłam się na górę, by odblokować windę, wyszedł z mieszkania Pan Sąsiad i wywiązała się taka dyskusja:

[S]ąsiad: Co pani robi? Zostawi pani te drzwi!
[J]a: Ludzie na dole czekają, chcą wjechać na górę. Starsi są, nie wejdą po schodach.
S: Ale winda ma być na naszym piętrze!
J: Winda jest wspólna dla wszystkich, wszyscy płacimy za jej eksploatację i każdy ma prawo z niej korzystać.
S: Nie macie dla nas zrozumienia! Żona jest w ciąży, jak zacznie rodzić, to nie będzie czasu na wołanie windy!

Takiego argumentu się nie spodziewałam. Owszem, widziałam tę kobietę z brzuszkiem, jakiś 6-7 miesiąc. I tak oto emeryci mają wchodzić na górę po schodach, bo jaśnie państwo przywłaszczyło sobie windę. Żadne argumenty do nich nie przemawiają...

sąsiedzi

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (202)

#81545

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jechałam samochodem - droga po jednym pasie w każdym kierunku, pasy oddzielone podwójną ciągłą. Zbliżałam się do wysepki i przejścia dla pieszych gdy samochód przede mną zasygnalizował skręt w prawo. Zwolniłam i cierpliwie czekam aż wykona manewr, po czym przyspieszam. I nagle widzę, jak z lewej strony wyprzedza mnie ktoś, zajeżdżając mi drogę centralnie na przejściu dla pieszych. Kierowca ostro zahamował, ja również. Zauważyłam wtedy, że nie działają mu światła stopu. Dojeżdżamy do świateł, po czym za światłami na dwupasmówce wyprzedzam rajdowca i jadę dalej. Niemal od razu kierowca wyprzedził mnie znów zajeżdżając drogę i hamując w ostatniej chwili. Taki manewr wykonał jeszcze 3 razy na odcinku 500 metrów.

Po zaparkowaniu w miejscu docelowym zobaczyłam kierowcę, który zaparkował tuż obok mnie. Wysiadając z samochodu powiedziałam mu, że światła stopu mu nie działają. Jego odpowiedź: A SPI#$%%^J.

A byłam taka uprzejma :)

nasze polskie drogi

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 93 (125)

#77218

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracałam z odwiedzin u rodziców, którzy mieszkają za miastem. Mój rodzinny dom znajduje się w terenie niezabudowanym, nie doczekał się też oświetlenia w postaci latarni. Tutaj przypominam, że od paru lat mamy obowiązek noszenia odblasków w terenie niezabudowanym po zmierzchu. Pada deszcz, jest już ciemno, a od kałuż na drodze odbijają się światła samochodów jadących z naprzeciwka. Nienawidzę jeździć w taką pogodę - już chyba wolę śnieżycę - więc jadę dość wolno.

Przejechałam może kilometr, kiedy zobaczyłam ICH. W ostatniej chwili. Na skraju jezdni szła kobieta, a obok niej, już poboczem, dziecko, na oko 5-6 lat. Nie dość, że szli nie tą stroną jezdni, którą powinni, to jeszcze nie mieli żadnych odblasków, oboje ubrani w ubrania w ciemnych kolorach. Przed kobietą wyhamowałam, po czym zjechałam na pobocze, wysiadłam z auta i zwróciłam kobitce uwagę, że mogła wpaść pod samochód, a poza tym uczy małe dziecko równie niedobrych postępowań. Kobieta popatrzyła na mnie jak na wariatkę, po czym stwierdziła że przecież zdążyłam się zatrzymać i nie wie o co mi chodzi... a odblaski są przecież dla lamusów i ona tego nosić nie będzie.

OK - ja zdążyłam. Bo jechałam wolno, uważnie rozglądając się na boki. Jednak tą drogą jeżdżą różni ludzie, z różną prędkością. Mieszkałam tam przez sporo lat i widziałam wiele sytuacji. Niejeden kierowca na tej drodze już wleciał do rowu czy potrącił kogoś.

Powiedzcie mi teraz: czy serio fakt, że życie ludzkie jest dla mnie bardzo ważne i nie chciałabym się przyczynić do odebrania go komuś, świadczy od razu, że jestem nienormalna? Jeżeli tak - dobrowolnie oddam się w ręce najbliższego szpitala psychiatrycznego.

droga za miastem

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 218 (236)

#77060

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracodawcy...

Chciałam zmienić pracę. Znalazłam ogłoszenie- poszukiwano specjalistów ze znajomością jednego języka obcego spośród ośmiu wymienionych. Ja z wymienionych języków znam dwa, jednak żaden z nich nie jest językiem angielskim. Przyznam się szczerze, że z angielskiego jestem zielona. Dogadam się, jednak sprawia mi on problemy, mimo że staram się w wolnych chwilach powtarzać sobie zarówno słówka jak i struktury gramatyczne.

Wpisałam w CV bardzo dobrą znajomość dwóch niszowych języków oraz podstawowy angielski. Po kilku dniach zadzwoniła do mnie pani [R]ekrutująca i wywiązała się taka rozmowa:
R: Pani Marljeno, rozumiem że zna pani język A i język B na poziomie bardzo dobrym?
J: Tak dokładnie.
R: A jak u pani z językiem angielskim?
J: Niestety nie jest to język w którym porozumiewam się płynnie, brakuje mi słówek, doszkalam się jednak nie ukrywam że język angielski nie jest moją mocną stroną.
R: Rozumiem, cieszę się że jest pani ze mną szczera. Na szczęście zna pani inne języki które nas interesują. Czy mogłaby pani przybyć zatem do naszej siedziby pod adresem takim i owakim jutro o godzinie dziesiątej?

Zgodziłam się na przyjście i na drugi dzień pojechałam do firmy na rozmowę. Trwała ona 1,5 godziny i składała się z wielu etapów. Pierwszy z nich był ogólną rozmową z miłym panem koło pięćdziesiątki, który mówił na czym polega praca, jakie są firmowe priorytety oraz omówił ze mną szczegóły ewentualnego zatrudnienia. Drugi etap rozmowy odbywał się w towarzystwie dwóch pań które sprawdzały moją znajomość języka A- słuchanie, pisanie, mówienie. Trzeci etap był taki sam jak drugi, tym razem z językiem B. Następnie przeszliśmy do etapu czwartego- sprawdzenie znajomości języka angielskiego. Tutaj mnie zatkało, gdyż zarówno w CV, jak i podczas telefonicznej rozmowy nie ukrywałam, że angielski jest moją najsłabszą stroną. Poległam kompletnie na tym etapie, następny etap był przeprowadzony bardzo pobieżnie. Wiedziałam już, że pracy nie dostanę. Pan prowadzący rozmowę jednak był miły, pożegnał się ze mną i podziękował za przybycie. Obiecał także odzew bez względu na wynik rekrutacji.

Przedwczoraj odebrałam telefon od rozżalonej pani rekrutującej, bardzo niezadowolonej z faktu że firma straciła na mnie dwie godziny, podczas gdy nawet nie wspomniałam, że nie mówię biegle po angielsku. Ja chyba śnię...

rozmowa kwalifikacyjna

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 327 (335)

#76977

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o psie ogrodnika.

Jakieś 6 lat temu poznałam faceta. Na potrzeby historii nazwijmy go Andrzej. Za kilka miesięcy miał skończyć 30 lat, po dwóch kierunkach studiów, ogarnięty, a jedyne czego mu brakowało do szczęścia to kobieta. Sztywny był bardzo, pożartować nie było można, na piwo wyjść również nie, bo kto to widział żeby kobieta alkohol spożywała? Ja jako młode dziewczę nie miałam ochoty specjalnie rezygnować ze swojego życia, jednak Andrzej miał w sobie jakąś charyzmę oraz miał dużo ciekawego do powiedzenia. Spotykaliśmy się więc od czasu do czasu jako znajomi.

Andrzej w końcu zaproponował randkę. Jedną, potem drugą, trzecią... Nim się obejrzałam, zostaliśmy parą. Jednak postanowiłam nie rezygnować z życia studenckiego. Dosłownie raz na 4-5 miesięcy wychodziłam ze swoimi znajomymi na piwo (nie jestem raczej typem weekendowej imprezowiczki), i taka też okazja trafiła się podczas mojego krótkiego związku z Andrzejem. On tego nie zniósł, krzyczał, że nie pozwala mi na takie wyjścia, bo browary pije tylko patologia, która się nie szanuje, i nie- nieważne że wróciłam do domu po wypiciu dwóch małych piw, całkowicie przytomna i wyglądająca jak człowiek. Nie i już. Usłyszałam tylko że pewnie miało mnie wielu facetów tej nocy i jak bardzo się pomylił co do mnie... oczywiście to był koniec naszego związku.

Nie płakałam specjalnie za Andrzejem, ciesząc się urokami życia singielki. Dopiero po roku poznałam swojego obecnego narzeczonego. Planujemy ślub i nikt nie urządza nikomu dzikich scen zazdrości. No, prawie nikt. Jakiś czas temu Andrzej zaczął do mnie wydzwaniać. Wypisuje SMS-y, w których prosi, żebym do niego wróciła. Dzwoni po nocach, nagabuje. Prosi o spotkanie i jeszcze jedną szansę. Na moje stwierdzenie, że dwa razy do tej samej rzeki nie wchodzę, a poza tym planuję ślub z kimś innym, wpadł w szał. Krzyczał, że nie mogę wyjść za nikogo innego, że należę do niego, że mnie kocha (?) i że kupił mi już pierścionek, który czeka na mnie już prawie 6 lat, po tym jak go zostawiłam... Boję się tylko że zdobędzie mój adres i zacznie mnie nachodzić...

Ma ktoś sposób na takiego psychopatę?

miłość_związki_relacje_damsko_męskie

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (232)

#73049

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z sąsiadami w roli głównej.

Winda jak była blokowana tak i dalej jest- na nic skargi i upomnienia. Sąsiad wie lepiej. Kiedy mogę, odblokowuję windę i pomagam sąsiadom dojechać na ich piętra. Jednak dziś opowiem o kolejnym wybryku przyszłego świeżo upieczonego tatusia, który tak mocno przejmuje się swoją rolą.

Parking pod moim blokiem jest dość niewielki w porównaniu do liczby samochodów mieszkańców i potencjalnych gości. Pracuję w standardowych godzinach (od 8 do 16) i gdy przyjeżdżam, na parkingu jest jeszcze mnóstwo miejsc- więc szukam miejsca blisko klatki. Sąsiad z góry pracuje natomiast w różnych godzinach- czasem jest w domu wcześniej ode mnie, a czasem późno w nocy. Wczoraj, gdy już położyłam się spać (było około godziny 23) usłyszałam dzwonek do drzwi, następnie głośne walenie i krzyki, których nie powstydziłaby się osiedlowa banda Sebixów. Z duszą na ramieniu wstałam, chwyciłam telefon i przy akompaniamencie okrzyków w stylu: "Otwieraj, ty głupia z**ro" zajrzałam przed judasza i zobaczyłam mojego "ulubionego" sąsiada. Uchyliłam drzwi i rozpoczęła się taka dyskusja pomiędzy [M]ną a moim [S]ąsiadem:
S: Zabieraj swojego grata z MOJEGO miejsca!
M: Miejsca nie są przypisane do mieszkań i o ile mi wiadomo, każdy może parkować tam, gdzie akurat jest wolne miejsce.
S: A mnie to nie obchodzi, zawsze tam parkowałem! (jak Boga kocham, mieszkam tu od 3 lat i raptem kilka razy widziałam, żeby tam parkował)
M: Miejsce jak każde inne, szukaj sobie innego jelenia który ci miejsce zwolni.
S: Jeszcze tego pożałujesz! Wiesz że żona może rodzić, muszę mieć samochód blisko!
M: Tak, wiem. Ale krzykiem nie wywołasz zrozumienia, a wręcz przeciwnie. Naucz się kultury, wtedy możemy rozmawiać.

Zamknęłam drzwi. Dobijał się jeszcze dobre 5 minut, wyzywając mnie od pań lekkich obyczajów, aż zagroziłam wezwaniem policji. Mam nagranie jak dobija się do mnie, jednak nie widać twarzy- zostało to nagrane tylko na dyktafon. Mam nadzieję, że uda mi się zebrać jeszcze kilka dowodów na to, że jest nieobliczalny.Aż zaczynam współczuć żonie i temu jeszcze nienarodzonemu dziecku.
Rano byłam szczerze zdziwiona, gdy zobaczyłam że mój samochód ma całe opony i ani jednej ryski...

Sąsiedzi

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 305 (317)

1