Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Masky

Zamieszcza historie od: 25 lutego 2015 - 20:56
Ostatnio: 21 grudnia 2021 - 7:55
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 878
  • Komentarzy: 13
  • Punktów za komentarze: 117
 

#82705

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak to mawiają, samochód łatwiej kupić, gorzej sprzedać. I tak się złożyło, że luby wymienił samochód na nowy, więc starego wypadałoby się pozbyć. I tutaj zaczyna się piekielność historii.

Cena nie była duża - bo około 5 100 za bardzo zadbany samochód w unikatowym kolorze. Oczywiście nie zliczę ile razy dzwoniono do nas, marnowano czas pytaniami, aby potem zakończyć rozmowę słowami "dobrze, to zadzwonię później" - czego rzecz jasna potem nie robili, nie racząc nawet odpowiedzieć na sms-y.

Któregoś dnia napisał do lubego pewien zainteresowany, a w treści wiadomości było tylko "4000". Na wiadomość, że cena podlega niewielkiej negocjacji i cztery tysiące to zdecydowanie za mało, został zwyzywany od chamów i oszustów. Cóż.

Dzwoni telefon - facet jest zainteresowany kupnem samochodu. Prosi o dokładny adres, przyjedzie obejrzeć. Nie przyjechał, a nadzwonił się do nas sporo razy, co chwilę przypominając sobie, że a w sumie miał zapytać o to i tamto... Więc po prostu pozawracał nam dupę, a ostatecznie i tak nawet się nie zjawił.

Ale i tak najlepsze przed nami.

Wyobraźcie sobie - sobota, pogoda nieciekawa, zimno, deszcz leje, godzina 19:45. Facet dzwoni i mówi, że przejeżdżał koło samochodu i za 4 500 może go kupić od ręki. My, chcąc się go już po prostu pozbyć, zgadzamy się na cenę, koleś mówi, że za pół godziny będzie, bo wrócił już do domu, ale skoro nam oferta odpowiada, to wróci po samochód z gotówką w portfelu.

Byliśmy wtedy w trakcie gotowania kolacji, a miejscowość w której stoi samochód znajduje się 60 km od miejsca naszego zamieszkania. Wiec rzucamy wszystko, ubieramy się i hajda na miejsce. Czekaliśmy godzinę, na darmo. Zainteresowany nie miał nawet chęci odebrać od nas telefonu.


Cóż, pozostaje tylko czekać na cud, bo w takim tempie, to my zdążymy się wszyscy zestarzeć, a samochód zapuścić korzenie.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (132)
zarchiwizowany

#68415

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zaczął się rok szkolny, a co za tym idzie przyszedł czas na piekielne palenie papierosów w toaletach, szatniach i za budynkiem szkoły.

O tym, że w gimnazjum króluje moda na ''puszczanie dymków'', chyba nikogo przekonywać nie trzeba. Nawet starsi czytelnicy na pewno nie raz widzieli za przeproszeniem gównarzy który z paczką fajek paradowali po ulicy z dumą jakby co najmniej wygrali złoty medal w jakiejś dziedzinie. Ale to nie mi oceniać to, czy ktoś ma życzenie psuć sobie zdrowie czy nie, bowiem szczerze nie interesuje mnie to.

Interesuje mnie za to fakt jak odnosi się do tego grono pedagogiczne. W naszej szkole (pewnie nie tylko) ciągle trąbi się o tym, jakie to palenie jest złe i jakie surowe konsekwencje będą wyciągać gdy poczują od kogoś ten charakterystyczny zapach papierosowego dymu. Postawę mają iście godną naśladowania, ale jak to wygląda naprawdę to widocznie już nikogo nie interesuje. Ważne żeby sprawiać pozory.

Skąd ten wniosek?
Ano stąd, że przychodzi sobie taki jeden z drugim spóźniony na lekcje, na całą klasę śmierdzi papierochami. Co robi nauczycielka? Bierze jednego z nich, wącha mu bluzę po czym głosem jakby właśnie odkryła Atlantydę mówi ''paliłeś''. Co dalej? Odsyła go do ławki. I tyle w temacie. Ani telefonu do rodziców, ani uwagi, ani nawet jakiegokolwiek wywodu o tym jak to palenie jest ble. Nic. Zero odzewu.

Sytuacja numer dwa: (Elektryczne) Papierosiki bez skrępowania palone na korytarzu. Nauczyciel to widzi? Widzi, ale czy reaguje? No niestety już nie. I nie jest to wcale odosobniony przypadek jakiegoś pedagoga, który chciał się podlizać uczniom i nie zwraca uwagi na takie rzeczy. To się dzieje nagminnie u każdego nauczyciela (no może nie koniecznie każdego, ale u przeważającej większości).

Jeżeli więc tak ma wyglądać zwalczanie palenia w szkole, to ja się poddaje. O ile nie wyciąga się konsekwencji z powodu takich ''wyczynów'', to równie dobrze można tłumaczyć trawie żeby przestała być zielona.

szkoła

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 17 (195)

#65123

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na wstępie wypadałoby powiedzieć, że skrót pomiędzy moją szkołą a domem prowadzi przez targowisko. Zazwyczaj wracam dość późno z owej placówki, dlatego przechodzę właściwie pomiędzy zamkniętymi sklepami i pustymi miejscami handlowymi.
Dziś jednak było inaczej. Jako że kilka nauczycielek wybyło na wycieczkę szkolną, skończyłam 3 godziny wcześniej.
I tutaj zaczyna się właśnie piekielność tejże historii.

Idę sobie spokojnym krokiem, mijam ludzi - tłoku nie było, bo to w końcu nie lato, a dziś pogoda też przyjemnością nie raczyła, choć nie była najgorsza. Kiedy mijałam jeden z tutejszych sklepów, zza rogu wybiegła dwójka chłopaków. Na moje oko na pewno nie byli starsi niż przeciętny uczeń drugiej klasy gimnazjum.
Podbiegli do stoiska pewnej starszej kobiety, wyrwali jej ze stolika 4 skrzyneczki z pieczarkami i niczym gepardy ruszyły dzikim pędem przed siebie.
Oczywiście sprzedawczyni coś za nimi krzyczała, dwie osoby zerwały się w pogoń za złodziejaszkami (ja byłam zbyt daleko aby się podjąć próby ratowania grzybów).

I wiecie po co ograbili tą kobietę? Tylko po to, aby śmiejąc się na cały głos rozsypać pieczarki na ulicy [i przy okazji kilkanaście podeptać], rzucić koszykami gdzieś w kąt i uciec.
Ja mogłam jedynie pomóc starszej pani w zbieraniu nienaruszonego towaru...

Skąd się biorą takie piekielne pustostany umysłowe?

targowisko w małym mieście

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 637 (671)

1