Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Mikidz

Zamieszcza historie od: 11 lutego 2014 - 23:07
Ostatnio: 21 lutego 2017 - 20:46
  • Historii na głównej: 5 z 5
  • Punktów za historie: 2062
  • Komentarzy: 74
  • Punktów za komentarze: 381
 

#68133

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po części ja byłem piekielny i się do tego przyznaję.

Jechałem sobie ostatnio busem przez pewną miejscowość, nie była to wioska z 2 domami na krzyż, ale taka z ok. dwoma tysiącami mieszkańców, w niej kilkanaście skrzyżowań itd. Bus nie duży, dostawczy, tylko VW Transporter, ale z przyciemnianymi szybami, więc siłą rzeczy samochody jadące za mną mają ograniczoną widoczność do przodu.

Przede mną jechał samochód, ja jechałem jakieś 10-20 metrów za nim, ok. 55 km/h (tak wiem, ograniczenie w terenie zabudowanym jest do 50), za mną jechały 3-4 samochody. Samochód który jechał przede mną włączył lewy kierunkowskaz, ale nie zaczął jeszcze hamować (to i ja nie zacząłem, bo po co), domyśliłem się, że za chwilę będzie skręcał w lewo (brawo dla niego, że nie jest typem kierowcy 'najpierw hamuję i skręcam, a dopiero potem kierunkowskaz... przecież ja wiem gdzie jadę')

Co robi kierowca jadący za mną? Zaczyna wyprzedzać samochody jadące i tak szybciej, niż pozwalają przepisy... na podwójnej ciągłej, 100m od skrzyżowania z przejściami dla pieszych.

No cóż, zajechałem mu lekko drogę. Nie wpychałem go 'do rowu', tylko wyjechałem ok. 1m 'jednym kołem' na przeciwny pas, jeszcze zanim wyprzedzający zdążył się ze mną zrównać. Po prostu jak on zaczął wyjeżdżać na przeciwny pas, to ja zrobiłem to samo. Oczywiście trąbił na mnie i się pieklił, no ale sorry...

Czemu to zrobiłem? Pomijam już fakt przejść dla pieszych i prędkości, którą i tak przekraczałem. Jeżeli ja jechałem 55km/h, to on pewnie mnie wyprzedzając jechałby 70-80, jak nie więcej, w dodatku nie widząc pieszego wchodzącego na przejście... chyba każdy wie jakie szanse miałby pieszy w tym starciu.

Dodatkowo na początku tegorocznych wakacji był wypadek w mojej okolicy, gdzie zginął facet skręcający na skrzyżowaniu w lewo, czyli sytuacja identyczna do tej, którą opisałem.

Zginął na miejscu dlatego, że jakiś buc wyprzedzał rząd aut na podwójnej ciągłej przed skrzyżowaniem i nie zauważył (bo i nie mógł tego widzieć), że ktoś z przodu ma zamiar skręcać. Kierowca jadący prawidłowo zginął na miejscu (nie pamiętam czy jego pasażer też zginął, czy trafił do szpitala), 2 dzieci tego który wyprzedzał trafiło do szpitala (nie wiem czy coś poważnego, czy po prostu profilaktycznie). Akurat stałem w korku na objazdach przez 2 godziny i mocno trąbili o tym w radiu, stąd słuchałem z zainteresowaniem co się stało.

Jakim idiotą bez wyobraźni trzeba być, żeby takie rzeczy robić?

Nawet jak bym jechał osobówką, gdzie wyprzedzający miałby trochę większe pole widzenia, to sądzę że i tak skończyłoby się przynajmniej na napędzeniu stracha skręcającemu kierowcy, a mogłoby się skończyć dużo gorzej.

Także mała prośba do kierowców i pasażerów. Jak jest podwójna ciągła w terenie zabudowanym, gdzie jest sporo skrzyżowań, to pomyślcie może, że po coś te linie tam są?
Wiem, że często i gęsto oznakowanie w naszym kraju jest kompletnie bez sensu, ale akurat podwójna ciągła w takich miejscach jest chyba jednym z ważniejszych oznaczeń, których bezwzględnie trzeba przestrzegać.

Wiem, że byłem piekielny, bo chamsko zajechałem drogę, sam złamałem przy tym przepisy (np. nie miałem prawa przekraczać linii ciągłej), ale usprawiedliwiam się tym, że nie zrobiłem tego z buractwa 'co mnie będzie pajac wyprzedzał', tylko widząc co się dzieje, zareagowałem najlepiej jak w tej sytuacji mogłem.

samochód

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 369 (443)

#68014

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś pracowałem w banku i niestety na początku kariery miałem, moim zdaniem, najbardziej niewdzięczną pracę w tej branży, czyli obsługa klientów detalicznych z funkcją kasową. Na szczęście nie trwało to długo, bo potem zająłem się obsługą klientów firmówych/instytucjonalnych, jak zwał, tak zwał. Aczkolwiek trochę piekielności na 'detalu' przeżyłem.
Dzisiaj może nie napiszę tyle o piekielności, co o podejściu do życia przez niektórych ludzi i instytucji do tych ludzi.

Klientką naszego banku była Pani, która co miesiąc otrzymywała przelew na konto z MOPS. Klientka miała ograniczenie na koncie, że nie mogła wypłacić dziennie więcej niż 200-300zł, nie pamiętam dokładnie. Jeżeli chciała wypłacić więcej, musiała być w asyście swojego, nie wiem, opiekuna z MOPS? Nie wiem jak się taka osoba fachowo nazywa, aczkolwiek musi dopilnować na co klientka przeznaczy pieniądze.

Klientka nie pracuje, nawet otwarcie deklaruje, że nie będzie pracować. Ma 3 dzieci w wieku szkolnym (czyli praktycznie od rana, do popołudnia ich nie ma w domu, więc ma 'czas wolny'). Co robi w tym czasie jak dzieciaki są w szkole? Nie wnikam, aczkolwiek alkoholu raczej nie nadużywa, bo nigdy jej pijanej 'na mieście' nie widziałem, obiadów też dla dzieci nie gotuje, bo one jedzą w szkole (ona z resztą też), a po szkole 'frytki na mieście z mamą' itd.

Teraz wytłumaczcie mi jedno, jak można przychodzić raz, dwa razy w tygodniu i wylewać swoje żale kompletnie obcym osobom (mówię np. o mnie, bo koleżanki pracujące po kilka lat już ją dłuuuugo znały i jej historie). Wylewać dosłownie, bo to nie jest spokojna rozmowa, tylko, może nie krzyczenie, ale mówienie bardzo podniesionym głosem na cały bank, tak, że wszyscy klienci/pracownicy to słyszą?

Jak można w tych historiach mówić, że ona jest taka poszkodowana, taka biedna, tak ma w życiu ciężko, a co miesiąc na konto wpływa ponad 2000zł za NIC nie robienie? Jak można to mówić ludziom, którzy żeby tyle zarobić muszą codziennie, przez 5 dni w tygodniu pracować od rana do wieczora? Ci ludzie są np. samotnymi matkami także wychowującymi dziecko. I na nic tłumaczenia, że my dostajemy tyle samo, może ciut więcej, ale za pracę... to klientka odpowiada 'no tak, ale ja mam 3 dzieci!'. No ok, ale dzieci chyba z nieba jej nie spadły?

Jak można narzekać właśnie tak na swój los i mówić jak to ona ma źle, bo musi 'młodemu' plecak kupić. Jak koleżanka powiedziała, że no przecież te 30zł to chyba ją tak bardzo nie zaboli? Wiecie Co usłyszała w odpowiedzi? 'Ale Paaani, on chce taki z Pumy, za 120zł! I co ja mam zrobić, muszę mu kupić, bo mi na głowę wejdzie'.

Jak można, mając taką ciężką sytuację (bo rozumiem, 3 dzieci i bez pracy) płacić abonament za telewizję w wysokości ok. 100zł miesięcznie, pewnie po to, żeby mieć co robić jak dzieciaków nie ma w domu.

Skoro wysoki abonament, jak sądzę z wieloma pakietami tematycznymi... no to jak można to oglądać na starym telewizorze? Trzeba przyjść ze swoim 'opiekunem', żeby wypłacić 1500zł i iść po nowy telewizor.

Jak można żyć w takim kraju, że osoba uczciwie pracująca może zarabiać 1200zł miesięcznie i musi liczyć każdy grosz, zapłacić mieszkanie, rachunki, nie daj Boże jeszcze utrzymać za to dzieci... a osoba która jest z zawodu bezrobotnym, dostaje ponad 2000zł miesięcznie, mieszkanie (jak sądzę) socjalne, i nie ma żadnego problemu/oporów wydawać pieniędzy na swoje zachcianki. Przecież mi się należy nie?

I proszę, nie wylewajcie na mnie fali hejtu, że jestem kapitalistą/prawicowcem czy innym.
Jestem jak najbardziej za tym, żeby pomóc ludziom potrzebującym, ale naprawdę potrzebującym. Ta Pani akurat spokojnie mogłaby iść do pracy i chociaż częściowo sama na siebie zarobić. Po prostu mam alergię na 'zawodowych bezrobotnych', kiedy widzę jak moi rodzice musieli sobie żyły wypruwać żebyśmy ja i siostra mogli coś zjeść i jakąś tam edukację mieć. Ja jak i wielu innych Polaków pewnie tak samo będzie musiało ostro harować, żeby się utrzymać, dzieci i jakoś je tam wykształcić, choć dzieci póki co mi nie w głowie.

Polska

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 600 (666)

#67841

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj dwie historie o kurierach, a w zasadzie o firmach kurierskich i ich działach reklamacyjnych.
Jak wiecie (albo i nie) z mojej poprzedniej historii, pracuję w branży, więc wiem co trzeba robić w różnych przypadkach.

1.
Odebrany uszkodzony telefon (zbity wyświetlacz i tylna szklana obudowa) z segmentu premium, spisany protokół szkody i wszelkie formalności. Odpowiedź firmy kurierskiej była taka, że oni chcą wycenę szkody. No ok, tylko informujemy ich, że autoryzowany serwis naliczy opłatę za ekspertyzę ok. 100zł i to oni za to zapłacą. Odpisali, że to rzeczywiście bez sensu i zapłacą bez tego. No ok, czekamy 2 tygodnie, przychodzi odpowiedź oficjalna, że zapłacą niecałe 500 zł... i tłumaczenie że to cena rynkowa. No jednak wysłaliśmy telefon do ekspertyzy i zapłacą ok. 2000 zł tak czy inaczej za nowy telefon, no ale nie szło po dobroci więc trudno. Jak będą chcieli iść do sądu to jeszcze znajomy prawnik na chleb zarobi.

2.
Zamawiałem jakiś sprzęt medyczny dla dziadka. Faktura była wystawiona na niego, ponieważ potrzebne jest to do refundacji, ale adres dostawy był mój, bo nie będę schorowanemu, niepełnosprawnemu człowiekowi zawracał głowy kurierami.
Niestety sprzęt uszkodzony, więc protokół szkody, reklamacja, formalności itd.
Odpowiedź firmy kurierskiej? Oni nie zapłacą za szkodę, bo na fakturze nie byłem właścicielem sprzętu, tylko osoba z innym nazwiskiem. Odpisałem ironicznie, że wtedy niech zapłacą mojemu dziadkowi... to nie, bo to nie on był stroną umowy z firmą kurierską. Czujecie absurd?
Chyba też w końcu go wyczuli, bo zapłacili po którymś mailu, że idę do sądu i przegrywają sprawę w przedbiegach. Dostałem pismo z przeprosinami od jakiejś Pani z wyższego szczebla... no ale myśleli że się uda?

Czy naprawdę wszystkie ubezpieczalnie, firmy kurierskie itd. muszą nas traktować jak idiotów? Ktoś w ogóle im odpuszcza? 'Dadzą mi 500 zł zamiast 2000 zł... no dobrze że chociaż coś dali'? Sądzę, że muszą mieć takich jeleni sporo, skoro tego próbują za każdym razem żeby nie zapłacić, nie dajcie się zbyć.

kurierzy

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 299 (343)

#67840

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś postanowiłem kupić jakieś drobiazgi na prezenty świąteczne dla mamy i teściowej. Działo się to 1,5 roku temu, albo nawet 2,5... ciężko mi sobie teraz przypomnieć. Do świąt zostały ok. 2 tygodnie, jak wiadomo jest to gorący okres jeżeli chodzi o zakupy, dostawy towarów przez kurierów itd., więc liczyłem się z opóźnieniami.

Wybór padł na zakup przez Allegro z opcją 'kup teraz'. Sprzedającym była firma, w ofercie 3 razy powtórzone, że wysyłka 24h. Jak wspomniałem, liczyłem, że z tych 24h może się zrobić nawet 48, a z dostawą i 4 dni. Dla bezpieczeństwa wybrałem płatność za pobraniem, zawsze tak robię jak zależy mi na czasie (kilka zł więcej, ale przynajmniej sprzedający nie będzie miał problemów z monitorowaniem płatności, a też będzie bardziej zdyscyplinowany żeby jak najszybciej wysłać, bo jeszcze nie ma mojej kasy).

Tak więc czekałem dosłownie 5 dni roboczych na informację typu 'przesyłka wysłana', lub też na kuriera. No ale jak się domyślacie, byłoby zbyt pięknie. Trochę się wkurzyłem, bo wszystko wszystkim, no ale 24h to nie 5 dni, a wciąż ani słuchu o przesyłce.
Postanowiłem skorzystać z przysługującego mi prawa odstąpienia od zakupu w ciągu 10 dni (teraz jest już 14) od zakupu. No ale problem pojawia się, ponieważ teoretycznie nie mogę jeszcze odstąpić, bo termin liczy się od daty dostarczenia, a ja jeszcze nie otrzymałem towaru. No cóż, co zrobić...

Napisałem oficjalnego maila do sklepu, że odstępuję od zakupu, ponieważ już grubo przekroczyli umówiony termin wysyłki. Wytłumaczyłem, żeby tego sprzętu już nie wysyłali, bo nie chcę go i nie zapłacę. Wydawać by się mogło, że sprawa zamknięta, ewentualnie jakiegoś maila dostanę z przeprosinami i wyjaśnieniami, że okres świąteczny itd. (wcale tego nie oczekiwałem). No ale niestety nie, dostałem w odpowiedzi maila, że najpierw muszę odebrać, zapłacić, a potem dopiero mogę oddać... i ku mojemu zaskoczeniu na drugi dzień przyjechał kurier z paczką. Czyli dostali maila że rezygnuję, to wysłali od razu, jeszcze tego samego dnia.

Teraz wytłumaczcie mi jedną rzecz, po co wysyłali ten towar i się później ze mną wykłócali, straszyli prawnikami, sądami, robili spory na Allegro itd.? Po co ponieśli koszt wysyłki tego sprzętu? Po co, skoro jak bym odebrał, zapłacił, to i tak tego samego dnia, temu samemu kurierowi bym to wręczył do wysłania? Ponieśli by koszty jeszcze wysyłki w drugą stronę, bo takie są przepisy, dodatkowo firmie kurierskiej musieliby zapłacić % za pobranie. Liczyli na to, że się jednak przemogę i kupię? Może i bym to zrobił, gdyby nie te ich straszenia i gdyby nie to, że już miałem inne prezenty.

Sprawa w ostateczności rozeszła się po kościach, ale i tak zadziwia mnie logika w tej firmie. Skoro ktoś im pisze, że już nie chce... to wyślijmy mu to na siłę, a nuż nie odda nam tego z powrotem?

sklepy internetowe

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (268)

#67004

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio dosyć często pojawiają się historie o szukaniu pracy, czy też o szukaniu pracownika. Opiszę wam, jak to wygląda właśnie z tej drugiej strony.

Prowadzę działalność, jako podwykonawca pewnej firmy kurierskiej, sądzę że jednej z lepszych, jeżeli nie najlepszej, przez co pewnie i najdroższej. Zatrudniam kilku kierowców, stopniowo zwiększając liczbę samochodów i pracowników w mojej firmie, przez co muszę zatrudnić nowe osoby.

W związku z tym, że ani ja, ani firma dla której pracuję nie jesteśmy tzw. firmami krzak, to wymagania co do pracowników mamy też określone. Nie mogę sobie pozwolić na zatrudnienie osoby nieuczciwej, niesumiennej, czy po prostu leniwej. Doświadczenie w prowadzeniu samochodów dostawczych? Mile widziane, ale nie wymagam tego. Wolę zatrudnić uczciwego bez doświadczenia, ponieważ jak ktoś jeździ na co dzień swoim samochodem prywatnym, to przesiadka na busa to kwestia po prosu przyzwyczajenia się do gabarytów, co jest w stanie zrobić każdy w ciągu tygodnia-dwóch.

Zasada u mnie jest taka, że wynagrodzenie jest prowizyjne (ponieważ ja też jestem rozliczany prowizyjnie), czyli krótko mówiąc kierowcy dostają % od przychodu firmy, oczywiście wszystkie składki odprowadzam do ZUS, US itd. Dodatkowo wypłacam premie od zysku, czyli np. jak kierowca miał bardzo dużo paczek, więcej niż przeciętnie, zaoszczędził na paliwie itd. Dodatkowo każdy ma kartę paliwową na bezgotówkowe tankowanie samochodu służbowego, telefon bez limitu rozmów, strój służbowy jaki tylko chcą (kurtki, spodenki krótkie, długie itd.), za który oczywiście płacę ja, a nie firma kurierska. Przed podjęciem pracy każdy kierowca przechodzi obowiązkowe szkolenie teoretyczno-praktyczne w firmie kurierskiej, oraz już bezpośrednio z moimi pracownikami, które trwa ok. 2 tygodni.

Do rzeczy:

1. Zapraszam 10 osób na rozmowę kwalifikacyjną, na którą wynajmuję salę w mieście, w którym jest terminal firmy kurierskiej. Łatwiej jak ja podjadę do 10 osób, niż 10 osób ma jeździć do mnie 50km do miasta, w którym jest siedziba mojej firmy. Na rozmowę przychodzi 1 osoba, a faktura za salę 300zł.

2. Zatrudniam nowych kierowców, umowy podpisane, wiedzą jak praca wygląda i są zdecydowani. Przychodzi dzień szkolenia - nie ma ich, ani żadnego kontaktu z nimi (czyli sądzę że raczej olali temat niż się coś złego im stało). I cały cykl szkoleniowy idzie w kanał, bo szkolenia są maksymalnie raz w miesiącu, więc trzeba na przyszły miesiąc szukać nowego pracownika.

3. Nowy pracownik przeszedł szkolenie, zaczyna już jeździć sam na własny rachunek (czyli zarabiać już prawdziwe pieniądze, a nie jakąś część, którą płacę za szkolenia - wiadomo, nikt nie będzie za darmo pracował)... Po tygodniu nienagannej pracy dostaję rano telefon od koordynatora, że kierowcy nie ma drugi dzień w pracy i co się z nim dzieje? Dzwonię do kierowcy, pytam, może się coś stało? Ale nie... on po prostu jednak już nie chce pracować, a nie mógł zadzwonić, bo nie miał nic na koncie (jeszcze nie zdążył dostać telefonu służbowego)...

4. Kierowca jeździ już miesiąc i nagle zaczynają się problemy. Zaczyna brakować pieniędzy za paczki, brakuje mu dokumentów przewozowych (brak podpisanych odbiorów paczek przez klientów). Nie są to jednorazowe przypadki, bo wiadomo, każdy może się pomylić w wydawaniu reszty za pobrania, ale codziennie i to niemałe kwoty? W końcu już mu powiedziałem prosto z mostu, że ma wziąć kalkulator i przy kliencie liczyć ile ma wydać reszty, skoro się tak często myli i pamiętać o pobraniach za paczki... nie pomogło. Efekt? 1500zł brakuje na koniec miesiąca, za co ja muszę zapłacić (oczywiście odjąłem mu to z wypłaty). Kierowcy podziękowałem za współpracę, ale powiedziałem, że jeżeli przez weekend podjedzie do klientów, zbierze zaległe podpisy i pieniądze, to firma kurierska zgodziła się to uwzględnić i zmniejszyć te noty karne. Odpowiedź? "Nie, bo jadę na weekend do dziewczyny"... No ok, Twój problem, nie mój.

Uwierzcie mi, że na 100 przeczytanych CV, na 30 zaplanowanych rozmów rekrutacyjnych odbywa się 5, z czego na szkolenie wybieram 2 osoby... przychodzi 1. Teraz na 3 takie osoby które ukończą szkolenie dłuższą współpracę podejmuję z 1. I nie ma pracy w naszym kraju? Naprawdę? Ja chcąc dać pracę uczciwym ludziom, daję ją takim cwaniaczkom właśnie. Nie dość że taki uczciwy i sumienny np. nie dostanie pracy przez takich ludzi, to jeszcze mój samochód wtedy stoi miesiąc na terminalu i nie zarabia na siebie, a wiadomo... ubezpieczycieli, ZUS i innych nie interesuje czy masz za co zapłacić.

Już pomijam oczekiwania typu "chcę pracować w godzinach 9-14 i zarabiać 4000zł na rękę niezależnie od tego czy przyjdę do pracy, czy nie", albo "szwagier pracuje w DPD na czarno i zarabia więcej, to mi się to nie opłaca". No pewnie, najlepiej... ciekawe tylko co jak np. będzie miał jakiś nieszczęśliwy wypadek, a robiąc kilka tys. km w miesiącu może się niestety coś przydarzyć? Czego oczywiście nikomu nie życzę.

Żeby nie było niejasności, zatrudniam na początek na umowę zlecenie. Myślę, że jest to dosyć logiczne i uczciwe przy podejściu 'niech pracodawca ma koszty, zapłaci za psychotesty, lekarza, szkolenia itd., a ja popracuję tydzień'. Jak z kimś dłużej współpracuję to nie robię problemów z umowami o pracę.

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 434 (500)

1