Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Mixio

Zamieszcza historie od: 27 maja 2016 - 23:06
Ostatnio: 9 marca 2020 - 8:53
  • Historii na głównej: 14 z 18
  • Punktów za historie: 3609
  • Komentarzy: 24
  • Punktów za komentarze: 146
 

#84144

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odziedziczyłem mieszkanie po dziadkach, słowem wstępu. Metraż skromny bo 27, ale po remoncie generalnym, lokalizacja świetna, rewelacja.

Swoje mieszkanie na kredyt mam, dwóch sam nie opłacę, sprzedać szkoda, więc wynajmę. Ogłoszenie wystawione, zgłasza się studentka. Przyjechała z mamą. Mieszkanie się podoba, jest ładne wyposażone dobra lokalizacja, zachwyty och i ach ale córciu będziesz mieć luksus!

Opłaty: Powiedziałem wprost, nie stać mnie na opłacenie dwóch mieszkań, a sprzedawać nie chcę. Czynszu z mediami wychodzi 400zł, maksymalnie 450 zimą z ogrzewaniem. Do tego doliczyłem opłatę sobie w wysokości uwaga - frajer mode, 2 przystanki autobusowe do ścisłego centrum, 13 autobusów spod bloku, galeria handlowa za przejściem - 400zł. Czyli duże miasto i 800-850zł za całe mieszkanie tylko dla siebie. Normalnie za tyle jest pokój, gdzie kuchnia i łazienka jest dzielona, a i współlokatorzy mogą być różni, imprezy, brud, brak warunków do nauki - uroki studiów. Dlatego zależało mi na spokojnej osobie, dla której głównym argumentem za będzie komfort do nauki. No mama z córką zachwyt ogromny, że wszędzie ceny od 1500 a tu tak tanio, córcia ty na loterii wygrałaś.

Wtedy przedstawiłem ostatni warunek - teraz się zacznie. Opłata samego czynszu w wakacje - bez kasy dla mnie. Wiadomo dziewczyna wtedy będzie w domu rodzinnym, a ja jak mówiłem z dwoma mieszkaniami mogę nie dać rady. W tym czasie oczywiście ja tu sprzątam, dbam, a od nowego semestru przyjeżdżasz na wygłaskane pachnące mieszkanie. Zależy mi na układzie długoterminowym. W wakacje przyjeżdżaj kiedy chcesz, tylko daj znać żebym akurat tu z odkurzaczem nie ganiał. A umowę możemy podpisać na ile zechcesz, rok, dwa, osiem, ty decydujesz.

Mamie w tym momencie zaczął rosnąć nosaczowy nos - co gurła?! Mamy ci w wakacje mieszkanie opłacać?! Ja mam płacić żebyś sobie mógł w wakacje kurełki sprowadzać tutaj tak?! Służącą sobie z mojej córki zrobić chcesz?! Może jeszcze w fotelu będziesz siedział ona goła ma sprzątać z dupą wypiętą do ciebie?! Córka wryta, widać że nic takiego sobie nie pomyślała. Ja podobnie, jakbym jajko w całości połknął. Córka rozsądna, mówi mamo uspokój się, takich warunków nigdzie nie znajdziemy a mi się podoba, sama na ten czynsz w wakacje zarobię.

Mamusia za wygraną nie dała, wyszły. Czekam więc dalej na odzew, kolejny miesiąc cisza. W końcu pomyślałem może numer telefonu zły, może mam pełno wiadomości od nieznajomych, wejdę na fb sprawdzę ogłoszenie. Na każdej grupie mieszkaniowej gdzie wystawiłem ogłoszenie zostałem zjechany, że proponuję niskie opłaty w zamian za usługi rozbierane, za sprzątanie nago mieszkania, zboczeniec, stary napaleniec (33 lata) szuka młodych dziewczyn ze wsi szczególnie. Oczywiście do moderatorów grup napisałem i niepochlebne komentarze zostały usunięte, jednak kto widział ten widział i niesmak pozostał.

Koniec końców - pomieszkuje tam teraz jedna osoba, znaleziona desperacko bo usłyszałem przypadkiem jak dwóch chłopaków rozmawia, że jeden chciałby mieszkać sam ale na mieszkanie go nie stać, więc zagadałem. Mieszka na moich warunkach, mało tego, dziwi się że daję mieszkać praktycznie za free. A zadowolony, dba, sprząta, sam zaprasza na wizyty - ja się nie napraszam, sąsiadom problemów nie robi.

Ciekawe czy mama córce znalazła lepszą ofertę.

uslugi

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (188)

#77813

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia lotnicza! Polska błyszczy, mój kraj taki piękny.

Poleciałem sobie samolotem, a co. Po przejściu wszystkich formalności z odpowiednim wyprzedzeniem zająłem miejsce w podstawionym już samolocie. 10 minut przed odlotem i już chyba 10 minut po zamknięciu bramki wpadają oni - Sebastiany. Dziary, ortaliony, "zapach" całodniowego zmęczenia, przeplatany z awersją do środków higieny osobistej, połączony z gębowym wyziewem częściowo przetrawionego alkoholu. Start samolotu - względny spokój poza kilkoma komentarzami.

Samolot wyrównał w powietrzu i się zaczęło. Pierwsze padły słowa "te ku*wa, walim wódę hehe". Zaczepianie ludzi z tekstami "te świnia taka jesteś brzydka, że jakbym cię woził na pasażera, to bym miał miejsce dla inwalidów", proponowanie wódki każdemu pasażerowi, próby rozpinania guzików koszuli stewardessy, klepanie jej po tyłku, brak reakcji na polecenia stewardów i uwagi innych pasażerów. Sytuację doprawiło dodatkowo przebieranie się jednego z "pasażerów" z dresów i adików w krótkie spodenki i klapki. Nie obeszło się bez pokazania czterech liter załodze z przodu.

A na koniec klaskanie i kibicowskie przyśpiewki "pilocik też, pilocik też, przyjacielem kibica jest". Rzecz jasna z samolotu wyszli ledwo o własnych siłach.

I weź się później nie dziw, że z Polski się śmieją.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (311)

#77652

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w bloku budowanym w latach gdy prezydentem był ten, co chciał byśmy pomogli. Kąty rzecz jasna są w ścianach abstrakcją, wytwory pt. instalacja elektryczna i instalacja wodno-kanalizacyjna powinny trafić do zbioru dzieł sztuki. Właścicielem mieszkania w dalszym ciągu jest mój ojczulek, choć mieszkam ja. Robił w nim regularne remonty, które polegały na pochlapaniu sufitu, wbiciu gwoździa, zbiciu płytek i położeniu takich samych tylko gorzej, zrobienie półki z dwóch desek i przybiciu jej na gwóźdź do ściany. Mieszkanie w chwili obecnej nie wygląda jak typowy PRL, ale jak dzieło Janusza wykończeń. Nadawałoby się na fanpage z tymi fajnymi inaczej mieszkaniami do wynajęcia.

Dobra, trzeba je doprowadzić do stanu użyteczności i współczesności, co by się nie wstydzić ludzi tu zaprosić. Kasa jest, pomysł jest, majstrów mam do pomocy - robimy. Piekielny okazuje się nie kto inny jak ojczulek. Blokuje mi wszelkie poczynania.

Kuchnia: Okno między kuchnią a wc było zawsze, po co usuwać? Bo chcę szafki nowe u stolarza zamówić i powiesić. A po co nowe jak te dobre? 40 lat szafki. Po co płytki zbijać, nowe przecież. 20 lat płytki mają. W kuchni muszą być płytki, nie może być malowanych ścian. Wszyscy mają teraz tylko jedną ścianę w płytkach, tam gdzie się coś chlapie. Po co robić kryształową grotę? Po co parapet usuwać? Ładny przecież. Wiecie jaki, stary marmurowy wystający na 30cm, obłożony w całości glazurą... Nic kompletnie nie pasuje. Bo tak było zawsze to po co zmieniać.

WC: No jak wannę wywalić? Nie wolno, blok pod wannę projektowany (?). Po co płytki zbijać, toż ładne nowe (15 lat na ścianach i bliżej 25 na podłodze, dodatkowo grzyb na fugach). Rur nie wolno przerabiać i zakrywać, po to na wierzchu są żeby łatwy dostęp był, jak zabudować? Gdzie? Nie wolno. Jak gniazdko w łazience, nie może być gniazdek w łazience przecież - jako elektryk się nieźle uśmiałem. Jak komin wentylacyjny usunąć? Nie wolno, blok projektowany tak że musi tu być bo się zapadnie jak nie będzie. Komin od piecyka gazowego zdemontowanego 25 lat temu - nieużywany.

Przedpokój: No jak sufit z płyt, gdzie obniżać, toż to będzie brzydko jak niżej będzie. Czego tu skuwać tynki, czego przerabiać jak gniazdka są dobre, ostatnio nowe wymienione. Same gniazdka naścienne wymienione 8 lat temu, instalacja dalej aluminiowa i wszystko na jednym bezpieczniku tzw. korku. Gdzie pawlacz, jakie schowki, nie dość że sufit niżej to szafek pełno nad łbem powieszasz i będzie się ocierać głową o nie.

Pokoje: a na co te panele, toż klepka ładna cyklinowana jest niedawno. 15 lat temu. Ściany malowane niedawno też, czego to zmieniać. Jak meblościankę wywalić, toż gdzie ty pochowasz wszystko, dobre meble po co to ruszać.

Dobry chłop, ale zatrzymany w czasach, gdy robotę robiło się na słowo honoru, estetyka oraz funkcjonalność były pojęciami obcymi totalnie, a mieszkania były robione na jedno kopyto. Normy, przepisy, dobry smak? A na co to komu? Ciężko chyba się pogodzić, że pewne zachowania i rozwiązania już dawno nie są wykorzystywane, no i że młody chce robić po swojemu.

A czemu napisałem że blokuje? Jako właściciel mieszkania poszedł do administracji i na piśmie dał informacje, że nie zezwala na jakiekolwiek zmiany w mieszkaniu gdyby mi się zachciało przyjść i poinformować że chcę odciąć pion wody czy zasilanie z klatki zdjąć na czas przepięcia się do nowej instalacji. Bo ja chcę zrobić zmiany niedozwolone. Czasem nawet rodzina potrafi być piekielna.

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (254)

#77622

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dwójka piekielnych dzisiaj będzie! Ja i kobieta, która mnie obsługiwała. Poszedłem sobie do sieciówki RTV&AGD OBEJRZEĆ sprzęt, w sumie pewnego jednego potrzebuję więc tak nawet podpytałem obsługę o to i owo. Chwila nieuwagi i byłem już prowadzony do kasy ze sprzętem i pakietem usług dodatkowych w cenie za jedyne 99 zł więcej itp., itd., no kosmos. W ostatniej chwili się zorientowałem, że interesuje mnie zakup na raty, toteż zaznaczyłem i zostałem zaprowadzony do miłej jakby się wydawało kobiety.

Standardowe pytania o zarobki, stanowisko, etat, dodatkowe źródła dochodu, formułki, regułki itd. Nagle dostaję ofertę na kredyt, gdzie miało mi wyjść 36 rat po 140zł. Jakby nie patrzeć ponad 5000 zł, gdzie przedmiot kosztuje 1600 zł. Podziękowałem, na co pani jeszcze mnie zatrzymuje, że ma mnie otwartego to już złożyła drugi wniosek. Na moje kolejne pięć "nie dziękuję" z coraz większym poziomem frustracji zobaczyłem, że pani nagle znalazła przystępniejszą ofertę, ale to jeszcze nie to.

Przypomniałem sobie z jednego szkolenia - a miałem ich kilkanaście, odnośnie efektywnej sprzedaży, obsługi trudnego klienta - iż gdy sprzedawca ignoruje "nie dziękuję" to bada tzw. próg bólu klienta. Jak wygląda procedura: sprzedawca najpierw szuka oferty najlepszej dla klienta, ale od razu jej nie przedstawia. Zaczyna od tych najmniej korzystnych, z największą ratą, oprocentowaniem, ubezpieczeniem i milionem opłat za różne rzeczy. Z każdym olanym "nie dziękuję" bada ten próg bólu klienta i na ile może sobie pozwolić. Kiedy klient się już zgodzi na raty (coraz niższe, dalej nieatrakcyjne), to sytuacja jest pod kontrolą. Kiedy wybuchnie i sytuacja robi się groźna, a klient mocno demonstruje frustrację i niezadowolenie, wtedy wyciąga się ofertę jedyną korzystną - ale z zastrzeżeniem, że jest to niezaufany bank, niepotwierdzony, na własną odpowiedzialność, brak ubezpieczenia, brak autoryzacji przelewanych pieniędzy, mogą raty nie docierać. Rzecz jasna jest to bujda.

Przedstawiłem więc to sympatycznej pani, że chyba byliśmy na tym samym szkoleniu, bo znam metodę badania cierpliwości klienta i schodzenia w dół z ofertami. Na końcu po kilku moich odmowach pewnie się znajdzie jakaś atrakcyjna tylko na moją odpowiedzialność itd. - generalnie powiedziałem jej wszystko to, co w powyższym akapicie. Trochę jej wszedłem w paradę i zaszedłem za skórę, ale cóż taka praca handlowca, musi wciskać kit. Jednak na każdym szkoleniu uważa się tę metodę za niezbyt fajną, jako że można stracić bardzo dużo czasu, gdy trafi się człowiek, który rozezna o co chodzi, a druga sprawa - ta bardziej brutalna - naciąga się w ten sposób większość emerytów dodatkowo zasypując ich milionem terminów byleby zgłupieli i podpisali już wszystko co im się podstawi pod nos. Dla świętego spokoju. Plus podjazd emocjonalny: no spojrzy pan już wnuczek ucieszony, że zaraz tablet będzie miał, już pan nie zasmuca dziecka, widzi pan jaka już radość w oczach. Wszyscy operatorzy GSM bazują na tym schemacie szczególnie na słuchawkach i przy przedłużaniu umów.

Pani była w takim szoku, że nawet mi nie odpowiedziała na do widzenia. 10 minut później dzwoniła, że znalazła jednak bardzo fajną ofertę. Nie skorzystałem, nie po zastosowaniu na mnie metody poniżej pasa.

Chyba w tej sytuacji ja byłem bardziej piekielny.

uslugi

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (233)

#77575

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia #77406 o zjeżdżaniu tematów na dzieci, zainspirowała mnie do podrzucenia kilku słów na podobny temat z mojego otoczenia.

Mamy sobie grupkę takich można powiedzieć znajomych, połączyła nas wspólna pasja i tak się spotykamy przynajmniej 2 razy w tygodniu naszą cudowną szóstką, choć powoli stwierdzamy zgodnie, że chyba zredukujemy nasze grono do piątki.

Każdy ma jakieś tam życie, rozmawiamy o wszystkim: religia, polityka, praca, marzenia, podróże, przyszłość, związki, hobby, pasje, w tym ta jedna konkretna nasza wspólna. Oprócz jednej koleżanki, która ciągle zjeżdża na temat swojej córki. Gadamy o bólu brzucha i nagle jak z procy "A bo moja Aurelia miała kolkę + pięciominutowy słowotok".

Spotykamy się na miejscu, zwykle jest "cześć", bądź inne słowo wyrażające sygnalizację przyjścia na miejsce i przywitania się z innymi. W tym przypadku 98,25% przypadków zaczyna się od "A wiecie że moja Aurelia...".

Dodatkowym smaczkiem jest infantylne zmiękczanie każdej wypowiedzi cytując Aurelię.
"Lelcia nie mozie pać i cie do mamy".
"Mama biega ź Lelcią".
"Tata ne pyśedł na noć do domku".
"Mama jogulcik ja cie dziś, ciolaj ciałam źupkę".

Inne osoby w naszym gronie też są deczko zniesmaczone całą sytuacją. Większość ma dzieci z tam obecnych, ale po prostu sygnalizują fakt ich posiadania, ewentualnie jakieś większe wydarzenie z ich udziałem w tygodniu, np. Robert się zatruł i trzeba było z nim iść do lekarza. Natomiast o Aurelii wiemy wszystko, o której którego dnia wstała, czy spała sama, ile razy jadła, co jadła, którą zabawką się dziś bawiła, o wymiotach, o kolce, o bucikach nowych, dosłownie jej dziecko, to dziecko nas wszystkich.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 197 (215)

#77179

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Służba zdrowia taka piękna.

2009: trenuję jakiś tam sport, nagle zaczyna mnie boleć kolano i mam problemy z chodzeniem. Idę do lekarza, diagnoza to delikatnie wyschnięta chrząstka stawowa. Dostaję zastrzyki, powinno przejść. No dobra, przeszło.

Marzec 2015: dwa lata wcześniej wróciłem do sportu, tym razem innego. Nagle ból w kolanie jeszcze gorszy niż był kiedykolwiek, z treningu wracam na czworaka praktycznie. Pora na wizytę.

3 dni później idę prywatnie i pozbywam się 120zł. Dostaję znów zastrzyki, jako że opisałem wcześniejsze perypetie z kolanem. Ale gdzieś tam coś tam lekarz wymacał w nodze i kazał zrobić rezonans. Tylko, że z przychodni prywatnej nie może dać skierowania, więc muszę iść do niego państwowo.

Grudzień 2015: dostałem się na wizytę państwową. Dostałem skierowanie na rezonans. Dzwonię, umawiam się. W mojej miejscowości najszybciej to listopad 2016. Więc dzwonię po województwie; 105km ode mnie, ale na lipiec. No dobra...

Lipiec 2016: robię rezonans, dostaję wynik. W kwietniu zapisałem się na wizytę do lekarza państwowo; wizyta na listopad 2016.

Listopad 2016: wizyta... lekarzowi opada kopara. Przedawniony uraz, uszkodzona łąkotka, zerwane więzadło, ale te jakieś nie że kolano niestabilne, tylko te co przy zginaniu nogi jest dziwne uczucie. No i fakt, jest dziwne, w sumie zawsze było, ale myślałem że już taki mój urok po poprzedniej kuracji sprzed 7 lat. Lekarz się złapał za głowę, że zastrzyki te za 80zł nie były mi wcale potrzebne, wystarczyły przeciwzapalne. 7 lat chodzę z rozpieprzonym kolanem bo jakiś poprzedni Wacław nie zrobił podstawowych badań. No cóż, dostałem skierowanie na operację. Ogólnie to czekają mnie dwie; jedna na "uporządkowanie" stanu kolana, a druga na rekonstrukcję więzadła. Termin na drugą dostanę po odbyciu pierwszej.

Na kiedy mam pierwszą? Marzec 2018...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 261 (267)

#77184

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ci młodzi po studiach to tacy roszczeniowi!

Jest sobie firma, średnie przedsiębiorstwo, 230 osób, obrót pieniędzmi spory. Można powiedzieć pierwsze drzwi do kariery dla absolwentów studiów w rodzinnym mieście. Wszyscy jak wiadomo chcieliby się realizować w zawodzie.

Przychodzi na rozmowę do działu produkcyjnego człowiek, który pytany o umiejętności mówi "no ume śrubokrętem robić hehe" - cytuję HR-kę. A czytać ty "umesz"? No ume też czytać. To taki umacz dostanie instrukcję, śrubokręt i będzie 8 godzin kręcić śrubki. Jego rozmowa przebiega tylko i wyłącznie w obecności kobiety od HR, zero pytań technicznych. Płaca - 2000 brutto + premia 5-20% brutto.

Przychodzi na rozmowę do działu R&D młody mgr inż. technicznego tematycznego i trudnego kierunku, który za swoje niewielkie oszczędności ze studiów zrobił kilka dodatkowych uprawnień, ma tak dwa języki w paluszku, wiedza teoretyczna jest + majstrował mocno praktycznie, kilka robótek w międzyczasie zrobił też, mniejszych lub większych. Przechodzi przez trzyetapową rekrutację, w tym psycholog i jedna rozmowa w całości po angielsku. Płaca - najpierw pół roku stażu z urzędu pracy za 850zł netto, później umowa na 3 miesiące na 2000 brutto.

Tłumaczenie zakładu: bo ci młodzi po studiach to by kokosy od razu chcieli zarabiać! Nie od razu Rzym zbudowano.

Tłumaczenie młodego (już byłego) pracownika, który nie podpisał kolejnej umowy, już na rok, już nie na samo 2000 brutto, tylko za 2000 brutto + premia jak pan umacz, który dostaje tyle na start: Niewolników to niech szukają gdzie indziej. Nie dziwię się że to ogłoszenie "wisi" na stronie firmy od prawie roku.

zagranica

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 294 (304)

#76697

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja poprzednia opisana historia #76343 wywołała niezłe poruszenie, pojawił się jeden komentarz odnośnie wzmianki na temat wniesienia oskarżenia o stalking na moją byłą. Osobie zainteresowanej opisałem pokrótce sytuację. Ta historia jednak zasługuje na oddzielny rozdział, co by może przestrzec niektórych użytkowników. A zasada primo ultimo - gdzie się mieszka i pracuje, tam się ch**em nie wojuje!

Do sedna, poznałem w pracy świetną dziewczynę. Rozumieliśmy się bez słów, ja byłem w szoku, że ktoś może mieć taki dar w docieraniu do ludzi. Od razu wiedziała, gdy coś było nie tak i potrafiła do mnie przyjechać o każdej porze dnia i nocy. Uważałem to za miłe, za oznakę zaangażowania.

Mijają dni, miesiące, zegar tyka. Oprócz tego że dziewczyna zaczęła się robić naprawdę natarczywa; począwszy od smsów minutę po budziku, przez niezapowiedziane wizyty w miejscach i dokładnie o czasie, gdzie załatwiałem jakieś sprawy na mieście, dosłownie "klonowanie" mojego grafiku, aż po niezapowiedziane wizyty, gdzie nie dawałem znaku życia przez pół godziny. Nieważne, robiłem kupę i się zasiedziałem przy krzyżówce, czy ucinałem sobie drzemkę, zaraz była wizyta, bo mogło mi się coś stać, dlaczego ja dopuszczam do stanu, że ona się martwi. Kolejna rzecz to taka, że mimo takiego zaangażowania była niesamowicie otwarta w kontaktach z innymi facetami, dość wyzywające stroje, jak i akceptowanie komentarzy typu "wytrzepotałbym Ci sakwę na lewą stronę, całą noc byś miała mokrego maślaczka". Postanowiłem to zakończyć.

No i wtedy się zaczęło! Wizyty u moich rodziców, u mnie, łażenie pod blokiem, smsy, telefony, blokada sprzętowa numeru nie pomogła, ciągle zmieniała startery. Zmieniłem numer po jedenastu latach i podałem go garstce osób, oczywiście od kogoś dostała. Cwana bestia, powiedziała że zapomniała zapisać jak jej podawałem. Nasz związek nie był jawny w pracy, stąd wersja była całkiem wiarygodna. Doszły maile, listy z wyrzutami, ze zdjęciami w różnych pozycjach i strojach, pogróżki, komunikator w pracy, pobity kubek, majtki w plecaku, wypryskana cała kurtka jej perfumami. Cyrk!

Zaczęło mi to niesamowicie utrudniać życie, więc poszedłem na policję. Jak się można domyślić pomocy nie otrzymałem, jako że nie jest to nękanie utrudniające życie, czy korzystanie z jakiegoś medium, np. telefon, w dodatku nie mam szkód cielesnych. Mimo już segregatora wydrukowanych maili, smsów, zdjęć, listów, nic nie mogłem. Panie, robim co możem, w tej sytuacji dopóki żeś w zęby nie zarobił to nic my nie możem.

Jakoś z tym żyłem, starałem się nie zwracać uwagi i w pracy postanowiłem być po prostu sobą. Postanowiłem też zrobić niespodziankę koleżankom z okazji dnia kobiet. Ot po prostu pomyślałem że coś im zaśpiewam, pokażę się z dobrej strony. Wiadomo, poczta pantoflowa, Rysiek powiedział Marysi, Marysia Józkowi i tak doszło wiadomo do kogo. Wiecie czym się kończy hasło "tylko nikomu nie mów". Dziwnym trafem tego samego dnia po pracy, gdy wyszedłem z domu podbiegło do mnie trzech kolesi, jeden bez słowa sprzedał mi plombę. Zaskoczony, ogłuszony od razu gleba. Na glebie też swoje dostałem, masażem tego nazwać nie było można. Niespodzianki na dzień kobiet nie będzie, toż z fioletową gębą i obitymi żebrami dźwięków z siebie nie wydam.

Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłem na 997, że zostałem pobity i najprawdopodobniej jest to sprawka nękającej mnie kobiety. Dołączone dowody w postaci wydruków i ręcznie pisanych listów, zdjęć, relacje sąsiadów, że taka osoba faktycznie się "kręciła" w okolicy niejednokrotnie. Wdzięczność ogromna dla osiedlowego monitoringu! Kilka słów dorzuciły osoby z pracy i koniec końców skończyło się dobrze. Ja pracę zmieniłem, wyszło mi to na zdrowie i korzyść, ona ma zakaz zbliżania się do mnie na 300 metrów i nadzór kuratora. Z badań psychologicznych wyszło, że dziewczyna ma poważne zaburzenia, biorąc pod uwagę jeszcze fakt, że w poprzedniej pracy też sobie tak kogoś upatrzyła i nękała. Tylko tam rozwiązali jej umowę.

Cóż, wniosek z tego taki, nie ufajcie byle komu! No i nie dawajcie za szybko numeru telefonu!

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (233)

#76343

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiejsza sytuacja skłoniła mnie do napisania historii o piekielnych rodzicach.

Słowo wstępu, ona lat 21, studentka, mieszkająca z rodzicami. Poznaliśmy się dwa miesiące temu przez wspólną koleżankę. Ot, spotkałem je dwie i dziewczyna wpadła mi w oko, poprosiłem koleżankę o kontakt do niewiasty i tak to się jakoś zaczęło.

Zdziwiło mnie to, że na spotkanie przyprowadzili ją rodzice. Obejrzeli mnie dokładnie, czy mam ze sobą jakieś dziwne przedmioty, co mam pod kurtką, jak jestem ubrany. Krótkie przedstawienie planu "randki", pójdziemy na spacer, a dokąd? A o której wrócicie? Poproszę numer telefonu do siebie. No paranoja. Ale, to nie rodzice mi się podobają tylko Loczek.

Loczek mówi z zupełną naturalnością, jakoby to nie było nic dziwnego, że ojciec prokurator wrzuca "na bęben" nowego potencjalnego chłopaka dziewczyny. Że przesłuchał Loczka i naszą kumpelę odnośnie mojego wykształcenia, pochodzenia, przeszłości, karalności... A mama wybierała jej strój na spotkanie.

No ale dobra, mijają dni, jedna i druga niedziela, rodzinne obiady u Loczka, obowiązkowe zresztą nawet dla jej starszej zamężnej siostry. Zero weekendów we dwoje, zero wypadów, bo mama będzie przez tydzień wydzwaniać codziennie i wypominać, jak to córka rodzicom za wychowanie wdzięczna, że od czasu do czasu nie chce rodziców odwiedzić, ciągle wymówki i głupoty w głowie. Co podczas obiadów? Mama codziennie dzwoni do starszej córki i robi przesłuchanie. A w niedzielę weryfikacja tego co mówiła każdego dnia. W poniedziałek byłaś na zakupach mówiłaś, a gdzie? Małżeństwo ze stażem lat chyba 5 czy 6, a się muszą spowiadać z tego co robią. Jak nie chcą mówić, to znów wygadywanie i histeria do czego doszło, że dziecko ma tajemnice przed rodzicami. Ja jako obiekt przesłuchań co robiłem w pracy, jak spędzałem wieczory we dnie, gdy nie widziałem się z Loczkiem.

Znajomość trwa, siedzimy z Loczkiem w jej pokoju przy herbacie. Nagle wpada mama i cap za mój portfel leżący na biurku - w poszukiwaniu prezerwatyw! Kurtkę już sprawdziła. Nawiązałem więc z moją sympatią dialog, dlaczego jej rodzice traktują ją jak pięciolatkę. Ona zaś mówi, że to troska i ona nie widzi w tym nic złego. Cóż, jeśli matka robi córce awanturę za stringi w szafce i jeździ z nią wybierać bieliznę to chyba jest w tym coś nie tak. Rozmowa słowo po słowie zdaje się uświadamiać Loczkowi, że to nie jest normalne, w końcu ma 21 lat. Powinna być decyzyjna choć w takich sprawach jak kolor noszonych rajstop, czy fason butów. Szpilki = wyzywające, jesteś za mała by takie nosić! Jedyne dozwolone obuwie to trampki, baleriny i sznurowane płaskie.

Przyszedł taki dzień, datując go na 17 grudnia roku bieżącego - dziś, dzień spisania tego wszystkiego. Wcześniej umówiliśmy się na wyjazd do aquaparku, 200km od naszego miasta, dlatego też trzeba wziąć auto. Rodziciele zgodzili się, byśmy jechali autem. Nie moje - nie pcham się za kierownicę. Wsiadamy, Loczek wrzuca wsteczny i nagle apokalipsa. Teściu jak nie wybiegnie, jak nie złapie mnie za fraki i każe wysiadać z auta. Ale panie, co ja żem zrobił? Ty kryminalisto jeden ty, piratem drogowym jesteś i widać od razu, to potwierdzone, wiem że miałeś wykroczenia drogowe.

Owszem, dostałem raz mandat jak mnie radar zrobił. Ale o co chodzi do ch*ja?! Już nie wytrzymałem i wygarnąłem gościowi co o tym myślę. A on na to, że jak ja to sobie wyobrażam! Wielkie auto i ja sadzam dzieciaka za kierownicą. No naprawdę ogromne to kombi, pojazd do przewożenia dźwigarów. Loczek NIE MA PRAWA wyjeżdżać sama przez bramę, ona jest za mała, ja jej zawsze wyjeżdżam! Dlaczego ja na to pozwoliłem?! Loczek sama chciała wyjechać tak w ogóle. Postawiła się w tamtej chwili ojcu, że to nienormalne, ma prawko od prawie trzech lat, a ma obowiązek zostawiać auto przed bramą na chodniku i ojciec zawsze je wprowadza do garażu. Tak samo z wyjazdem, ojciec wcześniej wyjeżdża na chodnik i dopiero z chodnika ona ma prawo wsiąść. W końcu jest taka malutka, to jeszcze dziecko! Nie zawsze będzie ktoś, kto będzie mógł za nią zaparkować, a nie potrafić dobrze parkować to wstyd.

Wtedy zejście na mnie obojga rodziców. Że mam zły wpływ na córkę, mam się wynosić, jestem kryminalistą i sprowadzam Loczka na złą drogę. Ojciec mnie prześledził, moja historia kryminalna jest jak Biblia, powinienem się trzymać z dala! Cóż, mandat za prędkość, za picie piwa w miejscu publicznym, wniesienie oskarżenia o stalking na moją byłą i zgłoszenie się na komisariat jako ofiara pobicia. Nie no, kryminalista ze mnie jak się patrzy. Zostałem wręcz wykopany z podwórka, aquaparku nie odwiedziliśmy. Telefon do Loczka po pół godziny. Odbiera tatuś, grozi, krzyczy, straszy policją za nękanie córki, demoralizację. Loczek napisał mi tylko potajemnie, że to chyba koniec, musi się słuchać rodziców, bo oni wiedzą co dla niej dobre.

Syndrom sztokholmski, wmówienie o niesamodzielności i byciu wiecznym dzieckiem obydwóm córkom. Nie mieści mi się to w głowie.

Skomentuj (83) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 430 (464)

#76179

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Naprawiałem kiedyś komputery w serwisie. Z tego też tytułu sobie dorabiałem weekendami, przynajmniej w soboty. Opłat nie pobierałem wielkich, starałem się być konkurencyjny.

Kilka przykładów ludzkich zachowań, przez które przestałem kompletnie zajmować się komputerami, tylko wśród najbliższych znajomych.

Sobota, godzina 19: zajechałem do klientki by zrobić coś z komputerem, który wolno chodzi. Zrobiłem co mogłem, do 23 siedziałem, ale dało radę. Pani mówi, że na 50zł to nie zasłużyłem, ponieważ ona o 21 kładzie się spać, a ja u niej przesiaduję. Na nic tłumaczenia, że programy diagnostyczne robią robotę czasem kilka godzin, nie przeskoczę tego, poza tym sama pani chciała bym przyjechał o tej godzinie. Dobry specjalista to by zrobił w godzinę i pojechał, a pan się modlił tu nie wiadomo nad czym. Dostałem 40zł, pani dzwoniła jeszcze dwa razy, by również przyjść o 19. Odmówiłem.

Sobota, godzina 8.30. Brak internetu u młodej mamy. Pilnie jej potrzebny internet dlatego proszę by pan przyjechał jak najszybciej. Otwiera babeczka całkiem atrakcyjna. Zacząłem robić co do mnie należy, okazało się że problem leży po stronie dostawcy, do którego zadzwoniłem, coś tam gość z helpdesku poklikał, pomogło. Policzyłem sobie 40zł, pani stwierdziła, że ja nic nie zrobiłem tylko zadzwoniłem do serwisu i oni zrobili, to za co ona ma mi płacić? Za telefon który ona sama mogła wykonać? Powiedziałem, że skoro mogła sama zadzwonić, to czemu tego nie zrobiła? Odpowiedziała mi że ona nie jest od takich rzeczy dlatego zadzwoniła po mnie... Wiadro internetów za logikę pani się należy.

Akcja numer trzy. Facet bliżej 50 z problemami z dźwiękiem w laptopie. Po otworzeniu kompa ukazała się tapeta, na której jest dziewczyna wyglądająca, jakby ktoś jej wylał słoik budyniu na twarz. No okej, z lekkim niesmakiem biorę się do roboty. Nagle klient przynosi butelkę wódki i namawia mnie, żebym się z nim napił. Na nic było tłumaczenie, że nie piję, jestem autem. Najpierw namawianie było kulturalne, tylko jednego, potem "ze mną się ku*wa nie napijesz" aż do wsadzania praktycznie kieliszka do ust. Facet dostał plombę, a ja wyszedłem.

Czwarty przykład, po którym totalnie odpuściłem robotę w weekendy u klientów w domach. Kobieta niesamowicie sympatyczna, lat 40+ chciała bym jej przeinstalował system, a bo synek w te swoje gierki gra to tam mu się zdarzy coś zainstalować i zepsuć. Młody niesamowicie zainteresowany tematyką IT, pytał o hakerkę, o włamywanie się ludziom na komputery. Szczerze nie mam o tym pojęcia, więc mu odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie wiem. Pytał jeszcze o gry, w które gram rzadko, generalnie o czym rozmawiać z 12-latkiem. Po zrobieniu roboty rozliczam się z kobietą, odstawiam szklankę po herbacie, słowo pożegnania. Nagle wyskakuje młody z wiązanką godną budowlańców, gdzie jego majnkraft i ce-es. Bierze rozpęd i jeb z bani w torbę z moim laptopem, którą miałem przewieszoną przez ramię! Przytomność stracona, łeb rozcięty, w laptopie pęknięta tylna klapa. Karetka, zaraz ojciec przyjechał, wezwał policję, musiałem składać zeznania. Kobieta mnie rzecz jasna wybieliła, stanęła po mojej stronie, mimo wszystko zrezygnowałem ze świadczenia usług po domach. W serwisie od nieobliczalnych ludzi dzieliła mnie lada...

Choć nie powiem, świadczenie usług u studentek przynosiło niesamowicie dużo radości i dużo ciekawych znajomości ;)

uslugi

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 283 (295)