Profil użytkownika
Moni111
Zamieszcza historie od: | 14 września 2017 - 21:04 |
Ostatnio: | 16 czerwca 2019 - 23:07 |
- Historii na głównej: 0 z 0
- Punktów za historie: 0
- Komentarzy: 20
- Punktów za komentarze: 185
"Jest, w końcu" - pomyślałam triumfalnie, otwierając drzwi do bloku. Padał lekko deszcz, a zima jeszcze nie przyszła, mimo że już dobrze po świętach. Przez 4 godziny siedziałam w ciasnym przedziale najnowszego cudu PKP, który mógłby być równolatkiem moich rodziców. W perspektywie miałam jedno- położyć się spać.
Wtoczyłam się z walizką do windy. "Dobry wieczór" powiedziałam sąsiadowi, który zdążył dopaść zamykających się drzwi. Padają słowa o pogodzie. Tradycyjny windowy temat. "Piętro szóste" pada komunikat. Życzę dobrej nocy i kieruję się do mojego mieszkania. A właściwie pokoju, bo mieszkanie wspólne, studencko-pracujące.
Przekręcam zamek, otwieram drzwi. Uderza mnie ciepło oraz odruch wymiotny. Ktoś musiał nam podłożyć trupa. Albo szczury przeprowadziły zmasowany atak i urządziły sobie u nas kuwetę połączoną z cmentarzem. Zaświecam światło. Patrzę się na wspólną kuchnię, która przeżywa syndrom poimprezowy. Musiała dużo przeżyć i wypić dużo alkoholu, gdyż w rogu znalazły się wymiociny. W zlewie mięso, które chyba zdążyło już samo się przetrawić. Butelki, szklani wypełnione napojami. Albo czymś co kiedyś nimi było. Paczki po chipsach walają się po ziemi. I do tego smród. Niczym skrzyżowanie wysypiska, publicznej toalety, a także wszelkich innych zapachów, przy których zapach obórki jest jak perfum od Armaniego. Wszystkie publiczne grzejniki rozkręcone na maksa i szczelnie zamknięte okna. Pięknie.
Wyciągam telefon. Na szczęście koleżanka wróciła już do miasta. Wycofuję się. Zakluczam drzwi. Po klatce roznosi się dźwięk moich kroków oraz "trytytyty" kółek walizki.
Bezpieczna u koleżanki rozpoczynam dochodzenie. Ja wyjeżdżałam prawie ostatnia - pozostała w naszym gniazdku jedynie Patrycja. Studentka politechniki, która już kilka razy zdążyła narobić w naszym raju bałaganu. Ale cóż, nie oceniam pochopnie. Dzwonię do pozostałej dwójki lokatorów. Jeszcze nie dotarli. Poradziłam im, aby kupili maski przeciwgazowe, bo w mieszkaniu jest tragedia. Wracają za tydzień. Szczęściarze. Następny telefon wykonałam do Patrycji. Ta odebrała zaspana, a nawet nie było 21.
- Cześć Pati, ty wyjeżdżałaś ostatnia, tak?
- No tak, 20. A czemu się pytasz?
- Bo przed wyjazdem trzeba było posprzątać po twojej wigilii dla znajomych, szczególnie, że jest tam jak na śmietniku".
- Nie rób tragedii, ogarnę po powrocie.
- Zapłacisz za firmę sprzątającą, a nie posprzątasz, bo do mieszkania nie można wejść.
Pominę dalszą część konwersacji, bo nie warto przytaczać tak emocjonalnych zdań. Szczególnie z dużą ilością agresji. Na czwartek zamówione sprzątanie. Może jednak wrócę do pokoju do końca tygodnia, zamiast spać w wannie u koleżanki.
Wtoczyłam się z walizką do windy. "Dobry wieczór" powiedziałam sąsiadowi, który zdążył dopaść zamykających się drzwi. Padają słowa o pogodzie. Tradycyjny windowy temat. "Piętro szóste" pada komunikat. Życzę dobrej nocy i kieruję się do mojego mieszkania. A właściwie pokoju, bo mieszkanie wspólne, studencko-pracujące.
Przekręcam zamek, otwieram drzwi. Uderza mnie ciepło oraz odruch wymiotny. Ktoś musiał nam podłożyć trupa. Albo szczury przeprowadziły zmasowany atak i urządziły sobie u nas kuwetę połączoną z cmentarzem. Zaświecam światło. Patrzę się na wspólną kuchnię, która przeżywa syndrom poimprezowy. Musiała dużo przeżyć i wypić dużo alkoholu, gdyż w rogu znalazły się wymiociny. W zlewie mięso, które chyba zdążyło już samo się przetrawić. Butelki, szklani wypełnione napojami. Albo czymś co kiedyś nimi było. Paczki po chipsach walają się po ziemi. I do tego smród. Niczym skrzyżowanie wysypiska, publicznej toalety, a także wszelkich innych zapachów, przy których zapach obórki jest jak perfum od Armaniego. Wszystkie publiczne grzejniki rozkręcone na maksa i szczelnie zamknięte okna. Pięknie.
Wyciągam telefon. Na szczęście koleżanka wróciła już do miasta. Wycofuję się. Zakluczam drzwi. Po klatce roznosi się dźwięk moich kroków oraz "trytytyty" kółek walizki.
Bezpieczna u koleżanki rozpoczynam dochodzenie. Ja wyjeżdżałam prawie ostatnia - pozostała w naszym gniazdku jedynie Patrycja. Studentka politechniki, która już kilka razy zdążyła narobić w naszym raju bałaganu. Ale cóż, nie oceniam pochopnie. Dzwonię do pozostałej dwójki lokatorów. Jeszcze nie dotarli. Poradziłam im, aby kupili maski przeciwgazowe, bo w mieszkaniu jest tragedia. Wracają za tydzień. Szczęściarze. Następny telefon wykonałam do Patrycji. Ta odebrała zaspana, a nawet nie było 21.
- Cześć Pati, ty wyjeżdżałaś ostatnia, tak?
- No tak, 20. A czemu się pytasz?
- Bo przed wyjazdem trzeba było posprzątać po twojej wigilii dla znajomych, szczególnie, że jest tam jak na śmietniku".
- Nie rób tragedii, ogarnę po powrocie.
- Zapłacisz za firmę sprzątającą, a nie posprzątasz, bo do mieszkania nie można wejść.
Pominę dalszą część konwersacji, bo nie warto przytaczać tak emocjonalnych zdań. Szczególnie z dużą ilością agresji. Na czwartek zamówione sprzątanie. Może jednak wrócę do pokoju do końca tygodnia, zamiast spać w wannie u koleżanki.
pokój smród
Ocena:
178
(228)
1
« poprzednia 1 następna »