Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nidaros

Zamieszcza historie od: 16 maja 2012 - 3:03
Ostatnio: 13 kwietnia 2013 - 20:54
O sobie:

"A ja myślę, że całe zło te­go świata bie­rze się z myśle­nia. Zwłaszcza w wy­kona­niu ludzi całkiem ku te­mu nie mających predyspozycji." (A.S.)

  • Historii na głównej: 39 z 62
  • Punktów za historie: 42025
  • Komentarzy: 301
  • Punktów za komentarze: 3953
 

#48215

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja klasa kończy w tym roku szkołę, co za tym idzie, przyszli absolwenci zaczynają się rozglądać za liceum.

Nasza miejscowość nie jest duża, więc i liceów nie ma dużo, raptem dwa i jedno niepubliczne. Jeżeli ktoś nie chce uczęszczać do żadnego z nich, ma do wyboru licea w mieście wojewódzkim, do którego rogatek dojazd trwa około godziny.

To niepubliczne liceum ma dość dobrą opinię, ale jeszcze "lepsze" czesne. Wyhacza sobie jednak zdolnych uczniów z miasteczka, rozpisując rokrocznie konkurs multidyscyplinarny, w którym nagrodą jest bezpłatna nauka w tejże szkole. Uczniowie dostają całkiem niezłą edukację, szkoła - najlepszych z miasteczka... Można jednak zgłosić do konkursu maksymalnie dwóch uczniów z każdej absolwenckiej klasy.

Miałem kilku kandydatów na oku. Na pierwszym miejscu niekwestionowanie był chłopak, który jest największym "mózgiem" w klasie, średnia semestralna 5.6 i dość biedna rodzina, więc nie miałby szans zapłacić czesnego z zasobów rodzinnych. Problem był z drugą osobą, tu były trzy dziewczyny, idące z nauką mniej więcej łeb w łeb. Oczywiście mogłem postąpić formalnie i rozpisać im jakiś test eliminacyjny, ale stwierdziłem, że najpierw zapytam, czy w ogóle chcą skorzystać z nagrody. Jedna z dziewczyn od razu zastrzegła, że ona idzie do liceum w mieście wojewódzkim, druga była mocno nakręcona na to prywatne. Trzecia powiedziała, że w zasadzie to ona jeszcze nie wie, raczej nie, raczej jedno z miejscowych liceów, bo ona chce się tam dostać do klasy o dość konkretnym profilu, którego w niepublicznej nie ma.

OK, wybrałem zatem tę nakręconą, niech spełnia swoje marzenie i ma swoją szansę.

Wieczorem telefon od matki dziewczyny niezdecydowanej: dlaczego nie było formalnego testu? Dlaczego nie dano szansy jej córce, która MARZY o tej niepublicznej szkole, która przeżyła STRASZNY zawód? Która podobno przepłakała cały wieczór?

Tłumaczę, że rozmawiałem z wszystkimi kandydatkami, że jej córka nie wyglądała na chętną i nie chciałem jej przymuszać. Zapytałem, co jest powodem nagłej zmiany nastawienia.

- Bo szkoła, do której chcieliśmy wysłać córkę, jest bardzo daleko i nie dam rady jej wozić, a ta niepubliczna jest tuż obok...

Odpadłem: miasto jest małe, do wybranej szkoły publicznej jedzie się 20 minut autobusem, o samochodzie nie wspomnę, dziewczyna ma lat 15 i autobusem przemieścić się potrafi samodzielnie, a ludzie, których dzieci nie podostawały się do przedszkoli w miasteczku, wożą je dzień w dzień do miasta wojewódzkiego... I mogą...

Aha - konkurs nie jest jedyną drogą, żeby uczyć się w tej szkole, a tę rodzinę akurat na czesne stać.

Edukacja - rodzice to ciekawa bajka.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 739 (819)

#48166

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność do opisania drobna, tyle, że może mam możliwość uniknięcia większej niebawem...

Potrzebujemy drobnego przeprojektowania w kuchni wraz z montażem sprzętu. Nie jest to może zadanie tak intratne, jak zamówienie przez klienta kuchni od zera, ale cóż, też zlecenie.

Ponieważ na domorosłym stolarzu nacięliśmy się już poprzednio, stwierdziłem, że podejdę do salonu projektującego kuchnie i zapytam, czy wykonają tę przeróbkę/naprawę (wolałbym załatwiać to przez nich, bo i speców od montażu mają, i sprzęty w okazyjnych cenach).

Wchodzę, dzień dobry, ja w takiej a takiej sprawie, ależ proszę, witamy pana, jak najbardziej, jesteśmy zainteresowani współpracą, czy pasuje panu spotkanie jutro o 17.00? No powiedzmy 17.00 z minutami.

Zgadzam się rzecz jasna. Ponieważ wczorajsze jutro to jest dziś, od 16.50 włączam w umyśle tryb "czekanie".

17.00 - nikogo.
17.10 - ni dudu.
17.20 - ni psa z kulawą nogą. Ile to jest "siedemnasta z minutami"? Z iloma minutami? No, ale może korek, czy coś...
17.30 - dzwonić? Dać jeszcze parę minut?
17.40 - dzwonię.

Ach tak, pan Nidaros, przepraszam najmocniej, jestem właśnie na targach w X., wracam jutro ok 17.00, hehe, czy może być w takim razie jutro o 18.00, tak, jutro to już na 100%...

Machinalnie potwierdzam jutrzejsze spotkanie, ale po rozłączeniu się zaczynam medytować, po co w zasadzie.

Bo jeżeli panu trudno jest powiedzieć o wyjeździe w dniu umawiania spotkania lub - jeśli wyjazd był niespodziewany - odwołać spotkanie ze mną, to ja się zastanawiam, jak będzie wyglądać współpraca przy realizacji.

usługi

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 423 (527)

#47487

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako wstęp ciśnie mi się wiązanka tak ostra, że może go pominę!

Dziś u Moich Kobiet w szpitalu. Wchodzę do pokoju odwiedzin, pokój jak pokój, kilka położnic siedzi ze swoimi gośćmi, dzieci obok nich w takich przeszklonych wózeczkach. Jakoś tuż obok nas czeka młoda dziewuszka, na oko z 17. Też po porodzie.

Po jakiejś chwili wpada do pokoju facet, którego aura samca alfa jest porównywalna z zakresem wybuchu bomby atomowej. To, że jest przy okazji łysym karkiem, mniejsza o to - znam takich, których można by zaaresztować za samą gębę, ale serce mają złote. Ten jednak dodatkowo porozumiewa się niepojętymi burknięciami, pomiędzy którymi pałęta się swojski, a soczysty przerywnik, który Włosi znają w wersji zgoła niewinnej, określając nim zakręty.

Dziewuszka szwargoce z nim szeptem przez chwilę, po czym pyta nas, czy rzucimy przez minutkę okiem na jej dziecię, bo chciałaby pójść z wyżej wymienionym na osobność. Wróci dosłownie za moment.

Zgadzamy się.

Owszem, wróciła. A raczej ją wniesiono.

Goryl wyprowadził ją do WC dla pacjentów, gdzie usiłował odbyć z nią stosunek. Tuż po porodzie. Skończyło się krwotokiem.

Lekarz chciał go zabić gołymi rękami.
Szkoda, że tego nie zrobił.

Szpital.

Skomentuj (83) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1489 (1587)
zarchiwizowany

#47469

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzięki za gratulacje, zaraz jadę do mojej matki, a od niej do szpitala. Jadę do niej, bo ma dla synowej obiad podszykować.

To jest właśnie kolejna piekielność.

Oddział położniczy to specyficzny oddział p/względem potrzeb żywieniowych (nie jedyny zresztą). Matki karmią (lub usiłują karmić) dzieci, jak natura zaplanowała. Po młodym jesteśmy już niby przetrenowani i wolni od psychoz, że szkodzi wszystko poza wodą źródlaną, ale jednak w pierwszych dniach należy trochę obserwować co się je, żeby dziecko nie rozpoczęło przygody ze światem od problemów z alergią lub trawieniem.

Tymczasem wczoraj, kiedy rodziliśmy, w menu były: zupa mleczna (ryzyko alergii dla malucha - najpierw klną mleko proszkowe, krowie, jako największy shit, potem faszerują położnice mlekiem), mortadela (samo zdrowie), na obiad m.in. fasolówka i kapusta zasmażana (nie ma to, jak mieć wiatry, kiedy się jest niewiastą po porodzie ze szwami w wiadomym miejscu). Przedwczoraj marchew z grochem (marchew - blokada perystaltyki, groch - patrz kapusta). Wieczorem szarawa kiełbasa serdelowa.

Ślubna poprosiła, żeby jej przywieźć rosół najzwyklejszy w świecie i duszoną pierś z kurczaka, żadne cymesy z Sheratona. Zwykłe, delikatne żarcie.

Przypuszczam, że na innych oddziałach wygląda to podobnie. Samo zdrowie i troska o pacjentów.

służba_zdrowia

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 367 (451)
zarchiwizowany

#47457

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno mnie nie było.

Urodziliśmy. 3 tygodnie wcześniej, ale jest ok.

W sensie Ślubna urodziła, a ja trzymałem ją za rękę - o oddechach nie przypominałem, żeby nie dostać w pysk.

Ale com się napatrzył w szpitalu, to moje...

Na razie jedno, co mnie wk...wiło, to "cegiełka" jako odpłatność za poród rodzinny.

Teoretycznie taki poród się należy nieodpłatnie. Szpitale jednak sobie radzą, jak mogą - wyskakuj, tatusiu, z 300 zł, oczywiście "w ramach darowizny", albo będziesz mógł małżonce prącej przez szybę machać.

Diabli wiedzą, kto tu winien, szpitale cienko przędą, ale...

Na razie to tyle, oddycham głęboko, idę spać - rano się u moich kobiet stawić trzeba.

służba_zdrowia

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (411)

#44614

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o służbie zdrowia. Ale nie o polskiej.

Mamy przyjaciół, którzy aktualnie mieszkają w Grecji. Właśnie przyjechali do Polski na święta i już zdążyliśmy ich odwiedzić (swoją drogą już się nie dziwię zapaści ekonomicznej tego kraju - znajomi są w Polsce 4-5 razy do roku i siedzą po 2 tygodnie, tyle się ma tam urlopu). Mają trzymiesięcznego synka. Podczas wizyty Ślubna zwróciła uwagę, że mały chrapliwie oddycha i zapytała, czy coś się nie dzieje.

- Eee, to tylko katar, byliśmy u naszego pediatry, mówi, że to nic takiego... On ma to od trzech tygodni. Wiesz, tam się tak dzieci nie chowa pod kloszem, jak w Polsce. Robimy mu inhalacje...

Ślubnej to nie przekonało i namówiła jednak znajomych do skonsultowania się z lekarzem tu na miejscu. Właśnie dzwonili. Zapalenie oskrzeli.

Grecki lekarz uważał, że to lekki katar.

Narzekamy na naszą służbę zdrowia - i często słusznie. Są i u nas konowały, a co gorsza, wieczny niedobór kasy sprawia, że warunki często-gęsto wołają o grom z jasnego nieba. Ale kiedy czasem słucham opowieści spoza kraju, zaczynam rozumieć, czemu polski lekarz za granicą zawsze znajdzie pracę.

służba_zdrowia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 655 (753)

#44523

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zakupy świąteczne w dużym markecie. Tu puszka groszku, tam grzybki do barszczu, tu stroik, tam kokardki do prezentów... Wśród wszystkich świątecznych durnostojek, które Ślubna wymyśliła sobie, aby dom przybrać świątecznie, są też poisencje - tzw. "gwiazdy betlejemskie".

Przy samym wejściu na halę stoi paleta pełna okazałych roślin. Kwiaty dość dokładnie opisane: wysokość rośliny, ile pędów, średnica doniczki, bo jest kilka wersji tradycyjnego świątecznego wiechcia. No i cena. Promocja! Nic, tylko brać! Jedyne 6.99 za doniczkę! Lud tłoczy się wokół, jakby kwiaty były ze złota, w końcu promocja! Okazja!

Wybieramy i my dwie rozłożyste sztuki, ale po chwili Ślubna mówi, że w sumie to chciałaby też doniczki. Zasuwamy więc na dział ogrodniczy, mocno na uboczu. Na dziale kolejna paleta z poisencjami. Przecieram oczy: cena 4.99.

Może to jakieś inne? Mniejsze? Nie; parametry na etykiecie się zgadzają...

Dwa złote tu, dwa złote tam... A zysk idzie w tysiące...

sklepy

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 623 (739)
zarchiwizowany

#44731

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Żeby nie być gołosłownym - w poprzedniej historii pisałem, że mam wiele opowieści spoza naszej pięknej krainy, dotyczącej różnych systemów opieki zdrowotnej. Pozwolę sobie po troszku się nimi dzielić.

Na początek ta najkrótsza, ale najmocniejsza.

Wesoła ojczyzna Sinead O'Connor i Arthura Guinnessa. Mój kumpel, wyemigrowawszy, ożenił się był z rdzenną mieszkanką Zielonej Wyspy. Ta natomiast miała dużo młodszą, kilkunastoletnią siostrę.

Miała, albowiem już nie ma.

Parę lat temu dziewczę zachorowało na nowotwór. Szpital, terapia i - niestety - przedwczesna śmierć.

Przegrała z nowotworem? Nie zdążyła. Zmarła na HIV, który załadowano jej dożylnie podczas transfuzji. W szpitalu.

służba_zdrowia za granicą.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 254 (350)

#43406

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciąża Ślubnej, póki co, przebiega dobrze, a my coraz bardziej optymistycznie czekamy planowego jej końca.

W ramach tego oczekiwania wybraliśmy się w zeszłym tygodniu na tzw. USG połówkowe. Ślubna na kozetkę, ja na taborecik, pani obsługująca urządzenie jeździ jego głowicą po brzuchu mojej lepszej połowy i mówi znudzonym tonem:

- Praca serca w normie, przepływy w normie, ten parametr tyle, tamten parametr tyle, mówić płeć?
- Tak, proszę! - mówimy podekscytowani.
- Hmm... a jakieś dzieci w domu są?
- Tak, mamy syna.
- No to dobrze, że jest syn, bo teraz TYLKO córka.

Osłupieliśmy na takie oświadczenie, sugerujące, że córka to ta mniej oczekiwana opcja... Osłupieliśmy do tego stopnia, że nie wpadliśmy na żadną ciętą ripostę, wydukaliśmy tylko, że przecież z córki bardzo się cieszymy.

Sam nie wiem nadal, jak to skomentować, ogrom absurdu jest tak duży, że jak mnie zatkało, tak trzyma dotąd.

służba_zdrowia

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 668 (970)
zarchiwizowany

#43620

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Empik.

Klient (do sprzedawcy na dziale z literaturą): Czy jest książka Marka Hłaski "Piękni dwudziestoletni"?
Sprzedawca: A kto to jest "Hłaska"?

Cóż.

sklepy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 39 (111)