Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nieja

Zamieszcza historie od: 5 kwietnia 2012 - 22:30
Ostatnio: 6 września 2018 - 3:20
  • Historii na głównej: 11 z 21
  • Punktów za historie: 10133
  • Komentarzy: 103
  • Punktów za komentarze: 871
 

#66043

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam wczoraj na spacerku z psem w godzinach porannych (świt miał być zaraz). Spotkałam w drodze powrotnej sąsiada, który też akurat wracał do domu (a deszcz padał).

Nasze psiaki się znają i lubią, więc szalały na smyczach, a my rozmawialiśmy - o psach oczywiście. Miło czas mijał, psy rozbawione, my ich pilnujemy, coby nikomu pod nogi nie wpadły.

Sąsiad jest starszym panem, który niedawno (3 lata temu) stracił żonę i zdecydował po jej śmierci adoptować psa ze schroniska. Wybrał schroniskowego brzydala. Jamnikowaty klusek z poważną nadwagą. Z psem chodzi dziennie w sumie 8 godzin i odchudza go w zdrowy sposób, czyli non stop kontrola weterynaryjna, specjalnie dostosowane jedzenie i wydatki większe niż na utrzymanie człowieka miesięcznie. Ale są szczęśliwi. On i pies. Bo psiak chudnie, powoli, ale skutecznie. Nie ma szoku dla organizmu, stawy są kontrolowane, a i pan zyskuje na zdrowiu.

W pewnym momencie przechodziła niedaleko panna (maksymalnie 22 lata?), róż, pełny makijaż, szpile i pies rasy york na rękach. Zatrzymała się i zaczęła, dosłownie odwracając wzrok od nas, mówić do drzewa obok:

- Widzisz, Borys, ja cię tak nigdy nie zapuszczę, jak taki zapijaczony głąb. Bo ja cię kocham i ze mną będziesz szczęśliwy.

I to nie było mruczenie pod nosem, oj nie. To był półkrzyk do nas. Moja psina jest szczupła i wysportowana, więc od razu wiadomo było, o co chodzi.

Ponieważ znam sytuację sąsiada, odwróciłam się do niej i powiedziałam: "Kochana, ten pies jest bardziej zadbany niż ty".

I co?

Usłyszeliśmy od panienki: „Osz ty kur*o, pijak psa tłuszczuje (?), a ty mi mówisz, że źle wyglądam?! Ty szmato! Nie popuszczę Ci kur*o!”. I poszła.

Sąsiad niestety wziął sobie słowa do serca i tak stał chwilę, po czym nie byłam w stanie rozpoznać łez w deszczu. Wydukał tylko: "kocham go, robię, co mogę”. Pocieszyłam go, na ile mogłam i się rozeszliśmy.

Żonę stracił po tym, jak za późno został rozpoznany rak, więc myślę, że jego potrzeba dbania o kogoś to forma walki z własnym sumieniem. I trafi się taka osoba, która zwykłymi słowami rani cię do serca.

P.S. Zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby dziewczyna wiedziała to, co my, to by pewnie (oby) zareagowała inaczej, ale poszła po prostu ostra wymiana zdań, raniąca tego, kto najmniej zasłużył...

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 442 (534)

#69033

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dopalacze. Rypie umysł i niszczy człowieka.

Byłam wczoraj w pracy dorywczej. Wykładałam towar, a że nie było żadnego pracownika ze sklepu na dany dział, to wzięłam telefon służbowy, co by ułatwić pracę kasjerom i osobie dyżurującej. Pracuję w marketach już jakiś czas i dogadałam się z kierownictwem, że mimo iż jestem zatrudniania na umowę zlecenie z zewnątrz, to w takich przypadkach jestem jakby 'pracownikiem marketu' i ich po prostu wspieram jak tylko mogę i przejmując obowiązki.

Market z tych olbrzymich, towaruje, dzwoni telefon 'Ochrona':
-"Nieja! Biegnij do kasy 01, masz najbliżej, ratuj kasjerkę, jestem zaraz za tobą!!! PIP PIP PIP".

Rzucam wszystko i biegnę do kasy, a tam facet jak szafa szarpie kasjerkę, tłucze ją pięścią w twarz i krzyczy coś o koszyku klawiatury (?).
Ja 160cm wzrostu stanęłam na sekundę jak wryta, co robić?! Rzut okiem w lewo prawo, ochrony nie ma, klienci w panice uciekają, to decyzja. Lecę. Szarpałam się z typem aż udało mi się uwolnić kasjerkę z jego uchwytu i po chwili podstawiłam mu nogę, dzięki bogu upadł.
Niestety upadł tak niefortunnie na mnie, że dostałam łokciem w oko, a przez uderzenie o posadzkę straciłam przytomność.

Nie wiem co było dalej, bo obudziłam się w karetce.

Następnego dnia koleżanka zadzwoniła i powiedziała mi, że kasjerka ma złamany nos. A ochrona? "Przybiegli" dopiero jak gość stracił przytomność. Innymi słowy ja, z drugiego końca marketu zdążyłam przybiec i coś zrobić, a oni? Nie wiem co robili. Facet z monitoringu nawet się z krzesła nie ruszył, a miał najbliżej, bo raptem 10 metrów...

Czeka mnie teraz batalia, bo takiego zachowania ochrony nie popuszczę.

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 710 (750)

#68344

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opisałam wczoraj sytuację z trudną klientką. W komentarzach Nikorandil porusza dość ciekawą kwestię, a mianowicie 'ochrona'. A tu dopiero zaczyna się cyrk i zgrzyt na poziomie ochrona/polityka firmy.

Pracuję w markecie, gdzie pracownikom patrzy się na ręce na każdym kroku. Pracujemy ciężko, zarabiamy mało, a staramy się naprawdę mocno, żeby wypłata była choćby troszkę wyższa. Choćby o te 100 zł. Za straty płacimy premią, za niewykonane cele płacimy premią, za brak sprzedaży na godzinę płacimy premią. Innymi słowy staramy się jak osły, a i tak co miesiąc na koncie najniższa krajowa, plus grosze.

Ale wracając do ochrony.
Niedawno gdy miałam drugie zmiany, miałam nieprzyjemność spotkać klienta, który sobie mnie upatrzył, dosłownie. Zawsze podchodził, zagadał, poplotkował. Tu jest ok. Ale jeśli 60-letni facet zaczyna mnie wypytywać o to kiedy mam wolne, czy wyskoczymy na piwo, czy może mam czas w weekend, zaczyna się robić niemiło. Zwłaszcza, że czuć od niego alkohol. Lekko bo lekko ale zawsze. Ale późniejsze pytania o to czy może jestem wolna i chętna po pracy, przechyliły moją skalę odporności na zaczepki na jego niekorzyść. A jak już mówiłam, polityka firmy mi ręce wiąże...

Trzeciego dnia miałam dość upokarzania i podeszłam do ochrony. Facet stwierdził, że póki klient tylko mówi do mnie, to on nic nie zrobi. Tu mój błąd. Podeszłam do najbliższego ochroniarza którego nie znałam. Podobno był nowy. A klient poszedł.

Następnego dnia sytuacja ta sama. Idę wściekła, bo gość bez pardonu pytał mnie jakie pozycje lubię. Opisuję sytuację, a chłopaczek do mnie "ale co ja mogę? ja nie wyproszę klienta!". Nieszczęście moje, trafiłam na kolejnego nowego, który ma swoje wytyczne i rozumu nie użyje, bo straci pracę.

Następny dzień to samo.
Klient do mnie gada, ja mu mówię 'do widzenia', urywam mu w pół zdania i idę na monitoring gotowa batalię wszczynać.
Pokój monitoringu otwiera mi ochroniarz który jest naprawdę w porządku i jest zastępcą szefa ochrony. Jak usłyszał co mu powiedziałam, zrobił się bordowy ze złości. Ale ponieważ klient już poszedł, kazał mi dzwonić w razie ponownych sytuacji, bo jak się okazało miał ze mną przez następny tydzień zmiany.

Następny dzień.
Podchodzi klient, pyta czy może dziś najdzie mnie ochota. Biorę służbowy telefon do ręki, dzwonię na YYY i mówię 'Adam? Zajmij się Panem'. W sekundy Adam przyszedł, zabrał gościa, poszedł, później spisał protokół i dał mi do podpisu. Później jak byłam na przerwie mi uświadomił, czemu nikt wcześniej nie reagował.

'Nieja, ochrona ma wytyczne, których się musi trzymać. Jak przyjdzie trudny klient i fizycznie pracownika nie dotknie, to oni się boją reagować, bo premia idzie w las. Bo tu możesz nazwać pracownika 'Kur*ą' a ochrona nie może nic, bo nic się nie stało. A jak ochroniarz zareaguje, to nie ma premii, bo to 'tylko słowa'. A jak zareaguje gdy klient obraża pracownika, to ma 500 zł w plecy.'
Zapytałam go wtedy, czy on w takim razie za poprzednią akcję poniesie konsekwencje.
Odpowiedź:
'Owszem, jestem stratny te 500 zł w tym miesiącu ale i moje sumienie czyste będzie.'

Następny dzień.
Przychodzi ten sam, przesiąknięty denaturatem facet, zadaje tak zbereźne pytania, że dzwonię po Adama i odchodzę, a facet idzie za mną. Adam dopadł gościa i gdzieś zabrał. Pewnie do pokoju.

Za godzinę Adam podchodzi do mnie gdy wykładałam towar i mówi:
'Nieja, złożyłem wypowiedzenie, więc niedługo będziesz musiała kombinować. Dali mi z centrali ultimatum. Albo złożę wypowiedzenie, albo dyscyplinarka.'
W szoku zapytałam, za co dyscyplinarka?!
Ano za psucie atmosfery na sklepie bez powodu.

Witamy w Auchan!

Skomentuj (72) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 682 (750)

#68331

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Praca fizyczna wesoła nie jest, chyba że ma się zgranych współpracowników. Wtedy to i dźwigając po 20 kilo na 5 sekund przez bitą godzinę można się pośmiać. Pracuję w markecie i powiem Wam, że jak zobaczycie drobną kobietę która dźwiga po dwie zgrzewki mąki na raz, robi to szybko, poci się przy tym, a koleżanka obok robi to samo i obie się śmieją, to macie market gdzie atmosfera w pracy jest super i każdy pracuje dając z siebie wszystko. Ale klientom przeszkadza to, że jest dwóch pracowników obok siebie...

Ładowałam hurtem z koleżanką mąki. Syzyfowa praca, bo za 4 godziny będzie tam pusto, więc trzeba się uwijać, żeby później pójść do swojej alejki za którą się odpowiada (finansowo w formie zabranej/dodanej premii/ w ekstremalnych przypadkach naganą), zrobić swoje i wrócić na mąki i później to samo od nowa (a na dział gdzie są między innymi mąki nie ma nikogo, a jak tam będzie niezrobione i spadnie sprzedaż, to i premia ucięta. W skrócie "każdy za swoje, każdy za niczyje").
W trakcie naszej syzyfowej pracy podchodzi klientka nerwowym krokiem, wiek około 40. Koleżanka tylko zdążyła powiedzieć 'oho, idzie'.

I nagle jak mi kobita nie ryknie do ucha: "Chcę produkt X, może łaskawie mi któraś powie gdzie jest?!".
Odpowiadam ze spokojem, choć prawie upuściłam zgrzewki na stopy, tak mnie wystraszyła: "Pójdzie Pani tam, wejdzie w alejkę numer 123 i od razu patrzy Pani w lewo, trzeci regał od dołu. Tam będzie X." Poszła.

Za 2 minuty telefon z kas. Klienta natychmiast chce mówić z pracownikiem działu. Patrzę ze smutkiem na koleżankę, bo będzie musiała sama walczyć ze zgrzewkami, ale lecę. Przy kasie ta sama babka i z za przeproszeniem 'ryjem' do mnie: - Jesteście bezczelni, w dupie się poprzewracało od nieróbstwa! Ja chciałam kupić X, a wszyscy mieli to gdzieś! Jak tak można! Co wy tam robicie! Plotki o dupie Maryni?! A klient?! By was cholera.... - i tak dalej.
- Dobrze, już przynoszę.
I idzie kobita za mną i zaczyna się nakręcać, rzucając coraz częściej wulgaryzmy.
Biorę produkt do ręki z miejsca, które jej dokładnie opisałam, podaję i bez cienia zawiści czy złości podaję mówiąc "proszę uprzejmie". Zatkało ją. Po chwili znowu zaczęła się na mnie wydzierać, kląć, wyzywać i poszła do kasy.

Następnego dnia wzywa mnie kierownik do siebie na dywanik. A że jestem pracownikiem sumiennym i pracowitym, który faktycznie robi, zastanawiam się co jest grane. Od roku kierownik nic ode mnie nie chce, bo robię. Inaczej to wygląda z osobami, które olewają pracę ALE.
Poszłam do kierownika i rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

- Co to kur*a ma być Nieja?!
- Wygląda jak skarga...
- Na Ciebie?!
- Kierowniku, klienta była bardzo...
Przerwał mi mówiąc:
- Pierd*l to, nie ma dyrekcji, ja to nadzoruje i wiem jak było ale kur*a, Nieja. Jak już będzie dyrekcja, to będę musiał przez taką Ci*ę dać Ci naganę, a mnie nie stać na to żeby przez takie piz*y stracić dobrego pracownika.
- No rozumiem, ale co ja mam wtedy zrobić jak się taka klienta trafi?
- Kur*a nie wiem ... Dobra, nie było sprawy.

Dwa miesiące później:
Dźwigam z inną koleżanką worki po 50 kilo, żeby dać na regał. Uwijamy się, bo za chwilę musimy sprawdzać terminy u siebie i na alejkach gdzie nikogo nie ma, a nikt nie chce stracić tych cennych groszy premii, więc czas goni.

Podchodzi ta sama klientka i widząc mnie zaczyna z pretensjami w głosie o coś pytać. Położyłam z koleżanką worek z towarem na półkę i kiwnęłam jej głową w lewą stronę (u nas to znaczy trudny klient). Odwracam się i pytam co by potrzebowała... Przez pół godziny kładłam jej zakupy do koszyka, bo ona chce to, tamto, tamtego trochę... A oczyma wyobraźni widzę jak koleżanki zapierniczają z paletami ale zęby zaciśnięte. Zakupy zrobiła, poszła do kasy, nawet podziękowała. Lecę biegiem na magazyn, bo mam jeszcze godzinę do końca zmiany, a mam 3 palety do zrobienia... Telefon, dyrekcja... Aż mi się zimno zrobiło. Dyrektor nowy, nie znam go, ponoć kosi ludzi jak chce. Prosił o natychmiastowe stawienie się do Punktu Obsługi Klienta.

Rozwścieczona klientka, spokojny dyrektor i wściekły kierownik.
Klientka się wścieka, że pracownicy nic nie robią, a jak się prosi o pomoc, to olewają, ona chce żeby mnie zwolniono, bo jak mnie prosiła o coś to stękałam i szłam tak powoli, że ją szlag trafiał. I ona sobie nie życzy robić zakupy w takim miejscu, więc albo mnie zwolnią, albo ona tu więcej nogi nie postawi.
Chwila rozmowy w 4 osoby. Przeprosiłam ją (a wrzucałam jej do wózka tak szybko, że dosłownie sunęła alejkami i towar sam się w koszu pojawiał, dokładnie ten co chciała). Dyrektor oznajmił, że będą srogie konsekwencje, po czym jak już ta z uśmiechem się oddaliła, zostałam zaproszona do pokoju dyrekcji z kierownikiem. Wtedy już tylko myślałam o tym ile na bezrobotnym dam radę rachunki płacić. A co dopiero opłata za szkolę? Dojazdy?

Zamknęły się drzwi, 30 sekund ciszy, a dyrektor jak nie wybuchnie śmiechem. Popluł się! Mój kierownik był nastawiony na walkę z nowym dyrektorem, a ten ze śmiechu nie mógł mówić!
Jak się uspokoił powiedział:
Durna dzida. I co kochani, zmarnowaliśmy 1,5 godziny na te durną babę. Już myślałem Nieja, że wybuchniesz, ale było super! Ja bym jej oczy wydrapał. Wiesz, robisz wszystko co od Ciebie wymagamy i więcej, trafi się taka to trzeba udawać i tyle. Kierownik, idź po wodę, odsapniemy i posiedzimy chwilę, bo widząc jak Nieji ręce się trzęsą, boję się ją puścić na sklep. Niech odsapnie biedna!

Jeden klient z pretensjami...

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 536 (642)

#57873

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Udałam się dziś do sklepu z zabawkami po prezent. W środku była tylko Pani Ekspedientka i matka z córką (4-5 lat?). Sympatyczna, młoda Ekspedientka zapytała mnie, czy w czymś pomóc. Potrzebowałam jednak chwili do namysłu, więc podziękowałam i stwierdziłam, że za moment Pani zajmę chwilę, ale najpierw się rozejrzę.

Międzyczasie dziewczynka chodziła po sklepie i patrzyła na wózki dla lalek. Pomyślałam, że to urocze i wróciłam do oglądania asortymentu.

Kiedy dziewczynka uważnie oglądała wózki, jej mama podeszła do ekspedientki i coś cicho powiedziała. Było to dłuższe zdanie, a zwróciło to moją uwagę, ponieważ było aż nadto nienaturalne. Mama dziecka praktycznie przykleiła się do ucha Pani Ekspedientki.

Po chwili mała podchodzi do ekspedientki i mówi:
- Dzień dobry, chciałabym coś wybrać.
Ekspedientka podeszła z nią do wózków i mała zaczęła mówić:
- Bo ja mam pieniążki i ten wózek mi się podoba, mogę go kupić?
Ekspedientka: A ile masz pieniążków?
Dziewczynka: Mam siedemdziesiąt złotych.
Ekspedientka: Ten wózek kosztuje więcej, przykro mi.
Dziewczynka: A ten?
Po chwilowym zamyśleniu ekspedientka odpowiada, że też więcej.
Dziewczynka podeszła do najmniejszego wózeczka, takiego dosłownie byle jakiego i pyta:
- A ten mogę kupić? (Tu już mała miała łzy w oczach.)
Ekspedientka spojrzała na mamę (matka ani drgnęła), więc odpowiada charakterystycznym łamiącym się głosem:
- Na ten też nie masz pieniążków kochanie.

Po tym mała poszła, ciągnąc nosem na sklep bez celu. Ja w tym momencie stałam osłupiała, bo na wózkach była jak byk cena 40zł/55zł/60zł/90zł i wzwyż, a młoda pytała o najtańsze.

Zaczęłam iść oniemiała w ich stronę, kiedy usłyszałam jak matka do ekspedientki mówi:
- Masz swoje 10zł, tak jak mówiłam.
I nagle coś w Ekspedientce pękło. Zignorowała matkę i podeszła do małej:
- Kochanie, jest dziś promocja! Jak masz 70 zł to możesz któryś z wózeczków kupić!

Później potoczyło się szybko. Mała wybrała wcale nie najdroższy na jaki było ją stać wózek i szczęśliwa, z mniej szczęśliwą mamą opuściła sklep.

Nie byłabym sobą gdybym nie spytała Pani Ekspedientki co się właśnie stało.

Co się okazało. Mamie nie podobało się, że jej córa tak strasznie chciała wózek dla starej, zniszczonej szmacianej lalki, którą dostała od Babci. Kazała ekspedientce zawyżać cenę tak, by mała nie mogła nic kupić.

Nie wiem jakie stosunki miały jej matka z babcią. Wychodziło jednak na to, że młoda babcię kocha. Nie wiem czy babcia żyła/nie żyła/była straszna dla córki... Wiem, że mała kochała babcię.

Matka była ubrana, że się tak wyrażę, ponad przeciętnie. Córa zresztą też. I trzymała tę szmacianą, wytarganą, brudną lalkę w rączkach.

Szczerze, bez względu na okoliczności, dla mnie matka była z piekła rodem. Zwłaszcza, że jak się okazało, mała te 70 zbierała długo na wymarzony wózek...

Opole Centrum Sklep z Zabawkami

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 859 (1035)
zarchiwizowany

#55863

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie potrafię skomentować tego, co przed chwilą usłyszałam. Przyzwyczaiłam się już do tego, jak wychowane są dzieci w dzisiejszych czasach. Jednak dziś zostałam zaskoczona podwójnie w ciągu 15 sekund.

Opiszę po prostu całą sytuację.

Na podwórku bawiła się dwójka dzieci, wiek przedszkolny. Rodziców w pobliżu nie było. Dziewczynka i chłopiec huśtali się huśtawkach. Ogólnie fajny widok, uroczy.
Po chwili dziewczynka radośnie woła w stronę balkonów:
-Mamo! Mamo!
Mama wychodzi na balkon po dłuższej chwili.
-Co?!
-Kocham Cię!
-I tylko po to mnie wołałaś?
Po czym wróciła do domu.

Dziewczynka nadal się huśtała, tylko uśmiech z twarzy zniknął.

Plac zabaw

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 16 (56)
zarchiwizowany

#49202

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczoraj wróciłam ze spaceru z psem i byłam tak zdenerwowana, że aż mi się ręce trzęsły. Gdyby nie moje opanowanie, to najpewniej miałabym sprawę o pobicie. Na szczęście do tego nie doszło.

Ale po kolei...
Poszłam z moją suczką na działki, żeby się wybiegała. Miejsce z dala od ulicy i innych niebezpieczeństw. Kiedy widzę kogoś z psem w oddali, biorę moją na smycz i podchodzę zapytać, czy psy się mogą zapoznać i pobawić. Do tej pory spotykałam się z bardzo miłą reakcją. Tym razem było podobnie.

Podobnie a nie tak samo, ponieważ właścicielka psa na moje standardowe pytanie odpowiedziała "NO".

Lekko zdziwiona puściłam moją suczkę i psy zaczęły zabawę. Mała uwaga: Moja waży 17 kg i ma 6 miesięcy. Jej dorosły już pies, na moje oko, jakieś 50 kg.

Stałam z właścicielką drugiego psa w milczeniu. No cóż, nie każdy może mieć ochotę na pogadankę, więc się nie narzucałam. Psy się dobrze bawiły i to dla mnie jest najważniejsze.

Po chwili się odezwała:

[Kobieta]: - Chudy ten twój husky (w głosie wyraźna pogarda).
[Ja]: - To nie jest husky. To kundelek ze schroniska. A chuda nie jest, taka jej uroda.
(Kobieta wyraźnie nie była zadowolona z mojej odpowiedzi).

W pewnym momencie kobieta z przerażeniem wrzasnęła w stronę psów "RUPERT UCIEKAJ!" i zaczęła biec w ich stronę. W momencie kiedy krzyknęła, moja suczka przewróciła jej psa i stała nad nim podgryzając w zabawie. Psy się wystraszyły i popatrzyły w jej stronę. Wyglądało to mniej więcej tak, że moja stoi nad jej psem, jej pies trzyma mojego za wargę i patrzą zaskoczone w naszą stronę.

Całe szczęście byłam na tyle przytomna, że ruszyłam zaraz za kobietą. Kiedy ona zbliżyła się do psów zamachnęła się nogą na moją suczkę. Złapałam ją w ostatniej chwili za fraki i pociągnęłam w swoją stronę, czego rezultatem było jej lądowanie na dupsku...

[Kobieta]: - Zabieraj tego kundla od mojego psa, bo go zabiję! Agresywne bydlaki powinno się usypiać, a nie wśród porządnych ludzi prowadzać!
(Moja suczka przestraszona schowała się za mnie, a jej pies zaczął uciekać).
[Ja]: - Jeszcze raz spróbujesz uderzyć mojego psa, to połamię ci ręce!

Kobieta podnosząc się, rzucała epitetami i wołała jednocześnie swojego przerażonego psa. Trwała słowna przepychanka, a kiedy się podniosła, chciała mnie uderzyć smyczą, którą miała w ręce. Złapałam ją za rękę i spokojnie (o ile to było możliwe) powiedziałam, że moja cierpliwość się kończy, a jak się skończy to nie ręczę za siebie.

Wyszarpała z uścisku rękę, odwróciła się i zaczęła iść po swojego psa, który się już położył na plecy i z przerażeniem się oblizywał...

[Ja]: - Spodziewaj się sprawy w sądzie! Są tu kamery, a ty właśnie próbowałaś pobić mnie i mojego psa.
[Kobieta]: - Ty się na mnie rzuciłaś psychopatko! Uśpią to twoje bydle! Uśpią i ja tego dopilnuje!

Podczas tych przepychanek słownych dowiedziałam się, że kundelki powinny być usypiane, bo są agresywne i nieprzewidywalne. Tylko rasowe psy mają prawo żyć. To tak w skrócie...

Czy jakaś kamera nagrała całe zajście nie wiem. Blefowałam. Wiem, że jest niedaleko jakaś kamera, ale czy skierowana tam gdzie byłyśmy nie mam pojęcia.
Nie wiem też, czy jeśli nagranie będzie, to czy wszystko nie obróci się przeciwko mnie, bo w sumie ją przewróciłam, a mi się nic nie stało...

Nie wiem co robić. Ciężko mi to wszystko sobie poukładać w głowie... A jeśli ona wytoczy mi sprawę, jak się bronić?

To jakiś koszmar.

działki

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (160)
zarchiwizowany

#47058

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Właśnie wróciłam ze spaceru z psem. To jeszcze szczeniak, kocha cały świat i cieszy się na widok każdego.

Mijał nas jakiś facet, zatrzymał się i zaczął rozmowę.

Facet: - Jaki śliczny psiak! To husky prawda?
Ja: - Nie, to kundelek ze schroniska, nie wiem co z niego wyrośnie.
Facet: - Pani się nie wygłupia! Ile kosztował? Z tysiąc chyba co?
Ja: - Mówię Panu, to kundelek.
Facet: - Tak tak, jasne. Ale jak się cieszy! Widać, że mnie lubi! Mogę się z nim przejść kawałek?

Poirytowałam się, bo widać że facet coś kombinuje.

Ja: - Nie, nie może Pan.
Facet: - Pójdę tylko kawałek!
I wyciąga rękę po smycz.

Odsunęłam się i mówię, że sobie nie życzę...

Facet splunął mi pod nogi, popatrzył na mnie tak, że mi się gorąco zrobiło. Na szczęście po prostu się odwrócił i zaczął się oddalać. Odprowadziłam go wzrokiem upewniając się, że nic nie wywinie.

Po kilku metrach się odwrócił i krzyknął "P***A!".
Odpowiedziałam grzecznie: Miło mi, Nieja jestem!

Nie mam pojęcia czy był pod wpływem jakiś środków/substancji, bo normalnie się nie zachowywał.

Nie wiem jak to skomentować...

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 203 (273)
zarchiwizowany

#46996

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno nie byłam tak zła na samą siebie i własną głupotę...

WSTĘP:
Od około roku zapuszczałam włosy praktycznie od zera (względy zdrowotne). Jak mi włosy nieco podrosły, postanowiłam się zafarbować na czarno. Niestety w krótkich czarnych wyglądałam niekorzystnie, więc stopniowo, ostrożnie rozjaśniałam włosy, żeby pozbyć się koloru. Zajęło mi to sporo czasu, gdyż nie chciałam ich zniszczyć. Po długim czasie zapuszczania niesfornych włosów zdecydowałam, że pora wyrównać ostatecznie kolor.

Wybrałam kolor około 3 tony ciemniejszy od moich naturalnych (wybrany kolor: ciemny blond Garnier'a). Oczywistym jest, że farba po zmieszaniu i kontakcie z tlenem robi się nieco ciemniejsza , więc podczas nakładania nie zwróciłam na to uwagi, bo to po prostu norma.

Po nałożeniu farby zajęłam się innymi sprawami i po odpowiednim czasie poszłam papkę z włosów spłukać, bardzo szczęśliwa, że w końcu będę mieć "normalne" włosy (kto schodził z czerni ten wie jak to wygląda).

Kiedy woda była już czysta, spojrzałam w lustro i się zaśmiałam. Włosy ciemne BARDZO. No nic, pewnie przez to, że mokre.

Po długim płukaniu i myciu okazało się, że moje włosy są ... Czarne. Magia? Przeznaczenie? Błąd producenta? A skąd! Rzuciłam się na opakowanie i co się okazało? Jakiś "dowcipniś" podmienił zawartości opakowań. Jak to zobaczyłam byłam tak wściekła na siebie, że zaczęłam... Się śmiać i płakać jednocześnie! Kto normalny nie sprawdza "numerków" na buteleczkach?...

Swoją drogą kolor wyszedł ładny... Ale serio? Czarne? NAPRAWDĘ? "Nosz ku..."

Idę zaraz po czarną hennę do brwi, żeby w miarę normalnie wyglądać...

P.S. Przy okazji udam się do POK'u powiedzieć im, że czeka ich cudowny przegląd multum opakowań farb do włosów...
Drogie Panie i Panowie, sprawdzajcie czy numeracja się zgadza. Ja robiłam to przez jakiś czas ale rutyna się odezwała, psia mać...

Market TESCO Opole

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 235 (369)
zarchiwizowany

#45977

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wstęp:
Po pierwsze: Nie ważne jakich argumentów ktoś będzie używał, moim zdaniem zwierzak "dla dziecka" to pierwszy sygnał o braku wyobraźni. Zwłaszcza jeśli dziecko jest bardzo małe.

Po drugie: Młode koty czy psy uczą się tego, jak mocno można ugryźć czy podrapać podczas zabawy od matki i rodzeństwa. Jeśli taka możliwość jest im odebrana, potrafią dość mocno podczas zabawy "uszkodzić" człowieka. Dlatego samemu trzeba je nauczyć, kiedy jest "za mocno". Da się to zrobić bardzo łatwo i bezpiecznie (bez zbędnego znęcania się nad stworzeniem).

Po trzecie: Zwierzęta powinni posiadać ludzie nie tylko o wielkim sercu, ale też wyobraźni.


Historia:
Pewien mężczyzna chciał dla swojej 4 letniej córeczki małego kotka, żeby się dziewczynka nauczyła wrażliwości do zwierząt. Nie posiadał on wcześniej kota, jednak wydawało mu się, że spokojnie podoła zadaniu. Trafił do niego kilkutygodniowy kociak. Wiadomo, że młody kot uwielbia się bawić i psocić. Dziecko ładnie się z kotkiem bawiło, nie było większych problemów. Dziewczynka pomagała w karmieniu i sprzątaniu po nowym przyjacielu.

Pewnego dnia (kiedy kotek był już u nich trochę ponad tydzień), kociak dość mocno ugryzł i zaczął drapać dziecko. Ojciec, by odgonić kota od płaczącej córki, rzucił w niego tym co miał pod ręką (kapciem).
Rzucił kapciem tak niefortunnie, że kociakowi skręcił kark.

polska wieś

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (38)