Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nyord

Zamieszcza historie od: 5 kwietnia 2011 - 13:59
Ostatnio: 29 stycznia 2024 - 17:48
  • Historii na głównej: 51 z 92
  • Punktów za historie: 37099
  • Komentarzy: 103
  • Punktów za komentarze: 590
 
zarchiwizowany

#17322

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
A teraz historia dzisiejsza. Sprzedając swój towar jeżdżę po terenie dosyć już przetrzebionym przez konkurencje, wiec o swoje trzeba walczyć. Ogólnie na miesiąc zabieram około 2-3 klientów właśnie moim konkurentom. Stosuje różne sztuczki i fortele żeby przekonać potencjalnego klienta do zmiany dostawcy.
Jednym z moich forteli jest wykup towaru konkurencji i sprzedaż swego w zamian. Wygląda to mniej więcej następująco, klient kupuje mego towaru tyle ile potrzeba, jednak płaci towarem konkurenci i dopłaca gotówką. Ludzie na to chętnie przystają, bądź biorą mniej mego towaru i wyprzedają konkurencji. Wykupiony towar też trzeba gdzieś zamienić na gotówkę więc sprzedaję go w zaufanych punktach gdzie już z właścicielami jestem na stopie lekko koleżeńskiej.

Wracając do historii. Konkurencji zastosowali inny fortel, bardzo nie miły i oskarżający mnie, cóż lubią tak działać. Fortel ten nazywa się kartka papieru czyli na owej kartce są zapisane jakieś teksty oskarżające mnie i dyskredytujące w oczach klientów niby poparte aktami prawnymi, jednak co jest ciekawe, praktycznie wszystkie te akty prawne są z przed zmiany ustrojowej w Polsce czyli z przed 1989 roku. Konkurencja w ten sposób „zakazuje” (naprawdę zakazują słownie) handlu ze mną. Ja ich argumenty zbijam prostymi słowami: „Jakby panu/pani kazali wskoczyć w ogień, wskoczył/a by pan/pani?” Na dodatek ostatnio mam ze sobą zawsze prawo handlowe którym oni się posiłkują.

Wracając jednak to historii. Zajeżdżam właśnie do takiego zaufanego punktu, witam się ze sprzedawcą i właścicielem i zaczynamy rozmawiać. Jednak na tapetę wchodzi temat konkurencji która trafiła na mój punkt na którym właśnie wisi ich towar. Zdarzyło się cóż. Jednak oni wielce oburzeni, krzyczą że podadzą mnie do sądu, że coś tam innego. Wszystko na sklepie. Że ze mną nie wolno handlować, pokazując te swoje świstki i ich nowy argument: że jestem ZŁODZIEJEM bo sprzedaje ich towar. Tutaj nie wytrzymałem, poprosiłem o wizytówkę którą oni zostawili i zapytałem czy mogę zadzwonić do nich. Właściciel od razu powiedział że musi być na głośniku (fajny facet), sprzedawca też chce być przy tym, wiec szybka kartka że za 15 minut sklep będzie otwarty bo przyjęcie towaru i jazda.

[J]a- Dzień Dobry dzwonie z firmy takiej i takiej, słyszałem że nazywacie mnie ZŁODZIEJEM.
[P]rzedstawiciel- Dzień Dobry, bo tak jest, sprzedaje pan nie swój towar.
[J]- Posłuchaj, po pierwsze mnie nie znasz, po drugie złapałeś mnie za rękę gdy coś kradłem? Po trzecie chyba jeszcze nie znasz pojęcia wykup towaru.
[P]- Ale pan sprzedaje nie swój towar.
[J]-Bo go wykupiłem ze sklepów gdzie już go nie chcieli, bo był ZA DROGI.
[P]- Jak to wykupił pan?
[J]- Normalnie, jest takie pojecie jak wykup towaru. Sprawdz sobie.
[P]- Ale ja mam tu przepisy prawne że nie może nim pan handlować.
[J]- To niech pan sobie wyciągnie tą swoją magiczną karteczkę i zacznie czytać. Od pierwszego punktu.
[P]- Artykuł prawa nr 1.203.212 (stawiam byle jakie bo nie pamiętam dokładnie) z 1953 roku o zakazie handlu towarami ble ble ble.
[J]- To teraz ja. Artykuł prawa nr 1.203.212 z roku 1953 z nowelizacją z roku 2003. Treść artykułu. No i gdzie jest nowelizacja. Nie ma, możesz czytać następny
[P]- To jakaś nowelizacja była? Następny to 2.891.02 z roku 1978 coś tam, coś tam.
[J]-Nowelizacja była dość dawno, jakieś 8 lat temu, wcześniejsza z 1999, jeszcze wcześniejsza 1992. Artykuł 2.891.02 z roku 1978 z nowelizacją w 1997.
Było tych kilka artykułów, które zbijałem swoimi argumentami.
[J]-Wiec chyba lepiej zagłębić się w prawo i sprawdzić co się rozdaję i mówi, a nie powtarzać jak papuga co? Jak chcesz wyśle Ci mms te nowelizacje jeżeli nie wierzysz.
[P]- Ale szef mi tak kazał robić i tak mówić.
[J]- Jak Ci szef powie że wypłaty nie dostaniesz bo poszła na paliwo do jego auta to też tak pokornie to przyjmiesz? Pomyśl co mówisz. Daj mi teraz nr. do tego twego szefa.
Tutaj podyktował mi numer. Ja dzwonie do tego wielkiego [S]zefa.

[J]-Dzień Dobry, dzwonie z firmy takiej i takiej, czy mógłbym dostać dokładny adres pańskiej firmy.
[S]- Słucham? Po co?
[J]- Musze mieć dokładne informację do sądu, chce pozwać pańską firmę o zniesławienie mojej osoby przez pańskiego pracownika.
[S]-Co?
[J]- To co pan usłyszał, zostałem poinformowany że jestem ZŁODZIEJEM, zadzwoniłem do pańskiego pracownika który takie informacje rozpowszechniał i on powiedział że pan kazał tak mówić. Na dodatek zastanawiam się czy nie podać także pana i pańskiej firmy o wprowadzanie klientów w błąd na podstawie błędnych, nie istniejących bądź zmienionych aktów prawnych. Chodzi mi o tą kartkę którą pańscy kierowcy zostawiają na MOICH punktach.
[S]- Co? To są prawdziwe akty prawne!
[J]- Tak pan uważa? Wszystkie mają podłoże prawne w PRL, jak wiadomo od 1989 roku żyjemy w RP. Czyli nasza gospodarka przekształciła się z gospodarki centralnie planowej na gospodarkę kapitalistyczną. Mamy tak zwany WOLNY RYNEK. Mam tą oczerniającą kartkę akurat przed oczami, pozwoli pan że zacytuje: Artykuł prawa nr 1.203.212 z roku 1953 bla bla bla. Obecnie w prawie handlowym ta artykuł został znowelizowany w 2003 roku. Treść ustawy jest taka a taka.
[S]- pip, pip…
[J]- Znajdę sobie w Internecie. Dowidzenia.

Rozłączył się, cóż przynajmniej dostarczyłem ogromnej rozrywki moim klientom, którzy dusili się ze śmiechu. Teraz pozostaje tylko czekać jak potoczą się dalej sprawy i czy dalej będą rozpowszechniać te bzdury.

Konkurencja

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (299)

#16890

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z klubu piłkarskiego, pierwsza na razie utknęła prawdopodobnie u admina i oczekuje na akceptacje.

Starałem się być na każdym meczu zespołu dla którego pracowałem. Niedziela, koniec września bądź początek października. Czekamy wraz z kibicami na mecz. Wychodzą zawodnicy obu drużyn i sędziowie, z chorągiewką dostrzegłem mego sąsiada, facet jest fanatykiem futbolu, zresztą sędziuje dla podtrzymania kondycji bo jest strażakiem. Mecz to była jedna wielka żenada. Sąsiad sygnalizuje prawidłowy spalony, główny nawet nie reaguje. Na 10 spalonych zostało odgwizdanych dwa, lekkie przepchniecie przeciwnika skutkowało faulem, jednak tylko z jednej strony. Nasz zespół do przerwy przegrywał „tylko” 1-0 po fantastycznych paradach bramkarza. Mieliśmy na koncie także 4 żółte kartki. Sędziowie wchodzą do swojego prowizorycznego boksu, za nimi uderza od razu tam prezes przeciwnej drużyny. Jako że stałem nie opodal słyszałem całą rozmowę:

[L]-Liniowy
[G]-Główny
[P]-Prezes
[G]-Co ty se kur*a wyobrażasz, chorągiewką tak machać. Ja pierd*le co za cymbał. Wsadź sobie ją w du*e, a nie machasz.
[L]-Ty ślepy jesteś? 10 spalonych a ty 2 odgwizdałeś 2?
[G]-Bo tak ma kur*a być!
[L]-Jak? Sędziuj normalnie albo Ci tak przypierdo*e że własna żona Cię nie pozna.
(sąsiad jest potężnej postury i główny się zamknął
[P]-Panie liniowy ile pan chcesz?
[L]-Co?
[P]-No ile pan chcesz za mecz, oni wzięli po skrzynce wódki.
[L]-Co kur*a? Po skrzynce wódki? To temu takie jaja. No dobra to wiesz pan panie prezes. To ja chce 10 skrzynek wódki, 5 skrzyń browaru, z 5 kg karkówki i 10 kg kiełbasy, a i bym zapomniał nowego grilla to sobie jutro zrobię. – i wyszedł wkurzony.
[P]- Pojeb*ło chyba go. Dobra Mietek sędziuj jak było, nie zwracajmy uwagi na pajaca, i następnym razem się pilnuj, żeby znowu jakiegoś kut*sa w zastępstwie Ci nie dali. Albo niech Leszek już tyle nie pije i biega z wami.

Przegraliśmy 3-0. Jednak widok po meczu bezcenny. Mecz zakończonym, liniowy podbiega do głównego, prawy prosty, facet leży nieprzytomny, biegnie za drugim liniowym który zdążył się zabunkrować w aucie. Podbiega do tego prezesa i takiego kopa mu wysadził że ten chyba całą drogę stał.

Cóż korupcja w Polskiej piłce będzie zawsze. Jak widać w najniższych klasach rozgrywkowych nawet za parę butelek wódki można kupić mecz. Tak było 4 lata temu. Teraz pewnie jest podobnie.

Mecz IV czy V liga.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 653 (733)

#16828

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeszcze jedna historia z salonu tatuażu mego kolegi. Postanowiłem zrobić następny tatuaż. Mały i niewidoczny, jednak dość skomplikowany bo robiony na nadgarstku, na całym obwodzie. Wychodzę z założenia że tatuaż to osobista sprawa i ten oto nowy będę nosił pod zegarkiem który i tam ma bardzo grubą skórzaną bransoletę i będzie owe dzieło całkowicie zasłaniał. Siadam na fotel daje swoją grubą i owłosioną szynkę (czytaj przedramię), kumpel zabiera się do wygolenia ręki. Właśnie w chwili pierwszego pociągnięcia żyletką po ręce wchodzą do salonu dwie dziewczyny i jedna do drugiej:
-O kur*a pedał, rękę mu goli następny debil! O lol. Idziemy stąd Jolka, nie będziemy u pedała robić tatuażu.

I wyszły, nam nie pozostało nic jak się wyśmiać z zaistniałej sytuacji.

Tatuaż

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 556 (620)
zarchiwizowany

#17217

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wracając dzisiaj z trasy, będąc jakieś 20 km za Białą Podlaską w kierunku Białegostoku, słyszę na CB-radio jak jakiś jegomość woła
- Jak dojechać z Wygwizdowa Dużego do Pierdziszewa Małego.

Myślę chyba mijałem którąś z tych wiosek niedawno. Nie pamiętam dokładnie nie będę się odzywał. Tylko kto do cholery pyta jak dojechać z jakieś wioski do innej? Tak sobie myślałem. Wtedy odzywa się jakiś inny mobil i tłumaczy. Jednak pytający odpowiedział następująco:
-Ale idiota, przez lasek szybciej się dojedzie. Gruby hu*u.

Tutaj odpowiadający zaczyna się wkurzać, pyta po co się pytał pytający. Na co następna seria bluzgów w jego stronę. Później obrażająca resztę CB-radiowego społeczeństwa. Wiadomo piątek, ludzie do domu zjeżdżają. Chcą jak najszybciej właśnie w domowe zacisze trafić, a tutaj jakiś idiota zaczyna sobie jaja robić. Pan odpowiadający się wkurzył na maksa i grozi że jak znajdzie tego „gnoja” to nogi z d*py powyrywa. Kolejna fala bluzgów, coraz więcej osób się wkurza i pytającego obsmarowuje. Wtedy szybkie hasło odpowiadającego „jeden wyżej”. Ja szybko zmiana kanału na jeden wyżej a tam dyskusja.

-Chłopaki zaraz musze zjeżdżać na pauzę, znajdę debila i mu wpierdziele, tylko wiecie jak to z 2-3 wioskowych chłopów siedzi to samemu strach.-mówi pytający
-Słuchaj ja mogę na chwile zjechać. Mam już nie daleko do domu wiec mogę Ci pomóc, jak namierzysz daj znać.
-Ja też się pisze.

Parę osób się zebrało, chyba pytający nie podłapał o co chodzi z hasłem: „jeden wyżej” i dalej na 19-tym uskutecznia swoją podwórkową łacinę. Zaraz po 3-4 minutach na 19 mówi odpowiadający: „znalazłem, jeden wyżej”. Chłopaki się dogadali. Patrzę przede mną Kamis skręca i zawraca. Pewnie będzie pomagał. Czekam na rozwój wypadków. Po około pół godzinie widzę we wstecznym lusterku że Kamis wyprzedza po kolei samochody za mną. CB w ruch i pytam:

[J]a- Kamis to jak tam z tym delikwentem?
[K]amis- Skąd kolego nadajesz? A nic siedział sobie jakiś 16 letni szczyl w Polonezie i przez CB nadawał. Tylko źle trafił, ten którego obrażał to facet z TIRa który nie był w domu od dwóch tygodni. Ostro go podku*wił. Zjeżdżam ja, ten od Tira, jeszcze dwóch chłopaków z dostawczakami. Wchodzi na podwórko a ten szczyl jak nas zobaczył, od razu się zabarykadował. My już gotowi poloneza na bok przestawiać, kiedy wychodzi chłop i pyta co się dzieje. Wytłumaczyliśmy, kazał dla synalka wysiąść, ten posłusznie wysiadł to takiego kopa mu wywalił że aż jaja zadzwoniły. Przeprosił i się rozjechaliśmy, ten z TIRa jeszcze został bo na gościnę gospodarz zaprosił.

Taki apel dla ludzi robiących sobie jaja na CB, lepiej uważajcie bo łatwo was na mierzyć. Jak któryś się wkurzy chętnie was poszuka i zrobi porządek. Choć na CB różne elementy się trafiają, jednak to już opowieść na inną historię.
PS. Jestem bez weny, dopiero co wróciłem z trasy wiec proszę o wybaczenie.

CB Radio

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 323 (359)
zarchiwizowany

#16883

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeszcze jako nastolatek, na dodatek niepełnoletni. Dostałem propozycje charytatywnej pracy w jednym z mniejszych klubów piłkarskich na Podlasiu. Jako że „prezesem” został mój znajomy, starszy kolega z którym się dość długo znam, zaproponował mi tą fuchę. Jako że futbolem interesuje się do dziecka zgodziłem się. W kopaniu piłki najlepszy nie byłem, jednak mój kolega znał mój talent organizatorski i dlatego mnie przyjął. Dzisiaj to stanowisko by nazywało się Dyrektor do spraw marketingu i sponsoringu, wtedy nazywało się to: Lataj i szukaj sponsorów bo klub jest strasznie biedny.

Kumpel miał wizję stworzenia klubu który w oparciu o sponsorów by był klubem który jest samowystarczalny, czyli kupno piłek i strojów, zorganizowanie wyjazdu na mecz i wiele innych. Miał wiele innowacyjnych pomysłów, jak organizacja pikników czy różnych innych atrakcji w małej mieścinie gdzie owy klub istniał.
Udało mi się parę osób zwerbować co dawały dość spore miesięcznie datki na klub to jeden właściciel sklepu dawał 300zł miesięcznie, to szef wulkanizacji dał 500zł miesięcznie itd.

W ciągu pół roku udało nam się klub przekształcić nie do poznania. Piłkarze który do tej pory grali tylko dla sportu, teraz grali z większym zacięciem i wolą walki z powodu bonifikaty finansowej. Wiadomo że dla 18-latka 100-200 czy 300zł miesięcznie do sporo. Do klubowej kasy miesięcznie wpływało około 4-5 może 6 tyś. miesięcznie od samych sponsorów. Klub miał jak zorganizować wyjazd, zorganizować pierwsze klubowe pamiątki typu szalik czy kubek, zapewnić wodę podczas meczu czy nawet utworzyć niewielkie premie za wygrany czy zremisowany mecz.

Jednak ktoś był łasy na te pieniądze. Ja w późniejszym czasie dostawałem około 300zł miesięcznie co i tak wszystko szło na paliwo do auta (w miedzy czasie skończyłem owe 18 lat i zdałem prawo jazdy). Kolega prezes robił wszystko charytatywnie.

Wracając jednak do historii i wejścia w iście piekielny klimat. Przyszedł do nas jeden z okolicznych przedsiębiorców, parę miesięcy wcześniej proponowałem mu sponsoring jednak kategorycznie odmówił. Teraz za to był chętny i wykładał na stół 1000zł miesięcznie, czyli największą sumę ze wszystkich sponsorów. My oczywiście w skowronkach. Jednak owy pan zażądał czegoś w zamian. Najlepiej miejsca na koszulkach. Jednak nie było to możliwe, ponieważ miejsce na koszulkach zostało sprzedane zaraz po rozpoczęciu pracy przeze mnie w klubie. Chcieliśmy żeby wszystko wyglądało profesjonalnie wiec spisaliśmy odpowiednią umowę, jeżeli chcielibyśmy ją zerwać musimy oddać kobiecie która nas sponsorowała całe dotychczasowe uposażenie. Zresztą owa pani płaciła także dość sporo miesięcznie, a na dodatek sama na własny koszt kupiła nowe koszulki wraz ze swoim logiem zawodnikom zespołu. Odmówiliśmy i mówimy że gdzie innej z tyłu, bądź na rękawku czy spodenkach można jego reklamę zrobić. Nasi sponsorzy mieli także reklamy na bandach wokół boiska, wykonywane one były już na koszt klubu. Nie zgodził się. Kombinujemy, kombinujemy i owy pan mówi że da te pieniądze jeżeli dostanie się do rady nadzorczej klubu. Coś takiego tam istniało i był w niej mój kolega, jakiś zasłużony działacz Solidarności i były dyrektor szkoły, który ten klub prowadził przed kolegą. Kolega tłumaczy że rada nie może składać się z 4 osób bo nie dojdą do porozumienia bo może być 2 na 2 w głosowaniu i takie tam. Owy pan wpadł na pomysł że jeszcze jego syn chętnie będzie jednym z radnych. Jednak tutaj ja postawiłem liberum veto, jeden sponsor jedno miejsce. Na drugi dzień przychodzi syn i także okazuje wole sponsorowania klubu, ojciec prowadził warsztat samochodowy, synek natomiast miał sklep z częściami do aut. Kwota nieco niższa niż ta ojca jednak zawsze to ponad 1,5 tyś. więcej w klubowej kasie, zawsze te pieniądze można na coś przeznaczyć. Teraz możecie zgadywać co się stało. Po dwóch tygodniach owi panowie wraz z namówionym Solidarnościowcem oskarżyli prezesa o defraudacje pieniędzy i przeznaczenie ich na auto. Owszem kumpel kupił samochód 2 miesiące wcześniej, jednak za jego własnoręcznie zarobione pieniądze. Poszedł się wytłumaczyć, pokazał wszystkie kwity i rachunki, na co odpowiedz była jedno znaczna, kwity można podrobić. Wszystko było udokumentowane na fakturach, poświadczali i piłkarze że dostają pieniądze i firmy od których były brane różne rzeczy. Na nic to się zdało. Kolega został odwołany głosami 3-2. Kumpel dostał wilczy bilet, spakował manatki i udał się na podbój świata do Anglii.

Teraz koniec historii. Owy przedsiębiorca był bardzo łasy na pieniądze. Wiadomo że w małych mieścinach ludzie się znają, z jednym ze sponsorów wódkę wypił z drugim i mniej więcej dowiedział się ile ludzie dają na sponsorowanie klubu. Przekalkulował i wymyślił podstęp którym odwoła prezesa i zgarnie kasę za nic. Wszystko się udało. Otóż dogadał się z Solidarnościowcem że da mu miesięcznie 300zł czyli podliczając ze średniej 5tyś. nie całe 10%. Reszta pójdzie dla nie go i syna. Tak o to wykombinował że położy łapę na kasie. A tak bym zapomniał, jeżeli przebrnęliście przez całą historie i czytaliście ze zrozumieniem zauważyliście że zaproponował 1000zł sponsoringu. Te 1000zł weszło tylko raz. Po 3 dniach po odwołaniu prezesa przynosi dla mnie pisemko. Umowa taka sama co podpisaliśmy wcześniej, tylko kwota z 1000zł stała się uwaga uwaga! Werble! 50zł miesięcznie. Każe mi podpisać i starą umowę zniszczyć. Mowie że nie takie były ustalenia. On na to że on jest prezesem i tyle ile chce wtedy da. Powiedziałem tylko tyle że nie mam zamiaru bawić się z nim w takie gierki i odchodzę. Na umowie oczywiście były dwa takie same podpisy jako sponsor i prezes. Podałem mu tylko świadectwo mojej charytatywnej pracy, podpisał i wyszedłem. Więcej nie postałem w tym klubie.

Co udało się zbudować w klubie przez pół roku przeze mnie i kolegę, zostało za przeproszeniem rozpier*olone w miesiąc. Klub z piątego miejsca, najwyższego w ostatnich bodajże 5 latach spadł na 10. Piłkarze w ciągu tygodnia po dojściu do władzy nowego prezesa otrzymali komunikat że premie są zmniejszone o połowę, po miesiącu że nie ma ich wcale bo: „poprzedni prezes wszystko przehulał”. Sponsorzy także powoli uciekali. Jeden po drugim. Nie dawno minęło 4 lata od mego przyjścia do owego klubu i rozpoczęcia w nim pracy. Teraz klub wygląda tak samo jak zaczynaliśmy prace, prezes dalej urzęduje i chełpi się że prezesuje. Tylko ludzie w tej mieścinie czekają znowu na lepsze czasy, dla ich klubu i dla siebie.

Pewnie zapytacie co z kolegą, dalej jest w Anglii, znalazł fajną posadę i pracuję. Powoli myśli o powrocie, ludzie już dawno nie wierzą w te bajki o defraudacji pieniędzy. Jednak on dalej nie może się przemóc żeby wrócić. Dalej go boli jak go potraktowano.

PS. Uprzedzam pytanie, tak uczyłem się w LO i byłem przed maturą, nie wiem jak to wszystko dzieliłem, ale jakoś się udawało. Tylko szkoła miała mi za złe że tak mało w niej bywałem. Frekwencja jedynie 52%. Nie ma czym się chwalić. Jednak maturę zdałem najlepiej z klasy:) Co też jest ciekawe.

Piłka jest okrągła a liczy się kasa

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (259)

#16354

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było to parę ładnych lat temu, wraz z kolegą, który świeżo zdał prawo jazdy, wybraliśmy się na Giełdę Samochodową.
Mój kumpel pochodzi z bardzo zamożnej rodziny.
Także trzeba zaznaczyć, że kolega ma kompletnego fioła na temat motoryzacji i mechaniki pojazdów 4 kołowych potocznie zwanych autami. Uczył się w technikum mechanicznym, teraz studiuje mechanikę.

Jednak wracając do tematu, kumpel zdał prawo jazdy, ojciec zaoferował się że kupi mu auto: oczywiście z salonu, nówka sztuka nie śmigana. Jednak kumpel jak wcześniej wspomniałem para się mechaniką nie mógł na to przystać, bo po co grzebać w nowym samochodzie? Umówił się z ojcem że ten dołoży mu 50% do wybranego przez siebie auta. Jako że sam odłożył kwotę dużą jak na statystycznego 18-latka, miał do dyspozycji razem z pieniędzmi dołożonymi przez tatę aż 20tyś. zł czyli kwotę starczającą na fajną i w miarę świeżą furkę.

Wybraliśmy się na giełdę i oglądamy samochody, jedne tańsze, inne droższe. Dochodzimy w pewnym momencie do WV Passata przy którym stał jak domniemywam właściciel. Oglądamy i kumpel wychwytuje małe szczególiki o które będzie pytał owego sprzedającego:
[K]-Kumpel
[S]-Sprzedający
[J]-Ja

[K]- Dobry, ile pan chce za tego Passata?
[S]- No jak widać 19, zejdę do 18 żeby się go pozbyć.
[K]- A dlaczego chce się go pan pozbyć, przecież to jest ładne auto.
[S]- No widzisz (przejście na T) kupiłem nowszy sprzęt, większy i lepszy wiec tego muszę się pozbyć.
[K]- Tylko trochę zawyżył pan cenę.
[S]- Toż to full opcja, to tanio jak na full opcje! Coś ty mi tu bredzisz.
[K]- Tylko że te autko było bite, lewy boczek od pasażera.
[S]- Jakie bite, jakie bite i ty masz jakaś chorobę? Lewy boczek od pasażera. Hahahahaha.
[K]- No bite, bite. Pan podejdzie widzi pan tą przednią i tylną szybę na przedniej mamy 2006 rok na tylnej 2005. A na reszcie 2003. Znaczy że 2003 zszedł z produkcji. Góra styczeń, luty 2004. Po 2 drzwi są ładne spasowane jednak mamy mały szczegół. Dolny róg przednich drzwi nie jest identyczny niż ten po prawej stronie. Mamy około pół centymetra różnicy. Po 3 od pasażera bo mamy tutaj anglika proszę pana. Nie wiem jak pan po przekładce kierownicy widzisz w prawym lusterku, ale domyślam się że nic. Widoczność góra 30%. Proszę pana za tego Anglika to pan weźmiesz góra 12 może 13 tys., a nie 18.
[S]- Co ty pieprz*sz gówniarzu. Wypierd*laj jak się nie znasz! Wypierd*laj gówniarzu, bo du*e skopie! Jak Ccie nie stać to nie marudź. Na rower się przesiądź! Hahahaha. Rowerem zapier*alaj!
[J]- Człowieku opanuj się, on ma rower który więcej jest wart od tego twoje samochodzika. Jak wystawiasz to przynajmniej zrób z nim porządek, a nie liczysz na łatwą kasę!
[S]- Wypierd*lać gównarzeria!

Cóż kumpel kupił auto tydzień później od dziadka, który wszystko jak na spowiedzi powiedział. Że lekko uderzony, że coś tam i coś tam. Samochód które zakupił to bardzo fajne i ekonomiczne autko o nazwie Ford Focus. A owy Passat stał na giełdzie jeszcze długo, jakoś miesiąc, może 2. Ktoś się zlitował i kupił go za 14 tys. bo z każdym tygodniem cena malała i topniała.

Giełda

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 466 (540)
zarchiwizowany

#16519

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako że jestem na małym przymusowym urlopie, przypominam sobie niektóre piekielne historie z przeszłości. Zaznaczam że będzie długi i będzie bardzo szczegółowy wstęp który ma na celu wyjaśnienie wszystkich kwestii.

Zaraz po maturze, dostałem od kuzyna ofertę wyjazdu do kraju tulipanów. Kuzyn ów mieszkał tam już spory czas, zadomowił się, dorobił się dwójki dzieci, a mnie zaprosił żebym sobie dorobił w trakcie najdłuższych wakacji w życiu. Prace miałem nagraną od razu ponieważ owy brat cioteczny odchodził i zaproponował że na wakacje sprowadzi swoją rodzinę czyli mnie. Jako że żył w dobrej komitywie z byłym dyrektorstwem i nie pali za sobą mostów. Zgodzili się. Wypisałem zaświadczenia upoważniające rodziców do składania papierów na studia i w długą do kraju depresji i wiatraków.
Praca była ciężką, a polegała na pracy na taśmie przy sadzonkach kwiatowych. W budynku było 6 taśm, a ludzie przy taśmach byli podzieleni na trzy osobowe zespoły. Jeden zespół układa doniczki na taśmie, drugi wsypuje ziemie, trzeci zasadza roślinkę, czwarty podlewa, piąty zbiera wszystko i pakuje do magazynu. Ja trafiłem do zespołu sadzących owe roślinki, właśnie na miejsce brata.
Dość szybko się zaaklimatyzowałem bo dwójka moich współpracowników była Polakami i kolegami kuzyna, po tygodniu już miałem taką samą efektywność pracy jak oni. Jednak wracając do taśm na naszej taśmie pracowały trzy trójki Polaków, trójka Czechów i trójka Ukraińców. Była także taśma samych Turków, na innej pracowali sami Bługarzy i Romowie, na innych już różne narodowości: Hindusi, Marokańczycy, Słowacy czy Węgrzy, byli także dwaj Holendrzy którzy gdzieś w swoim życiu się pogubili.
Co jakiś czas chodził miedzy taśmami kierownik i mówił, tu dobrze, tu to popraw, tu tamto i owamto. Jak w pierwszym tygodniu dość często zwracał mi uwagę, już w następnych chwalił naszą trójkę, zresztą całą taśmę za bardzo wysoką efektywność i szybkość. Właśnie ten kierownik dla danej taśmy dawał tak zwane małe premię do poborów zazwyczaj 50 czy 100 €. Właśnie w moim pierwszym miesiącu pracy nasza taśma dostała taką premie w wysokości 70 €. Co było dla mnie zaskoczeniem, jednak kierownik zaznaczył że nadrobiliśmy ten tydzień i byliśmy lepsi od drugiej taśmy o 10%.
Tak jak kierownik nas chwalił to Bułgarów i Romów cały czas opieprzał za nie dokładność i wolną pracę. W Lipcu także przodowaliśmy, jednak to komuś się nie spodobało. Po pracy pożegnałem się z kolegami i udałem się piechotą do domu. Zawsze podczas takiego spaceru podsłuchiwałem Holendrów, łapałem słówka i podziwiałem budynki i kanały. Jednak teraz nie było mi to dane. Po oddaleniu się od firmy już na jakiś kilometr, z wnęki miedzy budynkami woła mnie Ivan, jeden ze wspomnianych Bułgarów. Jako że znajomy z pracy, podchodzę pytam co jest (znał trochę angielski chyba jako jedyny z tej paczki Romów i Bułgarów i był chyba ich Hersztem) Było ich tam z 4.
[I]van - Słuchaj nowy! Chcesz jeszcze tutaj popracować?
[J]a -O co Ci chodzi człowieku?
[I] – Teraz mnie posłuchaj. Jest taki system że ja i moja taśma co 2 miesiące ma dostawać premie. Koledzy chyba Cię o tym nie poinformowali. Dlatego ja Cię informuję. Ten miesiąc był wasz, lipiec ma być nasz. Rozumiesz.
[J]- Nie zbyt. Jak będziesz sumiennie pracował wraz ze swoją ekipą to dostaniecie premie. Teraz to wam się nie uda, bo ja jestem w naszej ekipie. – powiedziane w formie żartu.
[I]- Ma nam się udać! Tutaj już pogroził mi nożem.
Cóż pokiwałem tylko głową, bo nie wiedziałem w co uzbrojeni są pozostali i oddaliłem się.
Kuzyn od razu zauważył ze jestem jakiś zasępiony wiec mnie wypytuje i wyciągnął co się stało po pracy. Powiedział że przed moim przyjściem do roboty na miejscu Czechów pracowało 3 wielkich Polaków, każdy ważył około 150kg i był wielkości słonia i nigdy czegoś takiego nie proponowali. Natomiast już od dłuższego czasu są zastraszone linie produkcyjne wielonarodowe gdzie miedzy różnymi pracownikami trudno się dogadać. Poradził mi żeby pracować tak samo. Cóż ja pracowałem tak samo, jednak efektywności na taśmie spadła. Czesi którzy akurat wykładali doniczki trochę zwolnili tempo. Myślałem że popili i teraz trochę wolniej. Jednak jeden, drugi, trzeci dzień pracują jakoś nie mrawo. Oglądam się przez ramię patrzę na Ivana i jego taśmę, a tam wszyscy uśmiechnięci i tylko pogrożono mi palcem. Postanowiłem pogadać z Czechami jako z braćmi, przecież Lech, Czech i Rus byli braćmi z legendy. Na zmianę obiadową schodziła jedna ekipa, po 15minutach mieliśmy wyjść i na nasze miejsce wchodziła inna ekipa tak żeby tylko jedna taśma stała podczas obiadu. Po powiedzeniu mego planu moim grupowym usiadłem razem z Czechami i pytam co się dzieje chłopaki. Jeden z nich był z Cieszyna wiec po Polsku rozumiał i potrafił się komunikować. Od razu zaczęli się wykręcać i takie tam. Postanowiłem zapytać wprost czy coś im nagadał Ivan. Najmłodszy spuścił głowę i już wiedziałem. Zaczynam z nimi gadać że tak nie może być że banda obszczymurków będzie nami rządzić. Wygłosiłem mowę której bym się nie spodziewał po sobie. Powiedziałem że jeżeli wygramy to będą nam chcieli wpieprz*ć, jednak to są Romowie i Bułgarzy, oni są tylko mocni w grupie. Opowiedziałem im że w Białymstoku też się szwendają po mieście Romowie, zaczepiają ludzi, a jak dostaną wpierd*l to od razu są spokojni. Natchnąłem ich do lepszej pracy. Ukraińcy też dostali taką propozycje nie do odrzucenia, jednak jak zobaczyli że kwiaty i tak wolno schodzą z taśmy to nie ingerowali jeszcze bardziej. Czesi podnieśli się z dołka psychicznego i już po przerwie pracowali ze zdwojoną szybkością.

Na następny dzień, zaczepiłem taśmę Słowaków i Węgrów. Pogadałem z nimi chwile i także chcieli przyłączyć się do buntu. Tak codziennie zaczepiałem inne taśmy i wszyscy przyłączyli się do walki z „wielkimi gangsterami”. Przyszedł koniec miesiąca. Kierownik odczytuje rezultaty pracy i znowu nasza taśma na pierwszym miejscu, natomiast nasi koledzy z nożami byli uwaga na ostatnim. Ivan i reszta jego paczki wkurzeni po wsze czasy zapowiedzieli zemstę. Wychodzimy z pracy i co widzimy Ekipę Ivana z nim na czele. Było ich może z 20 kilku czyli koło 2 taśm. Wyszliśmy my i tak stoimy i patrzymy na nich. Ja jako prowodyr mówię, to co będziemy się bić czy nie. To dawaj! Krzyczy do mnie. Twoja ekipa na moją ekipę. Machnąłem ręką za plecami. Na co on zrobił wielkie oczy i wskoczył do najbliższego auta i uciekł. Na następny dzień nikt z jego taśmy w pracy się nie pojawił. Wszyscy przynieśli wymówienie i już Ivana do końca pobytu nie widziałem.

Może nie jest to historia o jakiejś wielkiej piekielności, jednak ludzie trzeba walczyć o swoje, bo jak przyjdzie taki jeden gnojek z drugim i będą chcieli wchodzić Ci na głowę to zanim się obejrzysz będziesz ich niewolnikiem. Walczmy o swoje.

Kwiaty Holandii

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 335 (375)
zarchiwizowany

#16355

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przed chwilą opisałem historię z giełdy i rozmowę mego dobrego kolegi ze sprzedającym, a teraz inna historia z giełdy samochodowej.

Otóż będąc jeszcze w Liceum, 2-3 lata wstecz co do opisanej przed chwilą historii. Dorabiałem sobie na tym zaszczytnym zlocie fanów motoryzacji i biznesu. Moja praca polegała na pytaniu i jeżeli ktoś się zgodził umieszczaniu ogłoszenia na Allegro bądź Otomoto za odpowiednią opłatą. W dobry dzień można było zarobić nawet do 150zł.
Chodzę miedzy samochodami i pytam ludzi czy chcą ogłoszenie i słyszę taką rozmowę miedzy dwoma dresami:
-Ty słuchaj to ma 280 na liczniku. O kur*a to musi zapier*alać!
-Nooo, ostro musi walić po garach. Nikt Ci nie dorówna na drodze stary!
-Jasna sprawa ziom. Trzeba kupić.

Była mowa o Bolidzie Młodego Wieśniaka E36 z najsłabszym silnikiem 1,6. Odpowiednia informacja była oczywiście umieszczona na kartce wewnątrz auta.

Giełda

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 28 (126)
zarchiwizowany

#16156

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia jeszcze z poprzedniego wieku, opowiedziana nie dawno przez ojca.
Ojciec mój od zawsze był kierowcą, to znaczy od swojej pełnoletniości. Poszedł do wojska na kierowcę, po wojsku był kierowcą i dalej jest kierowcą. W wojsku udało mu się zdobyć prawie wszystkie kategorie. Nie może jedynie prowadzić Tirów z naczepą. Po za tym szczegółem może prowadzić wszystko no i jeszcze latać szybowcami. Już po zmianie ustroju tata dalej pracował w wojsku jednak już nie był żołnierzem, a cywilem pracującym w Wojskowym Pogotowiu. Wszystko fajnie i miło bo ograniczona ilość pacjentów, sam jak szedł do lekarza to bez kolejki i takie tam. Jednak w pewnym momencie zaczęli zmniejszać wypłaty, tata nigdy nie zarabiał dużo, a jak zaczęli uszczuplać wypłatę o parę złotych, to było trzeba z tym coś zrobić. Toż ma się rodzinę na utrzymaniu. W ciągu roku przeszedł aż 3 obniżki poborów więc zaczął działać.

Ojciec dostał się na rozmowę do jednej z pierwszych firm spedycyjnych, chyba był to SPEDPOL (prawdopodobnie już nie istniejąca). Spedycja w tamtych czasach wyglądała tak że jechałeś z Białegostoku powiedzmy do Gdańska przez Płock, Toruń, Bydgoszcz i dopiero Gdańsk i wracając powiedzmy przez Elbląg, Olsztyn i Ełk do Białegostku. Cały czas musisz podróżować w nocy bo od 6 do 9 rano są przyjmowane paczki. Wiec zamiast jedno góra dwu dniowej trasy wychodził zawsze tydzień. Jednak wracając do meritum opowieści. Ojciec ubrany jak „struś na Boże Ciało” wchodzi do gabinetu dyrektora. Za biurkiem młody chłopak, świeżo po studiach i opowiada o pracy. Tato miał jeździć 8 tonówką i rozwozić paczki. W pewnym momencie rozmowa schodzi na ilość kilometrów które ojciec miałby przejeżdżać w ciągu jednej nocy:

[D]-Dyrektor
[T]-Tata

[D]- Czasami u NAS w firmie trzeba robić aż ponad normę. Tak 1200km w jedną noc.
Ojciec w śmiech, dyrektor zdziwiony się pyta co się dzieje z czego się pan tak śmieje.
[T]- Z głupoty którą pan obecnie palną. Nie da się przejechać w jedną noc 8-tonówką 1200km.
[D] Oczywiście że się da, u nas kierowcy tak robią. – powiedział z dumą.
[T]- A teraz ja mam pytanie do Pana, jeździł Pan kiedyś takim autem? Ma pan chociaż prawo jazdy na takie auto?
[D]- Nie mam, ja nie musze takimi autami jeździć.
[T]- To dlaczego pan pierdzielisz głupoty że się da 1200km, skoro otwarcie mówię że się nie da ponieważ kierowcy mają ograniczenia które są sprawdzane na Tachografach, po drugie w Polsce mamy takie drogi jakie mamy, cześć jest w robocie i ich nie przeskoczysz i nie pojedziesz 100km/h. Po trzecie to nie jest rakieta którą się lata tylko jeździ i ma pewnie ogranicznik na 110-120km/h.
(Wchodziły pierwsze przepisy o czasie pracy kierowców itp. oraz tachografy)
[D]- Toż panu mówię że się da. Nasi kierowcy tak robią.
[T]- Jeżeli tak robią to nie pozostaje mi nic innego jak złożyć sprawę do PUP-u że wykorzystujecie kierowców i nie przestrzegacie prawa pracy. Nie mamy o czym rozmawiać. Dowidzenia.
Ojciec się ubrał i wyszedł.

Po dwóch tygodniach znalazł jeszcze lepszą prace od tej w spedycji. Mimo że szef choleryk i lubił wrzeszczeć na ludzi to godziwie płacił, dawał paczki dla dzieci i jak to mój ojciec określał strzelał z gumki co polegało na tym że jeżeli jeździłeś w sobotę bądź niedziele (według szefa dni wolne od pracy) bo tak się złożyło, bądź szef prosił. Boss wyciągał plik banknotów, odliczał jakaś ilość (od 500 do 2000 złotych) i dawał jako premie uznaniową.

SPEDPOL

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 196 (226)
zarchiwizowany

#15838

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak już wspominałem we wcześniejszych opowieściach, mieszkam na wsi. Od niedawna co prawda, bo nie całe 2 lata. Jednak jak chcesz mieć ugotowane i uprane to lepiej trzymać się maminej spódnicy. Ja jako typowy mieszczuch który wychował się w mieście po przeprowadzce przeżyłem szok, jednak do wszystkiego da się przyzwyczaić, a oto moja historia.

Jeszcze na początku XXI wieku rodzice kupili działkę z domem do remontu na wsi. Po około 2 latach dokupili kawałek ładnej łąki jakieś 500metrów dalej, ponieważ ś.p sąsiad potrzebował gotówki na ślub najmłodszej córy. Przyszedł do nas. Cena była okazyjna, łąka ładna wiec rodziciele postanowili ją kupić. Mój ojczulek zwykł mówić że za 20 lat to Białystok na naszą wieś zawita i ten kawałek ziemi będzie 4-5 razy droższy jak nie więcej. Owy sąsiad dalej można by rzec rozporządzał ową łąką, kosił, zbierał sianko czy wypasał krówki, a my w zamian mieliśmy ziemniaczki na zimę. Jednak sąsiad zmarł. Sam zostawił ładne choć nie wielkie gospodarstwo. Jedna z córek owego pana (a ma 3) postanowiła dokończyć żniwa i zebrać ziemniaczki, a później łąki, krowy i pola sprzedać zostawiając sobie tylko dom i kawałek pola i spłacając siostry. Nam natomiast zostało zając się naszą łąką. Kiedy trawa sięgnęła prawie 1,5metra i mama suszyła głowę tacie słowami: „Zrób coś z tym!”, a tatuś suszył głowę mi mówiąc: „Kiedyś to będzie twoje, bądź twojego brata. Zrób coś z tym!”. Jako że mój brat obecnie przebywa na pracy sezonowej w Niemczech. Postanowiłem że trzeba tym się zając. Jakoś dwa może trzy tygodnie temu wróciłem z trasy w piątek, ruszyć mi się już nie chciało. Myślę wstanę rano i zobaczę co tam trzeba zrobić. Obudziłem się dość wcześnie (dojenie krów, pierwsze traktory). Wziąłem psa i sru na spacer żeby łąkę zobaczyć. Tak jak wyżej wspominałem trawa wielka jak Mur Berliński, za to pies miał zabawę robiąc sobie tunele. W tył zwrot i pod sklep bo tam najwięcej jegomości z mojej wsi. Patrzę siedzi 4 chłopów przy piwku (standard od rana). Mówię że jest sprawa, że trzeba łąkę skosić. Oni od razu w narzekanie że trawa duża i takie duperele. Natomiast Szachraj (przezwisko, każdy w mojej wsi ma ksywę np. moja rodzina to Nowo Bogaccy bo z miasta na wieś się wyprowadzili, Szachraj bo szuka zarobku na lewo, Kowboj bo nosi kapelusz kowbojski itp.) wymyślił i mówi ile na tym zarobi bo paliwo drogie do traktora. Ja natomiast układ uczciwy ty kosisz, sianko(trawa) twoja. Na to oni że nie tak to się nie opłaca. Nie to nie, bez łachy. Wkurzony że tylko kasę chcą i jeszcze siano za darmo dostać. Postanowiłem dać im trochę popalić, jak to się mówi chytry dwa razy traci. No to ja do domu, starą kosę do cięcia zboża czy trawy znalazłem (w kształcie litery L jeżeli ktoś nie kojarzy) osełkę (do ostrzenia kosy) i sru na łąkę, owe klamoty zostały jeszcze po byłych właścicielach domu, a jak to ma mój ojczulek w zwyczaju, wszystko może się przydać. Pół dnia kosiłem tą trawę, ale skosiłem, co prawda nie zbyt pięknie, krzywo i jak to ma zrobić miastowy który może 2 razy w rękach kosę miał? Jednak byłem dumny ze swojej pracy. Teraz zostało tylko czekać, aż mój plan zacznie działać. Pojechałem w trasę, wracam w piątek i moja matula oznajmia mi że był Szachraj i coś ode mnie chciał. Wiedziałem co się kroi wiec się nie spieszyłem. Jednak Szachraj zjawił się już pół godziny po moim przyjeździe i mi rzecze że on siano chętnie sobie zwiezie. Natomiast ja na to jak zapłacisz to sobie zwieziesz. Kosić nie chciałeś to i siana nie ma. Wielce obrażony pan odszedł z mojego oblicza, bo jak to ja mogę mamony chcieć za siano skoro jestem aż tak bogaty i mam firmę. Od soboty zaczęły się pielgrzymki do mego domu jak do miejsca kultu Maryjnego. Jeden jegomość z pod sklepu któremu proponowałem koszenie łąki, drugi i trzeci, a także znowu pojawił się Szachraj. Chcieli oczywiście siano, oczywiście najlepiej za darmo, później zaczęli pytać o cenę. Podałem normalną którą powinienem dostać za moje siano. Oczywiście że się nie znam i za dużo chce. Jednak jak powiedziałem że były właściciel działki mówił ile na tym sianie da się zarobić, od razu zmykali. Tylko oczywiście Szachraj zaczął kombinować i mówić że ten Stary Dureń (mój ś.p sąsiad) w ogóle nie znał cen. Jedyne co mu odpowiedziałem że o zmarłych nie mówi się źle i że sąsiada obrażać nie pozwolę. To od razu się zmył.

Siano sprzedałem tydzień później dla rolnika z wioski obok za ½ ceny i za 5 litrów dobrego samogonu. Który przyszedł zapytał ile chce, powiedziałem ile, troszeczkę się potargowaliśmy i dobiliśmy targu, wyciągnął gotówkę i samogon i tak nie mam już siana i rośnie nowa trawa. Cóż jak to się mówi chytry dwa razy traci, moi wioskowi kompani stracili dużo na tym interesie, bo jak mówił owy kupiec, tego siana jest w brud i ciut ciut. Zarobiłem, mam 5 litrów samogonu, przepraszam już 4 bo bardzo dobry a jeszcze parę imprez się szykuje, wiec nie wiem na ile mi to starczy ale jest bardzo przyjemnie. Czołem!

Łąka

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (281)