Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Pepiczka0403

Zamieszcza historie od: 24 czerwca 2013 - 17:21
Ostatnio: 16 grudnia 2016 - 3:00
  • Historii na głównej: 4 z 7
  • Punktów za historie: 2655
  • Komentarzy: 31
  • Punktów za komentarze: 148
 
zarchiwizowany

#76197

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym jak ludzie potrafią być podli....

Parę miesięcy temu poznałam fantastycznego chłopaka w mojej nowej pracy. Facet w moim wieku, który ma dziecko. Od dłuższego czasu już nie był z matką swojego syna więc nic nie stało nam na przeszkodzie by się spotykać. Zakochałam się na maksa, on zresztą też, co nie spodobało się jego byłej kobiecie. Próbowała zniszczyć nasz związek. Najpierw mówiła mu jak to bardzo go kocha, a jak to nie szło to zaczęła niszczyć go psychicznie. Codziennie dostawał wiadomości, że odbierze mu syna, że w sądzie powie jaki zły z niego człowiek, że ich dziecku jak będzie starsze (aktualnie młody ma 18 miesięcy) powie, że tata jest złym człowiekiem, bo go nie kocha i nie chce, bo wybrał życie z tanią szmatą (czyt. ze mną). Wspierałam go w tym wszystkim, bo w końcu był dla mnie kimś bardzo ważnym. Zaczęła również nastawiać negatywnie jego mamę wmawiając jej, że to moja wina, że oni nie są razem itd. Jego mama bardzo ją lubi, bo niestety to jej dobra koleżanka z pracy (jego ex jest starsza od niego o kilka ładnych lat)więc uwierzyła w jej wersję wydarzeń. Zaczęłam od jednej i drugiej dostawać niemiłe wiadomości typu "jesteś ku**ą, która rozbiła rodzinę i inne ciekawe epitety w moją stronę, ale nie dawałam się stłamsić ponieważ znam swoją wartość i wiem, że nie jestem niczemu winna, a co najważniejsze pokochałam tego faceta. Jego mama powiedziała mu, że jeśli zrobi mi dziecko to ona tego dziecka nie uzna jako swój wnuk, bo to będzie bękart zwykłej dzi**i, jak i również nie zaakceptuje innej kobiety w jego życiu, bo on ma być z tamtą i koniec. Do nikogo nie docierało to, że długo walczył o swoją rodzinę, ale w końcu odpuścił jak ona powiedziała mu, że nigdy do niego nie wróci, że dobrze jej bez niego itd. Oboje stwierdziliśmy, że jednak powinniśmy się rozstać dla dobra jego syna. Jego ex zadowolona, sądząc, że wygrała walkę o niego.
Zaczął spóźniać mi się okres, ale tłumaczyłam sobie tym, że to przez stres przez te dwie wiedźmy, ale przyjaciółka namówiła mnie bym zrobiła test. Dwie kreski. Szok. Jeszcze tego samego dnia pojechałam do ginekologa, który potwierdził ciąże. Z jednej strony radość, z drugiej strach. Telefon do ukochanego i go informuje. Był w szoku, ale cieszył się, że ponownie zostanie ojcem. Dowiedziała się o tym jego była i zaczęło się kolejne piekło. Zabroniła mu kontaktów ze mną i wypadów na wizytę do ginekologa by obserwować jak nasze dziecko we mnie rośnie. Nie słuchał jej więc ja zaczęłam dostawać kolejne niemiłe wiadomości.
Psychicznie byłam już wrakiem. Siedząc w domu i myśląc o tym wszystkim zaczęłam krwawić. Okazało się, że poroniłam. Straciłam moje małe szczęście, o którym zawsze marzyłam. Które już zdążyłam pokochać, dla którego już miałam wybrane imię...

I teraz powiedźcie mi jaką trzeba być gnidą by po informacji o mojej stracie móc napisać do mnie wiadomość : karma wraca, dobrze ci tak, że straciłaś to dziecko. Trzeba było się od niego odpie**olić jak ci kazałam, teraz masz to na co zasłużyłaś...

byłe partnerki

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (221)

#67765

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piszecie o piekielnych kurierach i sprzedawcach na allegro, a ja dziś napiszę o piekielnym kupującym.

Pracuję w sklepie, który nazwą informuje, że wszystko jest do szkoły. Mamy sklep detaliczny, internetowy i konto na allegro. Codziennie jest od cholery zamówień właśnie przez internet. Wakacje jeszcze trwają, ale większość rodziców robi już teraz niemałe zakupy. W sklepie jestem tylko ja i szef. Większość czasu spędzam sama, bo szef jeździ z towarem. Wysyłki internetowe robię niestety sama, bo szef ma też swoje inne obowiązki w sklepie. Bywają dni, że doby mi nie starcza na szykowanie paczek, nadanie ich, wysłanie i obsługa klientów detalicznych, ale daję radę.

Przez rok pracy zdarzyło mi się pomylić z przesyłką tylko 2 razy. I to właśnie w tym gorącym okresie. Źle nadana paczka i raz pomyłka w towarze, ale na szczęście ci klienci byli bardzo wyrozumiali i zrozumieli, że mogę się czasem pomylić i nawet sami mówili, że pewnie dużo mamy wysyłek i to pewnie przez to. Dlatego też teraz sprawdzam paczkę z 3 razy zanim ją oddam listonoszowi albo kurierowi, ale do rzeczy.

Sprawdzam maile i dostaję wiadomość o treści: 'gdzie moja paczka?! jeśli do jutra nie otrzymam paczki, to zgłaszam sprawę na policję!' (paczka zamówiona 2 dni wcześniej, a kurier zawsze dostarcza ją na drugi dzień. ot co, świetna usługa kurierska).

Nie powiem, wystraszyłam się, bo mówię może czegoś nie wysłałam, albo źle wypisałam adres. Sprawdzam w rejestrze wysłanych paczek. Szło kurierem. Paczka wypisana dobrze. Towar też, bo zawsze na liście przewozowym wypisuję co jest w środku. Paczka ma status DOSTARCZONE. Więc o co chodzi?? Szef dzwoni do klienta, a ten na niego drze japę. Wyzwał go od najgorszych i od złodziei. Telefon do firmy kurierskiej. Firma kurierska do kuriera. Kurier podpis ma. Więc telefon do klienta, tłumaczenie sprawy, a ten cwaniak co?? Powyzywał i się rozłączył.

Mija kilka minut dzwoni nr klienta, po drugiej stronie jego żona. Przeprasza za męża. Mąż paczkę odebrał, ale ktoś mu powiedział, że może dostać zwrot pieniędzy bądź drugą paczkę za darmo, którą by sobie sprzedał, jeśli postraszy nas policją. My pewnie się przestraszymy i zrobimy tak jak on chce. Nie pomyślał tylko, że to wszystko można sprawdzić.

No ludzie... Ja rozumiem żeby to była paczka za 100zł i więcej, ale to był plecak z promocji za 39zł...
Tracę wiarę w ludzi...

sklepy_internetowe

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 487 (525)

#67086

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Starsze babcie typu mocher zadziwiają mnie swoją głupotą.

Pracuję w sklepie papierniczym. Mam wielu klientów stałych, którzy przychodzą czasami nawet codziennie. Z kilkoma nawet się zaprzyjaźniłam, ale nie, że idziemy razem na przysłowiowe piwo czy coś w tym stylu. Po protu jak mam mały ruch i sklep pusty, to taki owy klient chwilę "posiedzi" i porozmawia, czy to o sobie czy o rodzinie bądź swojej pracy.

Jest jedna bardzo fajna kobietka lat 45, która robi zakupy dla dzieciaków do szkoły, w której pracuje. Często opowiada mi o swoich synach, dzięki czemu wiem, że ma z nimi świetny kontakt, i że przez całe życie mają przyjacielskie relacje. Synowie nigdy nie wstydzili się dać mamie buziaka na powitanie bądź ją przytulić gdzieś na mieście, nawet przy kolegach. Jeden z nich jeszcze z nią mieszka, bo ma 16 lat, a drugi 25-letni wyjechał do innego miasta, znalazł dziewczynę i się ożenił.

No i tak sobie rozmawiamy i mówi, że w końcu starszy syn ma przyjechać w odwiedziny. Podczas rozmowy zadzwonił do niej i pytał gdzie jest, bo już przyjechał. Klientka mu tłumaczy, ale żeby nie zabłądził wyszłyśmy przed sklep. Nieopodal stały dwa "mohery". Syn dotarł i od razu mamę pocałował w policzek, dał różyczkę i mocno przytulił, a ona odwzajemniła się tym samym (no prócz tego kwiatka). Syn złapał swoją mamę w pasie i tak chwilę stali jeszcze, aż się pożegnałyśmy. Moim zdaniem wyglądało to normalnie, ale nie zdaniem moherów. Musiały powiedzieć to co im ślina na język przyniesie.

(M)ocher 1
(M)ocher 2

M1: Widziałaś?!
M2: Fuj, powinni się wstydzić, taka stara prukwa, a za takiego młodego chłopaka się bierze.
M1: Pewnie kasy dużo ma to młody korzysta.

I M1 skierowała słowa do mojej klientki:
- Powinnaś się wstydzić! Giry przed młodym chłopakiem rozkładać!

I kończąc swe słowa, splunęła mojej klientce pod nogi, a klientka??

Z łobuzierskim uśmiechem powiedziała:
- Ja chociaż mam komu te giry rozkładać.

I poszła z synem trzymając się pod ramię :)

Mochery

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 519 (599)
zarchiwizowany

#65720

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wiele tu historii o psach, więc i ja dodam coś od siebie. Mieszkam w domku jednorodzinnym i mam w koło piękne tereny do spacerowania, z których też korzystają osoby mieszkające w blokach kilkanaście metrów dalej. Jak większość ludzi mam psy, kilka psów. Dwa samce i trzy suczki (taka mała hodowla). Rasa moich psiaków to pit bulle. Ogród duży, to i psy mają dużo terenu dla siebie, ale mimo to z trzy razy dziennie (czasem więcej) wychodzę z nimi poza teren na spacer. Rasa moich psów jest jaka jest, albo inaczej. Jak je wychowałam takie są, czyli kochane, łagodne, ale i obronne. Krzywdy zrobić mi nie dadzą, ale pies to pies, szczególnie ten. Do ludzi łagodny, ale do innych psów niekoniecznie (jedynie swoją rasę tolerują, ale innej płci niż ich własna). Wystarczy, że źle coś zrozumieją w zachowaniu innego psa i bójka gotowa. Na spacerach staram się chodzić w miejsca gdzie nikogo nie ma, by móc puścić psiaki bez smyczy (oczywiście nigdy nie biorę całej piątki razem, przeważnie dwa), ale wiadomo i do takiego miejsca zawędruje ktoś ze swoim pupilem, który jest bez smyczy. Moje psiaki zawsze się słuchają i na wołanie reagują, zapnę je i wszystko gra. Otóż nie koniecznie. Wołam do właścicieli żeby zapieli swojego pupila, kiedy widzę, że ten szykuję się w moją stronę. Co słyszę? On nic nie zrobi, chce się tylko pobawić. Ok, może on nic nie zrobi, ale mój niekoniecznie i będzie to krwawa zabawa, w której niewinny piesek polegnie. Czasem gdy jestem z jednym psem i właściciel nie reaguję to wezmę psa na ręce, ale ciężko długo utrzymać na rękach wyrywające się prawie 30 kg wagi. Raz niestety mój psiak trochę poturbował Labradora, ale na wyrwanej sierści się na szczęście skończyło. Serio, tak trudno trochę pomyśleć i zapiąć psa?? Jeszcze nic gorszego się nie wydarzyło, ale kto wie? A teksty niektórych ludzi "mój piesek by sobie poradził" uważam za śmieszne. Otóż nie, nie poradziłby sobie.

P.S. Na wasze komentarze o kaganiec. Zawsze mam ze sobą, ale wiadomo jak jakiś pies na Ciebie szybko leci, to trudno ten kaganiec w porę ubrać psom na pysk, a przecież cały spacer w kagańcach nie będą. Mam ze sobą nawet breki (taki gruby specjalny kij, który się wkłada psu w pysk podczas bójki i dział jak dźwignia).

zwierzaki

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -15 (31)
zarchiwizowany

#65147

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w pewnym sklepie papierniczym, który prowadzi sprzedaż detaliczną i hurtową dla szkół i różnych biur.

Myślałam, że w takim sklepie piekielne sytuacje mnie nie napotkają, a jednak...

Inwentaryzacja (2 dni).
Wiadomo, w te dni sklep jest zamknięty. Na drzwiach wisi kartka z taką informacją, ale ludzie widząc, że ktoś jest w środku na kartkę nie patrzą tylko szarpią za klamkę, pukają w szybę i krzyczą czemu ich wpuścić nie chcemy, a na moje pytanie (bo czasami wyszłam do takiego delikwenta) odpowiadali oburzeniem, no bo jak to? On chce długopis teraz, zaraz, natychmiast! Ja rozumiem jednego takiego gagatka, ale po 20stym nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać...

Dzień jak co dzień...
Małe złodziejaszki. Zawsze przychodzą w dwójkę, czasem w trójkę. I musisz mieć oczy dookoła głowy, bo nigdy nic nie wiadomo. Jeden Cię zagaduje, a drugi patrzy co by tu zwinąć, a jak jestem sama na sklepie to wiadomo czasem ciężko upilnować, ale zawsze usiądę koło drzwi to wtedy widzę wszystko co robią, natomiast jak jestem w sklepie z szefem to zaraz wychodzą i nawet nie próbują. Ostatnio przyszła jedna mała dziewczynka. Z okna sklepu widziałam jak rozmawia z tymi małymi rozbójnikami i można było łatwo wywnioskować, że do czegoś ją namawiają. Nie myliłam się... Przyszła, zagaduje o różne pierdołki i pyta, a co to, a tamto to co, a niech się pani odwróci i mi powie co jest na tamtej półce, a że już wiem co mam za plecami to patrząc na nią jej odpowiadam. Siedziała z pół godziny, ale w końcu zrezygnowała.

Najbardziej uwielbiam te piekielne babcie :D
Przychodzi razu pewnego taka mała słodka babinka. Szkoda, że słodka tylko z wyglądu. Wtedy jeszcze zaczynałam pracę w tym miejscu, więc nie znałam wszystkich cen. Zdarza się prawda? Pamiętaj po kilku dniach pracy ceny 200 rodzai długopisów, zeszytów itd. Pyta mnie o jakiś tam zeszyt. Proszę ją grzecznie o podanie mi tego zeszytu (trzymała go w ręku) to sprawdzę cenę i jej powiem co i jak. Oburzenie, że jak to tak można nie znać ceny ?! A no jednak można. Cenę podałam. Oburzenie, że tak drogo ?! (95gr, toż to majątek). Wzięła, zapłaciła, ale jeszcze się kręci. Pada pytanie : a wodę w butelkach to wy macie? Odp, że nie. Och, biedna, musi teraz przeze mnie iść do innego sklepu. Patrzy na jeden regał i patrzy, na jej twarzy pojawia się uśmiech. -to ja jeszcze mentosy owocowe poproszę (?!)
-to sklep papierniczy, więc nie mam tu takich rzeczy
Oj się nasłuchałam...
-ty gówniaro zakłamana (?!), mnie tak w konia robić, oszukiwać starszą kobietę, toć widzę, że są ! pracować ci się leniu nie chce !
-ok... więc proszę mi pokazać gdzie pani je widzi
-(pokazuje) o tu
-... proszę pani to są kredki...
Wyszła oburzona :D

Sprzedaż internetowa.
Bardzo często sprzedają się u nas dzienniki lekcyjne. Jakaś moda wśród małych dziewczynek, każda chyba chce się bawić w panią nauczycielkę.
Pani zamówiła kolor czerwony. Ok. Na stanie mam tylko granatowe i zielone. Pisze do niej wiadomość. Odp mi na drugi dzień, że ona chce czerwony i może poczekać aż dostaniemy nową dostawę. Ok.
Dostawa przyszła, ale dostawca się pomylił i przysłał tylko granatowe. Pisze ponownie do tej Pani zero odzewu. Mówię, a co tam. Zadzwonię. Dzwonie i dzwonie. Tak do 3 dni. Nie odbiera, albo odrzuca. Piszę i nic.
Nagle Pani sama dzwoni na numer sklepowy. Wielka awantura, że dziennik nie doszedł, że czemu nikt jej nie poinformował itd. Szef mówi, że w końcu dzwoniłam do niej, a ona, że nieznajomych nr nie odbiera, no ale też pisałam na e-maila... Przecież ona nie ma czasu poczty przeglądać... Serio ?

Uwielbiam też znajomą szefa... Chyba mnie bardzo nie lubi, zawsze taka jakaś nie miła i traktuje mnie z pogardą, no ale nic jej na to nie powiem, bo tylko czeka aż mi się noga powinie, żeby mogła poskarżyć się szefowi :D taki *uj :D

I tak mija mi dzień za dniem, ale kurcze, lubię moją pracę :)

sklepy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 62 (198)

#57913

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o tym jaka miłość jest ślepa i jaka znieczulica panuje na tym świecie.

Od pewnego czasu dorabiam sobie na ulotkach. Więc zwiedzam różne ulice mojego miasta. Dziś byłam świadkiem pewnej sytuacji, która wstrząsnęła mną do cna przez to co się działo krok po kroku.

Chodzę sobie od klatki do klatki i za plecami słyszę kłótnie. W sumie to chłopak krzyczał i się wygrażał swojej dziewczynie, a ona szła i płakała. Z tego co usłyszałam z jego darcia mordy (inaczej tego nazwać się nie da) wynikało, że jest on o nią chorobliwie zazdrosny. Kazał jej jechać z nim do pracy, bo on sam jej w domu nie zostawi, bo sobie kogoś sprowadzi (tak mówił). Ok, rozumiem, że typ ma coś z głową, a może ona wycięła mu numer, ale swoją drogą ciekawe co ta biedna dziewczyna by miała robić przez kilka godzin w jego robocie. Nie obchodziła mnie ich kłótnia (każdy ma swoje problemy, a mi innych problemy niepotrzebne), ale to co się działo po kilku minutach jak owa niewiasta odpowiedziała mu, że ona nigdzie z nim nie pojedzie, kazało mi się wtrącić.

Na początku tylko obserwowałam. Nóż widelec koleś się ogarnie, ale nie... Doszli do klatki schodowej i chłopak złapał dziewczynę i mocno ją szarpnął, aż się bidulka przewróciła. Następnie zaczął ją po prostu bić (!!!). Tego już było za wiele. Mam tylko 166cm wzrostu, ale bojowa jestem. Najwyżej i ja po pysku dostane. Ludzie wychodzący z klatki widząc co się dzieje nawet nie zareagowali. Nic, kompletnie nic nikt nie zrobił. Podchodzę do nich i mówię:
- A Ty ch**u co? Na kobietę rękę podnosisz?
Coś tam do mnie krzyczał, że nie moja broszka, ale kurde może i nie moja sprawa, ale nie będzie jakiś złamas tak się zachowywać (sama byłam ofiarą przemocy i wiem jak to jest, jak nikt nie chce pomóc i jak ciężko po tym wszystkim być normalnym w tym świecie). Stwierdziłam, że tak tego nie zostawię. Biorę telefon i wykręcam numer na policję.

Dziewczyna prosi żeby tego nie robić, bo niby on tak tylko dziś pierwszy raz, bo się zdenerwował (tak, tak oczywiście). Policja przyjeżdża. Opisuje im sytuację, ale dziewczyna wszystkiemu zaprzecza, chłopak udaje świętego, a ja świadków nie mam, bo nikt się wtrącać nie chce, więc nikt niczego "nie widział". Policja powiedziała te swoje regułki, do dziewczyny powiedzieli, że jak się zdecyduje powiedzieć co się dzieje to niech się zgłosi na komendę i pojechała, a co dalej? Chłopak siłą wciągnął dziewczynę do klatki i tam ją przewrócił i zaczął kopać. Ja nie mogłam już nic zrobić. Wszyscy udawali, że nie słyszą krzyków dziewczyny na klatce, a mi nikt nie chciał otworzyć drzwi, choć dzwoniłam na wszystkie mieszkania domofonem i krzyczałam.

Kto tu jest piekielny? Chłopak, który bije swoją dziewczynę, prawo, przez które nic nie można zrobić jeśli ofiara się do niczego nie przyzna, dziewczyna, która daje tak sobą pomiatać, bo go kocha, sąsiedzi i ludzie, bo udają debili, że nic się nie dzieje czy ja, bo się wtrącam?

znieczulica w naszym kraju

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 610 (770)

#53160

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Powiatowy urząd pracy - temat rzeka.

Od jakiegoś czasu jestem zarejestrowana w PUP-ie, aby mieć ubezpieczenie zanim znajdę jakąś pracę. Chodzę po mieście zostawiając CV w miejscach gdzie kogoś poszukują, a także poszukuję pracy przez internet.

Ostatnio dzwoni do mnie koleżanka, która dostała pracę w pewnej firmie zajmującej się firanami. Otóż poszukiwali kogoś na staż. Stażem nie pogardzę, bo i parę groszy zarobię i jakieś doświadczenie zdobędę. Po wyrażeniu mojej chęci przyjęcia stażu koleżanka podała kierowniczce mój numer i już na drugi dzień odebrałam telefon i jeszcze tego samego dnia poszłam na rozmowę. Pani bardzo miła, oprowadziła mnie po zakładzie i pokazała mi jaki byłby zakres moich obowiązków. Otóż przez 8 godzin dziennie prasowałabym firanki i zasłony. Nic trudnego prawda? Każdy ma żelazko i każdy chyba prasować umie. Pani pyta czy mi taka praca odpowiada. Oczywiście, biorę od razu. Zostało tylko jedno do zrobienia. Kierowniczka musiała wykonać telefon do pośredniaka, by mnie zgłosić jako stażystkę. Wszystko niby pięknie. Na drugi dzień z samego rana miałam się zgłosić po skierowanie i o 14 zacząć staż. Przychodzę i co słyszę? Że sprawdzili dokładnie wszystkie moje dane itd i niestety, ale nie kwalifikuje się na staż, bo "nie mam doświadczenia".

To ja się pytam, do stania przy żelazku trzeba mieć doświadczenie? I tak oto straciłam szansę na staż i na jakikolwiek zarobek.

PUP

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 582 (612)

1