Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Pillster

Zamieszcza historie od: 5 czerwca 2016 - 20:34
Ostatnio: 21 lipca 2020 - 9:23
  • Historii na głównej: 7 z 7
  • Punktów za historie: 909
  • Komentarzy: 19
  • Punktów za komentarze: 73
 

#83822

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przed świętami miałem mieć założone ogrzewanie gazowe - na razie korzystam z pieca na olej opałowy.

No właśnie - miałem mieć.

Robotnicy musieli przekopać się na naszą stronę ulicy, więc poprzedniego dnia postawili pachołki, którymi odgrodzili kawałek ulicy by mieć pewność, że rano miejsce będzie puste. Niestety, w nocy przyszedł jakiś mądry, pachołki odstawił na bok i postawił tam swój samochód.

Rano nie mogli znaleźć właściciela, więc po godzinie czekania zwinęli sprzęt i pojechali, a ja mam instalację przesuniętą po nowym roku.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (189)

#82865

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zabieranie dzieci do pracy przez rodziców generalnie uważam za dobry pomysł, o ile warunki na to pozwalają i latorośl nikomu nie przeszkadza. Dziecko ciekawe świata, zobaczy coś ciekawego, przekona się, jak rodzic sprawia, że w domu są pieniążki.

No, chyba że jesteś weterynarzem. Nadzorującym ubój w rzeźni.

Irlandia. Wpadam wczoraj przed zakończeniem zmiany rzeźników (czyszczę miejsce po uboju) i widzę jednego z dochtorów, jak prowadzi na halę swojego smyka, na oko 9-10 lat. Rzeźnicy wciąż nie skończyli.

Bez szczegółów, ale mówiąc szczerze, sam trochę żałowałem, że przyszedłem przed czasem (mało roboty mieli, podobno) i musiałem na to patrzeć.

A młody? Niech się uczy!

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 79 (131)

#82812

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z dzisiaj.

Irlandia, deszcz, co ważne. Przed wizytą u mechanika uznałem że dobrze by było umyć samochód - pogoda pogodą, ale brud sam z siebie nie odpadnie.

Zajeżdżam z kumplem na stację paliw, żeton kupiony. Podjeżdżamy pod myjnię, a tam oba stanowiska zajęte, co ciekawe, nikt nic nie myje.

Przez kolejne dziesięć minut mieliśmy nadzieję, że cokolwiek by nie robili, wkrótce skończą. Dzięki temu mieliśmy widok na poczynania rodzinki w składzie dziadek w garniturze i kapeluszu, dwójka młodszych, na oko trzydziestoletnich ludzi i babka - matrona przy kości, z chustą na głowie i koronkowym fartuchem. Wygląd tej ostatniej pozwolił mi zgadnąć że to nie miejscowi.

Co robiła rodzinka? Zmieniała koła. Jeden samochód stał na lewarku, młody odkręcił koło i przetoczył je do drugiego samochodu, do którego już zamierzał się dziadek z lewarkiem. My zaś upewnialiśmy się raz po raz że 'car wash' wypisane wielkimi literami na wiacie nie przypomina przypadkiem napisu 'warsztat'.

Daliśmy znać obsłudze co się odjaśniepania, ale dowiedzieliśmy się tylko, że to znana pracownikom rumuńska rodzina i oni tak często. Nikt nic z tym nie robi.

Ja rozumiem że pogoda. Że fajnie pod dachem stanąć. Ale ludzie - w myjni powinno się spędzać dziesięć minut na myciu. Blokowanie obu jej stanowisk na dużo dłużej w celu wymiany na oko sprawnych kół, uważam za piekielne.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (138)

#80753

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szkocja, publiczna biblioteka. Historia w stu procentach autentyczna, gdyby nie przytrafiła się mi, sam bym w nią nie uwierzył.

Krótki rys sytuacji - miałem do wydrukowania karty pokładowe na lot powrotny do domu. Linie lotnicze, z których usług korzystałem, nie pozwalały na to wcześniej niż 36 godzin przed odlotem, a kolega nie miał drukarki. Postanowiliśmy więc udać się do biblioteki.

Sytuacja właściwa: wszedłem do biblioteki i przy wejściu zapytałem gdzie są komputery. Istotnym jest fakt że z marszu wyjaśniłem z czym przychodzę. Druk jednej strony, ile kosztuje i tak dalej. Otrzymałem informacje i zostałem skierowany do jednej z sal gdzie stały rzędy komputerów. Usiadłem przy jednym z nich, zalogowałem się, znalazłem swoja kartę, wciskam 'drukuj'. Wychodzę z salki i wracam do biurka do tego samego Pana Bibliotekarza (PB), który skierował mnie do sali.

Ja: Witam, wydrukowałem potrzebny papier, gdzie mogę go odebrać?
PB: Ale tam się nie da drukować...
Ja: ...?!

Co się okazało. Doszło do awarii, w skutek której komputery straciły połączenie z drukarką. Pan Bibliotekarz o tym wiedział, wyjaśnił co się dzieje, ale świetnie udawał zaskoczonego, ja z kolei zachodziłem w głowę, który z trybików w jego głowie nie zaskoczył.

Ja: To kiedy będzie usunięta ta awaria?
PB: Za dwa dni... może...

Już nie chodzi o awarię, zdarza się. Ale po co kierować kogoś kto chce coś wydrukować do komputera, który drukować nie może i dopiero gdy mleko się wyleje, udawać głupiego?

Nibynóżki opadają.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 88 (130)

#77784

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Anglia. Sytuacja z dzisiaj. Nastolatka chciała kupić pewien niebezpieczny przedmiot, ale ze zrozumiałych powodów nie miała ze sobą dowodu, więc NOŻYCZKI, które chciała nabyć, zostały w sklepie.

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 212 (242)

#77421

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Otrzymałem ostatnio e-mail, w którym ktoś domagał się zwrotu kosztów transportu. Faktura w załączniku wylądowała w koszu, dlaczego, spytacie?

Otóż poniżej znajdowało się pięć linijek ustawy o fakturach, opłatach i pierdyliardzie innych rzeczy, z których wynikało że na podstawie przytoczonych artykułów, faktura nie musi zawierać podpisu ani pieczątki.

Reasumując - mam zapłacić fakturę na 40 złotych bez pieczątki ani podpisu na opłacenie (co było już w samej wiadomości) kosztów transportu. Czego? Nie napisali.

Już sięgam do portfela.

Edit: posypały się głosy na temat tego, że może miałem styczność z firmą z tej wiadomości. Otóż nie - zaczynając od tego, że żadnej firmy w wiadomości podanej nie było, a adresy e-mail nic mi nie mówiły, na fakcie że nie przypominam sobie jakichkolwiek transakcji wymagających faktur/umów/podpisania czegokolwiek i od roku mieszkam w Anglii, kończąc.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (191)

#76604

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Aż mną trzęsie.

Umówiłem się przez telefon na mieście z handlarzem, mieliśmy się spotkać o ósmej. Miejsce dograne, godzina ustalona. Zachodzę kawałek przed ósmą i czekam.

I czekam.

I czekam.

W międzyczasie próbuję się dostać na gorącą linię jak w telegrze. I z równie marnym skutkiem. Po pół godziny na zimnie i wietrze dałem sobie spokój i zawróciłem do domu.

Nie rozumiem zupełnie zachowania takich ludzi. Umawiam się na konkretne miejsce i godzinę, przychodzę. Nie mogę przyjść, dzwonię. Nie mogę zadzwonić, piszę wiadomość. Nie mogę, trzymam telefon w zasięgu i odbieram.

Dlaczego dla niektórych taka instrukcja jest niewykonalna?

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (185)

1