Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Pillster

Zamieszcza historie od: 5 czerwca 2016 - 20:34
Ostatnio: 21 lipca 2020 - 9:23
  • Historii na głównej: 7 z 7
  • Punktów za historie: 909
  • Komentarzy: 19
  • Punktów za komentarze: 73
 

#63725

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znam się 'nieco' na komputerach, więc wszystkie drobne naprawy robię sobie sam. W tym samemu czyszczę sobie laptopa z kurzu i nakładam nową pastę termoprzewodzącą. I o tym będzie piekielność.

Kilka lat temu mój laptop uległ wypadkowi - upadł i pękł ekran. Ponieważ byłem zły na siebie (moja wina) i zdenerwowany, postanowiłem nie wymieniać matrycy samemu, a oddać to do zrobienia specjalistom.

Korzystając z działającego jeszcze lewego górnego rogu ekranu znalazłem kilka serwisów w google. Napisałem do kilku maile z opisem usterki i zapytaniem o orientacyjną cenę. Zignorowałem kilka odpowiedzi (700 zł + 150 za montaż za matrycę wartą ok. 200-300), najtańsza opcja oznaczała tydzień czekania, z drugą też było coś nie tak, wybrałem opcję trzecią. Głównie dlatego, że mieli 3 matryce używane w moim modelu na miejscu. I mieli zrobić na następny dzień. Bomba.

Wsiadłem w autobus i jadę.

Na miejscu wszystko profesjonalnie. Włączyłem lapka, pokazałem rozmiar zniszczeń. Przyjęli lapka, dali pokwitowanie i obiecali smsa, gdy będzie gotowy. 400 zł razem z robotą.

Następnego dnia około południa dzwonią do mnie. Serwisant pyta, czy chcę, żeby dodatkowo wyczyścili laptop za 80 zł. Grzecznie podziękowałem, bo trochę drogo i sam robiłem to jakiś miesiąc-dwa wcześniej i wciąż miałem zapas pasty. Serwisant był nieugięty i tłumaczył, że czyszczenie jest ważne. Czyszczenie, czyszczenie czyszczenie, tak przez 2 minuty, w końcu zrezygnował. Za pół godziny będzie już skręcony.

Godzinę później dzwoni telefon. "Pan nam nie mówił, że klawiatura też nie działa. Znaleźliśmy panu usterkę, tacy jesteśmy specjaliści." Czy coś takiego. Po chwili osłupienia przypomniało mi się, że przecież w jego obecności włączyłem laptop i się zalogowałem (profil zabezpieczony hasłem). Jakoś te hasło musiałem wpisać? Serwisant po chwili przyznał mi rację, powiedział, że naprawią to na ich koszt. Po kolejnej godzinie napisali, że zdiagnozowali usterkę. "Puściły luty przy KBT". Pytam się, czy nie chodzi o KBC, czyli KeyBoard Controller, układ kontrolujący m. in. klawiaturę. "KBT, na pewno KBT." Okej.

Dotarłem na miejsce, sprawdziłem, czy wszystko działa. Było okej. Facet, który przyjął ode mnie sprzęt i dzwonił do mnie się nie pojawił. Zamiast niego obsługiwał mnie drugi pracownik, dużo młodszy. Oczywiście ze dwa razy powtórzył, że laptopa trzeba czyścić, bo się zepsuje. Zapłaciłem, pokwitowałem, wziąłem gwarancję na kupioną matrycę, wyszedłem.

Następnego dnia komputer chodził w porządku. Drugiego trochę się krztusił. Trzeciego dnia zagrzał się jak piec. Wyłączyłem, rozkręciłem, przetarłem oczy. Między radiatorem a wentylatorem, na żebrach tego pierwszego, naklejona była taśma malarska. Albo coś podobnego. Zebrała się tam już dość pokaźna warstwa kurzu. Na procesorze nie było wcale pasty.

Wiem, że serwisy komputerowe utrzymują się głównie z takich usług, ale świadomie zrobić coś takiego? Niedzielny użytkownik często ignoruje przegrzewający się komputer. Kilka dni takiego ignorowania i koszty napraw przebiją cenę rynkową sprzętu. Opieprzyłem 'specjalistów' przez telefon. W odpowiedzi usłyszałem, że mogą mi teraz wyczyścić laptop za pół ceny. Ekstra.

Są duże szanse, że w komentarzach pojawią się pytania 'gdzie?' i 'kiedy?'. Kiedy - w 2012 roku; gdzie - w Lublinie. Jakiś rok później serwis już nie istniał. Albo się przeniósł. Ale trzeba oddać im honor, KBC i matryca wciąż działają.

uslugi

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 551 (569)

#52228

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem osobą palącą papierosy. Wiem, że w czasach coraz większego kryzysu ludzie oszczędzają na papierosach, kupując tańsze, ograniczają itd.
Często zdarza mi się palić idąc gdzieś na ulicy.

I właśnie przedwczoraj czekałam na tramwaj przy Halach Banacha w Warszawie, czekanie umilałam sobie ulubionym dymkiem. Podszedł do mnie Pan, na pierwszy rzut oka miły, normalnie ubrany. Zapytał czy poczęstuję go papierosem. A ja w imię swojej zasady, że jedzenia i papierosów nie żałuję nikomu, zgodziłam się.
Wyjęłam paczkę z torebki, a Pan zamiast poczęstować się papierosem, podziękować i odejść, wyrwał mi pół paczki i zaczął uciekać...

Ja rozumiem, że jest ciężko w dzisiejszych czasach, ale nie rozumiem jak na życzliwość można odpowiadać chamstwem.

komunikacja_miejska

Skomentuj (88) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 473 (681)

#73794

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O kastracji/sterylizacji zwierząt domowych będzie.

Moje stanowisko jest jasne: nie masz hodowli zwierząt domowych? Twoim obowiązkiem jest wykastrowanie/wysterylizowanie zwierzaka.

Moja szwagierka natomiast uważa inaczej. Ogłasza się wszem i wobec, że jest kocią i psią mamą. Sprowadzała do domu rodzinnego koty różnej maści, które mnożyły się na potęgę, ponieważ ona tak je kochała, że oddać ich nie zamierzała, a o zabiegu nie chciała słyszeć. Co rusz słyszałam, że któraś z kotek miała młode, ale wszystkie poszły do utopienia. Tak, moi mili - ta kocia mama uwielbiała koty, ale nie widziała nic złego w ich topieniu.
Taka sama sytuacja była z suczką. Oszczeniła się (podczas cieczki dała nogę za ogrodzenia, no i wiadomo co się stało), wydała na świat 5 szczeniąt. Jeden znalazł dom, reszta utopiona. A teraz historia właściwa.

Kilka tygodni temu dowiedziałam się, że szwagierka musiała uśpić kotkę. Dlaczego? Była w ciąży, a jakże! Jednego małego urodziła, drugi utknął w kanale rodnym. Zawieźli zwierzaka do weterynarza, ale lekarz powiedział, że jest tak odwodniona i wycieńczona, że musi ją uśpić. Uśpił. Matkę i dwa kocięta. Ja głupia zapytałam ile lat miała kotka. 5. Ile razy była w ciąży? Też koło 5. Nie miałam odwagi zapytać, co się stało z lekko licząc 12 kociętami. Zapytałam tylko, dlaczego nie została wysterylizowana. Miała iść. Dlaczego tego nie zrobiono, kiedy miała rok? Odpowiedzi nie usłyszałam. Nie zapytałam też jak długo zwlekano, nim kotka trafiła w stanie skrajnego wycieńczenia do lekarza.

Lubię szwagierkę, ale niech ona się nigdy więcej nie wypowiada na temat miłości do zwierząt, bo nie ręczę za siebie. Jak dla mnie to to nie jest miłość, a znęcanie się. I teraz dwie wiśnie na tym gorzkim torcie: reakcja szwagierki na wiadomość, że ja swoją kotkę wysterylizowałam- tyś jest głupia, zrobiłaś jej krzywdę. A druga - po uśpieniu kotki komentarz córki szwagierki - Mama i tak tej kotki nie lubiła.
Brzydzę się hipokryzją, a ta jest najwyższych lotów...

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 249 (299)

#73091

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji pracy w uczelnianej administracji, dział mój zajmuje się między innymi rejestrowaniem poczty przychodzącej i wychodzącej. Co za tym idzie - wycieczki na pocztę są dla nas codziennością, czasami na pocztę idę ja, czasami któraś z koleżanek. Niestraszne nam są kolejki, poczta musi być wysyłana codziennie, z tego względu zabieramy ze sobą niekiedy tak zwaną "prywatę", czyli prywatne listy innych pracowników.

Jakiś czas temu prócz przesyłek uczelnianych miałam ze sobą także list prywatny jednego ze współpracowników. Na koniec, kiedy zdałam już wszystkie listy z uczelni, podałam także ów list prywatny. Pani w okienku go podbiła, opłatę przyjęła i przy wydawaniu reszty... pomyliła się, bynajmniej nie na swoją korzyść.

- Wydała mi pani za dużo - powiedziałam, oddając nadwyżkę.
Nie było to dla mnie nic wielkiego, ludzka rzecz się mylić, jak już też wspominałam we wcześniejszych historiach - byłam chowana w sklepie i dobrze wiem co oznacza manko w kasie. Pani jednak w jednej chwili zdziwiła się, załamała i odetchnęła z ulgą.
- Bardzo pani dziękuję, jestem już dzisiaj zmęczona... Naprawdę bardzo dziękuję - powiedziała, a w jej oczach widziałam przywróconą wiarę w społeczeństwo.

Kiedy wróciłam do pracy, opowiedziałam koleżankom co mi się przydarzyło. Jedna z nich powiedziała wtedy, że kiedyś usłyszała na poczcie, jak pani tam pracująca pochwaliła się, że weszła w taką wprawę, że na koniec miesiąca oddaje z wypłaty już tylko 70 złotych. Oczywiście, 70 złotych manka.

Puenta? Brak. Widząc panie pracujące na "naszej" poczcie dobrze zdaję sobie sprawę, że są po prostu wymęczone psychicznie. Wieczne pretensje i presja klientów wcale nie pomagają, a pośpiech tylko potęguje pomyłki. W końcu ile razy dziennie mogą słyszeć, że się lenią i nic nie robią, chociaż pracują jak maszyny. Zamiast potrącać paniom z pensji, może spółka zainteresowałaby się zaoferowaniem im bardziej ludzkich warunków pracy. A i klientów poczty nie zabolałaby odrobina uczciwości.

#poczta_polska

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (233)

#3267

przez ~halol ·
| Do ulubionych
Któregoś dnia załatwiając sprawy na mieście pomyślałem, że sprawdzę w pobliskim bankomacie ING, czy przyszła wypłata. Wrzucam kartę, wpisuję PIN, "sprawdź saldo" a przed moimi oczami ukazała się magiczna kwota: 5,87 PLN. Krzyknąłem wtedy siarczyście:
- Co za ch** złamany!
Na co od razu dobiegł głos z bankomatu:
- No no, tylko nie ch** złamany!
Zgłupiałem. Po chwili zobaczyłem na ekranie napis "out of service" i połapałem się, że po drugiej stronie byli kolesie od obsługi bankomatu, którzy akurat w tym momencie dokładali pieniądze. Nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, przepraszałem ów panów przez szparę wydającą kasę z bankomatu...

Bankomat ING

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 884 (1026)

#67648

przez (PW) ·
| Do ulubionych
'Uwielbiam' kiedy sąsiedzi zostawiają worki pełne śmieci przed swoimi drzwiami. Nie ma to jak przechodzić klatką schodową i wąchać smród zasr***nych dziecięcych pieluch.

Nie jestem czepialska, ale dla mnie to kompletny przejaw braku kultury przywleczony nie wiem skąd. Rozumiem, można wystawić śmieci na klatkę pięć minut przed wyjściem z domu, ale jak można pozwolić aby wór pełen śmieci stał przed drzwiami cały dzień i rozsiewał swoje ohydne wonie dookoła?

Zastanawiam się czy owi ludzie robiąc dwójkę w kiblu każą ją wąchać wszystkim domownikom. A co tam, nie pachnie brzydko! Powąchajcie sobie, tak jak inni wąchają nasz urobek śmieciowy!

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 210 (386)

#65246

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu byłam pacjentką oddziału położniczego. Szpital jak szpital, piekielności mniejsze i większe, standard. Ale jedna sytuacja naprawdę mnie wkurzyła.

Ja rozumiem, że świeżą mamę i maleństwo cała rodzina chce odwiedzić. Ale wszystko w granicach rozsądku! U mnie odwiedziny były, ale nigdy nie więcej niż dwie osoby i nie dłużej niż godzinę na raz. Za to do mojej koleżanki z łóżka obok przyjeżdżały całe pielgrzymki. Rekordowo sześć osób na trzygodzinnej wizycie. W dwuosobowej sali. Przy temperaturze ok. 25 stopni. I dwójce noworodków i zmęczonych kobiet. Spoko, nie? Ale nie to mnie ostatecznie dobiło.

Szczytem były odwiedziny u koleżanki dwójki siedmiolatków, w tym chłopca, który nie umiał usiedzieć na miejscu i władował mi się do łazienki kiedy brałam prysznic. Podejrzewam, że widok gołej baby ze świeżą raną po cesarskim cięciu na długo zostanie w jego psychice.

PS. uprzedzając komentarze: łazienki nie dało się zamknąć od środka, a prysznic nie miał kabiny ani kotary - ot, standardy szpitalne. A koleżanka wiedziała, że się kąpię, bo jej o tym powiedziałam, prosząc by zerknęła na moje dziecko.

szpital

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 582 (628)

1