Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

PluszaQ

Zamieszcza historie od: 14 lutego 2017 - 16:53
Ostatnio: 26 września 2019 - 11:03
  • Historii na głównej: 32 z 33
  • Punktów za historie: 5284
  • Komentarzy: 59
  • Punktów za komentarze: 507
 

#77051

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na fali historii o konkursach szkolnych, przy czym w moim przypadku nagrody nie były źródłem piekielności.

W liceum brałam udział w międzyszkolnym konkursie dotyczącym jakiegoś publicysty z czasów wojny. Zamysłem konkursu było popularyzowanie tej postaci wśród młodzieży, a więc taki szkolny standard. Wykonać należało pracę plastyczną, dowolną techniką. Jeden chłopak zrobił fajny komiks, reszta uczestników postawiła na sztampę czyli "gazetki" w formie plakatów.
Ja postanowiłam zrobić prawdziwą gazetkę. Taką z nagłówkiem, stopką redakcyjną, bibliografią itp. Pracowałam nad nią dwa tygodnie, a że Internet wprawdzie już był, lecz nie tak bogaty w informacje jak dzisiaj, musiałam sporo czasu poświęcić na wynajdowanie jakichkolwiek informacji czy zdjęć o tym człowieku. Wszystkie informacje były na bieżąco drukowane w pracy przez rodzicielkę, a ja zbierałam je jako materiał. Każdą informację, którą znalazłam przeredagowywałam tak, by nie popełnić plagiatu czyli pisałam własnymi słowami, zamiast wklejać "na żywca" to co mi wpadnie w ręce. Krótko mówiąc: masa roboty.

Dwie istotne dla historii rzeczy to fakt, iż zdjęć nie wycinałam prostokątnie lecz w różne kształty, tak by pasowały do tekstu na makiecie, oraz napisałam całkowicie autorskie opowiadanie typu "dzień z życia publicysty". Fikcyjne, ale odnoszące się do anegdotek o bohaterze konkursu.
Na koniec pozostało skserowanie makiety i marsz do szkoły. Nauczycielka odpowiadająca za odbiór prac od uczniów pozachwycała się i prace wzięła. Dałam jej dwie kopie, by może użyła ich podczas lekcji czy coś.

Po jakimś czasie zgłosiłam się do niej z pytaniem, czy wiadomo już o wynikach pierwszego etapu, gdyż termin ich ogłoszenia minął dwa dni wcześniej a ona miała powiadomić uczestników. Nauczycielka z pełnym spokojem stwierdziła, że... mojej gazetki nie wysłała na konkurs! Dlaczego? Otóż wg. niej przyniosłam pracę po terminie oddawania prac. Było to bzdurą, gdyż jeszcze tego samego dnia popytałam innych uczestników, którzy swoje prace przynieśli nawet później niż ja. Chłopak od komiksu przeszedł do drugiego etapu. Było mi przykro, ale uznałam że z koniem nie będę się kopać. Nie było tajemnicą, że wśród nauczycieli jestem "tą podpadniętą" i nie żałowali okazji by (w ich opinii) utrzeć mi nosa. Powody mojego konfliktu z gronem pedagogicznym w liceum to materiał na kilkutomową sagę, może kiedyś wrzucę tu jeszcze jakieś historie z tym związane.

Ale wracając, sprawa z gazetką jakoś rozeszła się po kościach. Rodzice pocieszyli mnie, żebym się nie przejmowała tymi... osobami a ja łudziłam się, że może moja gazetka posłuży kiedyś jako pomoc naukowa na lekcji polskiego.

Kilka miesięcy później, na jednej z tablic korkowych na korytarzu szkolnym dostrzegłam wystawkę poświęconą publicyście, który był bohaterem wspomnianego konkursu. Pojedyncze zdjęcia i tekściki drobnym maczkiem porozwieszane byle gdzie na wielkiej tablicy. Ale zaraz, zaraz... coś było nie tak. Zdjęcia jakoś dziwnie powycinane, teksty tak samo... Tak drodzy państwo! Nauczycielka od polskiego, ta sama która nie wysłała mojej pracy na konkurs, postanowiła zdewastować moją gazetę i pocięła ją jak leci by umieścić na tablicy korkowej. Musiała się trochę natrudzić, gdyż w mojej pracy tekst czasem wchodził na zdjęcie, a same fotografie miały naprawdę nieregularne kształty, wycięte trochę na zasadzie "chmurek". Nie muszę chyba dodawać, że tekst był nieczytelny z dużej odległości? A gdzieś przy ramie tablicy, niepozornie wisiało sobie moje autorskie opowiadanie!
Oczywiście stopka redakcyjna i bibliografia nie były godne by znaleźć się na tak szlachetnym miejscu.

Przyznam, że ręce mi opadły, ale już nie ze złości lecz ze śmiechu. Powiedziałam o tym rodzicom, a ojciec przy okazji zebrania szkolnego obejrzał "gazetkę" i z pełną kulturą pogratulował wychowawczyni znakomitego zagospodarowania tablicy korkowej, tylko gdzie w tym jest nazwisko jego córki?
Nauczycielka w pierwszej chwili udawała, że nie wie o co chodzi, nawet z pełnym przekonaniem stwierdziła, że to przecież praca "uczniów" i nie ma autora! Jasne, tym bardziej, że tylko ona dysponowała tymi pracami i sama je wycinała (nie raz klasy pomagały wycinać materiały na podobne tematy, spośród informacji dostarczonych przez nią samą). Dopiero gdy ojciec pokazał jej swój egzemplarz gazetki, który wziął z domu, wraz z moim opowiadaniem i dziwacznie wyciętymi zdjęciami, nauczycielka zapowietrzyła się, ale do końca rozmowy twierdziła, że "ona nie wie jak to się stało". Następnego dnia materiały z tablicy korkowej zniknęły na dobre, a ja nie doczekałam się nawet oceny za wykonanie tej pracy na konkurs. Pozostali uczestnicy dostali piątki.

Nie ma to jak szkoła.

konkurs szkolny

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 313 (329)

1