Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Pumuki

Zamieszcza historie od: 26 czerwca 2015 - 17:15
Ostatnio: 20 listopada 2023 - 18:33
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 806
  • Komentarzy: 17
  • Punktów za komentarze: 215
 

#77626

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od kilku tygodni, znów pracuję w Oceanarium, ale dopiero dzisiaj trafiła mi się piekielna warta opisania.

Typ matki z pieluszkowym zapaleniem mózgu:
Instalacja: Antarktyda, zimno niemiłosiernie (ze względu na zwierzęta temperatura musi być niska).

Piekielna mamuśka wraz z babcią zmieniają dzieciakowi, na oko czteromiesięcznemu, pieluszkę. Ojciec wraz z wózkiem przechadza się nieopodal.
Podchodzę i informuję, że w każdej ubikacji mamy specjalnie przygotowane miejsce, żeby przebrać dziecko.
Kobiety odpowiadają mi, że już kończą, więc mówię im, żeby następnym razem o tym pamiętały, ponieważ zmienianie pieluchy w miejscu publicznym i przy ludziach, nie jest zbyt higieniczne.

Oczywiście w tym momencie matka wybucha: "Ale przy jakich ludziach, jak tutaj są tylko dwie osoby?!"

Siląc się na uprzejmy ton, bo już w tym momencie widzę, że mam do czynienia z mamuśką konfliktową, wyjaśniam pani, że dwie osoby to też ludzie, którzy, całkiem możliwe nie mają ochoty na ów niespodziewany spektakl, jak również, że w każdym momencie może przybyć publiczności. Publiczności niewiadomego pochodzenia, którzy, być może robią zdjęcia pingwinom, ale może też robią je jej ukochanemu półnagiemu dzieciakowi i nie wiadomo gdzie takie zdjęcia trafią dalej.

Matka nie za bardzo przejąwszy się ewentualną karierą syna na stronach pedofilskich, zaczyna się rzucać (ojciec i babcia w ciszy ubierają małego, bo chyba doszło do nich, że wybrali nie najlepsze miejsce na zmianę pieluchy) i pytać mnie, czy mam dziecko, bo gdybym miała, to z pewnością inaczej bym do tego podchodziła... Tiaa. W końcu kobietę uspokoił mąż, szczęście dla mnie, bo już miałam wizję wzywania ochrony do agresywnej mamuśki.

Ważny szczegół: W Oceanarium mamy 14 instalacji, z których 10 posiada toalety, co najmniej 2 na instalację, z około 10 kabinami każda, więc nie ma problemu z szybkim dowiezieniem dziecka do miejsca zmiany pieluszki.
Co niektórzy mają w głowie...

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 254 (268)

#76795

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako, że poprzednia historia spotkała się z ciepłym przyjęciem, dzisiaj opiszę kilka piekielnych sytuacji z mojej pracy w Oceanarium.

Samemu personelowi nie mam absolutnie nic do zarzucenia; zarówno szefowie, opiekunowie zwierząt, weterynarze, czy też przewodnicy, jak ja, byli najlepszymi kompanami w pracy jakich kiedykolwiek miałam przyjemność mieć.
Piekielni byli zwiedzający, których wraz z innymi pracownikami nazywaliśmy wakacyjnymi zombie, bo i poruszali się jakoś tak niemrawo i ich zachowanie wskazywało na zostawienie swoich mózgów w jakichś odległych miejscach.

Część 1:
1. Problemy z czytaniem ze zrozumieniem: Jedna z instalacji w Oceanarium nazywa się Oceany, jest to 30-metrowy tunel z rekinami, płaszczkami i innymi oceanicznymi rybami. Po obu stronach tunelu są dwa podwyższenia, takie jakby ławeczki(swoją drogą nie wiem po jaką cholerę je tam wbudowano, skoro i tak ich nie można używać), na których co kilka metrów jest umieszczony napis o zakazie siadania w tunelu. Wiele osób układa się na owych plakietkach,a po zwróceniu uwagi awanturuje się, że nie widzi żadnych napisów - no jak je masz pod dupą, to się nie dziwię..

Jest też druga grupa, która po zwróceniu uwagi przenosi się na ziemię, co dodatkowo tylko pogarsza sytuację, bo zostawia mniej miejsca dla innych wycieczkowiczów.
2. Problemy ze zrozumieniem piktogramów: Na terenie całego obiektu umieszczone są obrazki informujące o zakazach używania lampy błyskowej, jedzenia w niewyznaczonych do tego miejscach, niedotykania akwariów oraz zakazu palenia. O ile pozostałe są mniej piekielne i zazwyczaj po jednym upomnieniu ludzie dostosowują się do panujących zasad, to zakaz używania lamp błyskowych (na który jesteśmy szczególnie uczuleni; ryby nie mają powiek, nie potrafią obronić się przed błyskiem, zamykając oczy, co w rezultacie prowadzi do ślepoty i odpadnięcia oka) jest nagminnie łamany. Ludzie nie rozumieją, lub nie chcą zrozumieć, że robią krzywdę zwierzętom. "Ale bez lampy mi ciemne zdjęcia wychodzą", "Tylko jedno","Nic mnie to nie obchodzi, płaciłem to mam prawo" - takie zazwyczaj argumenty stosują. Ja zaczęłam stosować zasadę, że upominam dwa razy i osoba wylatuje z instalacji, a jeśli sytuacja się powtórzy w innej, zawiadamiam superwizorów i delikwent wylatuje z Oceanarium.

3. A mogę dotknąć?: Zawsze, ale to zawsze po spektaklu z udziałem delfinów zjawia się co najmniej jedna piekielna rodzinka z zapytaniem, czy on, ona, dziecko, wujek, ciotka mogą dotknąć, bądź popływać z delfinem. Na pierwsze pytanie zawsze odpowiadam pytaniem: A gdyby do waszego domu nagle weszło trzy tysiące osób i wszystkie chciałyby poklepać państwa po głowie, to jakbyście się czuli? Zdenerwowani? Zagrożeni? Niepewni? Dokładnie tak samo jest z nimi. Jeżeli chodzi o drugie pytanie, to nikt prócz wyznaczonego do tego personelu nie może wchodzić do wody. Delfiny są bardzo charakterne, terytorialne i mogą wciągnąć pod wodę kogoś kogo nie znają i trzymać tam, aż się utopią, to zazwyczaj uspokaja namolnych tatusiów, którzy już się pchają z dzieciakiem za barierkę.

4. Nie wiem co to toaleta i jak się jej używa: Przechadzając się i pilnując porządków w jednej z instalacji słyszę rozmowę dwóch dziewcząt:
- Właśnie wracam z toalety i mówię ci, w życiu czegoś takiego nie widziałam, masakra...
Jako, że reszty nie dosłyszałam, postanowiłam sama pofatygować się do wyżej wspomnianej toalety. Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku, więc zaczynam przeszukiwać kabiny. Myślałam, że padnę. Na samym środku kabiny KUPA. Taki sobie klocek leżał pięknie ustawiony tak, żeby wdepnęła w niego pierwsza osoba, która wchodząc do kabiny nie spojrzy na ziemię. Zastawiłam drzwi ostrzeżeniem o nieczynnej toalecie w dyskretnie zawiadomiłam sektor sprzątający.

Kolejna sytuacja z tunelu z rekinami. Jesteśmy dość głęboko pod ziemią, lato, gorąco i duszno, w tunelu mnóstwo ludzi, ciężko się przepchać z jednej strony na drugą. I w tej oto wspaniałej atmosferze rodzice postanawiają zmienić pieluchę dziecku. Pieluchę z dwójką w środku, czego nie dało wywietrzyć się z tunelu przez następne dwie godziny. Po upomnieniu rodziców i przypomnieniu im, że każda toaleta jest wyposażona w miejsce do przebierania dzieci, słyszę: A bo my nie wiedzieliśmy... Serio!?

5. Karmiące mamy: Nie mam nic do mam karmiących, czy to w miejscach publicznych, czy w zaciszu swojego domu. Ale denerwuje mnie, kiedy robią to w obszarach wybitnie do tego nie przeznaczonych, bo kiedy rozkładają się do karmienia na podłogach w instalacjach (w podziemiach nie ma miejsc siedzących, z powodu na niewielką ilość miejsca, jest za to całe mnóstwo na powierzchni), tylko zastawiają miejsca ludziom, którzy przyszli pozwiedzać.

Na każdej mapie, które dajemy przy zakupie biletu, jest informacja o pokoiku do karmienia. Przewodnicy też są od tego, żeby pomóc. Wskażemy miejsce, zaprowadzimy, nie ma problemu. Ale nie przeszkadzaj innym zwiedzającym.
6. Stoję w kolejce, ale nie wiem, po co: Napis wielki jak cholera: "PUNKT INFORMACYJNY". Kolejka, jak na papier toaletowy za komuny, a połowa ludzi nawet nie wie, po co tam stoi: "A tutaj coś dajecie?", "A tu co się dzieje?", "Bo mi mówili, żeby tu zejść i stanąć w kolejce, to po co tu jestem?", "A nie, ja nie potrzebuje informacji, ja myślałem, że tu dajecie elektronicznego przewodnika (piętro wyżej, zaraz po wejściu do budynku, nie można nie zauważyć)". No i oczywiście analogicznie w punkcie poboru owych przewodników: tysiąc pytań o mapy i ogólnie o wszystko. To nie byłby problem poza sezonem, kiedy w kolejce jest 10-15 osób, wtedy można pokierować we właściwe miejsce lub samemu spróbować pomóc; problem jest w sezonie, kiedy jest co najmniej 100-osobowa kolejka, a połowa osób stoi nie tam, gdzie trzeba.

7.Bo ja się boję robali, ale mama mi kazała: Tego już naprawdę nie potrafię zrozumieć. Mamy instalację zwaną motylarnią, zaraz przed wejściem informujemy, by nie dotykać motyli, jeżeli na kimś siądą, to my je ściągniemy, albo same odlecą. Ogólnie należy uważać, żeby nie zrobić im krzywdy. No i wchodzi sobie taka rodzinka, gdzie już od wejścia dziecię drze się jak opętane i macha rękami na wszystkie strony. Komentarz matki: "No bo ona się boi robaków"... No to po co, powiedz mi, po co narażasz dziecko na traumę, a nas na stratę pięknych stworzeń tylko dlatego, że chcesz mu udowodnić, że przecież to nic takiego.

8.Już tu nie pracujesz: To była jedna z gorszych sytuacji jaka mnie spotkała, zawsze usiłuję być miła, kiedy upominam, to zawsze kulturalnie, jednak w tej sytuacji klienci zdecydowanie przeholowali, a ja jestem z natury rudą wredotą.

Byłam akurat w instalacji "Morze czerwone", jest to duże audytorium,w którym co jakiś czas puszczane są krótkie projekcje na temat karmienia zwierząt, funkcjonowania parku itp., a w międzyczasie można tam po prostu usiąść i odpocząć. Tego poranka sala już powoli zapełniała się w oczekiwaniu na seans, moim zadaniem było pilnowanie porządku i upominanie ludzi, by nie układali nóg na oparciach przed nimi, lub na własnych siedzeniach. Widziałam wyraźnie, że mała dziewczynka zupełnie nie reaguje na moje prośby, więc postanowiłam powtórzyć upomnienie w stronę rodzica. No i się zaczęło: Czy ja jestem głupia i głucha, nie widzę, że on jej już mówił, że ma siedzieć normalnie, tyle, że ona nie reaguje i co on ma zrobić.

Tutaj już podniosło mi się ciśnienie, ale nadal uprzejmie mówię, że fotele się niszczą i moją pracą jest zwrócić uwagę. Odpowiedzią na to było oczywiście owo sławne "Już u nie pracujesz, ty nie masz szacunku dla mojego dziecka, to ja nie będę miał szacunku do ciebie, powiesz mi jeszcze jedno słowo i idę szukać twoich przełożonych..." Po czym wstaje z dzieckiem i wyrusza, prawdopodobnie, na poszukiwania moich superwizorów, zostawiając na miejscu żonę pilnującą pustych foteli. W tym momencie, już z czystej złośliwości, za nieuzasadnione wrzeszczenie na mnie w sali pełnej ludzi, postanowiłam obserwować ową panią, aż zrobi coś czego nie powinna, żeby mieć powód do wywalenia jej z obiektu. Już po chwili, ku mojej satysfakcji kobieta wyciąga chipsy z torebki i zaczyna konsumpcję. Na to ja z zupełnym spokojem podchodzę i oznajmiam jej, że na terenie obiektu obowiązuje zakaz jedzenia. Ta w mordę, że chyba mi dużo tu muszą płacić, że taka uważna jestem i gdzie niby jest informacja o zakazie, bo ona nic nie widzi.

Informuję ją: "Proszę pani, trzy tablice po prawej, trzy po lewej stronie: Zakaz jedzenia i picia, zakaz dotykania akwarium, zakaz robienia zdjęć z lampą. I rzeczywiście, płacą mi wystarczająco, żeby dobrze wykonywać swoją pracę. Dziękuję bardzo". Z wielkim fochem kobieta podniosła się i wyszła. Kierowca autobusu nie klaskał, może ja też nie powinnam być taka mściwa, ale chamstwa nie znoszę i nie będę tolerować.

Ogólnie rzecz biorąc (trochę z przymrużeniem oka), po tych wakacjach doszłam do wniosku, że ludzie powinni mieć robiony test przystosowania i zachowań w społeczeństwie zanim się ich wypuści z domu.
Jeżeli się spodoba, to będzie więcej!

Oceanografic Walencia

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 277 (313)

#76749

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam, historia Clary(#76744) zainspirowała mnie do opisania doświadczeń w moim ostatnim miejscu pracy.

Do niedawna pracowałam sprzedając bilety na wycieczki po stadionie piłki nożnej "Mestalla" w hiszpańskiej Walencji.
Codziennie obsługiwałam ludzi wszelkich języków i narodowości, zazwyczaj były to osoby miłe, ale zawsze musi się trafić wyjątek od reguły, gdyby nie to, nie byłoby tej historii.

1. Ja jestem najważniejsza - Młode małżeństwo z dzieckiem podchodzi zapytać o cenę biletów. Usłyszawszy kwotę, krótko się naradzają, jednak stwierdzają, że to za drogo, o czym w niezbyt miły sposób mnie informują. No cóż, ja cen nie ustalam i nie mnie nie oceniać, że kobieta w ciuchach będących co najmniej trzykrotnością mojej pensji, nie ma 20 euro, żeby odbyć godzinną wycieczkę z przewodnikiem. Przed odejściem kobieta pyta mnie gdzie jest ubikacja, ponieważ dziecku chce się siku. Informuję ją, że ubikacja jest na stadionie i jest dostępna (co jest chyba oczywiste) tylko dla klientów i tylko po rozpoczęciu wycieczki, ja nie mam prawa nikomu otwierać,od tego jest ochrona.

Kobieta zaczyna na mnie wrzeszczeć, że chyba jestem nienormalna i że w takim razie ona zaraz tutaj, na wprost mojej kasy zdejmie dziecku majtki i pozwoli mu się wysikać tak jak stoi. W tym momencie spokojnie jej oświadczyłam, że jeżeli tylko spróbuje, brama prowadząca do kasy zostanie zamknięta, a policja wezwana w trybie natychmiastowym. To jakoś uspokoiło matkę roku i całe szczęście, sobie poszli, ale ja już się z nerwów do końca dnia trzęsłam.

2. Niemowy. Podchodzi toto do kasy i rzuca mi pieniądze. Mniejsza o to, kiedy mi rzuca odłożoną kwotę, wtedy przynajmniej wiem czego chce, chociaż jak dla mnie i tak jest bezczelne nie potrafić odpowiedzieć na zwykłe "Hola". Gorzej jest kiedy przychodzi wielka rodzinka z dzieciakami rozbieganymi na wszystkie strony, rzuca mi na ladę 100 euro i się gapi. Noż... Nie jestem jasnowidząca, nie wiem, czy wszyscy będą chcieli wejściówki, ile lat mają dzieciaki i czy jeszcze należy im się ulga, czy już nie. Zazwyczaj po takiej minutowej walce na gapienie się (poprzedzone moimi próbami porozumienia się w różnych językach) klient w końcu zdoła wymamrotać czego i jaką ilość chce. Niestety na pożegnanie nie mam co liczyć.

3. Natarczywy - kilka razy w miesiącu jest mecz na stadionie. Zazwyczaj już kilka dni przed tym ludzie podchodzą i pytają o bilety. Wtedy cierpliwie tłumaczę, że musi udać się do kas obok, bo ja sprzedaję tylko bilety na wycieczkę, jesteśmy innymi firmami i nie mamy ze sobą nic wspólnego. Większość rozumie, ale są tacy, którzy po wysłuchaniu tej informacji mają tysiąc pytań odnośnie cen, miejscówek, możliwości zakupu przez internet itp.. Po czym ja od nowa muszę tłumaczyć, że muszą się udać do ich kas, bo ja takich informacji nie mam, a w międzyczasie za delikwentem tworzy się już ogromna kolejka ludzi.

4. Śmieszki - Często przy zakupie biletu ludzie pytają, co dokładnie mogą zobaczyć. Wymieniam po kolei i informuję także, że po wyjściu na murawę mogą przebywać na fotelach drużyny i na sztucznej trawie, ale nie wolno wchodzić na trawę naturalną. "A co mi zrobicie, jak wejdę na trawę, hue hue hue" Noż kur... Nasz ochroniarz wyp***doli cię na zbity pysk i będziesz musiał płacić za ewentualne szkody. Wielu i tak próbuje, często wmawiając przewodnikowi, że "ta pani przy kasie mówiła, że można". No nie można. Rekordzistką była matka roku, która wraz z trójką dzieci uciekła przewodnikowi (byli w drodze do wyjścia) na murawę, po czym rzuciła z całej siły swoje okulary przeciwsłoneczne na trawę, każąc dzieciom biec po nie i w międzyczasie cykając zdjęcia..,

Jeśli się spodoba napiszę więcej, tym razem z mojej pracy w Oceanarium. Tam to się dopiero działo...

Mestalla Walencja

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 234 (266)

1