Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Rak77

Zamieszcza historie od: 12 października 2014 - 22:09
Ostatnio: 4 sierpnia 2018 - 21:43
O sobie:

Podczas zażartej kłótni w Internecie nigdy nie atakuj oponenta za jego błędy gramatyczne i ortograficzne. Może być tak, że jego klasa jeszcze danego zagadnienia nie przerabiała.

  • Historii na głównej: 27 z 29
  • Punktów za historie: 11029
  • Komentarzy: 1313
  • Punktów za komentarze: 16849
 

#72181

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poczułem się jaskiniowcem obrabiającym krzemień metodą kamienia łupanego.
Przyszedł do mnie młody człowiek urodzony jeszcze w tamtym wieku i zadziwił/zasmucił mnie okrutnie. Gdzieś w trakcie rozmowy z jego ojcem podszedł i spytał się, która godzina. Niejako odruchowo wskazałem mu wiszący zegar w kuchni. Młody po kilkunastosekundowym wpatrywaniu się w tarczę zadał pytanie - "noo doobrzeee... ale która godzina?".

Zwykły zegar kuchenny ze wskazówkami, tyle że dla utrudnienia nie ma cyfr arabskich. Mamy już epokę cyfrową, nie analogową, i na dodatek jakieś historyczne hieroglify. Stary jestem.
Coś takiego: http://imged.pl/575/zegar-scienny-rzymski-wiszacy-metalowy-czarny-76cm-1725575.jpg

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 286 (320)

#72103

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W rozwiązywaniu konfliktów używaj siły argumentów a nie argumentu siły. Czasami jednak się nie da, zwyczajnie nie przynosi to skutku.

Święta Wielkiejnocy stają się taką jarmarczną tradycją i jak by dziś spytać młodszą część użytkowników piekielnych to znaczna część by nie potrafiła odpowiedzieć na podstawowe pytania dotyczące co właściwie chrześcijanie świętują.

Sprowadza się to do jajeczka, prezentowego zajączka, zaniesienia "święconki" do kościoła (wczoraj znalazłem zdjęcie zestawu z Mc-a w koszyczku) i oczywiście Lany Poniedziałek.
Pomijając to że wszystkie powyższe to tradycje pogańskie zaadaptowane przez KK to śmigus dyngus zasługuje na osobną uwagę. Z wesołego obrzędu ludowego przeobraził się, szczególnie w miastach, w patologiczną chuligańską jego karykaturę.

Jak co roku, już od samego rana widzę grupki nastoletnich polewaczy polujących na kogokolwiek na tyle nieostrożnego że wyjdzie dziś na przykład z psem czy w innej potrzebie.
Kilka lat temu sam miałem wątpliwą przyjemność konfrontacji z taką grupą. Polewali wszystkich, nie szczędząc ni starców ni kobiet i dzieci.

Wszystko rozpoczęło się od zabawy młodszych dzieci wodą i zabawkami udającymi pistolety czy inne psikacze. Jednak nastolatkowie starsi nie znaleźli ofiar godnych sobie i frustracje wyładowali na maluchach.

Osiedle należało wtedy do mocno zmilitaryzowanych i gdy tylko przemoczone dzieci z płaczem zaczęły docierać do domów, ojcowie w sposób zorganizowany przeprowadzili rozpoznanie, łapankę osąd i karę adekwatną do czynów. Niezmiernie rzadko można zobaczyć jak 15-17 letni "bohaterowie" zamieniają się w płaczliwych smarkaczy.

A poczuli tylko to samo co robili innym (no, może kilka smagnięć rózgą - przecie to też tradycja)
Przez kilka lat mamy spokój.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 240 (286)

#71879

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uważam, że piekielni mają nie tylko "bawić", ale mogą też uczyć to rozpocznę tak:
Ludzie niepełnosprawni potrzebują pomocy, czasami wystarczy pomoc przy wsiadaniu np. do autobusu. Jeśli chcesz pomóc, najpierw spytaj jak możesz pomóc, bo dobre chęci to nie wszystko, czasami nieumiejętna pomoc bywa gorsza niż jej brak.

Wiele autobusów jest autobusami niskopodłogowymi z rampą ułatwiającą wjazd wózkiem. Szczecin, przystanek gdzie wsiadłem to końcowy przy piekarni. Przy koszarach, na przystanku, czeka pani z niepełnosprawnym na wózku. Kierowca ostrożnie i bardzo precyzyjnie podjechał jak najbliżej krawężnika, a autobus dodatkowo przechylił, by krawędź drzwi była na wysokości krawężnika (pneumatyczne zawieszenie Solarisów na to pozwala). I tu rozpoczyna się scena, której nie rozumiem do tej pory.

Pani z wózkiem podjeżdża do drzwi i nie wsiada, tylko naciska przycisk sygnalizujący wsiadanie osoby niepełnosprawnej. Podszedłem z pytaniem, czy mogę pomóc, ale nie, pani chce koniecznie, by kierowca wysiadł i rozłożył rampę. Nieco zdziwiony, podłoga autobusu na wysokości chodnika z przerwą maksymalnie 3-4 cm, jeszcze raz sugeruję, że pomogę wjechać do autobusu. Nie, kierowca ma koniecznie otworzyć rampę. Rampa w tym autobusie to nic innego jak kawał blachy, który ma zawias na krawędzi drzwi i trzeba ją podnieść w autobusie, a następnie położyć na chodniku. Kierowca podszedł, odchylił rampę, ale okazało się, że autobus jest odrobinę niżej niż chodnik. Rampa więc zamiast leżeć na chodniku, sterczy do góry. Kierowca wsiadł , podniósł autobus i zadowolona pani wepchnęła wózek. By nieco zaoszczędzić czasu, nie czekając na kierowcę sam złożyłem rampę. Przez kolejny przystanek nasłuchałem się monologu o leniwym kierowcy, który wysługuje się pasażerami. Dwa przystanki dalej (przy Wernyhory) cyrk się powtarza, tyle że przy wysiadaniu.

Ja wiem, że osoby opiekujące się niepełnosprawnym są czasami po ludzku zmęczone, nie zawsze człowiek wstanie prawą nogą, ale dalej się zastanawiam, co ona chciała osiągnąć. Udało jej się niewątpliwie zirytować kilkunastu pasażerów, kierowca nie dał znać po sobie, ale też pewnie z kawy mógł zrezygnować. Po co? Nie wiem.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 452 (460)

#71439

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem fascynatem broni palnej i często sportowo lubię sobie postrzelać na strzelnicy. Nawet nie mając pozwolenia na broń można strzelać z broni udostępnianej przez strzelnicę. Nie bawi mnie huk ani moc pistoletu, a bardziej precyzja, więc strzelam ze starej radzieckiej konstrukcji TOZ-35 (kaliber '22LR - taki jak kbks). Strzela się 60 strzałów w ciągu 2h na odległość 50 m. Frajda niesamowita, a i niedroga.

Czasami jednak widzę młokosów znających broń palną tylko z CS-a czy innego hitu na PC, którzy rwą się do broni o dużej mocy. W życiu nie strzelał z niczego więcej niż wiatrówka kolegi, a na strzelnicy chce do łapki pistolet najlepiej '45ACP (rodzaj amunicji o kalibrze 0,45 cala, czyli 11,43 mm - większa to już tylko półcalowy Desert Eagle). A to już broń, do której trzeba mieć doświadczenie, a wiem co mówię, bo wystrzelałem już ok. 4-5 tysięcy strzałów z czeskiej CZ-75 czy z Colta 1911.

Przyszło na strzelnicę trzech takich młodzieńców i oni koniecznie chcą strzelać właśnie z Colta wz1911. Obsługa narzuciła im jednak, że pierwsze strzelanie to co najwyżej jednak z broni sportowej i to pod kierunkiem instruktora. O ile część instruktażowa przebiegła wzorowo, to już później chłopcom zaczęło się nudzić.

Po wystrzeleniu jednego pudełka amunicji byli już takimi specami, że za cele obrali sobie puszki po napojach, ale już po chwili okazało się, że 10-15 m (na tyle rzucili puszki po RedBullu) to za mały dystans dla takich snajperów jak oni. Za cel obrali sobie inne elementy strzelnicy. Po sygnale jednego ze strzelających, panowie w trybie pilnym zostali rozbrojeni i wyproszeni ze strzelnicy.

Najzabawniejsze, że strzelcy naprawdę lubią zabawę z bronią i jak by poprosili, to obsługa wystawiłaby im dzwony czy cele typu biathlon. A tak stracili dwa pudełka amunicji i zyskali bana na tej strzelnicy (pewnie z rok).

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (221)

#71152

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytałem komentarze pod jedną historią i stanęła mi przed oczami pewna sytuacja.

Nie znam dokładnie szczegółów, bo byłem tylko w odwiedzinach u znajomego w szpitalu. W sali obok leżał pacjent, który pilnie potrzebował przeprowadzenia bardzo inwazyjnej operacji. Z tego co zrozumiałem to chodziło o częściową amputację jakiegoś organu. Tyle tylko, że pacjent jednocześnie żądał wyleczenia i nie wyrażał zgody na samą operację.

Tak to lekarze bezsilni czekali na moment, gdy:
a - pacjent im umrze w szpitalu
b - straci przytomność i będą mogli go ratować (zgoda rodziny) w sytuacji ratowania życia
c - sam zrezygnuje z leczenia i opuści szpital
d - nastąpi cud

Nie wiem, jak często zdarzają się tacy pacjenci, ale współczuję tym lekarzom.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 279 (309)

#70708

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie jestem przekonany czy przy egzaminie na prawo jazdy konieczne jest sprawdzać wiedzę techniczną o samochodzie, ale z pewnością pomaga ona w normalnej eksploatacji.

Przyszła zima i razem z nią ujemne temperatury i trudności z uruchomieniem aut.
Najczęściej jest to spowodowane kiepskim akumulatorem lub złym paliwem. Mało kierowców pamięta o tym, że w zbiorniku paliwa chętnie wytrąca się wilgoć z powietrza, zimna blacha zbiornika i małe ilości paliwa, i mamy wodę na dnie. Pół biedy jak zamarznie na dnie, gorzej jak dostanie się do przewodów i zablokuje przepływ paliwa. Drugim czułym punktem jest filtr paliwa, szczególnie w dieslach gdy mamy zatankowane "letnie" paliwo, wytrąca się parafina i jedynym ratunkiem jest wymiana filtra.

Jadę wieczorem trasą mało uczęszczaną, widzę stojący samochód i machającą panią o pomoc. Napis na kufrze TDi jednoznacznie informuje o dieslu pod maską. Małe "co nieco", znam się na mechanice, więc więc przeprowadzam wywiad. Pani jechała, silnik zaczął się krztusić i zgasł i nie chce odpalić. Czemu stoi bez świateł? Bo zarznęła akumulator - znaczy się uparcie próbowała uruchomić. Już to daje mi znać co mogło być powodem. Proponuję więc podładowanie akumulatora i jazdę na holu. Niestety w bagażniku mam tylko słabe szeleczki, które od biedy wystarczą do benzyniaka, ale zimnego diesla raczej nie uruchomię, bo się spalą (jakiś darmowy gadżet made in ChRL). Pani w panice oświadcza, że boi się być holowana, a ja nie jestem skłonny by dać się holować moim samochodem kobiecie która nie ma o tym pojęcia.
Pat.

Ryzykuję więc i ustawiam się do podładowania akumulatora i tłumaczę, że przewody słabe i trzeba w miarę możliwości doładować jej akumulator i dopiero spróbować zakręcić. Co robi mądra kobieta? Jeszcze dobrze nie podpiąłem szelek i nie wsiadłem do swojego by uruchomić silni, a pani już kręci rozrusznikiem. Wysiadłem, odłączyłem przewody i się pakuję. Pani "kierowca" z krzykiem do mnie, że tak nie można, że jej auto zaraz odpali, że mam obowiązek jej pomóc...
Zadałem tylko jedno pytanie czy ma sprawny telefon. Tak.
Do widzenia i życzę sukcesów.
Jakoś nie mam żadnych wyrzutów sumienia.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 297 (323)

#70048

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia w którą zamieszany jestem ja i kilku moich znajomych.

W dalekiej krainie, jeden z moich znajomych(1) wynalazł na "pchlim targu" stary kredens. Prawdziwy mebel wykonany przez porządnego rzemieślnika i na dodatek z prawdziwego drewna, a nie z płyty. Na zdjęciach zrobił na mnie wrażenie, więc wyraziłem chęć posiadania, a jedyne co mnie powstrzymywało to koszt transportu.

Tu pojawia się mój drugi znajomy(2), właśnie z tamtych okolic miał sprowadzić pilną przesyłkę własnym transportem, miejsca na pace było wystarczająco, więc za przysługę winien byłem tylko butelkę szlachetnej nalewki z mojej piwniczki. Mebel dojechał i okazało się że jest jednak bardziej zniszczony niż pierwotnie zakładałem. Na szczęście znam solidnego amatora, który hobbystycznie zajmuje się renowacją mebli.

Tenże znajomy(3) przez kilka tygodni doprowadził mebel do takiego stanu, że aż miło było patrzeć. Pracy dużo, a i materiały drogie to i zapłata uczciwa, plus kolejna buteleczka z dawnego rozlania pigwówki. Mebel piękny ale nie spełniał jednego kryterium, ergonomii. Jednak ludzie dawniej rzadko wyrastali do prawie dwóch metrów.

Z ogromnym żalem, lecz ku ogromnej radości mojego kolejnego znajomego(4) przeszedł w jego władanie w zamian za kilkanaście portretów Zygmunta Starego.

I na koniec pojawia się ostatni bohater tej powieści. W trakcie spotkania towarzyskiego opowiedzieliśmy powyższą historię przy stole i... okazało się, że wielokrotnie dokonaliśmy przestępstwa karno-skarbowego.

- Znajomy nr 1 - najmniej winny ale nie uiścił podatku za sprzedaż mebla o wartości powyżej 1000zł. Może się bronić, że nic na tym nie zarobił.
- Ja nie zapłaciłem podatku od kupna tegoż mebla
- Znajomy nr 2 - nieodpłatnie przewożąc mi mebel, zgodnie z prawem niejako zrobił mi darowiznę, którą powinienem zgłosić jako przychód. Znowu jestem winien.
- Kajam się ponownie, ponieważ ze znajomym nr 3 nie zawarłem umowy o dzieło, co skutkowało brakiem opłat dla US, a tenże nie zgłosił, że w wyniku tej renowacji uzyskał przychód(dochód?), czyli jest współwinny.
- Mebel zbyłem przed upływem sześciu miesięcy od chwili nabycia i nawet zarobiłem na tym. Winny! Znowu nie zapłaciłem podatku. Ale nabywca też jest winien US podatek, zakupił od osoby prywatnej rzecz ruchomą wartą więcej niż 1000zł, narażając skarb państwa na utratę należnej mu daniny.

Na koniec jestem winien korupcji, bo bohatera ostatecznego odwiodłem od powiadomienia odpowiednich organów państwowych poprzez zastosowanie kolejnych kieliszków ostatków pigwówki, rocznik 2005.

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 407 (537)

#69765

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poniedziałkowe popołudnie. Apteka, a w niej ja w kolejce. Smętnie szurające buty, czasami słychać kaszlnięcie tłumione dłonią, nuda. Doczekałem się, podchodzę do okienka a "moja" pani magister pyta:

- Co dzisiaj?
- Moje niebieskie tableteczki proszę, to ile?
- Na receptę to xx zł.
Ta wymiana prostych informacji zakończyła nudę. W pierwszym momencie zapadła wiele znacząca cisza, a w chwilę potem dwie psiapsiólki w mocno balzakowskim wieku, teatralnym wręcz szeptem:
- Popatrz, staruch jeden, pewnie na dziwki idzie, młodej mu się zachciało...

Kątem oka zerknąłem kto tak mnie ocenia i aż cisnęło mi się na usta, że przy jej urodzie to pewnie jej chłopu i nawet viagra nie pomoże. Ale przygryzłem język, schowałem pudełko Glibeticu do kieszeni i wyszedłem. I tylko zastanawiam się czy napisać do POLPHARMY żeby lekarstwa na cukrzycę robili raczej czerwone lub żółte, bo niebieskie powodują niebezpieczne napięcia nerwowe u podsłuchujących.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 466 (540)

#69606

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przejście dla pieszych przez jezdnię dwupasmową z sygnalizacją świetlną. Przeszedłem do pasa zieleni, a nawet udało mi się przejść przez jeden pas ruchu na kolejnym przejściu. I tyle dobrego, tu dopadł mnie Piątek 13. Coś w tej dacie musi być.

Nie blondynka ani Frog czy inny fast&furious. Facet ok 30 lat w Octavii skręcał w prawo i mnie potrącił. Mały nie jestem i trudno mnie nie zauważyć (195/110), a ponieważ masa robi swoje, to gość stracił lusterko. Dobrze się domyślacie, miał pretensje, mocno wspierany przez małżonkę, że przechodziłem przez jezdnię po pasach i na zielonym. Jakoś nie mogliśmy się dogadać odnośnie zadośćuczynienia za szkody. Ja chciałem 200zł za kurtkę, a gość takoż 200zł tyle że za lusterko.

Policja stwierdziła że co do odszkodowania to oni nie są władni, ale od kierowcy pobrali 500zł na budżet państwa.
Jednak można znaleźć prawo jazdy w czipsach.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (580)

#69347

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Żadne wielkie tam jakieś piekielności. Ot krótki spacer do apteki.

Nr 1. Ulica przebudowana niedawno, przejścia dla pieszych oznakowane i nieco podniesione coby ruch spowolnić. Idzie sobie stadko młodzieży, dziewczę i trzech młodzieńców próbujących zwrócić jej uwagę właśnie na siebie. Idą chodnikiem i dochodzą do przejścia. Zatrzymać się i rozejrzeć? Po co? Lepiej zmusić samochód do gwałtownego hamowania i jeszcze w odwecie na klakson napluć mu na maskę.

Nr 2. Przychodnia. Co miesiąc przychodzę i podaję kartkę z zapotrzebowaniem na lekarstwa. Pigułki mnie znają, więc uśmiech i biorą kartkę by odłożyć na bok. Ta skomplikowana procedura okazała się strasznie denerwująca dla pacjenta, któremu właśnie wypisywała druk zwolnienia. Awantura, że traktują innych po znajomości i bez kolejki. A pielęgniarka nawet nie przerwała wypisywania druku.

Nr 3. Biorę insulinę i wiem że apteka nie trzyma jej w zapasie więc podchodzę, tylko by powiadomić że jutro będę miał receptę i proszę o zamówienie tejże. Kolejka raptem trzy osoby więc grzecznie czekam by nie przeszkadzać. Nowo przybyła jednak nie wykazuje takiej cierpliwości i ładuje się do okienka z plikiem recept i pytaniami. Farmaceutka grzecznie prosi o cierpliwość, bo jest zajęta i wydaje leki innemu klientowi. Wiadomo przecież, że to nie mięsny a pomyłka gdzie zamiast krakowskiej będzie żywiecka to tylko kwestia smaku. Znowu słyszę rodzącą się awanturę z tekstami o JEJ czasie, głupich sprzedawcach(?) i kulturze (???). Dziwne że nikt jej nie wpuścił przed siebie?

Nr 4. Wychodzę z apteki. Do apteki chce wejść W.Sz. Pani. Właśnie się dowiedziałem żem gbur i cham, bo nie przepuściłem kobiety.

Chyba od tego czytania piekielnych bardziej wyostrzyło się moje postrzeganie takich drobiazgów.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 276 (320)