Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

RedHead777

Zamieszcza historie od: 9 maja 2017 - 12:03
Ostatnio: 12 stycznia 2019 - 23:53
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 525
  • Komentarzy: 58
  • Punktów za komentarze: 181
 

#79066

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja dość zabawna, a będzie o cwaniakach za kierownicą.

Wracając do domu po pracy, jakoś w zeszłym tygodniu, spotkałam się z powszechną sytuacją na jednym ze skrzyżowań w moim mieście.

Skręcałam z podporządkowanej w główną. Wiadomo, jak to przy lewoskrętach, jeden pas, często trzeba przeczekać parę zmian świateł, by w końcu się przebić. Aby przybliżyć wam jeszcze wygląd owego skrzyżowania, powiem, że droga główna jest 3-pasmówką. Wielu cwaniaczków na blachach podmiejskich (w nazwie „Z" jak „Zadupie") próbuje zrobić manewr skrętu w lewo z pasa do jazdy prosto. Blokują często przy tym jadących z naprzeciwka, którzy także chcą skręcić w lewo. Taki znalazł się i tym razem, ale trafiła kosa na kamień.

Jedzie taki cwaniaczek jakimś nowiutkim BMW, wbija oczywiście na pas do jazdy prosto, szlachta nie będzie czekać aż 4 inne samochody przed nim przejadą. Ja na odpowiednim pasie byłam pierwsza na światłach i czekam na zmianę na zielone. Za mną jechał dziadziuś jakąś starą rozsypującą się skodą czy volkswagenem, nieważne, rdza na kółkach generalnie, a dziadziuś wyglądał na takiego, co boi się wcisnąć gaz czy zrobić jakikolwiek szybki manewr.

No i mamy zielone. Ze spokojem ruszam, z naprzeciwka pusto, więc jedziemy wszyscy. Po przejechaniu przez skrzyżowanie spojrzałam w lusterko, a tam dziadziuś, delikatnie mówiąc, wk*rwił się. Co zrobił cwaniaczkowi? Zajechał drogę. Najpierw pas środkowy, a gdy cwaniaczek próbował wbić się na prawy, by go ominąć, to dziadziuś wcisnął chyba gaz do dechy (możliwe że robiąc sobie dziurę w podwoziu), bo jego 4 kółka nieźle szarpnęły do przodu i zablokował oba pasy (na skrajny lewy ze spokojem wjeżdżali następni kierowcy, im nie przeszkadzał). Gdy cwaniaczek przez brak innych możliwości odpuścił, dziadek wjechał przed niego do końca na prawy pas i zaczął jechać. Chyba z 30 na godzinę. Środkowy pas zdążył się już zapełnić, więc cwaniaczek był skazany na jechanie tempem dziadziusia.

Akcja była dość szybka, ale zdążyłam całą zobaczyć i wybuchnąć śmiechem. Dawno nic mnie tak nie rozbawiło.

Dla dziadziusia jak najbardziej szacunek, prawidłowo zrobił. Szkoda, że nie dojechał potem gdzieś do mnie, bo bym mu pogratulowała.

Trzeba uczyć wieśniaków, że w mieście należy jeździć zachowując kulturę oraz podstawowe zasady ruchu drogowego.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (225)

#78314

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W pewne wakacje pracowałam w sklepie całodobowym. Atmosfera miła, kierowniczka na luzie, klienci niezbyt piekielni, ale był ON. Ok. 50-letni Tadeusz. I to o nim będzie ta historia.

Był to nietypowy przedstawiciel menela. Czemu nietypowy? Ano dlatego, iż posiadał on żółte papiery. I to nie dlatego, że ludzie tak mówili na osiedlu, a faktycznie był to chory psychicznie alkoholik, którego olał system, szpital psychiatryczny wyrzucił, a rodzina odebrała mu mieszkanie i pozbyła się.

Czasami z Tadeuszem było zabawnie. Jak miał dobry humor i leków nie popijał zbyt dużą ilością alkoholu, to przychodził do nas z badylami zerwanymi gdzieś przy drodze. Wyznawał nam wszystkim miłość i wręczał owe badyle. Biada była tej, która to wyrzuci! Obrażał się i parę dni nie odzywał się do tej nieczułej, która tak postąpiła. Czasami też wjeżdżała mu jakaś jazda, że jest agentem CBŚ i "robił zdjęcia" baterią od telefonu. Wiedział też, że nie sprzedajemy mu alkoholu ze względów, które będą poniżej i w te lepsze dni nie robił o to problemów, szedł do konkurencji, a wypić zakupione "małe piwko" przychodził do nas przed sklep (wódki nigdy nie pił przed sklepem, z mocniejszymi trunkami znikał gdzieś). Wygonić się go nie dało, ale gdy burdy nie robił i za bardzo nie śmierdział, to nawet klientom nie przeszkadzał, był już dla nich chyba częścią wystroju osiedla.

Przejdźmy do tej gorszej strony Tadeusza.
Gdy zdarzyło mu się wypić więcej i nie zasnąć gdzieś w krzakach, zaczynał się Armagedon. Przychodził do nas i domagał się sprzedania mu alkoholu. Gdy nie spełniałyśmy jego "próśb", to potrafił stanąć przed kasą, krzyczeć, że z nas k*rwy, szmaty, dziwki i wiele, wiele innych, jednocześnie robiąc w spodnie obie czynności, które normalnie robił w krzakach, a człowiek posiadający dom załatwia w toalecie. Nieraz zdarzyło mi się po jego wyjściu zwymiotować przez ten smród, gdy musiałyśmy to sprzątać. Na te okazje trzymałyśmy pod kasą odświeżacz powietrza, bo samo umycie podłogi i wywietrzenie nic nie dawało.
Kiedyś tak go wzięło, że zaczął wyciągać z kast puste butelki po piwach i rzucać w dwie koleżanki, które zabrały mu piwo i po dłuższej kłótni kazały wyjść ze sklepu. Zdarzyło mu się też ściągnąć skarpety (tak, miał tylko tę jedną parę, ubrań nie posiadał, w sumie jedyne co miał to to co w kieszeniach lub na sobie, jak zgubił po pijaku buta, to miesiąc chodził w jednym) i wietrzyć je na oknie obok naszego wejścia. Po ostrym ochrzanie zabrał co jego i 2 dni się nie pokazywał.

Na jednej z nocek przyszedł do sklepu, bez słowa podszedł do zamrażarki na lody (w której były też chłodzone flaszki dla stałych klientów) i zaczął ją przesuwać na sam środek sklepu. Po pytaniu chyba moim co on robi, bez słowa wyszedł. Nawet nie spojrzał na mnie czy na koleżankę, z którą byłam na zmianie. Tydzień później biegał z siekierą po osiedlu i zniszczył jakiś pomnik, a chwilę przed moim zakończeniem współpracy z owym sklepem pobił własny rekord. Około południa rozebrał się do naga, stanął na środku skrzyżowania z sygnalizacją świetlną (było obok sklepu, więc wszyscy wszystko doskonale widzieli) i kierował ruchem ulicznym. Matki z dziećmi zakrywały im oczy, ludzie na niego wrzeszczeli lub się śmiali, a on nic sobie z tego nie robił. Oczywiście takich niebezpiecznych akcji było wiele wiele więcej, ale musiałabym zrobić z tego chyba z 10 historii, a nie wszystko już pamiętam.

Spytacie czemu nic nie zrobiłyśmy?
Ano zrobiłyśmy. Przy każdej jego akcji zagrażającej bezpieczeństwu jego bądź naszemu dzwoniłyśmy na policję. Za każdym razem przyjmowali, ale nikt nie przyjeżdżał, mimo sposobów typu "proszę podać mi swój numer służbowy, bym wiedziała kto przyjął zgłoszenie" czy składania skarg. Nic nie pomagało. W końcu jedna z dziewczyn przyniosła numer na pobliską straż miejską. Ci już bardziej się bali skargi, więc patrol wysyłali. Od jednych dowiedziałyśmy się dlaczego policja miała nasze bezpieczeństwo w głębokim poważaniu. Tadeusz był na tyle znany przez pobliskie komendy, że nikt nie chciał do niego jeździć. Wiązało się to z wypisaniem papierków i zawiezieniem go do szpitala psychiatrycznego, z którego za każdym razem wyrzucany był po 2 tygodniach z zapasem leków i przykazaniem mu jak ma je brać.

I teraz pytanie, kto tu jest najbardziej piekielny? Szpital psychiatryczny zasłaniający się tym, że bezdomny, więc nie mogą nic zrobić, rodzina, która nie zareagowała jak powinna (gdyby go ubezwłasnowolnili, skoro nie chcieli się nim opiekować, i wysłali na przymusowe leczenie psychiatryczne, to Tadeusz nie zagrażałby innym, a jeżeli byłoby to sądownie zrobione, to nic by nie płacili za jego pobyt), czy policja, która zamiast nam pomóc, to stwierdzała, że im się nie chce? Oceńcie sami, ale ja uważam, że każda ze stron jest temu winna.

Widziałam go jakiś rok temu na dworcu głównym. Wyglądał ja zwykle i się zataczał. Jego sytuacja najwyraźniej wciąż jest bez zmian.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (162)

#78272

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ślub zbliża się wielkimi krokami, w związku z czym poziom stresu jest bardzo wysoki, a rodzinki pokazują pazurki. Najbardziej piekielna jest teściowa. Będzie trochę przydługo, ale co zrobić gdy kobieta ma wyobraźnię? Oto parę jej wymysłów i akcji.

1. SALA

Wraz z Lubym znaleźliśmy sobie salę na wesele wręcz dla nas idealną. Pasuje do nas i klimatu jaki chcemy stworzyć pod każdym względem, a do tego jest niedroga (jak na obecne standardy cenowe). Sama sala znajduje się w parku, wyjście tarasowe jest na jezioro, a wystrój w środku nas urzekł. No i nasza wymarzona data jest dostępna! Cud, miód i malina!
Dla teściowej oczywiście nie.

Zaczęła szukać na własną rękę. Znalazła. Prostą salę z białymi ścianami, żadnym klimatem, a okolica niczym się nie wyróżniała. Ot, sala na komunię może i OK, ale na duże wesele już nie koniecznie. Podstawowym jej "za" było to, iż sala jest tańsza o... 10 zł za osobę... bez możliwości wyboru potraw (sztywne menu), którą mamy w naszej sali.

Walka trwała 3 miesiące. Co chwilę próbowała wpychać nam tą jej "wspaniałą" salę. W końcu się wkurzyliśmy i pojechaliśmy wpłacić zaliczkę i podpisać umowę. Wojna nr 1 wygrana. Ufff...

2. JEDZENIE

Na sali istnieje możliwość zamówienia dodatkowych opcji typu: świnia z rusztu czy stół wędlin. Tym razem pomysłowością wykazał się teść.

Doszedł do wniosku iż mamy zamówić dodatkowo grilla bo on sobie chce zjeść karkówkę. Na szczęście szybko udało nam się zdusić ten pomysł w zarodku. Wytłumaczyliśmy mu, że jedzenia na osobę zamówiliśmy taką ilość, że na bank jeszcze przez miesiąc nie zdołamy tego zjeść, a jak chce grilla to będzie miał całe wakacje na to by sobie zrobić.

Teść uspokojony to wjechała teściowa. Jest ona cukiernikiem, więc od razu wszedł temat tortu. Chwilę wcześniej znalazłam idealny dla nas, który Lubemu także przypadł do gustu, więc od razu pokazaliśmy zdjęcie. I co? I zaczęło się kręcenie nosem, że nie mają tak wysokich foremek, więc będzie niski.

Potem, że matowe jej się nie podobają, a czarny matowy przypomina jej "kapelusz górnika". Na sam koniec smak jej się nie spodobał. Jak to czekoladowo wiśniowy?! Śmietankowo waniliowy i koniec! Bo to drogie, bo bez sensu kombinujemy (?), no i jej się ten pomysł zupełnie nie podoba.

Pomijam już fakt, iż nie cierpię wanilii i wszyscy doskonale o tym wiedzą. Temat wraca gdy ktoś pyta. Najwyżej nie zamówimy u niej, nie robi nam to różnicy, jedynie ona się rzuca i próbuje co jakiś czas namówić nas na zmianę.

3. GOŚCIE

Po długich rozmowach z Lubym doszliśmy do wniosku, iż kuzynów przed 18 rokiem życia nie zapraszamy. Mamy oboje duże rodziny, w których, jak to zwykle bywa, jest dużo dzieci w wieku przedszkolnym/wczesnoszkolnym. W związku z tym ich rodzice za bardzo się nie pobawią a i nam przeszkadzać będą ich krzyki i bieganie, a w godzinach późniejszych ryk i marudzenie ze zmęczenia (animatorka nie wchodzi w grę ponieważ tniemy koszty gdzie się da).

Decyzja podjęta, informacja poszła w rodziny.

Reakcja u mnie: wszyscy są za, nie licząc jednej ciotki (która akurat nie ma prawa się rzucać, ponieważ dzieci są już nastolatkami i zająć się sobą potrafią same, ale postać tej kobiety nadaje się na oddzielną historię, a jej słowa, że nie przyjdzie wywołały u nas jedynie szczęście i ulgę), a u Lubego?

Teściowej pomysł się nie spodobał, więc zbuntowała swoją siostrę i mamę i zaczęła się wielka afera. Że owa ciocia dzieci nie ma gdzie zostawić, bo... uwaga, uwaga... córka - lat 7 - nie lubi zostawać u drugich dziadków (jest po prostu nieprzyzwyczajona - nie ma tam żadnej patologii ani nic i babcia ją oraz jej brata rozpieszcza, nie jest też już zupełnie mała by nie rozumieć że to tylko na jedną noc) i oni w związku z tym nie przyjdą.

Chyba dotarło moje tłumaczenie, że nie muszą zostawać do rana, bo temat ucichł. Zapewne powróci gdy rozdamy zaproszenia.

Kolejną kwestią gości jest rodzina teścia. Teściowa nie przepada za jego siostrą (sprawy spadkowe itp.) i jest na nią śmiertelnie obrażona. I mimo, iż jej mąż jest ojcem chrzestnym lubego to ona ich nie chce widzieć i wyjdzie jak ich zaprosimy.

Tak samo sytuacja wygląda z kuzynką lubego (córką owej siostry). Teściowa się z nią kiedyś pokłóciła i ona wyjdzie jak kuzynka przyjdzie. U swoich rodziców zrobiła aferę roku, ryczała, krzyczała i wyszła jak teść próbował jej wyjaśnić, że tak nam wypada.

Zdarzyło się też, że chcieli dopisywać nam do listy gości swoich dawnych przyjaciół, których od lat nie widzieli i kontaktu z nimi nie utrzymują. Ale lata temu ich córka zaprosiła teściów, więc chcieli byśmy też tak zrobili. Nigdy nawet o tych ludziach nie słyszałam. Nie ma opcji.

4. ŚWIADEK

Od dziecka przyjaźniłam się jedynie z mężczyznami, w związku z czym od samego początku wszyscy wiedzieli, że moim świadkiem zostanie któryś z moich 2 najbliższych przyjaciół. Lubemu nie podobała się opcja dwóch męskich świadków, więc postanowił na swojego wybrać naszą wspólną przyjaciółkę.

Na Wielkanoc teściowej przypomniało się, że posiada jeszcze drugiego syna i jak to tak że szwagier nie zostanie świadkiem? Przecież tradycja! Przecież szwagrowi będzie przykro! Musimy!

No i tu się myliła. Nie musimy. Pomimo tego, że szwagra swego bardzo lubię, mam z nim tematy do rozmów a i na imprezach razem dobrze się z nim bawimy, to jako świadek niestety wiem, że nie ogarnąłby niczego. Świadek ma wiele zadań, a wesele dla niego to dzień i noc pełna roboty.

Zamiast niego jest świadkowa, która wiele nam już pomogła. Bardzo zorganizowana i szczerze uszczęśliwiona faktem podpisywania papierka i dbania o nas i o gości w tym ważnym dla nas dniu. Teściowa urażona ale dała spokój.

Jak widać piekielność teściowej polega na tym, iż uważa ona, że to jej ślub i chce wszystko po swojemu nam przerabiać. Parę gości nie dostało jeszcze nawet zaproszenia ale już wiedzą, że ich nie będzie, łącznie z teściową która wyjdzie - 2 razy.

Została jeszcze chwila do Wielkiego Dnia i parę spraw wisi w powietrzu. Czekamy więc na wielkie *BUM* i kolejne piekielności naszych rodzinek.

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (224)

1