Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Revain

Zamieszcza historie od: 17 listopada 2015 - 13:23
Ostatnio: 25 października 2022 - 14:01
  • Historii na głównej: 1 z 1
  • Punktów za historie: 369
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 3
 

#70738

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, którą przytoczę ma już kilka lat, ale czytając od czasu do czasu o korepetycjach, wraca mi ten niesmak własnych doświadczeń.

Studiując (wtedy ja - 23 lata), trafił się okres gdy miałem wyraźny nadmiar wolnego czasu, który postanowiłem wykorzystać dając korepetycje z matematyki. Wiele doświadczeń miałem bardzo pozytywnych i przygotowałem solidnie trochę osób do matury z matematyki, jako że do takiego poziomu uczniów odwiedzałem. Jednak decydowałem się również na młodszych osobników - i tak pojawił się nazwijmy go Jaś [J].

Jaś był uczniem 6 klasy szkoły podstawowej i mama oczekiwała, że dzięki korepetycjom uda mu się skończyć szkołę z mocną piątką, a nie tylko 3 lub 4. Początki były trudne, jako że młody był nieco leniwy, rozpieszczony i często odrywał go od nauki komputer i zawsze chciał "coś fajnego pokazać", albo umiejętnie zmienić temat podczas naszych korepetycji (u niego w pokoju).

Podszedłem do niego w dosyć specyficzny sposób...
Jako że również dużo czasu kiedyś zajmowały mi gry, byłem swego rodzaju "weteranem" tych gier (również gier sieciowych). Tu pojawiły się pierwsze oznaki szacunku wobec nowego Pana z korepetycji (mnie), gdy obiecałem, że kiedyś pokażę mu się "w grze", albo przyjdę wcześniej o 5-10 minut żeby z nim pogadać o pierdołach. I tym sposobem udało mi się sprawnie ustalić granicę pomiędzy zabawą i nauką, stawiając warunek, że podczas korepetycji o grach ma nie być ani słowa. Na gry nie poświęcałem już praktycznie czasu, więc czasem tylko przychodziłem 5 minut przed korepetycjami żeby mógł mi coś opowiedzieć. Wszystko szło gładko i spokojnie aż do czasu gdy Jaś skończył 6 klasę i miał się wybrać do gimnazjum.

Jego mama poprosiła mnie żebym poszedł z nim na jakieś dni otwarte do pobliskiego gimnazjum, bo jestem jednym z nielicznych ludzi, których naprawdę Jaś lubi i szanuje, dlatego fajnie gdybym poszedł. Oczywiście za darmo (bo nie chciałem za to kasy), sytuacja jednorazowa, ale jako że otwartym człowiekiem jestem to się zgodziłem. Tutaj zauważyłem, że Jaś ma trochę problemów z brakiem kolegów, jako że uczęszczał do szkoły prywatnej i każde dziecko z innego miasta pochodziło.

Po pierwszej sytuacji miała miejsce jeszcze jedna, gdy Jaś chciał mnie wyciągnąć na bilard, również się zgodziłem, jako że trochę mi było żal jego "braku kolegów". Jaś pomimo lekkiego rozpieszczenia był sympatyczny i rozgadany, więc nie sprawiała mi ta sytuacja kłopotu. Wyszedłem z założenia że problemy z kolegami się rozwiążą gdy pójdzie do publicznego gimnazjum, które na dodatek znajduje się 1500m od jego domu.

Problemy (jeszcze wtedy niezauważone przeze mnie) zaczęły się pojawiać po ok. pół roku. Przez zajęciami mama Jasia czasem prosiła mnie żebym młodemu wyjaśnił jak się należy zachować w danej sytuacji, albo żebym zapytał go o jakiś problem osobisty - "bo jej nie chce powiedzieć, a Ty masz z nim dobry kontakt".

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Mama jak się okazało była wdową, a Jaś praktycznie nie szanował swojego ojczyma (czego raz miałem wątpliwą przyjemność być świadkiem). Jak łatwo się domyśleć, to Ja stałem się dla Jasia autorytetem.
Prośby mamy w pewnym momencie mocno przekroczyły moje kompetencje. Przed zajęciami praktycznie zgłaszała mi jakie ma problemy z wychowaniem Jasia i co ja mam mu "po ojcowsku" wytłumaczyć.... Oczekiwała, że będę naprawiał jej rodzinę. W pewnym momencie po prostu pękłem, poczułem się strasznie, widząc w jaką sytuację władowała mnie mama Jasia.

Na pożegnanie usłyszałem tylko od Jasia że "Jednak jestem taki jak wszyscy i go zostawiam".
Bolało, ale trzeba było to zakończyć.

korepetycje

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 357 (381)

1