Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Satsu

Zamieszcza historie od: 11 września 2013 - 19:54
Ostatnio: 28 marca 2024 - 23:32
  • Historii na głównej: 105 z 112
  • Punktów za historie: 30148
  • Komentarzy: 296
  • Punktów za komentarze: 2542
 
zarchiwizowany

#60856

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój kolega jest dystrybutorem firmy działającej w systemie MLM (multi-level marketing). Jako, że produkty moją dobre i w przystępnej cenie, więc ja i moja rodzina zaopatrywaliśmy się u niego w perfumy, chemie i inne tego typu pierdoły. Niestety znajomy przeprowadza się na drugi koniec polski, więc zaproponował mi, że wprowadzi mnie żebym sam mógł robić zamówienia. Zgodziłem się, ale ostrzegłem go, że nie mam zamiaru bawić się w żadne piramidki i szkolenia.

Firma, do której chciałem dołączyć ma dość klarowne zasady. Aby zyskać dostęp do sklepu internetowego muszę zamówić starter, czyli piórnik z próbkami perfum, za około 30 zł. Nie ma żadnych kar za nierobienie zamówień. Jeśli przez rok nic nie kupie to zostaje po prostu usunięty z systemu. Czyli za 30 zł mam dostęp do cen dystrybutorskich praktycznie bez żadnych zobowiązań.

Umówiłem się z kolegą, że on zapłaci za starter i go sobie weźmie, a ja dostanę dostarczany z nim numer, który jest potrzebny do rejestracji. Niestety kolega nie mógł sam mnie zarejestrować, gdyż nie przeszedł jeszcze odpowiedniego szkolenia (wewnętrzna polityka firmy), ale obiecał, że umówi mnie ze swoim znajomym i wyjaśni mu sytuację.

Nadszedł dzień spotkania, więc udałem się w umówione miejsce. Czekał tam już na mnie chłopak w garniturze, który miał mnie zarejestrować. Po kilku minutach luźnej rozmowy rozpoczął prezentacje. Skonfundowany powiedziałem, że firmę znam i nie musi mi tego wszystkiego tłumaczyć. Po informacji, że taka procedura postanowiłem przecierpieć i wysłuchać co ma mi do powiedzenia.

Prezentacja trwała ponad godzinę, a po jej zakończeniu dowiedziałem się, że sam numer mi nic nie daje i muszę zamówić jeszcze jeden starter, najlepiej duży i paczkę produktów (cena za wszystko około 300 zł). Zdenerwowałem się i wygarnąłem mu co o tym wszystkim myślę. Na szczęście po kilkuminutowej sprzeczce wyszło na moje i zostałem dumnym dystrybutorem firmy MLM. Sama rejestracja była już piekielna, ale to pikuś przy tym co działo się dalej.

Na umowie, która podpisałem był mój adres i numer telefonu. Chłopak, z którym podpisywałem umowę postanowił je spisać i za punkt honoru postawił sobie naprowadzenie mnie na dobrą drogę i przekonanie, że zapraszanie ludzi do drzewka to wspaniała praca, dzięki której zarobie miliony. Efektem tego były, 63 połączenia, 42 wiadomości sms i 4 niezapowiedziane wizyty w moim domu i to tylko w ciągu tygodnia. Na początku to zlewałem, ale po dwóch tygodniach miałem dość. Postraszyłem go policją i jak na razie mam spokój. Nie zmienia to faktu, że przez ten czas czułem się jakbym dołączył do jakiejś sekty.

Poza tym zastanawia mnie fanatyzm niektórych osób, które pracują w tego typu firmach. Koleś ma podobno pod sobą kilkanaście osób i wydzwania do nich z taką samą częstotliwością jak do mnie. Jak on znajduje czas na życie towarzyskie?

Ile to trzeba wycierpieć, żeby mieć tanie perfumy :D

multi-level marketing

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (252)
zarchiwizowany

#60728

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakieś 10 lat temu mieszkałem w dość parszywej części mojego miasta. Bójki i nocne sprzeczki między pijakami były na porządku dziennym. Nie przeszkadzało to jednak, gdyż pijaczki nikomu nie szkodzili i byli niebezpieczni tylko dla samych siebie. Wszystko zmieniło się gdy na równoległej ulicy otwarto klub nocny.

Po każdej imprezie w w/w klubie moja ulica wyglądała jak po przejściu tornada. Wszędzie walały się rozbite butelki, pety i inne śmieci, nie wspominając o wszędobylskich wymiocinach. Czasami gdy wychodziłem o 7:30 do szkoły, spotykałem śpiących (nieprzytomnych?) ludzi w najróżniejszych, dziwnych miejscach. Mój osobisty best of the best to pan w garniturze śpiący na dachu rozdzielni prądu. Do dziś zastanawiam się jak on się tam znalazł :)

Jednak klubowicze to nie tylko samo zło. Ich głęboko skrywana dobroć nakazała im zadbać o stronę wizualną mojej ulicy. Spowodowało to lawinowe pojawianie się na ścianach kamienic tagów, ku*w, chu*ów, i zdań typu "Jeb*ć [tu wpisz nazwę klubu, którego nie lubisz]". Oczywiście nie twierdzę, że wcześniej nie było problemu z pseudo graffiti, jednak bywalcy klubu w krótkim czasie co najmniej podwoili jego ilość.

Ludzie gdzieś zaparkować muszą, jednak stawianie samochodów przy ulicy stało się niebezpieczne. Po każdej imprezie można było naliczyć kilka urwanych lusterek. Czasami zdarzały się też przebite opony i rozbite szyby. Raz nawet jakiś inteligent podpalił starego dostawczaka. Na całe szczęście straż pożarna szybko zareagowała.

Mówiłem już, że dzielnica, na której mieszkałem była parszywa, ale stosunkowo bezpieczna. Po otwarciu klubu zmieniło się to i wyjście z domu w okolicach 23 stało się ryzykowne. W ciągu roku od otwarcia klubu zdarzyło się kilkanaście pobić, z czego dwa dotyczyły mieszkańców mojej kamienicy.

Oczywiście nie myślcie, że generalizuje i od razu szufladkuje wszystkich bywalców klubu jako bandytów i pijaków. Część pewnie szła się tam dobrze bawić, jednak ich zdegenerowani koledzy potrafili bardzo napsuć krwi mieszkańcom mojej dzielnicy.

Z tego co wiem policja była wielokrotnie wzywana (głównie do zniszczonych aut), ale nie pytajcie mnie czy była wystosowana jakaś petycja o zamknięcie klubu, lub coś w tym rodzaju. Byłem wtedy dzieciakiem i takie rzeczy mnie mało interesowały.

klub_nocny

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 31 (97)
zarchiwizowany

#57833

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakiś czas temu potrzebowałem laptopa. Głównie by móc go wziąć na zajęcia i nie pracować na starych komputerach na uczelni (jestem studentem informatyki). Chciałem na nim przeglądać internet, używać pakietu biurowego, środowisk programistycznych (proste programy) i innych. Wymagania raczej nie wielkie.

Udałem się do jednej z sieciówek i zacząłem obchód działu z laptopami. Po chwili miałem dwa typy, ale jak wiadomo przy produkcie wypisane były najmniej ważne informacje. Poprosiłem, więc pracownika zajmującego się tym działem. I tu zaczęło się kuriozum.

Pierwsze z moich pytań dotyczyło taktowania pamięci ram. Delikwent od razu zbladł. Na początku myślałem, że po prostu nie pamięta danej specyfikacji (nikt nie jest alfą i omegą) i zaraz pójdzie to sprawdzić. Jednak ten stał i patrzył na mnie nie wiedząc co powiedzieć. Zapytałem, więc go czy wie w ogóle o czym mówię? Odpowiedź była przecząca. Wtedy zrobiłem w tył zwrot i odmaszerowałem z miejsca do innego sklepu.

Nie rozumiem jak mogli umieścić na stoisku z laptopami osobę, która nie wie co to jest taktowanie pamięci. Możliwe, że liczą na to, że większość klientów to osoby, które nie mają większej wiedzy o komputerach i wystarczy, że pracownik ma umiejętność wciskania najdroższego chłamu naiwnym klientom. Jednak nie oszukujmy się w internecie jest wiele poradników na co zwracać uwagę przy kupnie komputera napisanych w przystępny sposób, nawet dla laików. Poza tym bywałem już w sieciówkach, gdzie pomagałem znajomym w wyborze sprzętu i nigdy nie natknąłem się na osobę tak niewyszkoloną w pracy na takim lub podobnym stanowisku. Mam nadzieję, że to pojedynczy przypadek a nie nagminne zjawisko.

sieciówka

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (68)
zarchiwizowany

#57681

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia młodszego brata mojego znajomego, zamieszczona oczywiście za jego zgodą.

Młody jest, a właściwie był uczniem drugiej klasy gimnazjum. W pierwszej klasie przyczepiło się do niego dwóch chłopaków. Według jego opowieści były to typowe bogate dzieci, które myślą, że mogą wszystko, bo ich rodzice mają pieniądze. Poza tym przymilali się do wszystkich nauczycieli, więc Ci mieli ich za czyste srebro. Najbardziej jednak lubiła ich nauczycielka od polskiego. Jedyną, która nie reagowała na ich sztuczki była wychowawczyni klasy. Najwyraźniej ich przejrzała.

Na początku było w miarę spokojnie. Jakieś głupie docinki i teksty, na które młody nie reagował i nie skarżył się. Z czasem jednak zaczęło się robić coraz gorzej. W klasie pojawiły się różne kompromitujące plotki na jego temat, komentarze i docinki stawały się coraz ostrzejsze. W końcu młody nie wytrzymał i sprawa trafiła do wychowawczyni. Ta w bardzo delikatny sposób załagodziła sprawę i nikt już nie dokuczał młodemu. Jednak z drugiej strony nikt się do niego nie odzywał, ale jemu to pasowało.

Pod koniec pierwszego roku okazało się, że wychowawczyni dostała lepszą ofertę pracy i odchodzi. Nową wychowawczynią została wyżej wymieniona polonistka. Z dniem rozpoczęciem drugiego semestru dla młodego zaczęło się piekło na ziemi. Powróciły docinki w jeszcze ostrzejszej formie. Plotki rozchodziły się teraz na całą szkołę i wiele osób nie ograniczało się tylko do agresji słownej.

Nowa wychowawczyni bagatelizowała sprawę, gdyż głównych oprawców uważała za wspaniałych uczniów. Opinia szkolnej pedagog opierała się głównie na opinii wychowawczyni i innych nauczycieli, którzy nieprawidłowości nie zauważyli. Młodemu nikt nie chciał pomóc, nawet jego rodzice przestali mu wierzyć (wychowawczyni i pedagog przekonali ich, że nic się nie dzieje). Sytuacja stawała się coraz gorsza. Młody był okradany, jego książki i ubrania były niszczone. Jednak nadal nikt nie dostrzegał problemu.

W końcu młody nie wytrzymał i jednego dnia dał po mordzie swoim głównym oprawcom. Po tym wydarzeniu zadziałali bogaci rodzice. Okazało się, że to młody jest tym złym, został wyrzucony ze szkoły, a ta szczyci się wykryciem przemocy i zniwelowaniem jej w zarodku. Idealne zakończenie nieprawdaż?

szkoła

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 365 (441)
zarchiwizowany

#56760

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zanim rozpocząłem studia, uczęszczałem do technikum na profilu informatycznym. Tak się złożyło, że w tym okresie moja szkoła otrzymała dotacje na unowocześnienie szkoły. W planach było zainstalowanie trzech interaktywnych tablic multimedialnych, sieci wifi, której zasięg miał obejmować całą placówkę z dostępem dla uczniów i nauczycieli oraz rzutnika i komputera w każdej sali. Brzmi pięknie, niestety jak zwykle rzeczywistość jest gorsza niż założenia.

Zainstalowano trzy tablice multimedialne, kolejno w sali komputerowej, językowej i matematycznej. Tablice montowały ekipy z firmy dostarczającej sprzęt, do nauczycieli należało jedynie podłączenie trzech kabli i instalacja oprogramowania na komputerze. W sali językowej poszło wszystko bezproblemowo i bardzo często wykorzystywaliśmy nowy sprzęt. W sali matematycznej instalacja również poszła szybko, jednak tablica była bardzo rzadko wykorzystywana. I na koniec sala komputerowa, gdzie po dziś dzień tablica nie jest używana. Czemu? Nie wiadomo, ale prawdopodobnie zadanie podłączenia tablicy przerosło panów informatyków. Aż chce się rzec o ironio...

Nadszedł czas na sieć wifi. Po pierwsze jej instalacja trwała tydzień a późniejsza konfiguracja 2 lata. Gdy jednak w końcu udało się uruchomić sieć, okazało się, że coś co miało być ogólnodostępne było dostępne tylko dla kadry nauczycielskiej. Jednak zaradni uczniowie, po kilku dniach, dali radę zdobyć hasło. Gdy informacja o tym doszła do nauczycieli hasło zostało zmienione. Ta batalia o dostęp do wifi, z tego co wiem, trwa do dziś. Pierwsza piekielność tej sytuacji jest oczywista, to co miało być dostępne dla wszystkich, jest dostępne tylko dla nauczycieli. Druga piekielność to fakt, że informatycy z mojej szkoły nie umieli nawet zabezpieczyć porządnie sieci. Kto by chciał zatrudniać takiego informatyka?

Rzutniki i komputery w salach pojawiły się stosunkowo szybko, jednak ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Po trzech latach eksploatacji ilość bad pixeli w rzutnikach była tak duża, że czasami ciężko było rozczytać tekst. Przetrwały jedynie te, które były bardzo rzadko używane. O specyfikacjach komputerów nie będę wspominał. Powiem tylko tyle, że są one porównywalne do komputera, który dostałem na komunię.

Ps. Informacje o tym co się dzieje w szkole mam od znajomego, który w nadal do niej uczęszcza.

szkoła

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 82 (186)

1