Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Scorpion

Zamieszcza historie od: 18 maja 2015 - 13:35
Ostatnio: 21 maja 2023 - 11:31
  • Historii na głównej: 78 z 117
  • Punktów za historie: 30377
  • Komentarzy: 158
  • Punktów za komentarze: 1263
 
zarchiwizowany

#80160

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielnym będzie typ kobiety.

Mam dziewczynę, całkiem dobrze układający się związek i nie szukam nikogo na boku. Nie jestem aspołeczny-nie wysiedzę tygodnia bez spotkania ze znajomymi na mieście.
Staram się być miły do kobiet, jednak jest jeden typ kobiety, którego nie trawię.
Osobiście twierdzę że to kwestia egocentryzmu, ale pozostawiam wam pole do interpretacji.
Pierwszy raz zetknąłem się z tym typem na studiach.

Jesteście w nowym środowisku, chcecie się zsocjalizować, bo musicie spędzić ze sobą +/- 3 lata, zapraszacie ludzi na imprezę/kawę/ciastko/cokolwiek.
Odpowiedź od tego typu kobiety?
"Ale ja mam chłopaka."

Początkowo bawiłem się w wyjaśnianie, że nie będziemy na tej imprezie/piwie/ciastku/kawie sami, tylko razem z połową roku.
Na etapie gastronomika zacząłem reagować na to tekstem "Chcę cię zaprosić na zbiorową imprezę, a nie do małżeństwa z psem, domem i basenem".
Efekt?
"Scorpion, wredny cham!"

Oczywiście dalej retoryka za plecami typu "on się przystawia do wszystkich, mimo że ma dziewczynę".

Naprawdę trzeba być kawałem ch*ja, by takie pustaki nie myślały że je podrywam?

znajomi

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 36 (126)
zarchiwizowany

#79971

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielność zbiorowa:

Wszyscy chcą, byś był z nimi szczery, ale jak jesteś, to obrażają się i uważają Cię za dupka i ch... .

Przykład:

Zamawiałem często od tego samego dostawcy ryby do restauracji. No właśnie. Zamawiałem.
Pewnego dnia w sumie Pan Staszek wspomniał, że on i sprowadzić krewetki może i to po dobrej cenie.
Mała narada ze wspólnikami zaaprobowała pomysł.
Krewyetki przyszły, poszły na kuchnię i wyszły. Do kosza.

Tydzień później Pan Staszek dzwoni żeby szczerze odpowiedzieć co z tymi krewetkami, czy smakują klientom itp.
Odpowiadam zgodnie z prawdą, że kucharze klęli jak szewce przy oprawianiu, a same mięso smakowało jak gluty i mieliśmy na 20 dań 17 reklamacji, z dalszych prób serwowania tego "specjału" zrezygnowaliśmy.
Na co Pan Staszek stwierdził że jak tak, to "on nas kocha doodbytniczo" i ma nas gdzieś, a tak w ogóle jak się nam nie podoba jego towar to możemy sobie zapomnieć o dostawach.
Szukam rybaka.

prawda

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 51 (103)
zarchiwizowany

#76653

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój wujaszek jest na mnie śmiertelnie obrażony.
Dlaczego?
Ponieważ... nie wysłałem mu laurki na święta.

Nie rysuję niczego odkąd opuściłem przedszkole(20 lat temu). Ostatnią jaką mu wysłałem, była w końcówce przedszkola i od tego czasu nie miał z tym problemu.

Demencja starcza?

rodzina

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (45)
zarchiwizowany

#76185

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W brązowym płaszczu, posuwistym krokiem zmęczonego człowieka,
wczesnym rankiem piątego dnia zimowego miesiąca grudnia pod krytą wiatą łączącą oba skrzydła przystanku czekał na autobus spacerując zmęczony Scorpion.

Scorpion ponad wszystko nienawidził stężenia chamstwa, a dziś wszystko zapowiadało niedobry dzień, ponieważ woń chamstwa prześladowała Scorpiona od samego rana, kiedy wyszedł z imprezy średnio wyspany(przez "doimprezowywujących" od czwartej nad ranem gości).
Miał wrażenie, że chamowy aromat sączy się z moherów przepychających się bez słowa "przepraszam" po oblodzonym chodniku, że z wydzielanym przez pasażerów odorem potu i skórzanego rynsztunku miesza się zapach znienawidzonych chamów.
Czekając na drugi(tym razem bezpośredni) autobus przeczuwał, że chamstwo prawdziwe dopiero się pojawi i zepsuje do reszty jego dzień, który i tak z rana nie zapowiadał się wybitnie.

-GDZIE TU PARK CHAŁUPNICZY!
Scorpion przystanął. Niby słyszał głos. Głos należący do jakiegoś [S]taruszka, który o coś pytał, ale pytał w próżnię, bo stojąc bokiem do Scorpiona, a także innych oczekujących. Z powodu tegoż nie rzekł nic, bo uczono go nie wybijać się przed szereg z pomocą, a istniała też możliwość, że staruszek rozmawiał przez telefon.

[S]-NO MÓWIĘ DO CIEBIE DEBILU! Płaszcz toto założy i już wielki możny pan się robi.

Scorpion odwrócił się w stronę staruszka, walcząc z migreną, kacem zabójcą, i zimnem. Oto dołączył do tychże następny przeciwnik.

[J]-Pan mówił do mnie?
[S]-Gdzie tu plac Chałupniczy jest!
[J]-Proszę mnie nie obrażać.
[S]-GADAJ GDZIE TEN PLAC BO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE!
[J]-Nie ma takiego placu w tym mieście.
[S]-ALE JA SIĘ UMÓWIŁEM Z PRZEDSTAWICIELEM FIRMY NA NIM
[J]-Nie ma takieo placu w tym mieście. Może pan źle usłyszał nazwę, albo przekręcił...
[S]-JA NIC NIE PRZEKRĘCIŁEM.
[J]-Proszę zadzwonić do tego "przedstawiciela" i zapytać.
[S]-JA NIGDZIE NIE BĘDĘ DZWONIŁ, BO JA WIEM.

Dialogi nawróciły parę razy, zarówno jak migrena, kac i zimno. Scorpion odniósł wrażenie, że staruszek jest z nimi w zmowie.

Stanęło na tym, że zadzwonił do "przedstawiciela firmy" i... zerwał wszelkie negocjacje z nią, bo źle usłyszał nazwę parku i zamiast "Hutniczego w Y" usłyszał "Chałupniczego w X".
Próbował rozmówcę przekonać, że to jest tylko jego wina i nadal stojąc przed wrażliwym na dźwięki Scorpionem, blokował mu możliwość ucieczki spod wiaty.
Na koniec zachowywał się tak, jakby to była wina Scorpiona, że park Hutniczy nie jest magicznie parkiem Chałupniczym, a miejscowość Y nie jest miejscowością X. Scorpion umiejętności intencjonalnego zakrzywiania rzeczywistości pod wpływem alkoholu aż po dziś dzień nie opanował.

Scorpion torturowany przed decybele, po ucieczce usiadł wreszcie w swym długo wyczekiwanym autobusie i udał się na spoczynek, budząc się z pustym portfelem na ostatnim przystanku.

Ale to już zupełnie inna historia.

komunikacja_miejska

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (47)
zarchiwizowany

#75792

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie obchodzę Halloween.

Z tego powodu nie otwieram drzwi dzieciarni w kostiumach, ale też nijak ich nie ganię. Po prostu totalnie ignoruję fakt, że po klatce schodowej i całym świecie drałują pielgrzymki za cuksami.
Ponieważ gwałcenie dzwonka od godziny 17 stało się mega irytujące, odłączyłem go.
Dalsza część wieczoru prócz paru pukań których nie powstydziłoby się gestapo przebiegła spokojnie.

Dziś rano jak zwykle wychodząc z psem, zauważyłem że moje drzwi, jak i drzwi większości sąsiadów były obrzucone jajami.
Po prostu geniusze-eugeniusze drzwi tych, którzy cuksy dawali oszczędzili, a tych, którzy nie otworzyli, "ukarali".

Coś mi mówi że wspólnota zgodnie dojdzie do wniosku, by klatki schodowe na następnego 31 października zamykać na klucz...

blok

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (50)
zarchiwizowany

#75759

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zachciało mi się nowego hobby po obejrzeniu paru publikacji o zapasach na wypadek wojny.
Od razu natrafiłem na bandę survivalowców, którzy zaczęli mnie "wprowadzać" w tajniki. Niektóre rzeczy były naprawdę przydatne, ale wiele przegięło pałę goryczy.

Pomijając fakt, że sugerowali abym wydawał na sprzęt różny masę kasy(a trzymać np. takich nożyc automatycznych do metalu czy zestawu masek gazowych nie mam za bardzo gdzie) i od razu "najlepsze najdroższe, bo wtedy na bank dużo wytrzyma", to wkurzyło mnie parę ich typów:

-survivalowiec paranoik
Survivalowiec który robi przygotowania tylko pod daną teorię spiskową, w którą wierzy. Np. jak sobie ubzdurał że ma nadejść wielki meteor i zasłonić słońce na dwa lata gdzie nic nie będzie rosnąć, to tylko gromadzi jedzenie i ani myśli o broni, systemie uzdatniania wody itp.

-survivalowiec hobbysta
Survivalowiec który MUSI mieć wszystko najnowsze, najlepsze i pierwszorzędne. Ma scyzoryk z latarką, kompasem, igłą, datownikiem, mikrofalówką i kuchenką z 2015, a wypuścili taki sam, tylko z gustownym breloczkiem w roczniku 2016? Bierze jak szczupak zarzutkę.
Oczywiście pełna pogarda dla "biedaków co ich hehe nie stać bo jak będzie źle to umrą bez breloczka, tylko ze starym tandetnym biedascyzorykiem sprzed roku"

-survivalowiec renesansowy
Zbieranie wszystkiego we wszystkich kierunkach. Od moskitier po kombinezon ABC. Potem pytany "stary, dlaczego kupiłeś 7 kombinezonów i płetwy jak nie ma w pobliżu nas ani 1 jeziora" odpowiada "Bo kiedyś może się przydać"

-survivalowiec fantasta
Zbiera wszystko pod...apokalipsę zombie.
Niby wie że nie nadejdzie, ale zawsze jest "pa, Scorpion, ale zrobiłem ziemiankę otoczoną palami, to zombiaki się nie dostaną". Niby wie, że zombie nie istnieją, ale praktycznie za każdym razem trzeba go z jego świata fantazji wyprowadzać.

Najbardziej mnie wkurza nie tyle hajs jaki wydają(bo to ich sprawa), nie tyle to, że wymagają od ludzi że inni od razu idąc w ich hobby wywalą lekką ręką parę tysiaków na pierdoły które ONI uważają za NIEZBĘDNE, ale to powtarzanie z nabożną czcią 2 wyrazów "ciężkie czasy".
Wielbią te określenie niczym imię boskie, szczycą się nim i używają w nieskończoność.
Dla każdego jednak oznacza to co innego. Kiedyś próbowałem jednego zapytać, co rozumie przez to. Od razu zaczęły się wykręty "te noo wiesz, to nie jest tak że ciężkie czasy to tylko np. wojna atomowa, ale np. także to jak stracisz pracę". Jak zapytałem jak po utracie pracy przydadzą mu się narzędzia wojskowych oddziałów inżynierii z demobilu albo toporek strażacki to od razu na mnie naskoczył.

Doszedłem po tym do wniosku, że wolę swoje stare hobby i mieć mały zapasik jedzenia w domu, niż z 8 skrytek z jedzeniem zakopanych w pobliskim otoczeniu, 2 magazyny żywności i ziemiankę na działce wyładowaną jak warsztat.

hobbyści fanatycy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (42)

#75622

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś będzie o "braciach Ukraińcach".

Zwiedzamy z dziewczyną twierdzę w Poznaniu. Jako że jest zwiedzanie grupkami, czekamy aż zbierze się z indywidualnych zwiedzających grupka tak duża, by mogła iść z przewodnikiem.

Idziemy. Przewodnik opowiada ciekawie, mówi o regimentach, wspomina, że przez krótki okres w tej twierdzy schroniła się biedota, ludzie, którzy uciekli ze Wschodu, między innymi jego babka, która uciekła tam po masakrze ludzi przez Ukraińców na Wołyniu.

Naraz jeden z grupy wydziera mordę ze wschodnim akcentem, że "przewodnik kłamie".

Następuje krótka dyskusja pomiędzy przewodnikiem a Ukraińcem, gdzie przewodnik spokojnym głosem mówi fakty z dokładnymi datami, a Ukrainiec najpierw podniesionym głosem mówi, że "Wołyń to kłamstwo, bo tak naprawdę to Polaków wybijało NKWD przebrane za UPA" i "to AK mordowało Rosjan i Ukraińców", później zaczyna wyzywać przewodnika, wszystkich Polaków dokoła, a na koniec, gdy grupa zaczyna wchodzić w dyskusję i próbuje mu wytłumaczyć zwyczajne fakty, Ukrainiec "strzela focha", wyzywa wszystkich jak leci i stwierdza, że "on kłamliwych przewodników pier*oli i wraca do wyjścia".

Dalsze zwiedzanie początkowo było w sztywnej atmosferze, dopiero potem grupie udało się rozluźnić przewodnika tak, że rzucił jakimś żartem czy anegdotką.

Puenty nie będzie, bo szkoda strzępić ryja.

twierdza Poznań

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 213 (351)
zarchiwizowany

#75684

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia InuKimi przypomniała mi moją owocną, dwudniową karierę mistrza karate.

Jako młody dzieciak i fan Mortal Combat(wtedy jeszcze występującego tylko na automatach do gier, które nieraz zżerały całe moje kieszonkowe)Scorpion zachciał spróbować walki na żywo.
Za moją namową, mama zapisała mnie na lekcje karate.
Z powodu obowiązków zostawiła mnie na zajęciach i leciała pracować.

Okazało się że zajęcia prowadzi facet, który ma ego równe poziomowi umiejętnościom Bruca Lee.
Pierwsze zajęcia przesiedzieliśmy słuchając, jakie to mamy szczęście, bo on nas nauczy wiele i że złapaliśmy Boga za nogi, że udało się nam do niego dostać.
Do końca lekcji słyszeliśmy jedynie serię opisów jego osiągnięć, tudzież widowiskowe opisy pojedynków.

Drugą lekcję rozpoczął wydzierając się na nas, za to że na "Dzień dobry" odpowiedzieliśmy "dzień dobry, proszę pana", a nie "dzień dobry sensei".
Kazał się nazywać senseiem, mówił że karate to droga życia i mamy być mu bezwzględnie posłuszni, a wtedy i tylko wtedy uda się nam być choć w jednej dziesiątej tak dobrym jak on.
Dalej opowiadał że karate używa się tylko do obrony i pod żadnym pozorem nie wolno nam zaatakować nikogo.

Młody ja zapytał, że "co w takim razie jeśli widzę jak jakiś facet okrada kobietę?".
Odpowiedź senseia "Nie wolno ci ingerować, bo to nie twoja sprawa. Chyba że zaatakuje ciebie. To już tak".
Nie odpuszczałem. "Ale czy karate nie polega na tym że bronię słabszych(Teraz wiem, że nie polega. Ale wytłumaczcie to młodemu dzieciakowi w latach fascynacji 99% społeczeństwa Brucem Lee)?"-zapytałem.
Na to "sensei" stwierdził że on mi zabrania. Odpowiedziałem że mama mówiła mi że mam bronić słabszych.
Wielki ekspert karate warknął, że jest ważniejszy od rodziców, wszystkich świętości lub kogokolwiek innego, bo "on jest sensei, a siusiumajtki i mamisynki mogą sobie iść jak im się nie podoba".
Niektórzy zaczęli się śmiać.
Wyszedłem ja i paru innych dzieciaków, w tym ci, których rodzice byli na sali i zrozumieli chyba, że zostawienie ich pociech z takim typem to niedobry pomysł.

Po spotkaniu z tym "ekspertem wychowania" doszedłem do wniosku, że w sumie lepsze są automaty.
Współczuję do dziś tym, co zostali i jego rodzinie, o ile jakąkolwiek miał.

mosir

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (33)
zarchiwizowany

#75568

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zakładając tu konto, obiecałem sobie że nie będę pisał o bankach...
Dziś łamię tę zasadę, bo naprawdę nie dali mi wyboru.

Założyłem sobie konto w banku X, który to ponoć kulturalnym jest.
Miła recepcjonistka, miła agentka, mili wszyscy.
Wymogiem podpisania umowy była zgoda na dostawanie wiadomości marketingowych. Ok, pomyślałem że to nic, raz na ruski rok na maila spam mogę zbierać.

Konto prowadziło mi się cudnie, warunki lepsze o niebo od innych banków.
Ale gdyby coś się...coś się nie popsuło, to nie mógłbym tego pisać, prawda?

Zaczęło się niewinnie. Jeden telefon gdzieś tydzień po założeniu konta.
"Super oferta, super ubezpieczenia". Podziękowałem, odmówiłem. "Ale ta oferta jest TAKA SUPER!" Odmówiłem, wyłączyłem się.
Za następny tydzień, zaczęły się telefony co 2-3 dni. Nie odbieram? Nic to, dzwonimy jeszcze 3-4 razy w różnych porach dnia.
W końcu wydzwaniali z "super ofertą, naprawdę tylko dla mnie" codziennie, o różnej porze. Raz o 9, raz 17-do wyboru, do koloru.
Dzień w dzień słuchać w najmniej dogodnych momentach jak facet/babka czyta z kartki "superextrahiperduper oferty" i nakręcana przez szefuńcia nie odpuszcza aż do rzucenia przeze mnie słuchawką.

Szlag mnie trafił, w końcu odebrałem i zażyczyłem usunięcia swojego numeru z bazy. "Tak długo jak ma pan u nas konto, nie możemy tego zrobić".

Ok, nie ma sprawy. Poszedłem do bankomatu, odebrałem całą swoją gotówkę.
Złożyłem wniosek o zamknięcie konta, który przyjął już nie tak miły pracownik, a wręcz patrzył na mnie jak na intruza, mamrocząc pod nosem "telefony przeszkadzają, jakie to delikatne".

Niestety, przez cały okres do samego rozwiązania umowy, byłem uporczywie nękany telefonami. Dzień w dzień.

Banku nie polecam, zamiast bankowością, zajmują się jedynie nękaniem telemarketingiem.

call_center bank

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 29 (159)
zarchiwizowany

#75555

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ktoś tu wspominał o tym, jak źle jest, bo psiarze wchodzą z pupilami do sklepu. Powiem w drugą stronę.

Wieczór. Zimno jak diabli, z ust moich i z paszczy suni wylatuje charakterystyczny dymek.
Idziemy z psem do osiedlowego, normalnie przypinam psa obok sklepu i wchodzę do niego po chleb(tylko to kupuję w osiedlówce bo dobry i blisko, reszta przepłacona i dosłownie wstrętna w smaku. Kiedyś kupowałem piwo, ale znalazłem sklep z kraftowymi).
Naraz zaczyna lać deszcz. LODOWATY.
Byłem w kurtce z kapturem, a mnie przemokło. Wokół żadnego daszka w promieniu 60 metrów, najbliżej osiedlowy.
Wbiegłem do sklepu, w którym byłem tylko ja i [E]kspedientka.

[E]-Z PSEM NIE WOLNO!
[J]-Jest oberwanie chmury, kupię tylko chleb, poczekam aż przestanie i...
[E]-Z PSEM NIE WOLNO, NIE WIDZI ZNAKU?!
[J]-To pies posiedzi na wycieraczce, byleby na nią nie padało...
[E]-Z PSEM NIE WOLNO, PIES ZOSTAJE NA ZEWNĄTRZ ALBO NIE SPRZEDAJĘ NIC! GŁUCHY JEST?

Jak grochem o ścianę.
W międzyczasie wpadł dosłownie z buta otwierając drzwi [m]ocher.

[m]-Dziń dobry, pani Karinko, ale pogoda nie?
[E]-Tak, niech pani poczeka aż się uspokoi, jak teraz pani wyjdzie to pani przemoknie, przewieje panią i zapalenie płuc murowane. *podchodzi do mnie, lekko mnie wypychając*NO ZROZUMIAŁ WRESZCIE ŻE Z PSAMI NIE WOLNO?!

Bez słowa wyszedłem, bo co się będę kopać z koniem. Biegnąc od klatki do klatki dostaliśmy się z powrotem do domu.
Pies jest chory.
Ja też.

sklepik osiedlowy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (62)