Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Scorpion

Zamieszcza historie od: 18 maja 2015 - 13:35
Ostatnio: 21 maja 2023 - 11:31
  • Historii na głównej: 78 z 117
  • Punktów za historie: 30376
  • Komentarzy: 158
  • Punktów za komentarze: 1263
 

#70187

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak Scorpion prawdopodobnie stracił pracę, a szefa na pewno.
(długie)

Parę miesięcy temu usłyszeliśmy "wspaniałą" wiadomość!
Szefu się żeni! Radościom nie było końca, bo aż żal chłopa było, że taki spoko gość, a sam.
Przywitaliśmy następnego dnia po ślubie szefa i JĄ ciastem i obiadem, które sami zrobiliśmy.

Podczas gdy szefu cieszył się jak dziecko, ona spojrzała na to wszystko z niesmakiem i zapytała: "Ale mam nadzieję, że to nie z zasobów restauracji zrobione?".
Jedno pytanie zepsuło wszystkim nastrój, a chcieliśmy tylko zrobić coś dla szefa (nie, wszystko kupiliśmy sami).

Od tego czasu już zawsze psuła atmosferę swoim chłodnym charakterem. Patrzyła na nas z wysoka jak na śmieci, czego nie widział zapatrzony jak w obrazek szefu.
Jak to zakochany, gdy stwierdziła, że ma przepisać połowę knajpy na nią, przepisał.
Szefu był widziany w swym przybytku coraz rzadziej, aż w końcu powstała pracownicza legenda, że Pani Lodu zamknęła go w piwnicy. To ona praktycznie przejęła wszystkie obowiązki w restauracji. Numer szefa też nasze telefony odrzuca, a jak już ktoś odbiera, to Pani Lodu.

"W ramach oszczędności" zrezygnowała z firmy sprzątającej i stwierdziła, że obsługa ma sprzątać po pracy. Ale pod żadnym pozorem w trakcie pracy! I tym pięknym sposobem nocna zmiana zamiast kończyć o 23, wychodzi do domów nieraz o 2-3 w nocy.
Oczywiście, nieodpłatnie.
Gdy menedżerka wprost oznajmiła jej że to zdzierstwo, Pani Lodu ją zwolniła. Powiedziała że wprawdzie miesiąc odprawy jest, ale ma się w lokalu nie pokazywać bo "tworzy wokół siebie złą atmosferę i podważa jej autorytet, a wypłatę za ten miesiąc i tak dostanie".

A ja, biedny żuczek zawiniłem tym, że śmiałem podważyć wolę majestatu.
Podszedłem sobie pod grafik, patrzę. Ki diabeł? Jak to ja mam pracować w święta? To my mamy czynne w święta? Tak się nie bawimy. Idę do biura.

O ile kiedyś każdy mógł wejść bez pukania, na luzie powiedzieć "Cześć stary" i pokazać, co komu w sercu gra, tak teraz musiałem zachować ostrożność. Starannie i po cichutku zapukałem, po odpowiedzi udzielającej wejścia zdjąłem czapkę i jak ta sierotka Marysia stanąłem na środku.
Pani Lodu [PL] przywitała mnie iście lodowatym spojrzeniem, które sprawiło, że przeszło mi przez myśl, że jestem w chłodni.
[PL]-Słucham SubZero? Golan? A, Scorpion.(zawsze specjalnie myli nazwiska ludzi, mimo iż dobrze je zna)
[J]-Chodzi o grafik.
[PL]-Jest wystawiony, nie marnuj mojego czasu.
[J]-Właśnie widziałem. Chodzi o pracę w święta. Zapisałem na liście, że nie mogę wtedy.
[PL]-Czytałam. Nie wyjeżdżasz przecież nigdzie, to po co ci wolne?
[J]-Bo do mnie przyjeżdżają.
[PL]-No i co z tego?
[J]-...(uspokój się, pamiętaj, spokój, nie daj się sprowokować) No i to z tego, że fajnie by było coś zrobić na święta i ich ugościć.
[PL]-No to zrobisz w Wigilię wieczorem, kończysz przecież o 23.30. Masz też czas w pierwszy dzień świąt, a w drugi zostawisz gości i pójdziesz rano do pracy na cały dzień. W czym problem?
[J]-Pani żartuje.
[PL]-A co tu niby jest do żartowania? Włączysz im telewizję, Kevina se pooglądają aż wrócisz z pracy. Praca ma być dla ciebie najważniejsza Scorpion.
[J]-(Gratuluję, uwolniłaś demona) Praca? Przepraszam bardzo, ale praca kiedyś sprawiała mi radość. Dziś to smutna konieczność. W Wigilię na bank nie skończymy o 23.30, trzeba przecież posprzątać. Wrócę nad ranem pierwszego dnia świąt i będę musiał odespać. A potem następnego dnia znów to samo? W święta? Mowy nie ma. Napisałem na planie, kiedy nie jestem w stanie pracować. Jedyne do kogo może pani mieć pretensje to pani, że nie słucha pani pracowników.
A propos, Kamil zaznaczał że w te dni jest dostępny, bo nie obchodzi świąt, a dostał wolne. Robi pani to specjalnie?
[PL]-Scorpion, nie tylko ty masz życie prywatne. Ja na przykład też.
[J]-Nie widać tego za bardzo.
[PL]-Wyjdź. Będę musiała zastanowić się bardzo poważnie nad twoją pracą, Scorpion.
[J]-Ja też. Ale przy stole z rodziną.

restauracja

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 640 (746)

#69996

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia kuzynki.
Na koniec sesji, profesor kazał napisać esej na podstawie książki Bardzo Ważnego Naukowca.
Książek BWN w bibliotece uniwersyteckiej jest niestety mało(3), więc grupa umówiła się, że jeden wypożyczy i skseruje bądź zeskanuje dla reszty.
W bibliotece 2 były zamówione przez kogoś, wolny został ostatni. I ostatni wypożyczył studenciak, którego przezywają "Pierdółka".
Pierdółka ma charakter typowego kujonka z gimnazjum-ot infantylna i złośliwa, chodząca encyklopedia.
Odmówił grupie zeskanowania książki, "bo to by było piractwo, czyli kradzież". Na reakcje długo nie musiał czekać-docinki, wyalienowanie, wykluczenie z grupy studenckiej na Fb.

Dlaczego kuzynka opowiedziała mi tą historię?
Bo na uniwersytet przyszła mamusia Pierdółki na skargę do dziekana, że "nad jej syneczkiem te złe studenty się znęcają".

uniwersytet

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 341 (459)

#69687

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o fachowcu. Dwóch. To znaczy jednym.
To znaczy o dwóch gościach, z których tylko jeden był fachowcem. Ale po kolei.

Dawno dawno (6 miesięcy) temu, gdy wprowadzałem się w swoje skromne progi, miałem do zrobienia całą instalację wodną w domu. Ówczesna, pamiętająca wczesne lata siedemdziesiąte, była w stanie, delikatnie mówiąc, opłakanym. Poprzedni właściciel nie zmieniał, bo nie miał ani czasu, ani pieniędzy, ani możliwości.

Po znajomości, bardzo bliska przyjaciółka poleciła swojego ojca. Ojciec przyjechał, instalację zrobił, rury wymienił.
Skasował... dosyć niezłą sumkę, ale nie chciałem się wykłócać, ze względu na jego pokolenie F1, w którym mam upodobanie.

Po paru miesiącach, gdy wyszedłem spod prysznica, zaczęła mi woda z baterii kapać. Sytuacja o tyle ciekawa, że bateria nie jest zakończona kranem, tylko wbudowana w ścianę z panelem prysznicowym.
Do jej ojca zadzwoniłem, sprawę zgłosiłem. Powiedział że teraz nie przyjedzie, bo już wypił piwo, ale następnego dnia będzie.
Długo to piwo pije, bo aż do dzisiaj go nie widziałem.
Do przyjaciółki dzwoniłem, sprawę opisałem. Przyjaciółka stwierdziła że "tatuś jest zajęty bardzo poważną instalacją w firmie XYZ i się zgłosi jak skończy".
Szkoda, że sam nie był w stanie mnie o tym poinformować.
Straciłem cierpliwość, gdy woda zaczęła sączyć się... ze ściany.

Zadzwoniłem po pierwszego-lepszego fachowca. Przyszedł typowy pan Zdzisiu-hydraulik, zawinął wąsa i po słynnym "Łoo panie, kto panu tak spier*olił", wziął się do roboty.
Okazało się, że ojczulek robił instalację z dwóch stron - od góry i od dołu. Zostały mu dwie końcówki i jedna uszczelka. Drugą więc, zamiast pójść do sklepu i ją kupić zastąpił... taśmą klejącą.
Fachowiec (tym razem już prawdziwy) skasował mi za to 50 zł. Za rozłożenie i złożenie z powrotem instalacji od zera, przy czym ojciec przyjaciółki niby "ekspert" za fuszerę wziął kwotę trzycyfrową (ponoć ze zniżką ze względu na znajomość) i pierwsza cyfra to nie była 1.

Oburzać się nijak nie mam o co na przyjaciółkę, że jej ojciec jest partaczem, ale jemu burdy też nie zrobię, ze względu na cenną znajomość.
Po prostu czasem nachodzi mnie niesmak, gdy wpadamy na siebie.

hydraulika

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 286 (384)

#69589

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio do interesu szefu postanowił wprowadzić menedżerkę, której cały czas tłumaczył, aby być stanowczą i nie dać sobie w kaszę dmuchać (dziecina z tych w rodzaju sprawiających wrażenie "szarych myszek").
Była aż trzy dni.
Po jednym dniu okazało się, że zamiast stanowczego zarządzania, zapanowała tragikomedia.
Nie ogarnięta w ogóle, próbująca za wszelką cenę pokazać swoje na wierzchu w jakikolwiek sposób, na przykład:

-Czemu ten kurczak nie jest zmarynowany?!
-Ale...
-No ja się pytam, kto za to odpowiada? Ty? Wpiszę to sobie na listę, jak ci pojedziemy po wypłacie (śmiech na sali, nigdy szefu nie zmniejsza nam wypłaty, tylko pyta w czym problem i jak może pomóc, żebyśmy nadganiali) to dopiero sobie przypomnisz po co tu jesteś!
-Ale... To nie kurczak. To gęś. Gęsi się nie marynuje.
-...(zatkało kakao) Tylko cię sprawdzałam. (Podchodzi do pieca) Ale tego garnka nie umyłeś!
-(Kolega oczy jak spodki) Ale to nie moja robota, ja robię mięso!
-Od teraz już tak! (odchodzi do dyżurki jakby ją diabli gonili).

Po całym dniu przychodzi szefu i się wk*rwia, bo gość od mięsa myje gary, pomoc kuchenna sprząta podłogę (którą się pucuje dopiero na koniec dnia), szef kuchni zapiernicza za trzech kucharzy, bo dwóch układa mięso w chłodni tak jak akurat sobie lala wymarzyła, kelnerki nie wyrabiają, bo kelner usuwa pajęczyny z dyżurki, ponieważ "ona się pająków boi". Pomóc też nie pomoże, bo "jej płacą za zarządzanie, nie babranie się w żarciu".

Na pytanie szefa "co to ma być?", ona tłumaczy że na studiach zarządzania nazywali to "szokiem po zmianie sposobu kierownictwa" i że za tydzień wszystko będzie ok.
Szefu trzy dni widział taki bajzel, po czwartym jej podziękował.

gastronomia

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 411 (495)

#69582

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj na urodzinach u cioci1 wszedł wujek i zobaczył ciocię2(z którą się rozwiódł), po czym stwierdził, że "w towarzystwie sabotażystki nie będzie", oraz że nie będzie ze złodziejką siedział w jednym pomieszczeniu i on jest bardzo obrażony, że ciocia1 nie uprzedziła go o tym, że zaprosiła też ciocię2, a on gdyby wiedział, nie przyszedłby, po czym zabrał cioci1 z rąk prezent, który jej dał i opuścił towarzystwo.

Pomijając fakt, że chamstwo i buractwo zawsze aż z niego kipiało, goście prosili, aby ciocia2 wyjaśniła, co też wielkiego ona mu ukradła niby przy rozwodzie.

Poszło o... zlew.

Ciocia2 zawsze chciała zlew kamienny. Była już z wujkiem pokłócona mocno i składała sprawę o rozwód, bo mimo wielkich zapewnień i monologów wujka o złożeniu pozwu (materiał na inną historię) się nie doczekała.
Usłyszała "hehe jak chcesz wydawać kasę na pierdoły, to swoją wydawaj, ten zlew (kawał obitego i porysowanego metalu) jest dobry".
Ok, zlew sobie kupiła, zamontował majster, poszedł.
I ze zlewu korzystała, aż nadszedł czas jej wyprowadzki z siedziby wujka.

[C1] - Słuchaj, może ten zlew ci zostawię, a ty mi dasz po prostu pieniądze za niego i będziemy kwita?
[W] - Coo? Ja mam ci za stary (3 miesiące) zlew płacić? Ja sobie kupię nowy, lepszy!
Więc ciotka załatwiła sobie majstra, majster zlew odkręcił, ona do swojego nowego mieszkania zabrała. Sprawa z głowy? No nie.

Wuj po jej wyprowadzce oprowadzał sąsiadów i płaczliwym głosem mówił, że "po 10 latach małżeństwa nawet zlew mi zabrała, nie mam gdzie myć naczyń".
A potem jeszcze zadzwonił do niej, wyzywając ją od sabotażystek.
Dlaczego?

Kupił sobie tani zlew. I jak to on ma wydawać pieniądze na majstra? Sam go zamontuje!
Oskarża ciotkę, że zapłaciła majstrowi, aby zniszczył kran i żeby zlewu nie można było poprawnie zamontować.

I to ponoć przez to zalał sobie kuchnię, a nie przez to, że źle go założył i nalał wody do pełna, idąc oglądać telewizję...

rodzinka

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 274 (420)
zarchiwizowany

#69841

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W następnym roku kończy się zdawanie na starych zasadach prawa jazdy kategorii B. Powoduje to, że wielu ludzi stara się zdążyć zdać prawo jazdy przed mniej komfortowymi dla kierowców przepisami.

Wprowadzenie napisane, jedziemy z opisem zdarzenia:
Pewnego pięknego dnia, Scorpion stwierdził, że w jego miejscu pracy jest odrobinę za gorąco. Otworzył zatem okno na plac, który znajduje się za restauracją.
Usłyszał szczebioczący niczym skowronka głosik, który niestety wyrażał w swym szczebiocie rzeczy niecenzuralne, które zawstydziłyby cały cech wkurzonych szewców, dresików i patologię wszelkiej maści.
Spojrzał zatem, do kogóż taki głosik należeć może. Do furiatki? Wariatki? Pijanej? Ależ skąd!
Pośrodku placu stała lekcyjna Toyota, a przed nią młode dziewczę, praktycznie płaczące. Obok niej stało źródło dźwięku, który potęgowały echem odbijające okoliczne kamienice-baba w stylu iście przypominającym piekielną nauczycielkę z V części przygód małego czarodzieja.
Pozwolę sobie pominąć przekleństwa i wszelkie powtórzenia tego stwora. Wywód był pełen zdań przeczących sobie. W wielkim skrócie wyglądał tak:

"Jedziesz jak barachło, w życiu się prowadzić nie nauczysz, takich jak ty powinno się izolować, do aut nie dopuszczać! Nie patrzysz na znaki! Co z tego że na znaku jest ograniczenie do czterdziestki? Ja ci każę jechać szybciej, bo ruch tamujesz! I trąbią na nas przez ciebie! Co z tego że ja kazałam ci się zatrzymać na środku skrzyżowania? Bo za szybko jechałaś! Na skrzyżowaniu nawet jak jedziesz prosto to nie jedziesz czterdziestką! Ja mam nowe auto, masz na nie uważać! Co ty myślisz, ze z L-ką na dachu to można udawać kierowcę rajdowego? Będziesz płacić za mandaty! I po co jedziesz tak blisko? Masz zachować dystans! Sama mi będziesz auto lakierować! Ja hamuję nagle podczas jazdy? Bo mogę! Masz słuchać co mówię i nieważne że jesteś podczas jazdy! Nie wiesz kiedy puścić sprzęgło? Pozabijasz nas!
Jesteś do niczego, rozumiesz?!"

Dziewczę próbowało odpowiadać na zarzuty, jednak logika w starciu z takimi osobnikami zawodzi.
Scorpion doszedł do takiego samego wniosku i po wywietrzeniu kuchni, zamknął lufcik nie wystawiając się na promieniowanie głupoty bardziej, niż było to potrzebne.

nauka jazdy

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (94)

#69467

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sklepik osiedlowy.
Kupiłem butelkę piwa X parę dni temu, jakoś nie miałem ani czasu, ani okazji, ani pieniędzy, by ją wymienić.
Piwo X zdążyło już etykietę zmienić, ale kształt butelki został ten sam.

Wchodzę, wita mnie sklepikarka[S]:
[S] -A czego tu chce?
[J] -Poproszę piwo X, a ta butelka na wymianę.
[S] -A co mi tu daje? Nie sprzedajemy takiego piwa.
[J] -Jak to? Piwo X zawsze u was było.
[S] -Ale to nie jest butelka po piwie X! Tu jest butelka piwa X, o, popatrzy - pokazuje mi butelkę z nową etykietą.
[J] -Ale to jest butelka ze starą etykietą.
[S] -Ale nie przyjmę, bo ta butelka nie jest od piwa X, ona jest INNA!

Parę razy zrobiliśmy tą samą rundkę wymiany zdań, no babsko się zacięło, aż szukałem, gdzie ma guzik resetu.
Spróbowałem starym sposobem informatyka: wyjść i wejść ponownie.
Wyszedłem, zdarłem etykietę, podszedłem.

[S] -A czego tu chce?
[J] -Dzień dobry, poproszę piwo X, a ta butelka na wymianę, żeby nie liczyć kaucji.
[S] (bierze do ręki) -Tylko następnym razem z etykietą przyniesie.

Nie rozumiem logiki osiedlowych sklepików.

sklepik

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 464 (554)
zarchiwizowany

#69623

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Okazuje się, że ok. 75% moich sąsiadów to skończeni i wiecznie niezadowoleni malkontenci oraz typowe janusze.

Wspólnota zaplanowała generalny remont bloku(w poprzednich historiach niektóre projekty opisałem), mieszkańcy WSZYSCY jak jeden mąż przyklepali, radocha, że fajne, że nowocześnie.
A teraz narzekania, że oni chcą odwołać zarządcę, bo "jest głupi", "za dużo wydał" itp.. Przy czym ŻADEN nie powie o swoich zastrzeżeniach facetowi wprost, za to siedzą i mielą ozorami pod klatką i to tak, ze wszystko słychać przez ściany(mieszkam na 2 piętrze)...

Była zakładana telewizja-państwowa, a więc darmowa. Tylko kabelek do gniazdka wsadzić i hurra-ogląda się za free.
-"Ale po co to komu, jo i tak nie oglądam telewizji, to inni też sobie bez niej radę dadzą."
-"Źle zrobił! Po co teraz ją zakładać! Za trzy miesiące niech założą, jak mi się umowa na satelitarną skończy!"
-"A mi to dodatkowe gniazdko przeszkadza w ścianie, bo sobie sofy nie mogę całkowicie do ściany dosunąć."

Nowe domofony elektroniczne-wejście na klucz lub kod. Ściągacz do drzwi, żeby nie były otwarte jak do obory. No i nowiusieńkie drzwi-metalowe, zamiast starych, drewniano-plastikowych.
-"A te drzwi są głupie, bo klucz trzeba nosić i w ogóle to ja wklepać tego kodu nie umia."
-"A te drzwi na sam klucz to były lepsze, bo kodu nie trzeba było się uczyć na pamięć(przy czym kobieta zdawała sobie sprawę z tego, że nie trzeba znać kodu, by otworzyc drzwi kluczem)"
-zostawianie wycieraczki gumowej podważając tym samym drzwi przed zamknięciem. W efekcie drzwi się podniosły i odkształciły. Reakcja babska, które mimo upomnień wielu ludzi, z uporem maniaka zostawia drzwi otwarte na oścież, w tym i na noc, gdzie aż pi*ga zimnem na klatce i wieje pod drzwi? "A te drzwi kijowe są, szybko się psują. Gdyby były porządne, to by się nie psuły!"
-nagminne odkręcanie ściągacza "A bo roweru nie ma jak wnieść przez ten ściągacz!"-powiedziane przez faceta, który cały czas jest obrabiany przez innych mieszkańców za plecami za to, że wiecznie pakuje rower na klatkę, blokując tym samym przejście(mieszka nade mną, więc nie mam problemu), co zmusza człowieka do przeciskania się, przy czym typowe grube babuszki lat sześćdziesiąt wzwyż o metrze szerokości nie mają możliwości przejścia.

Kolor bloku-wcześniej różowo-sraczkowaty, teraz brązowo-kremowy, wpasowany w otoczenie.
-"A bo kolor mógłby być lepszy. Jaki? Ja nie wiem, paaanie, ja się nie znam."
-"Ja bym lepiej ten blok ocieplił, bo taniej! Wdzielibyśmy mojego brata i jakoś tam zrobili!"(już widzę siedemdziesięcioletnie dziadki ocieplające blok)
-"Ale to głupio zrobił! Przepłacił! Wiadomo, że się nie ociepla bloku, bo to przeżytek, tylko wymienia instalację CO na wydajniejszą! i wtedy jest dwa razy cieplej, a nie jakieś "STEREOPIANY"(najbardziej wku*wiające słowo jakie słyszałem)."

Chyba zarządca długo nie pociągnie. Widocznie im bardziej pasuje opasły pięćdziesięciolatek przeżerający pieniądze wspólnoty za siedzenie i pierdzenie w stołek, niż młody, mający kontakty i modernizujący blok zarządca.

PS: Jak jeszcze było ciepło, siedzieli i narzekali na dworze, siedząc na nowiusieńkich, ładnych ławkach z oparciem założonych dzięki...zarządcy.
I to ja jestem chamem, bo mówię wprost, co mi nie pasuje.

wspólnota

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 19 (71)
zarchiwizowany

#69342

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Był ciepły jesienny poranek...haha, żartuję.
Zimno, 6 rano, dworzec wprawdzie ogrzewany, ale kaloryfery pamiętające Gierka nie wyciągały, a na peronie już w ogóle gdy wiatr zawiał, ziąb przenikał człowieka do kości.
Stałem tak sobie czekając na pociąg, a obok mnie na ławce siedzieli dziadkowie z chłopczykiem, może około 7-6letnim.
Chłopczyk grzeczny, dziadkowie kulturalni, widać że gdzieś z wnukiem dalej wyjeżdżali.
Stałem tak, a oni siedzieli, aż przyszli bezdomni[B] i usiedli na ławce obok.
[B1]-Zimno...
[B2]-Zimno? Piz*a jak je*any sku**esyn!
[Babcia chłopca]-Panowie! Tutaj jest dziecko! Proszę się powstrzymać od wulgaryzmów.
Bezdomni przeprosili i dalej rozmawiali jak najbardziej grzecznie, trochę niezręcznie pomijając wstawki wulgarne.

Pociąg staruszków przyjechał, weszli do wagonu z wnuczkiem i pojechali. Gdy po pociągu już nie było śladu, jeden z bezdomnych rozglądnął się i zaczął soczystą wiązankę wulgaryzmów niewypowiedzianych przeciwko nikomu.
Gdy skończył, powiedział do kolegi:
[B1]-Wreszcie kur*a. Bo widzisz Zbychu, liczka ku*ew i chu*ów musi się zgadzać!

dworzec

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (59)

#69270

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dzisiaj.
Jechałem autobusem pustawym, ale jednak paru ludzi w nim było.
Na przystanku wszedł chłopiec ze szczeniaczkiem.
Szczeniak jak to szczeniak-popiskiwał. Widocznie nie za bardzo podobała mu się jazda autobusem, co próbował zmienić chłopiec, mówiąc do niego, tuląc go, głaszcząc i próbując uspokoić.
Parę przystanków wtarabaniła się ONA. Matka Polka[MP].
Już po minucie jazdy zaczęła koncert, drąc japę z drugiego końca autobusu:

[MP] -USPOKÓJ TEGO KUNDLA! DZIECKO MI OBUDZI!
I dalej w ten deseń.
Dzieciak na początku siedział cicho, cały czas uspokajając pieska, ale w końcu powiedział coś, że piesek to też dziecko i prawo do płakania ma. Nie spodobało się to Matce Polce.
[MP] -CO? TO JEST TYLKO BEZMYŚLNY KUNDEL GÓWNIARZU! ZAMKNIJ MU RYJ, ZALEP TAŚMĄ, ZRÓB COKOLWIEK, BO CI GO PRZEZ OKNO WYRZUCĘ!
W końcu po takim jazgocie mateczki, dziecię w wózku zaczęło płakać.
[MP] -WIDZISZ, CO TWÓJ KUNDEL GŁUPI ZROBIŁ? (autobus się zatrzymał na przystanku) WYPIER*ALAJ! ALE JUŻ! (olała płaczącego dzieciaka w wózku i z pazurami poleciała do chłopca).
Gdy chwyciła go pazurami za kurtkę, mój poziom wk*wienia osiągnął wyżyny.

Zastąpiłem jej drogę:
[J] -Co pani robi?
[MP] -(zdziwiona) No robię porządek! Tego jazgotu nie da się znieść!
[J] -W takim razie to ja zrobię porządek. Wypier*alaj. Ale już.
[MP] -Ale... To nie mój przystanek... Ja mam dziecko... Jak się pan zachowuje w stosunku do matki z dzieckiem?
[J] -Wyjdziesz, czy ci pomóc?
Spojrzała po pasażerach, kierowcy. Każdy miał ją w...poważaniu. Zabrała wózek z wyjącym dzieckiem i wylazła, (co mnie swoją drogą zdziwiło, myślałem, że odstawi większy teatrzyk).

Kierowca nie wstał i nie klaskał, nikt się nie ruszył.
Przy wychodzeniu na swoim przystanku usłyszałem tylko jak jeden moherek do drugiego mówił, „Co za patologia, proszę pani".
Czy to było o mnie, o Matce Polce, czy o chłopcu ze szczeniakiem, nie wiem.

autobus

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 696 (836)