Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sheyrena

Zamieszcza historie od: 30 stycznia 2011 - 16:48
Ostatnio: 29 listopada 2023 - 8:15
  • Historii na głównej: 3 z 9
  • Punktów za historie: 1327
  • Komentarzy: 22
  • Punktów za komentarze: 65
 
zarchiwizowany

#50197

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś raczej zabawnie.

Dostałam małe zlecenie na dziś na rozdawanie ulotek. Rzecz się działa przed budynkiem "Gazety Wyborczej (24 rocznica wydania, impreza z zaproszeniami, jak mi powiedziano), a ulotki dotyczyły programu Nagrody im. R. Kapuścińskiego na przyszły tydzień.

Stoję w wyznaczonym miejscu. W pewnym momencie podchodzi do mnie starszy Pan (ok. 60lat), bierze ulotkę i pyta co to za impreza, więc wyjaśniam.

Po jakimś czasie niedaleko mnie stanęły dwie młode blondynki. Z ich rozmowy wynikało, że czekają na znajomych, by wejść razem. W pewnym momencie widzę, jak mija je wspomniany wcześniej Pan. Po chwili podszedł do mnie i dyskretnie wskazując blondynki pyta cicho:
-Przepraszam Panią, nie wie Pani czy tamte dwie Panie to prostytutki?

Przyznam, że mnie lekko zatkało, ale odzyskawszy rezon zaprzeczyłam. Pan przeprosił za zawracanie głowy i poszedł.
Podejrzewam, że zostawił mnie z nieco głupią miną.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -12 (24)
zarchiwizowany

#44144

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś opowiem wszystkim posiadającym serce na właściwym miejscu jak sprawić, by człowieka śpiącego zimą na chodniku/przystanku/ławce w parku (niepotrzebne skreślić) szybko zabrano do jakiejś noclegowni.

Rzecz działa się na przełomie stycznia i lutego tego roku. Wtedy to ja i mój ówczesny oraz moja przyjaciółka i jej chłopak (a mój przyjaciel) wędrowaliśmy wieczorem sobotnim do jakiegoś bliżej nieokreślonego lokalu. Skróciliśmy sobie drogę do głównej deptakowej ulicy mego miasta wchodząc w małą wąską uliczkę. Mniej więcej w jej połowie pod murkiem na chodniku leżał pan. Gdyby nie mróz, pewnie czuć by go było na kilometr. Leżał sobie i przysypiał. Koleżanka widząc go już daleka rzecze, że musimy zadzwonić po jakąś pomoc. Podeszliśmy bliżej, by sprawdzić, czy nic mu nie jest, po czym mówię, żeby dzwonić na policję. Jako jedyna bowiem wiedziałam, że najbliższa Komenda jest 100m za zakrętem (mój w mym mieście tylko studiował, przyjaciel przyjechał odwiedzić swoją dziewczynę, a moja przyjaciółka nigdy nie mogła się pochwalić znajomością topografii własnego miasta), więc powinni szybko podjechać. Przyjaciel zadzwonił, opisał sytuację, info od dyspozytorki: będą za 5min., prośba o zaczekanie na miejscu. No to czekamy, 5min., 10, 15. Po 20min stwierdziłam, że nie ma co czekać i mówię, że 2 przecznice stąd jest posterunek Straży Miejskiej, może oni będą szybciej. Przyjaciel zadzwonił, opisał sytuację i dodał, że dzwoniliśmy już na Policję i czekamy na nich od 20min. Efekt? Straż Miejska w postaci dwóch panów w samochodzie zajechała już po 2 (słownie dwóch) minutach. Zapytali nas, czy to my zgłaszaliśmy leżącego człowieka, po czym zgarnęli pana do samochodu i pojechali.

Także drodzy Piekielni, jeśli chcecie ratować śpiącego na mrozie człeka dzwońcie na Straż Miejską mówiąc, że x czasu temu dzwoniliście na Policję, ale jeszcze się nie zjawili. SM pojawi się w trymiga. Pewnie po to, by udowodnić, że są lepsi od Policji i do czegoś się jednak przydają.

Policja Straż Miejska i mała uliczka w pewnym mieście wojewódzkim

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 68 (132)
zarchiwizowany

#38508

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie widziałam tu jeszcze nic o konwentach*. Ogólnie rzecz biorąc jest to bardzo fajna sprawa. Dużo ludzi, dużo atrakcji, mnóstwo pozytywnej energii, możliwość spotkania z osobami o tych samych zainteresowaniach. Generalnie dużo korzyści.

W większości przypadków konwentowicze (zwani też userami) to wspaniali ludzie pełni pozytywnej energii, itp., itd. Są jednak wyjątki.

Na konwentach, jak wszędzie zresztą, objawia się ludzka głupota. W wersji skondensowanej (wszak impreza masowa). Jest kilka wiecznie powtarzających się sytuacji, które w pewnym momencie mogą osobom "pracującym" na konwencie zafundować wkur...zenie.

Przedstawię kilka najczęstszych (kolejność randomowa):

1. Nieczytanie regulaminu. A potem jest zdziwienie, że organizator, helper, ochrona (niepotrzebne skreślić) zwraca uwagę, tudzież wyciąga sankcje. I próby tłumaczenia "bo ja nie wiedziałem". Nieznajomość regulaminu nie zwalnia z jego przestrzegania.

2. Łamanie punktów oczywistych. Konwent jest imprezą masową, w tym z uczestnictwem nieletnich (zazwyczaj po 15 r.ż., ale młodsi pod opieką rodziców nie są wcale rzadkością). W związku z czym jest absolutny zakaz wnoszenia i spożywania alkoholu na terenie konwentu. Nagminne jest wnoszenie trunków wszelkiej maści za paskiem spodni, pochowanych w przepastnych torbach czy już zmieszanych z np. colą. A my nie jesteśmy w stanie sprawdzić wszystkich (przecież nie każemy każdemu otwierać coli żeby powąchać i sprawdzić czy nie ma dodatku).

3. Obowiązkiem jest noszenie identyfikatora. zazwyczaj to kawałek tekturki z logiem imprezy, miejscem na nick na smyczy, wstążce lub sznurku. Wystarczy zawiesić na szyi. Nagminnym jest chowanie ID do kieszeni, torby, plecaka. A potem jest teatralne wzdychanie i pomstowanie, że muszą sięgnąć po niego. Takie już zadanie ochrony: weryfikacja uczestników. To naprawdę ułatwiłoby wszystkim życie, gdyby wszyscy nosili ID w widocznym miejscu.

Nie zrozumcie mnie źle. Kocham konwenty i ich atmosferę. Uwielbiam przy nich pracować i pomagać w ich tworzeniu. I może te sytuacje nie sprawiają wrażenia piekielnych, ale kiedy takich sytuacji jest kilkanaście (a nawet kilkadziesiąt) dziennie, to można zacząć mieć dosyć.
Naprawdę wystarczyłoby poświęcić tych kilka minut by przeczytać regulamin imprezy, a wielu nieprzyjemnych sytuacji dałoby się uniknąć.
No, wyżaliłam się, mogę wracać do pracy z userami :)

*Zjazdy fanów fantastyki, gier fabularnych, mangi i anime zwane są zwykle konwentami (potocznie czasem: konami). Określenie pochodzi od angielskiego słowa convention. Bardzo często konwenty nie są czyste tematycznie, lecz składają się z połączenia powyższych działów. Konwent zazwyczaj odbywa się według przygotowanego programu, złożonego z prelekcji przedmiotowych, spotkań ze znanymi osobistościami danej zbiorowości, wydarzeń artystycznych i innych atrakcji.

konwent

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (53)
zarchiwizowany

#26013

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wiele było o piekielnej służbie zdrowia, jacy to zdziercy i w ogóle. Dziś jednak przydarzyło mi się coś, co pozwoliło mi odzyskać choć część mojej wiary w lekarzy.

Dziś doświadczyłam bólu jakiego nie dostarczyła mi nawet złamana noga. A mianowicie odezwała się moja nieleczona szóstka. Cóż, nasz kochany NFZ nie refunduje leczenia kanałowego trzonowców, a koszty powalają (dobre 150 do 200zł za kanał, a kanałów trzy sztuki), więc przyznaję, że było to spowodowane moim zaniedbaniem (chroniczny brak pieniędzy).
Wszystko byłoby pięknie gdyby moja szóstka nie postanowiła mnie dziś zabić bólem. Chciał nie chciał zasuwam do Instytutu Stomatologii w mym mieście na fotel bólowy już w głowie mdlejąc na myśl o kosztach jakie poniosę.
Moim zębem zajęto się profesjonalnie i niemal bezboleśnie, nawet istnieje szansa, że nie trzeba będzie rwać. Jednak tym, co zapewniło dentyście mą dozgonną wdzięczność był fakt, że zapytał jak się mają moje sprawy finansowe i w kartę wpisał usługę odpowiadającą temu co mi zrobiono, jednak o znacznie niższych kosztach.

Więcej takich lekarzy, a naprawdę odzyskam wiarę w polską służbę zdrowia.

Instytut Stomatologii

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (24)
zarchiwizowany

#9764

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed około 3 lat.
Byłam wtedy w liceum i zauważyłam, że raz na jakiś czas zdarzają mi się potworne bóle głowy. Były tak silne, że chyba tylko cudem udawało mi się jakoś w miarę normalnie funkcjonować. Mimo to nie przejęłam się tym. Do czasu, gdy bóle te zaczęły się pojawiać 2-3 razy w tygodniu, a czasem nawet częściej. W związku z powyższym udałam się do swojej przychodni (jest to zakład niepubliczny, mający umowę z NFZem oraz oferujący wybór niemal wszystkich specjalistów). Moja lekarka (kobieta nomen omen wspaniała i z tzw. powołaniem) natychmiast wydała mi skierowanie do neurologa. Na wizytę na szczęście długo nie czekałam.
Przyzwyczajona do znakomitej opieki ze strony lekarki rodzinnej (jak i innych, jeśli jej akurat nie było) i pani laryngolog z tejże przychodni (miewałam niegdyś problemy z gardłem), pełna nadziei udałam się na wizytę.
Pani doktor wypytała mnie o objawy, prosząc o dokładny opis gdzie boli, jak boli itd. W myślach już się cieszyłam, że taka fachowa opieka i w ogóle (ech, ja naiwna). Pani doktor nie mogąc na razie nic stwierdzić skierowała mnie na tomografię, powiedziała, w którym szpitalu będą najkrótsze terminy i powiedziała, że jak będą wyniki zobaczymy co dalej.
Z tomografią uwinęłam się (o dziwo) dość szybko dzięki czemu już trzy tygodnie później wróciłam do pani neurolog z wynikami. I tu spotkało mnie rozczarowanie. Jako, iż tomografia nic nie wykazała, pani doktor stwierdziła, że na razie nic więcej nie da się zrobić. Na moje pytanie o inne badania lub testy w celu wykazania co mi jest odpowiedziała, że to nie ma sensu. Po czym wypisała mi jakiś lek na receptę z dawką 3 razy dziennie po tabletce, powiedziała, że jest on bardzo, bardzo silny i że mam go wybrać, bo powinien pomóc, a jak nie, to ona wtedy pomyśli. Po czym wypchnęła mnie zbaraniałą z gabinetu.
Ostatecznie leku nie wykupiłam. Jak się okazało był horrendalnie drogi i nie posiadał tańszego zamiennika, a mojej rodziny nie stać było wtedy na taki wydatek.
A ja jak na razie jestem cała i zdrowa. Rzeczone bóle same się skończyły po jakimś czasie (do tej pory nie wiem, co mogło być ich przyczyną) i tylko migrena od czasu do czasu przypomina mi o tamtym okresie.

neurolog w mojej przychodni

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (35)
zarchiwizowany

#9666

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historie o MPK przypomniały mi pewną nieprzyjemną (na szczęście nie dla mnie) sytuację sprzed kilku lat. Wsiadłam do tramwaju jadąc do szkoły i od razu kontrola. Warto zaznaczyć iż do następnego przystanku był spory kawałek, a ponadto była to pora ogromnych korków na danej trasie, więc podróż trochę trwała. Mając migawkę nie przejęłam się tym, jednak z natury jestem obserwatorką, więc przyglądałam się prowadzonej kontroli. Zauważyłam, że kanar zatrzymał się przy jednym z pasażerów, spojrzał na jego bilet, na zegarek, znów na bilet, po czym go oddał i wrócił do sprawdzania pozostałych biletów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że dokładnie dwie minuty później wrócił do wspomnianego wcześniej pasażera, ponownie skontrolował wspomnianego wcześniej pasażera, po czym stwierdził, że bilet stracił ważność i należy się mandat. Pasażera zamurowało (mnie i ludzi dookoła z resztą też). Na nic zdały się tłumaczenia, że to przez korki, pan i tak wysiadał na następnym przystanku. Kanar był nieugięty i mandat wystawił. Moim zdaniem to było wredne i mam tylko nadzieję, że panu udało się od mandatu odwołać.

MPK

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 247 (265)

1