Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sheyrena

Zamieszcza historie od: 30 stycznia 2011 - 16:48
Ostatnio: 29 listopada 2023 - 8:15
  • Historii na głównej: 3 z 9
  • Punktów za historie: 1328
  • Komentarzy: 22
  • Punktów za komentarze: 65
 

#58318

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem będzie o delikatnie mówiąc nie do końca normalnym właścicielu mieszkania.

Jak już wcześniej pisałem, jestem programistą. Moim głównym źródłem dochodu jest pewna australijska strona z kursami i poradnikami dotyczącymi właśnie programowania, dla której te kursy piszę. Wypłaty wyglądają tak, że do drugiego każdego miesiąca wysyłam do systemu fakturę, a oni po sprawdzeniu przelewają kasę na PayPal'a. Praca przyjemna, bo sam wybieram o czym piszę, pracować mogę kiedy mi się podoba, do tego nie ma żadnych wymogów ile mam napisać, a jak napiszę odpowiednio dużo to stawka wzrasta.

Niestety firma duża, więc jak nie zdążę wysłać faktury to pieniędzy w danym miesiącu nie zobaczę. I tak się akurat złożyło, że ze swojej głupoty zostawiłem to na ostatnią chwilę, a Internet nawalił i wypłaty nie będzie.

Po szybkim podliczeniu wyszło na to, że z oszczędności nie wystarczy nawet na czynsz (jestem naprawdę słaby jeśli o to chodzi, kasa się mnie po prostu nie trzyma). Po telefonie do banku i operatora wycieczka piętro niżej (mieszkałem wtedy w takim trzypiętrowym domku - pensjonat przerobiony na trzy mieszkania), bo [w]łaściciel mieszkał pode mną. Przedstawiłem sytuację, ustaliliśmy że zapłacę jak tylko będę mógł, a jeśli będą jakieś problemy np. u dostawcy Internetu to wszystkie odsetki pokryję. Niby wszystko ok, ale jednak nie do końca.

Wracam któregoś pięknego dnia do domu - nie ma prądu, ciepłej wody i ogrzewania (był już początek września, więc wieczorami robiło się chłodno). Telefon do właściciela, mówię że nie ma tego i tego, a w odpowiedzi słyszę:
[W]: A pieniądze na moim koncie są?
[J]: Przecież wyjaśniłem panu jaka jest sytuacja, umówiliśmy się że zapłacę w przyszłym miesiącu...
[W]: Mnie to nie obchodzi, to jest RAŻĄCE NIEDOTRZYMANIE WARUNKÓW UMOWY! Ja tam do ciebie zaraz przyjdę.

Lekko się zdenerwowałem, więc wyszedłem przed drzwi zapalić. Ledwo skończyłem i przyszedł. Pytam więc o co chodzi, przecież się umówiliśmy itp. W odpowiedzi [W] przysuwa się do mnie w taki sposób, jakby chciał ten czynsz ze mnie siłą wyciągnąć i zaczyna wrzeszczeć o tym niedotrzymaniu warunków umowy, o tym że jestem nieodpowiedzialnym gówniarzem i jego nic nie interesuje, mam mu zapłacić albo on zadzwoni po "ekipę" i w 15 minut moje rzeczy będą na podwórku. Mówię, że chyba jest niepoważny, tłumaczę jak przedszkolakowi, że mimo wszystko nie ma prawa odłączyć mediów ani eksmitować mnie siłą, bo to może tylko sąd. Usłyszałem kolejną wiązankę, do tego "licznik jest u niego, więc będzie sobie z nim robił co mu się podoba". Następnie wepchnął mnie do mieszkania (akurat stałem w drzwiach) i zaczął wrzeszczeć, że tu jest bałagan, że syf, że jemu się tu robaki zalęgną i że ze mną same problemy (na blacie w kuchni była jedna plama z kawy, którą ciężko było wyczyścić więc sobie odpuściłem sprzątając dzień wcześniej). Starałem się jakoś powstrzymać, ale mi nie wyszło, więc kazałem panu wy......... z mieszkania, bo nie ma prawa w nim przebywać bez mojej zgody (a zdarzało się, że wchodził na kontrole pod moją nieobecność).

Pan z prawem chyba nie do końca obeznany, bo uznał że nie będę mu mówił co on może w JEGO mieszkaniu i że on nie wyjdzie, dopóki mu nie zapłacę. Pierwsza myśl - naruszenie miru domowego - dzwonię na policję. Nie dość, że [W] przez cały czas wrzeszczał żebym mu dał telefon to on sobie z nimi porozmawia, to pan policjant chyba o art. 193 KK nigdy nie słyszał i stwierdził, że dopóki nie ma zagrożenia życia lub zdrowia to policja nic nie zrobi (pomijając krzyki wariata domagającego się mojego telefonu w tle).

Stwierdziłem, że mam dosyć tej sytuacji i wyprowadzam się w ciągu dwóch dni, nie obchodzi mnie trzymiesięczny okres wypowiedzenia, bo pan złamał prawo odłączając media i jeśli za chwilę nie wyjdzie to porozmawiamy inaczej (i tak byłem opanowany, koleś wcześniej dosłownie wrzucił mnie do mieszkania i przez cały czas zachowywał się tak, jakby za chwilę miał mnie pozbawić zębów).

To chyba do niego dotarło, bo w końcu wyszedł. Jak ostatniego dnia przyjechałem po resztę rzeczy zastałem je wystawione przed drzwi (miło, gratisowo zniósł kilka ciężkich toreb i pudeł z dość wysokich i niebezpiecznych schodów). Na niecały miesiąc wprowadziłem się do matki, potem znalazłem mieszkanie w lepszym miejscu i taniej (mimo ogrzewania gazowego). Co ciekawe gdy przyszedłem z kluczami i wypowiedzeniem pan już czekał ze swoim, na którym jako powód zerwania umowy wpisał właśnie "rażące niedotrzymanie warunków umowy" ;)

Zastanawiałem się też, czemu praktycznie z dnia na dzień wyprowadziła się rodzina z parteru, ale po tej akcji wszystko się wyjaśniło.

Nigdy, ale to nigdy nie mieszkajcie z właścicielem w jednym budynku! Nie wiadomo co mu strzeli do głowy.

Ku przestrodze, radzę unikać wynajmowania czegokolwiek (wiem, że wynajmuje kilka mieszkań i robi podobne problemy) u pana posługującego się adresem mailowym ROMMI21@O2.PL (niestety nie mogę teraz znaleźć umowy, żeby podać dokładniejsze dane). Mieszkanie wynajmowane było w Olsztynie, przy ul. Owocowej 30 (Dajtki). Zauważyłem też, że po mojej wyprowadzce obniżył czynsz do 800zł (za mieszkanie prawie 60m, co już powinno wydać się dziwne). Mieszkanie jest ładne (i ciągle żałuję, że tak wyszło), ale nie warto (moja siostra po jego kilku nalotach bała się już jak tylko ktoś wchodził po schodach albo pukał do drzwi).

Btw. gdyby kogoś zaciekawiło to, że właściciel nie ma prawa wchodzić bez pozwolenia najemcy do mieszkania, mówi o tym Postanowienie Sądu Najwyższego z 21.7.2011 r., I KZP 5/11 (pkt. 4).

kawalerka olsztyn

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 328 (436)

#41374

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Różnie można dorabiać. Ja jako jeden ze sposobów wymyśliłem sobie wykonywanie różnych rzeczy użytkowych z zawleczek od puszek. Wiem, że taki handmade nie jest raczej kojarzony z produkowaniem przez faceta, ale lubię taką dłubaninę, a wszelkie złośliwe komentarze ucinają się gdy wychodzi jaką kasę można z takich łańcuchów, pokrowców, kolczug, czy torebek wyciągnąć (z tych ostatnich szczególnie). Póki co jedynie grono moich znajomych wiedziało o tym zajęciu, nie reklamowałem się za bardzo, nie robiłem i nie publikowałem zdjęć wyrobów, jednak informacja wyciekła jakoś dalej, aż wczoraj doszła do piekielnej.

Piekielna napisała do mnie przedstawiając się mniej-więcej jako "siostra kuzynki mojej znajomej z ekipy Zdzicha Kociubińskiego". Zapytała o torebkę, bo chce na prezent dla kogoś tam. Powiedziałem, żeby wpadła pod mój akademik to się jakoś dogadamy.

Tak, przyszła.
J-Cześć. To co to ma być?
P-Cześć. No torebka z zawleczek.
J-Tyle to wiem, ale jaka? Kopertówka w rękę, na pasku, kostka, worek? Różne są.
P-Hehe, widzę przeszkoliła cię. Coś jak kopertówka z paskiem.
J-Ok. Powiedz mi tylko jaki kolor, na obecną chwilę mam złoty, srebrny i zielony tylko. Trzeba będzie tez rodzaj splotu wybrać.
P-Srebrna, ale eee... Jak splotu?
J-Ze srebrnych można spinać zawleczki na kilka sposobów; bezpośrednio ze sobą lub muliną, każdy daje inny efekt. Zobacz tutaj (pokazałem jej 4 różne sploty na przygotowanych wcześniej małych "próbkach").
P-Ten będzie fajny (pokazała najszybszy do wykonania).
J-No to dogadane. Za 3-4 dni powinna być gotowa, bo zawleczek mi powinno starczyć. Tylko wiesz ostatnia sprawa, ja nie pracuję charytatywnie...
P-No co ty? Za zwykłe przekazanie kasy chyba nie chcesz?
J-Jakie znowu przekazanie?
P-No tej dziewczynie, która to zrobi.
J-Jakiej dziewczynie? Ja sam robię te rzeczy.
P-CO?! Ty sobie ze mnie jaja robisz?
J-Nie, skąd! Poważnie mówię.
P-A to spadaj! Faceci nie mają za grosz gustu i poczucia estetyki w tych sprawach! Jeszcze zje**esz i zostanę bez prezentu! Albo jakieś szkaradztwo mi zrobisz! Myślałam, że to poważna robota. Nara!

I poszła.
No cóż jedyny plus taki, że na papierosa nie musiałem już specjalnie schodzić.

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1012 (1076)

#42010

przez (PW) ·
| Do ulubionych
I po co ja się odzywałem?
Zachciało mi się pisać na piekielnych, to teraz mam. Tylko po co ja się odzywałem?

Do rzeczy. W poprzedniej historii pochwaliłem się swoją produkcją. Na własne życzenie otworzyłem wrota piekieł.
Moją skrzynkę zasypały wiadomości dotyczące moich wyrobów. Owszem moja próżność została miło podłechtana wieloma pochwałami i olbrzymim zainteresowaniem, jednak gdyby było tak cudownie to bym teraz nie pisał. Nie chciałem odpisywać po kilkadziesiąt razy tego samego we wszystkich wiadomościach, więc stworzyłem taki "szablon FAQ" i w ten sposób odpisywałem:

"Witam.
Proszę o wybaczenie, ale z powodu nawału wiadomości po publikacji tamtej historii odpowiadam przy pomocy kopiuj/wklej na najczęściej zadawane pytania.
1. Czy mam jakieś zdjęcia moich "dzieł"?
Jak wspomniałem w historii - NIE. Jednak z powodu dużego
zainteresowania postaram się jak najszybciej to naprawić i zrobić zdjęcia przynajmniej próbek splotów.
2. Czy można coś u mnie zamówić?
Jak najbardziej tak, lecz trzeba się na chwilę obecną liczyć z tym, że cierpię na poważny brak materiału (zawleczek), więc nie jestem w stanie podać nawet w przybliżonym terminie terminy
ewentualnej realizacji.
3. Jak z odbiorem?
Oczywiście listownie lub osobiście w Opolu.
4. Jaka cena? Po ile? Jaki koszt? Etc.
Nie da się określić tego ogólnie. Wszystko zależy od:
a) Splotu
b) Koloru
c) Czy ma być z podszewką czy bez
d) Typu torebki
e) Czy z paskiem czy bez
Jednakże, że najczęściej pytany jestem o srebrne nieduże
kopertówki (właśnie wymiaru koperty) to tu w zależności od powyższych czynników ceny wahają się od 80 do nawet 250 zł.
Oczywiście jeśli ktoś będzie chciał w ramach obniżenia kosztów dostarczyć mi zawleczki, to naturalnie przyjmuję każdą ilość, a cena zostanie proporcjonalnie obniżona (20 zawleczek naturalnie nie da takiej zniżki jak 200). W razie dalszych pytań proszę śmiało pisać.
Pozdrawiam Ubycher12",
ale poziom niezrozumienia niektórych osób osiągnął granicę absurdu.

Najlepsze kwiatki:

1)-Czyli za każdą zawleczkę 1 zł mniej?
-Nie. Tak byłoby dla mnie całkowicie nieopłacalne.
-No ale jak to? Przecież tak za 80 zawleczek miałabym już tylko za koszt przesyłki! Ale jesteś... :/

2)-Masz już te zdjęcia?
-Nie, przykro mi, ale nie mam materiałów do wykonania wszystkich splotów, a dostęp aparatu z odpowiednią rozdzielczością będę miał dopiero po długim weekendzie.
(15 min później)
-Masz już?
(1 h później)
-Co z tymi foto?
(następny dzień)
-Jesteś niepoważny! Jak ty traktujesz klientów! Nie chcę już nic od ciebie!
(2 h później)
-No to masz?
Nosz kur#$ $%$@#%#$^$$!!!!

3)-A ta kopertówka najdroższa to jaka jest?
-Bardzo drobny splot, wiązany muliną, z podszewką i paskiem. Jeśli potrzeba mam jeszcze drobniejszy splot, też wiązany, z podszewką z usztywnieniem, dłuższym paskiem i kilkoma bajerami, ale taką mogę zrobić tylko na bardzo specjalne zamówienie, bo pochłania ogromne ilości materiału, który w razie anulowania idzie na straty. Oczywiście jest DUŻO droższa.
-Aha. To za 100 zł mi taką zrobisz?
-Hmmm... Mógłbym 150 wziąć za całą robociznę, jeśli materiały zapewnisz. Uprzedzam jednak zawleczek na całość jest blisko 500 i muszą być konkretnego rodzaju + jakieś 25m muliny.
-A za 10 i dwa motki muliny nie da się do 100 zbić?

4)Dziewczę młode, od razu zastrzegło, że kasy nie ma, ale dodatkową ilością zawleczek może zapłacić za robociznę. Myślę: Ok, sprawa postawiona jasno, zobaczmy co zaproponuje?
Odpowiedź mnie rozwaliła: 10 zawleczek za każdą torebkę...
-Eee... To raczej śmieszna propozycja wiesz?
-No, ale jak to?! Przecież to zawleczki od drogich Energy Drinków z Anglii są! Rarytasy jak dla Ciebie!

Już nie wspomnę ile razy po tej mojej wiadomości dostawałem opierdziel, że cuduję skoro tyle kasy chcę za (tu z cudów i piękności moje wyroby stały się:) jakiś szajs, za g*wna z śmietnika wyciągniętego.

A teraz moja ulubienica na deser:

5)-A robisz też specjalne zamówienia?
-Czyli?
-No takie pod gust klientki?
-W sumie mogę. A jaka to miałaby być?
-Taka wiesz, kopertówka jakby, ale nie do końca, taka trochę workowata, ale kopertówka. Z białą podszewką, tylko nie taką dosłowną. Srebrną z kolorowymi wykończeniami, wiązaną muliną czarno-czerwoną, tylko, żeby tego czerwonego nie było widać. I z paskiem, tylko takim szerokim, ale nie rzucającym się w oczy. I żeby nie było widać, że to handmade, tylko jakby fabrycznie taka była, jakąś metkę od ciucha doszyj cze coś.
Klik, klik, klik, klik, klik... Trybiki coś mi nie chcą zaskoczyć, a mózg woła litości.
-Wybacz teraz mi te słowa, ale inaczej nie wiem jak to ująć. Z całym szacunkiem: za cholerę nie wiem jak to miałoby wyglądać O.o
-Ajjjj... Wiedziałam, że z facetem się nie dogadam.

I po co ja się odzywałem?

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1113 (1185)

#24122

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O policjantach i bandytach.
Miejsce akcji: osiedlowa uliczka schowana głęboko pośród bloków.
Czas akcji: około 3 w nocy.

Pawello wraca sobie z dziewczyną z imprezy. Popełniają przestępstwo w postaci przejścia przez ulicę w miejscu niedozwolonym. Fakt, mogło to się skończyć tragicznie przy natężeniu ruchu ulicznym ok. 1samochód/godzinę. Czujni policjanci skryci wcześniej w mroku włączają koguta, długie (!) światła i kaskadersko podjeżdżają, aby złapać przestępców na gorącym uczynku. Rozpoczyna się wymiana zdań co do szkodliwości społecznej czynu oraz jego kwalifikacji (ja pasów w promieniu 100 metrów nie widziałem, policjanci owszem, niestety nikt nie miał miarki i ciężko było stwierdzić, kto ma rację).

Wtem z radia wydobył się głos obwieszczający, iż ktoś ma podjechać bardziej niż szybko do klubu, gdzie widocznie rozpoczęła się bardziej widowiskowa "wymiana zdań". Zgłoszenie było chyba skierowane do "naszych" policjantów, bo jeden odpowiedział dyspozytorni "Nie teraz, mamy interwencję".

Mam nadzieję, że jeśli kiedyś będę zmuszony wzywać pomoc do ratowania zdrowia lub życia, panowie policjanci nie będą zajęci równie wielkimi interwencjami... Ostatecznie puścili nas nawet bez pouczenia. A jak to śpiewał pewien zespół "łapać prawdziwych przestępców trochę strach, a nuż nie daj Boże któryś zna swój fach..."

Osiedle

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 617 (651)

#16264

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słowo wstępu i przybliżenie autora. Daaaawniej zawsze ludzie dokładali mi kilka lat twierdząc że dojrzale wyglądam. Po przekroczeniu 20-tki proceder ten się zatrzymał i włączyła się wręcz regresja, o dowód byłem pytany częściej niż przed ukończeniem 18 roku życia. Jako że mój ojczym wciągnął mnie mimowolnie w piękny świat TIRów także i ja postanowiłem mieć takie uprawnienia. W rok wyrobiłem wszystkie kategorie. Kolejny rok na papiery potrzebne do pracy (kochana unijna biurokracja). I stuknęło mi 22 latka. Papierek piękny kat B,C,C+E (A nie robię bo się zabiję - zbyt lubię prędkość, D (autobusy) - także pomijam gdyż wolałbym jeździć z trzodą chlewną niż z ludźmi - bez urazy). Ostatni gwóźdź do mojej trumny: prywatnie poruszam się VW Golf III popularnie zwany dresowozem a jak na złość jeszcze autko jest po lekkim tuningu optycznym (przyciemnione szyby, obniżony, alufelgi, końcówka wydechu podwójna - ale zaznaczam wszystko wygląda kulturalnie i bez przesady) - WAŻNE!!. Kończę nudziarstwo sytuacje właściwe.

Czas 1.11.2010 - Święto zmarłych
Robiłem wtedy jako taryfa dla mojej mamy, którą w godzinach wieczornych obwoziłem po cmentarzach. Jedziemy już na ostatni przez centrum miasta DG kiedy w lusterku zauważyłem majestatycznie toczący się za mną w równym odstępie z tą samą prędkością (teren zabudowany, święto) 50 km/h +/-2 km. Moja mama oczywiście już pełne przerażenie "bo jadą za nami". Chwilę mamę uspakajałem, kiedy rozbłysły koguty i pałka świetlna wychyliła się przez okna owego bolidu - Fiata Ducato. Jako grzeczny kierowca zjechałem na zatoczkę włączyłem awaryjne otworzyłem szybę, ręce na kierownicy i czekam (pasy zapięte).

Po chwili przyszedł pan policjant który na oko albo był w moim wieku albo młodszy, w każdym razie tak wyglądał. Dialog właściwy [P]olicjant, [J]a, [M]ama:
[P]- Dobry wieczór panie uuuu młody (uśmieszek zawitał na jego twarzy) kierowco, czy znany jest panu powód kontroli? (jednocześnie wpakował mi głowę przez otwartą szybę i sprawdzał pasy).
[J]- No niestety nie panie władzo.
[P]- No to proszę mi powiedzieć ile to się jeździ po mieście?
[J]- Oczywiście pięćdziesiątką.
[P]- No, a ile pan kierowca jechał?
[J]- 50 może 52 w zależności od kaprysu mojego licznika, który pokazuje z tą właśnie różnicą w zależności od kół jakie mam założone.

(pierwszy minimalny karpik pana władzy)

[P]- No nie wydaje mię się (tak to wypowiedział)
[J]- A więc ile wg pana jechałem?
[P]- Jechaliśmy za panem 80 i nie mogliśmy pana dogonić
(alert, alert szukają łosia do wykonania planu).
[J]- Aha, a więc moja prędkość oszacował pan na podstawie wskazań własnego prędkościomierza?
[P]- Dokładnie tak, i za to będzie mandacik 300 zł i 4 pkt karne, chyba pierwszy dla pana nieprawdaż?
[J]- A więc nie będzie mandaciku, bo nie jest pan w stanie udowodnić nawet przed sądem grodzkim, że jechałem z taką prędkością, chyba że ma pan już gotowe nagranie na komórce wtedy przeprawa będzie dłuższa. Ja jednak mandatu jakiegokolwiek nie przyjmę gdyż nie ma pan podstaw prawnych nawet do jego wystawienia, z tego co się orientuję to Fiaty Ducato nie mają rejestratora prędkości zwłaszcza że jest pan z prewencji, a nie z drogówki. Tak więc jak? Puszcza mnie pan czy marnujemy papier, a i tak zobaczymy się w sądzie?

(drugi karpik pana władzy ciut większy, jednak po chwili zmienił się w cyniczny uśmieszek)

I tu pan policjant zaczyna się drzeć:
[P]- EEEEEEEEEEEEEEEEEEEEe Romek (dokładnego imienia nie pamiętam) pyskaty gówniarz nam się trafił. [do mnie] Takiś hardy? (nagle nie pan) Nas jest dwóch i gówno nam udowodnisz, a jeszcze zapłacisz koszty sądowe.
(a ja w między czasie położyłem sobie komórkę na kolanach chyba zobaczył ją, bo zbladł, lekko a ja się tylko uśmiecham).
[M]- Weź ten mandat, nie rób problemów, po co się po sądach włóczyć?
(po tym jak spojrzałem na mamę nie odezwała się już słowem, a pan policjant zaczął obchodzić auto żeby się do czegoś przyczepić, no ale wrócił zrezygnowany bo wszystkie światła ok, itd).
[P]- Dobra, poproszę dokumenty (PO 15 MINUTACH UTARCZEK SŁOWNYCH - dialogi skrócone)
Podałem dokumenty bo taki mam obowiązek i teraz kulminacja:
[P]- Dowód ok, dowód osobisty ok, OC ok, to ja idę wypisać mandaciii.... (jednocześnie odwracając moje prawko na tą stronę z kategoriami)
Ja wystosowałem najszerszego banana na twarzy jakiego tylko mogłem, ograniczały mnie tylko uszy. Nagle chłop blady jak ściana, kopara w okolicach kostek, oczy jak talerze obiadowe i się drze:
[P]- ROOOOOMEEEEK ten gówniarz to drajwer...
[R]- Nosz k..wa jego j..ana mać. Puść go.
[P]- A więc panie kierowco dzisiaj tylko pouczenie ale proszę jeździć wolniej.
[J]- Dużo wolniej nie mogę panie władzo, gdyż poniżej 30 km/h jest to już tamowanie ruchu karane 200 zł i 2 punktami (tak istnieje taki przepis).
Kolejny karp w wykonaniu pana policjanta. Oddał mi dokumenty nawet się nie odmeldował tylko ruszył w stronę samochodu wspominając całą moja żeńską linię rodu. Nie chciało mi się już z tym nic robić gdyż sądzę że młody pan posterunkowy jeszcze w życiu nie został tak poniżony i to 3 razy podczas jednego "łapania na głupa, a nuż się uda".

Firma wszechobecna

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 837 (935)

#17057

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewnego razu, ok. roku temu, mój tata zakupił w jednym z hipermarketów odkurzacz, a jako, że nie chciało mu się dwa razy tam jechać sprawdził sprzęt na specjalnym stanowisku, podbił gwarancję (ważne) i ucieszony z ceny i zakupu przyniósł go do domku.
Ucieszony był jeden dzień. Nie, nie zepsuł się :) Mój rodzic zobaczył po prostu, że zaczęła się nowa promocja, a w niej właśnie TEN model odkurzacza tańszy o około 100 zł.
100 zł piechotą nie chodzi, więc tatuś wymyślił szatański plan - odda ten odkurzacz co ma (można było bez podania przyczyn w ciągu 7 dni), potem kupi w promocji ten sam model i zaoszczędzi pieniążki :) Niestety szatańskość planu objawiła się również w tym, że postanowił wysłać mnie...

Zawitałem do działu reklamacji w hipermarkecie i odczekawszy swoje w długiej kolejce zwracam się do Pani z reklamacji.
(PzR)- Pani z Reklamacji
(j)- ja

(j) - Dzień dobry, chciałem zwrócić ten odkurzacz.
(PzR) - Dowód zakupu proszę!
(podaję paragon, Pani studiuje datę itp. niestety wszystko w porządku)
(PzR) - Używany był? Oryginalne opakowanie jest? (szyk przestawny już rzadko spotykany, ale dla mnie wciąż zabawny)
(j)- Nieużywany, oryginalne opakowanie, nawet nie rozpakowany.
(PzR) (przegląda dokumenty) - Ale gwarancja jest podbita! Może Pan reklamować u producenta!
(j) - Jak znam polskie prawo, to mogę tam gdzie zakupiłem. Ale nie o to tu chodzi. Ja nie reklamuję, ja zwracam - zgodnie z Państwa polityką sprzedaży (tu wskazuję na wieeelki banner z napisem mniej więcej: "Zwróć towar bez podania przyczyny do 7 dni od zakupu"
(PzR) - PROSZĘ PANA! Ja się prawem nie zajmuję! Ja tu mam wyraźnie określone warunki zwrotu i jak jest podbita gwarancja, to zwrotu nie ma!!!
(j) - Taaak? A może mi Pani pokazać te wyraźne warunki, które o tym mówią? Jakoś ich tu nie widzę!
(PzR) - Pan jest bezczelny!
(j) - Proszę z kierownikiem placówki.
(PzR) - Kierownika działu nie ma!
(j) - Nie prosiłem z kierownikiem działu. Prosiłem z KIEROWNIKIEM PLACÓWKI, czyli sklepu.
(PzR) (trochę konsternacji, ale dzwoni)

Jakieś 10 min. później zjawia się gość w marynarce i pod krawatem. Widzi mnie (dżinsy i koszulka) i z góry:

(D) - Dyrektor
(D) - Pan sobie życzył rozmawiać ze mną? (właściwie powiedział ZE MNĄ?)
(j)- Taaak, pańska pracownica nie chce przyjąć zwrotu.
(D) - I? (impertynencko)
(tu się wkurzyłem, a że pracowałem jako dyrektor ponad 10 lat, denerwuje mnie podejście pt. "Ej ty robaczku, spadaj bo cię rozdepczę" - sam taki nie byłem, ale spotykałem się z setkami takich)
(j) - I? I jak za 5 minut nie będę miał zwrotu za ten pie..ny odkurzacz to ci koleś taki opis wystawię w centrali, że premii to nie zobaczysz do Bożego Narodzenia!
(tu dosłownie przytoczyłem mu parę praw konsumenckich, a potem:)
(j) - Poza tym, wasza sieć przyjmuje zwroty do 7 dni bez uzasadnienia!
(D)(po chwili) - Tak! Ale towar nie może mieć podbitej gwarancji!
(j) - To może mi Pan pokaże gdzie to jest napisane?

I tutaj najzabawniejsza część sytuacji.

Dyrektor rozgląda się, czyta różne i liczne napisy typu: "Uwaga! Towar zwracany musi być oryginalnie zapakowany!" albo "Podstawą do przyjęcia zwrotu jest dokument zakupu" itp.

No ale nigdzie nie ma tablicy z napisem "Towar z podbitą gwarancją nie będzie przyjmowany".

Po mniej więcej 3 minutach rozglądania się, konsultacji z PzR, która potwierdza, że informacji takiej nie ma. (D) zgadza się na zwrot pieniędzy.

I tu przepraszam wszystkich czytających/kupujących - nie wiem jak w innych miastach, ale po mojej wizycie napis pt. "Zwroty są uznawane tylko na sprzęt bez uzupełnionej karty gwarancyjnej" - pojawił się niewiele później.

Co nie oznacza, że o swoje nie możecie się kłócić (na co, mimo że jestem głównie sprzedającym - namawiam)

A jakbyście mieli kłopoty z reklamacją to chętnie pomogę, bo zęby i górne dziąsła na tym zjadłem :)

ps. Wiem, piekielnym byłem tu ja, i mój ojciec, i sprzedawczyni, i dyrektor, ale tak to w życiu bywa - nie istnieje czarne i białe, są tylko odcienie szarości :)

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 677 (781)

1