Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Smena

Zamieszcza historie od: 14 kwietnia 2012 - 18:09
Ostatnio: 2 marca 2018 - 6:38
  • Historii na głównej: 5 z 11
  • Punktów za historie: 2380
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 36
 

#74235

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak mi się jakość po latach przypomniało...

Jakieś piętnaście lat temu pracowałam w hurtowni obuwniczej, która posiadała również sieć własnych sklepów.

Pewnego dnia do gabinetu Prezesa [P] został wezwany jeden z magazynierów - Rysio [R]. Słyszymy z innymi pracownikami, że w gabinecie jest dość głośno. Resztę znamy z opowieści [R].

[P] wezwał [R], ponieważ klient skarżył się, że towar wysłany w zeszłym tygodniu był wybrakowany, źle zapakowany i w ogóle nie taki, jaki zamawiał. Szef wrzeszczał na magazyniera z dobre 15 minut, że taki, siaki i owaki. Że nie potrafi zrobić najprostszej rzeczy, że wszystko trzeba po nim poprawiać, że klienci niezadowoleni itp.

Rysio spokojnie wysłuchał, a następnie zapytał:
[R] - To się działo w zeszłym tygodniu?
[P] - Tak! Właśnie w zeszłym tygodniu! (dalej wrzeszcząc)
[R] - To w takim razie nie moja wina. Ja jestem dzisiaj pierwszy dzień w pracy po dwutygodniowym urlopie.
Szef nagle stracił cały zapał do opier... i stwierdził:
[P] - A to w sumie opierdziel Ci nie zaszkodzi. Dostałeś go tak PROFILAKTYCZNIE, na przyszłość.

[R] oczywiście przeprosin za niesłuszne oskarżenie nie dostał. Tym bardziej, że pracownikiem był naprawdę dobrym i nigdy na niego skarg nie było.

A co do towaru, to okazało się, że wszystko było w porządku. To klient chciał "łaskawie" zrezygnować z roszczeń względem firmy, w zamian za obniżenie wartości faktury.

praca szefostwo

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 273 (289)

#74136

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Takatamtali (http://piekielni.pl/74078) przypomniała mi jedną historię z mojego życia zawodowego.

Jeszcze niedawno pracowałam w biurze rachunkowym jako kadrowa. Do moich obowiązków należało m. in. wystawianie świadectw pracy dla pracowników naszych klientów.

Pewnego dnia przyszedł klient [R] i prosi, żeby poprawić jedno ze świadectw, bo Pani w Urzędzie Pracy nie chce pracownikowi przyjąć tego dokumentu. Czytam, oglądam z każdej strony. Świadectwo wystawione prawidłowo. Pytam więc:

Ja: No ale o co chodzi, Panie R.? Przecież świadectwo jest wystawione prawidłowo.
R: Bo w świadectwie napisane jest, że wymiar czasu pracy to pełny etat.
Ja: No tak ma być. Pracownik pracował na pełny etat.
R: Pani Smenko, ja wiem, że to jest dobrze, ale Pani w UP twierdzi, że to nie jest to samo i powinno być wpisane 1/1.
Ja: Ale to jest to samo!
R: No ale co Pani poradzi. Z koniem się będzie Pani kopała?

Przyznałam mu rację i poprawiłam. Nie będę się przecież koniowi (kobyle) pod kopyto podstawiała :)

Urząd Pracy procedury

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 397 (401)

#71976

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja Ciocia prowadzi magiel. Jest tam również punkt odbioru odzieży z pralni chemicznej. Historia z soboty, tydzień temu.

Byłam akurat oddać do maglowania własne pranie i chwilę u Cioci zabawiłam na krótkich pogaduchach. Wchodzi [K]lientka. Chce oddać kurtkę do czyszczenia.

[K] - A kiedy byłoby do odbioru?
[C] - Za 10 dni.(*)
[K] - Tak długo??? W Sąsiednim Większym Mieście [SWM]jest z pewnością szybciej. (Nie jest. Większość pralni i ich punktów przyjmuje i oddaje pranie raz w tygodniu. - przyp. autora.) A ile będzie to kosztowało?
[C] - XX,xx zł
[K] - Co? Tak drogo? W SWM jest o wiele taniej! (Niekoniecznie. Ciocia ma klientów, którym się bardziej opłaca do niej przyjeżdżać z praniem nawet z SWM, niż oddawać tam pranie do pralni lub magla.)
[C] - Czy chce Pani zostawić kurtkę do czyszczenia? (Widzę, że Cioci już gula ze złości rośnie.)
[K] - No tak. Zostawiam.
[C] - W takim razie poproszę XX,xx zł.
[K] - Co?? Ale ja nie mam teraz pieniędzy przy sobie. Co to za zwyczaje?? Za usługę nigdzie nie płaci się przed jej wykonaniem!!
[C] - Proszę Pani, w naszym punkcie płaci się przed wykonaniem usługi, gdyż takie jest polecenie właściciela pralni. Zdarzają się klienci, którzy przynoszą ubrania do czyszczenia, potem ich nie odbierają, a ja muszę za to później zapłacić.(**)
[K] - W takim razie ja nie zostawię tutaj mojej kurtki. Pojadę do SWM. Tam z pewnością wyczyszczą mi ją szybciej i taniej.

Zawinęła się i wyszła.

Co w tym piekielnego?

Zanim jeszcze Pani wyjęła kurtkę z reklamówki, Ciocia już wiedziała co się święci. Klientka była u niej z tą kurtką już cztery razy w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Za każdym razem historia ta sama: Co tak drogo? Co tak długo? Dlaczego teraz mam płacić?

Nie wiem na co liczyła? Że w ciągu kilkunastu dni zmienią się zasady, które funkcjonują tam od wielu lat? A może szukała sposobu na pozbycie się niechcianego ciucha?

(*) Historia miała miejsce w sobotę. Właściciel pralni przyjeżdża po pranie w środy. Więc po czyszczeniu przyjechałby dopiero w następną środę. Dlatego 10 dni.
(**) Zdarzyło się już, zaraz na początku, że klienci obiecywali zapłacić przy odbiorze, a potem się nie zjawiali po odbiór prania i Ciocia musiała właścicielowi pralni płacić za wykonanie usługi czyszczenia. Nawet teraz wiszą u niej kurtka i żakiet od jakiegoś roku, jeszcze nie odebrane przez właścicieli. Na szczęście te usługi zostały zapłacone przy przyjęciu.

magiel

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (187)

#68740

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znajoma straciła dziecko w piątym miesiącu ciąży. Bardzo to przeżyła. Po załatwieniu formalności związanych z pogrzebem (płód miał siedemnaście tygodni i po jego urodzeniu wydano akt urodzenia ze wzmianką, że dziecko urodziło się martwe; dzięki temu matka mogła starać się o zasiłek pogrzebowy i urlop macierzyński w wysokości ośmiu tygodni).

Znajoma zgłosiła się do firmy ubezpieczeniowej, aby dokonać formalności związanych z wypłatą odszkodowania za śmierć dziecka. W czasie tej wizyty znajoma się rozkleiła, co przedstawicielka ubezpieczalni skomentowała:
- Czym się Pani tak przejmuje? Przynajmniej dostanie Pani pieniądze.

Opada wszystko...

empatia

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 482 (576)
zarchiwizowany

#67706

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sami oceńcie, czy byłam piekielna.

Tydzień temu miałam usuwane znamię. Dzisiaj nadszedł termin zdjęcia szwów (całych czterech). Zadzwoniłam więc do przychodni, w której przyjmował mój chirurg, aby się zarejestrować. Wszystko pięknie, kazano mi przyjechać między 16-tą a 17-tą, gdyż w takich godzinach doktorek przyjmuje.
Przyjeżdżam, wchodzę do poczekalni, a tam ciemno od ludzi. Wchodziło się w kolejności przyjścia, a przede mną jakieś 15-20 osób (niektórzy z osobami towarzyszącymi, więc trudno określić dokładną liczbę). Odczekałam dwóch czy trzech pacjentów. W końcu poszłam do rejestracji zapytać, czy jako zasłużony honorowy dawca krwi [ZHDK] mogłabym wejść bez kolejki. Recepcjonistka powiedziała, że takie sprawy to się zgłasza przy rejestracji (nie odwiedzam zbyt często lekarzy, więc zawsze o tym zapominam), ale jeśli zapytam lekarza, to może mnie przyjmie.
Jak mi doradzono, tak zrobiłam. Weszłam do gabinetu z następnym pacjentem (za jego zgodą) i zapytałam chirurga, czy mogę być przyjęta poza kolejnością, skoro jestem "zasłużona dla krwiodawstwa". Lekarz nie miał nic przeciwko, więc wyszłam i poczekałam przed gabinetem, aż wyjdzie pacjent, który był w środku. On wyszedł, ja weszłam. Nie byłam tam nawet pięciu minut.
Za to po wyjściu z gabinetu w poczekalni słyszałam tylko szepty (niezbyt pochlebne), a jeden z panów prawie wykrzyczał,że tak się nie robi. Pokazałam mu legitymację ZHDK i powiedziałam, że mam uprawnienia do wejścia poza kolejką. Ten stwierdził, że jego to nic nie obchodzi. No cóż. Trudno.

Zanim ktoś uzna, że jestem świnia i wciskam się na chama, chciałabym wytłumaczyć, że nie korzystam zbyt często z tego typu przywilejów. Rzadko chodzę po lekarzach, a i wtedy raczej grzecznie czekam w kolejce. Dzisiaj po prostu nie uśmiechało mi się spędzać całego piątkowego popołudnia w kolejce, kiedy moja wizyta miała trwać niespełna pięć minut.
A krew oddawałabym nawet, gdyby nie było to związane z przywilejem wchodzenia bez kolejki czy z odpisem od dochodu w rozliczeniu rocznym. Oddaję, bo lubię. Ale jeśli mam okazję ten fakt jakoś wykorzystać, to dlaczego nie.

Czy aż tak byłam wredna, bo chciałam skorzystać z czegoś, co mi się należy?

służba zdrowia pacjenci

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (36)

#62951

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W biurze dzwoni telefon. Odbiera koleżanka. Przez dobrą chwilę próbuje coś wtrącić w rozmowę, ale facet na drugim końcu kabla nawija jak najęty. W końcu koleżance udaję się zadać pytanie:
-Przepraszam, ale z kim mam właściwie przyjemność?
Na co facet:
- Ja to mam ze swoją żoną, a Pani to nie wiem z kim.
Koleżankę zatkało.

praca

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 294 (522)
zarchiwizowany

#53597

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótkie wprowadzenie...

Jestem Honorowym Dawcą Krwi. Przeważnie oddaję krew w tzw. krwiobusach, czyli ambulansach do poboru krwi. Dzisiaj natomiast pojechałam do oddziału terenowego. Ważne dla historii jest to, że oddając krew w oddziałach terenowych [OT], otrzymuje się nie tylko posiłek regeneracyjny, ale również zwrot kosztów przejazdu. W moim przypadku było to 14,00 zł.

Siedzę więc sobie dzisiaj na fotelu i pompuję krew do worka. W tym czasie jedna z pielęgniarek opowiedziała mi historię, jaka miała u nich miejsce w tym tygodniu.

Był u nich pan, honorowy dawca, który za swoją fatygę oczywiście również otrzymał zwrot kosztów przejazdu. Musiał się widocznie o tej wizycie pochwalić swoim znajomym, gdyż na drugi dzień zjawiło się w OT trzech panów, którzy powołali się na znajomość z wyżej wymienionym dawcą. Panowie ewidentnie byli pod wpływem alkoholu i nie chodziło im o szczytny cel, jakim jest ratowanie ludzkiego życia, poprzez honorowe oddawanie krwi. Usłyszeli, że zgłaszając się do krwiodawstwa, można zarobić parę złotych. A że brakło na "Mamrota"...

Oczywiście panowie zostali wyproszeni i z darmowego zarobku nici.

Wisienką na torcie dzisiejszej wizyty w OT była młoda dziewczyna, może dwudziestokilkuletnia, która oddawała krew na fotelu obok.

Dziewczę oddało już swoją dawkę krwi. Pielęgniarka wyciąga z jej żyły igłę, odłącza rurki, przykłada gazik do zgięcia w łokciu. Dawczyni przez chwilę odpoczywa. Nagle zerwała się z fotela i jak nie wrzaśnie:

- O RANY! ZAPOMNIAŁAM SOBIE ZROBIĆ ZDJĘCIE NA FACEBOOKA!!!

Witki mi opadły ...

Ludzie! Honorowe oddawanie krwi, jak sama nazwa wskazuje, powinno być HONOROWE. Nie w zamian za czekolady, kawę czy pieniądze. Nie oddaje się również krwi po to, aby się później pochwalić na portalu społecznościowym, jakim to się jest odważniakiem i że się nie uciekło przed igłą.

Może jestem staroświecka, ale ja oddaję krew z potrzeby serca, bo lepiej się wtedy czuję psychicznie, niż wtedy, gdy jej z różnych powodów nie mogę oddać. Na szczęście większość dawców oddaje krew w słusznej sprawie, a nie dla różnego rodzaju prezentów.

honorowe krwiodawstwo

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (255)
zarchiwizowany

#53443

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O próżności męskiej ...

Jakieś 18 lat temu pojechałam do Łeby na kolonie z zakładu pracy moich rodziców. Jak na kolonistkę, byłam już dosyć "wiekowa". Miałam chyba z piętnaście lat. Jednym z naszych wychowawców był Pan G. Młody chłopak, z pięć lat starszy ode mnie. W sumie znałam go jeszcze ze szkoły jako ucznia i z podwórka. Ale do rzeczy...

Pan G. postanowił, że w czasie tych trzytygodniowych kolonii opali się na piękny, mahoniowy brąz. Miał zamiar skorzystać z rady, której udzieliła mu jedna z jego znajomych, jeszcze przed wyjazdem. Rada dotyczyła specyfiku, jakim miał się przed opalaniem posmarować Pan G., aby osiągnąć upragniony kolor opalenizny. Specyfikiem tym było ... masło. Nie jakieś specjalne do opalania czy do pielęgnacji ciała. Chodziło o zwykłe, spożywcze masło do smarowania pieczywa.

Pan G. już pierwszego dnia kolonii wysmarował się od stóp do głów owym specyfikiem i zaczął się opalać. I tak kilka dni z rzędu. Po kilku dniach zauważył, że ludzie zaczęli na niego dziwnie patrzeć i omijać z daleka. Nawet nasi koloniści i pozostali wychowawcy. Niestety nie wiedział, jaki jest powód takiej reakcji. W końcu zlitowała się nad nim jedna z wychowawczyń, wzięła go na rozmowę na osobności i uświadomiła go, że po prostu... śmierdzi zjełczałym masłem. Biedak szorował się do końca kolonii pod prysznicem po kilka razy dziennie, żeby zmyć z siebie ten niesamowity smród, ale niestety niewiele to dało. Czuć go było praktycznie do samego wyjazdu z kolonii.

No ale wracając do opalenizny... Masełko podziałało i opalenizna była faktycznie w pięknym, mahoniowym kolorze. :)

wakacje

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (242)
zarchiwizowany

#40492

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po 25 latach wspominam to wydarzenie z uśmiechem, a w rodzinie krąży jako anegdota. Jednakże wtedy wywołało we mnie małą traumę i lekką awersję do "białego fartucha". I to nie z winy lekarki, a ... mojego Taty.

Będąc w pierwszej lub drugiej klasie podstawówki, wychowawczyni w szkole poinformowała moich rodziców,że łatwo męczę się na WF-ie, moja kondycja fizyczna jest słabsza od kondycji rówieśników i w ogóle taka jakaś blada jestem. No więc rodzice, w trosce o swoją pierworodną, wybrali się ze mną do lekarza. Dostaliśmy skierowanie na badanie EKG, żeby sprawdzić, czy moje serducho nie ma jakiś wad wrodzonych lub innych choróbsk.

Ze względu na to,że rodzice moi pracowali na zmiany i w dniu badania Mama musiała pójść do pracy, na badanie wybrał się ze mną Tata.

Już od progu minę miałam nietęgą. Duża Pani w białym fartuchu nie wzbudziła we mnie zaufania. Gdy kazała mi się położyć na kozetce, zaczęłam pochlipywać. A gdy zaczęła mnie podłączać do aparatury EKG, mój ryk było słychać w drugim końcu miasta. Lekarka próbowała mnie uspokoić, ale na nic się to nie zdało. Wtedy do akcji wkroczył mój Kochany Tatuś i powiedział:

- Nie płacz, Smenka. Pani Cię podłączy takimi kabelkami do aparatury i będziesz świecić. Jak żarówka. :D

Tego było już zbyt wiele jak na moje kilkuletnie nerwy i wpadłam w totalną histerię. Lekarka nie była mnie w stanie uspokoić. Badania nie dało się przeprowadzić, gdyż wynik EKG przy takich emocjach nie byłby wiarygodny.

Mój Tata zawsze był i nadal jest człowiekiem z ogromnym poczuciem humoru i lubiącym dowcipy. Niestety ja, w wieku siedmiu czy ośmiu lat, nie byłam w stanie tego żartu pojąć i go zrozumieć. Ale i tak go kocham. :)

Rodzina ach rodzina ...

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (110)
zarchiwizowany

#36454

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z zeszłego tygodnia. Będzie o banku z MaxiSpłatką.

W skrzynce pocztowej przesyłka z wyżej wymienionego banku, dotycząca zmian oprocentowania kredytu w rachunku bieżącym. Na przesyłce nazwisko i adres mojego dziadka. Trochę to dziwne, bo konto w banku babcia z dziadkiem mieli wspólne.

Co w tym piekielnego?

Mój dziadek od ośmiu lat nie żyje, a po jego śmierci babcia zmieniła konto ze wspólnego na osobiste. :)

korespondencja bankowa

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (33)