Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Spaniel25

Zamieszcza historie od: 8 maja 2011 - 4:05
Ostatnio: 9 lipca 2019 - 22:41
  • Historii na głównej: 7 z 23
  • Punktów za historie: 2785
  • Komentarzy: 12
  • Punktów za komentarze: 64
 
zarchiwizowany

#13644

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja na stacji, dosłownie z godzinę temu. Akurat, będąc przejazdem autem w innej dzielnicy miasta, stwierdziłam, że kupię papierosy. A więc wchodzę na stację i tu się zaczyna:

- Dzień dobry! L&My linki mentole poproszę.
- Dowód poproszę.
- A może być prawo jazdy, bo akurat mam na wierzchu? (przy okazji: dzierżyłam też w ręku kluczyki od auta i panel od radia)
- A czy ten dokument potwierdza pani wiek?! Dowód ma być.
- (wyciągnęłam wtedy prawko) Proszę Pani, ale Pani tu spojrzy. O tu, 3. punkt. Data i miejsce urodzenia. Poza tym widzi Pani, co trzymam w ręku, więc to chyba świadczy o tym, iż przyjechałam tu samochodem, czyli mam skończone 18 lat, czyż nie?
- Skąd ja mam wiedzieć czy to prawdziwy dokument jest? Bez dowodu nie mogę Pani żadnych papierosów sprzedać!
No cóż, nie chcąc się dalej wykłócać, ani stwarzać niepotrzebnej kolejki, po prostu pogrzebałam w portfelu i wyciągnęłam dowód. Okazałam, zakupiłam, a następnie odjechałam z piskiem opon z tej stacji.

Jedno spostrzeżenie - skąd się biorą ci wszyscy ludzie myślący inaczej?;)

Bliska/Orlen

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 68 (144)

#12507

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnej sąsiadce mej przyjaciółki.
Gwoli wstępu powiem, iż jest to kobieta chyba niepoczytalna, gdyż ma ok. ponad 30 lat i córkę ok. 8-9 lat, a urządza takie burdy, jak niejedna "moherowa babcia". Ma takie napady po parapetówce, którą dajmy na to, że Ania, urządziła z okazji przeniesienia się na stałe do miasta X. (stąd też wie, owa sąsiadka, które to mieszkanie dokładnie)
Policja u mej właśnie wspomnianej przyjaciółki wita raz w miesiącu, gdyż ta pani ma manierę wzywania jej, gdy tylko jej się podoba. I chciałabym tu teraz przytoczyć absurdalne, ale prawdziwe historie, jakie miały miejsce w jej mieszkaniu (w 2 uczestniczyłam osobiście):

1. Czas sesji zimowej, więc nic tylko kawa, książki, kawa, książki i tak w kółko. Ok. 22.30 Ania słyszy dzwonek do drzwi. Półprzytomnie otwiera drzwi i kogo widzi? Oczywiście policję. Przyczyna? Zbyt głośno.
Oczywiście otwiera na oścież drzwi (25 m kw, warto nadmienić), pokazuje im stertę książek na podłodze i tak mówi: "Jeżeli za głośno czytam, to przepraszam CAŁY blok i wszystkich mieszkańców, ale inaczej nie potrafię.". Patrol powiedział tylko "powodzenia" i się zmył.

2. Było to, kiedy po ognisku, mocno zmęczeni, stwierdziliśmy, że warto pojechać do Ani, bo przecież jest najbliżej. Dojechaliśmy ok. 23, więc było słychać, jak wchodzimy (było nas 5 osób). Nadmuchaliśmy materac, wypiliśmy jeszcze po piwku na sen i do widzenia.
O 2-3 w nocy, nagle pukanie do drzwi. Niestety zostałam wydelegowana do otwarcia. Oczywiście kto? Policja, bo za głośno. Tłumaczę, że my śpimy tu już od 23.30, nikt nic na pewno nie krzyczał, a tym bardziej żadnej balangi nie urządzał. Niestety, tłumaczenia nic nie dały, bo spisali mnie na dobranoc.

3. Historia chyba najbardziej absurdalna, z maja. Siedzimy sobie z Anią i gadamy, wiadomo, jak to przyjaciółki. Nagle pukanie (22 nawet nie było). Jak już założyłyśmy, oczywiście policja i żeśmy się nie zdziwiły. Ania otwiera i słyszy: "Dostaliśmy zgłoszenie, że jakiś pies w tym mieszkaniu wściekle ujada i zakłóca spokój" (dodam, że dzień wcześniej dostała psa na przetrzymanie, bo rodzice wyjeżdżali za granicę. Rasa? Pudel średni). Ania patrzy na nich jak na marsjan, a to na mnie, zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi. Nagle słyszy: "Możemy zobaczyć tego PSA?". "W porządku.". I rozlega się Max, Max! Nic. Zero odzewu. W końcu się przeszła, wzięła truchło z fotela (16-letnie) na ręce, podchodzi do policjantów i tak mówi: "Panowie, bez obrazy, ale ja szczekania tego psa nie słyszałam od przynajmniej 5ciu lat, bo już leciwy jest. Albo się panom mieszkania pomyliły, albo znów moja ulubiona sąsiadka, panów wezwała. Więc albo ją uraczycie mandatem, za niepotrzebne wzywanie policji, albo po prostu zapraszam innym razem.".
Myślę, że uraczyli, gdyż parę dni potem, Ani usłyszała od sąsiadki soczyste: "Suko! Przez Ciebie dostałam mandat!".
Najbardziej w tym wszystkim szkoda mi, że tylko jeden.

Ps. Po akcji z psem od miesiąca jest spokój i żadnej policji. Oby ten stan wszechrzeczy się utrzymał.:)

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 759 (809)
zarchiwizowany

#11011

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia nie piekielna, ale całkiem miła i pokazująca, że są w tym kraju jeszcze jacyś "ludzie". Ale do rzeczy..
W piątek musiałam szybko dojechać do swego miasta, gdyż zapowiadało się ważne, jak dla mnie wydarzenie. Oczywiście, ja nie ogarnięta, wyszłam z domu 35 min przed odjazdem pociągu. Jak strzała pobiegłam do taksy i pytam się, czy za 30 zł od siebie dojadę na Dworzec Wschodni. Usłyszałam tylko, że postaramy się. Pan Taksówkarz nic nie mówił, a jak już, to o sajgonie, jaki dział się na ulicach stolicy (uwierzcie, dojechać z Bielan na Pragę, szczególnie po Grota-Roweckiego, w piątek po południu - masakra). W okolicach Wileniaka Pan Taksówkarz w końcu się odezwał:
(PT): Ja pani wyłączę licznik, żeby już się nie nabijało. Da mi pani teraz te 3 dychy, póki stoimy w korku, to zaoszczędzi pani czas na kupno biletu. (bo takowego jeszcze nie miałam)
Oks, dałam Panu pieniądze, Pan wyłączył licznik. Dojechaliśmy na dworzec, pożegnaliśmy się, a ja pognałam do "prowizorycznych kas".
I tu mogłaby się historia już zakończyć, ale koniec miłych niespodzianek jeszcze nie nastąpił.
Pominę fakt, że do odjazdu pociągu zostały mi wtedy 4 minuty, a jakaś babka non stop wybrzydzała, co do pociągu i czasu przejazdu...
Gdy w końcu doszłam do kasy, rzuciłam tylko:
(Ja): Studencki do X, o 13.28 (była wtedy 13.27).
(Pani kasjerka): Dobrze, 20,78 zł poproszę.
(J): Może być kartą?
(PK): Ale wie pani ile to czasu zajmuje? Pani pociąg odjedzie, zanim pani kupi ten bilet, więc po co to wszystko? Niech pani lepiej idzie na pociąg i kupi bilet u konduktora!
(J): Ale można płacić tam kartą?
(PK): Pewnie, że można! A co pani myślała?!
No to rzuciłam się dzikim biegiem na peron, aby zdążyć przed odjazdem. I owszem, zdążyłam, ale rzutem na taśmę, i to dosłownie.
W końcu sobie klapnęłam na siedzeniu w przedziale i pytam się jakiejś kobity, gdzie jest konduktor (aby zasygnalizować mu mój brak biletu i chęć kupna), ale usłyszałam tylko: "a siedzi pani, ja tu zaraz na centralnym wysiadam, ale mówię, że on to dopiero za Warszawą się pojawi, więc proszę się nie martwić".
No okej, zapytałam jeszcze tylko, gdzie jest wagon barowy (przy 30 stopniach ciągle chce się pić), usłyszałam odpowiedź, udałam się tam i spokojnie kupiłam wodę, tak więc po tym zabiegu w portfelu miałam tylko 15 zł. Wróciłam, czekam, słucham muzyki, aż tu nagle przed Z wchodzi Pan Kunduktor, sprawdza wszystkim bilety i wtedy do mnie:
(Konduktor): A pani?
(J): Ja chciałam kupić bilet..
(K): Z Warszawy tak?
(J): Taaak. A można płacić kartą?
(K): Tak, ale tylko w pierwszej klasie.
(J): Bo ja chciałam kupić bilet na dworcu, ale bym się spóźniła na pociąg, a pani w kasie mi powiedziała, że spokojnie u pana zapłacę kartą..
(K): I tu się wysuwa wniosek - nie należy ufać ludziom z dobrymi chęciami.(;)). (ciągle nie przestał wypisywać biletu)
(J): No tak, ale ja nie mam tyle pieniędzy przy sobie. Myślałam, że kartą można, a tak to mam tylko 15 zł ze sobą, a nie te 21... (już ze zbolała miną)
(K): (tu przestał wypisywać bilet) ah tak... to pani poczeka, w drodze wyjątku, pozwolę pani zapłacić kartą, żeby już nie było.
Pozostałą godzinę czekałam w pełnej gotowości na powrót Pana Konduktora, ale niestety już nie wrócił. A ja naprawdę chciałam zapłacić!
No ale nic, wysiadłam na dworcu w swej miejscowości i z wielką wdzięcznością dziękuję PKP, że to ona sponsorowała mi ten przejazd.;)

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (182)