Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SzatanWeMnieMocny

Zamieszcza historie od: 6 listopada 2014 - 0:07
Ostatnio: 31 października 2019 - 15:33
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 590
  • Komentarzy: 502
  • Punktów za komentarze: 2931
 

#77108

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając historię o studentach medycyny, wciśniętych na te studia przez rodziców, myślałam tylko o moim kuzynie.

W tym roku poszedł do pierwszej liceum, a już co najmniej od 2 lat słyszę czy "nie mam jakichś kontaktów na dobrych korepetytorów z chemii i biologii", bo on musi się już przygotowywać na MEDYCYNĘ.

Chłopak sam twierdzi, że chce, ale dlatego, że wciska mu to matka pielęgniarka od najmłodszych lat. Kładzie mu się ogromny nacisk na oceny tak, że ma 6 ze wszystkiego. A wiadomo, że jak ktoś jest dobry ze wszystkiego, to z niczego :/ Sam nie wie co lubi, sam nie wie co go interesuje, ale wie, że musi iść na MEDYCYNĘ! Nie ma żadnych zainteresowań, co w tym wieku odbija się na kontaktach z rówieśnikami, nie ma zbyt wielu kolegów (o ile jakichś ma).

Ogólnie od zawsze genialny matematyk, zdobywał wysokie miejsca na wszelkich konkursach matematycznych w tym osławionym Kangurku. Byłby genialnym inżynierem szczególnie, że w tym zawodzie nie potrzebuje tak zdolności interpersonalnych, co niestety nie jest jego mocną stroną, ale przecież inżynier to nie jest poważny zawód...

Najbardziej boję się tego, że to jest raczej wrażliwy chłopak (aż za bardzo zniewieściały), który nie lubi brudzić rąk i brzydzi się wielu rzeczy. Jestem pewna, że z wkuciem wiedzy sobie poradzi, ale nie wyobrażam sobie go w prosektorium :/lub przy pacjencie, który opowiada mu o krwawieniu z odbytu.
Martwię się, że jeśli chłopak nie podoła wciskanemu mu od zawsze zadaniu i polegnie na tym kierunku, to całkowicie zawali mu się świat, ale cóż ja mogę?

Ciocia wyśniła syna lekarza i sen ma się ziścić za wszelką cenę.

rodzice

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (237)
zarchiwizowany
Jako, że emocje jeszcze nie opadły po wczorajszym meczu, opiszę jacy wspaniali i dumni kibice mieszkają pode mną.
Oczywiście ja rozumiem żywo dopingować, cieszyć się meczem. Rozumiem śpiewanie "Pooolskaaaaa biaaałooo czeeerwooonii", ale są rzeczy, których nie rozumiem.

1.Śpiewanie hymnu.
Nie mówię tu o początku meczu kiedy dumnie hymn można odśpiewać, ale o robieniu z hymnu przyśpiewki między szóstym piwem a siódmym. Mamy tyle przyśpiewek "do boju Polsko" "Polska biało czerwoni" "koko koko euro spoko". Pijane śpiewanie hymnu co chwila w stanie upojenia jest według mnie złe.

2. Darcie twarzy na balkonie.
Tak, na balkonie. Trzeba powiadomić całą ulice/kamienice, że oglądamy mecz. Przecież Euro jest! Wszyscy oglądają! Hmmm nie wszyscy. Są małe dzieci, które chcą spać, są studenci, którzy chcą się uczyć. Nie, trzeba się drzeć na cały regulator.

3. Bieganie po całej klatce oczywiście krzycząc, bo to takie śmieszne. Napierdzielanie ludziom w domofon, żeby sobie pobełkotać, bo biedactwo zapomniało pod którym numerem mieszka kolega i ogólnie zatruwanie życia w całym budynku.

Nie jestem antyfutbolowa, sama oglądałam. Niestety mogłam tylko oglądać, bo wszytsko inne zagłuszały nieprzerwane ryki z dołu, które niestety trwały jeszcze długo po zakończeniu gry.
Nie wrzucam wszystkich kibiców do jednego worka, bo podczas innych meczów słychać było okrzyki radości, albo wspólne K*WA ze wszystkich okien, było śpiewanie "Polska Gola". Jednak dzicz, która "umiliła" mi wczorajsze oglądanie nie ma z kibicowaniem nic wspólnego. Jeśli więc wiesz, że nie umiesz się zachować podczas meczu to idź gdzieś na miasto i daj sąsiadom spokojnie obejrzeć rozgrywki.
Chociaż najlepszy był komentarz mojego kolegi po tym jak wyraziłam niezadowolenie.
"Jak chcesz mieć cicho to przeprowadź się do domku jednorodzinnego".

kibice piekielni sąsiedzi

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 50 (130)

#70452

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miał być komentarz do historii Fadeless (#70447), będzie osobna.

Biednym studentem będąc, załapałam się jeszcze na wolontariat w stołówce dla ubogich. Lało się zupę, sprzątało troszku stoliki, więc chcąc nie chcąc zaczęłam powoli twarze kojarzyć. Może dlatego, że potem te same twarze widziałam zachlane w okolicach sklepu całodobowego.
Koniec miesiąca, odpalam w głowie kalkulator przed zakupami w sławnej stonce. Przechodzę sobie koło budki z kurczaczkiem z rożna i w tym miejscu podbiega do mnie znajoma twarzyczka, oczywiście chwiejnym już krokiem.
-Ej! Kupiłabyś mi taką nogę, tak bym se zjadła.

No zatkało mnie o.O Jak zawsze starałam się pomóc kupując może jakąś bułkę, tym razem odpuściłam.

Deptak

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 288 (314)

1