Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tarija

Zamieszcza historie od: 2 października 2011 - 12:48
Ostatnio: 30 marca 2018 - 20:14
O sobie:

https://www.youtube.com/watch?v=vCXsRoyFRQE&list=RDMMQ_F0Z8qn8SA&index=31

  • Historii na głównej: 69 z 115
  • Punktów za historie: 81385
  • Komentarzy: 677
  • Punktów za komentarze: 6820
 

#29331

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój świętej pamięci dziadek był murarzem, a po osiągnięciu bardzo statecznego wieku został "przygarnięty" przez miastowego kamieniarza. Pomagał w stawianiu nagrobków, naprawiał je, wykonywał drobne prace, nadzorował młodszych pracowników.

Pamiętam marmurowe i żelazne krzyże, które leżały na naszym podwórzu w tamtym okresie. Fajne miejsce do zabaw, prawda? Kiedy byłam mała, budowałam okazałe pomniki dla każdej rozjechanej żaby i zdechłego szczura, i z wielką werwą odprawiałam uroczyste msze żałobne. Lubiłam chodzić z dziadkiem na cmentarz i oglądać jak dyryguje młodszymi pracownikami. Czasem nawet pozwalał mi "popilnować ich", a ja, z dziecinna powagą przechadzałam się z rękami w kieszeni i ponaglałam ich do pracy.

Któregoś razu dziadzio był na cmentarzu ze mną i jednym z pomocników. Naprawiali uszkodzoną w czasie pochówku płytę, był to dzień pogrzebu, grób nie był jeszcze na trwałe zamknięty a tylko zakryty, a ziemia nie była całkowicie wsypana do środka, bo panowie którzy się tym zajmowali mieli dopiero dojechać na miejsce.

W tym momencie na cmentarzu pojawiła się rodzina zmarłego - córka i zięć.

Poprosili dziadka i pracownika, żeby podnieśli płytę i trumnę do góry. Powód?

- Bo zapomnieliśmy że tato w złotej obrączce pochowany. I garnitur taki dobry na pogrzeb miał, ale mu już dla robaków nie potrzebny.

Dziadek zsiniał, zzieleniał, i starał się coś powiedzieć. Ubiegłam go.
- Ale to pana tato będzie chodził w niebie goły? Zimno mu będzie.

Nastąpiła chwilka ciszy, po której Piekielna rodzinka próbowała się jeszcze doprosić ekshumacji zwłok, ale niestety mój dziadek już głos odzyskał i zaoferował im masaż odcinka lędźwiowego kręgosłupa szpadelkiem.

Najgorsze jest, że gdyby to oni płacili za pogrzeb a nie wdowa, to ich żądanie musiałoby zostać spełnione.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 782 (862)
zarchiwizowany

#30112

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem w szpitalu i ciągle śpię.
Śpię tak dużo że przegapiam posiłki.
Nie jadłam nic od wczorajszego śniadania, chleba z dżemem.
Budzę się tylko do wc.
Dziś był obchód, lekarz opierdzialił mnie że zaćpię się lekami przeciwbólowymi, że nie mogę ciągle o nie prosić.
Ale jakkolwiek miałam je dostawać, w razie potrzeby, to nie prosiłam o nie.
Najwidoczniej pielęgniarki miały za dużo pracy?
Nie wiem. Po co dawać mi takie rzeczy w innym wypadku?

służba_zdrowia

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 56 (134)
zarchiwizowany

#29770

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To co się stało to czysty pech. Przecież tu nie ma niczyjej winy, po prostu pech. A tak fajnie żarło! Prawo jazdy zaliczył za pierwszym razem, z bratem co prawda gorzej, kombinował na Litwie, ale jak już wyrobił, to pierwsze co, we dwóch sprowadzili z Niemiec samochód. Kolegi brat załatwił. Bezwypadkowe, czarne BMW. Zrobili tuning optyczny i w ogóle.

Czasy nastały piękne. Podjeżdżali pod "mokrą" to cizie same wskakiwały na pal. Żadna się nie oparła. Samochód, zegarki, telefony, wszystko jak trzeba. Kobiety to lubią, a oni? Oni lubią kobiety.

No i wracali wieczorkiem, jechali sobie powoli przez miasto, i wypatrzyli na pasach zgrabną dupencję. No to co? Chcieli pożartować. Przygrzali porządnie, i chcieli wyhamować i zatrąbić przed samymi pasami. Z piskiem. Kiedy jechali, to cizia nawet nie spieprzała z pasów, stała i gapiła się na nich jak ogłuszona owca.

No i pech, zapomnieli, że padało trochę i jezdnia śliska. Ale spoko, nic się nie stało, stuknęli lekko, leciutko, tyle że upadła na tyłek, nawet nie na plecy, oparła się o maskę i poleciała z powrotem do tyłu, na dupę. Trochę się wystraszyli i spierdzielili na chatę.

No i za co? Za co niby? Nie ich wina że lalka wyszła półtora godziny temu ze szpitala i z miejsca dostała jakiegoś ataku czy migotania serca czy coś tam. I żeby było jeszcze fajniej, to po tych pasach szła do samochodu którym miała ją odebrać z przystanku uczynna sąsiadka, policjantka. Wbili im na chatę 2 godziny później.

Pech. Żeby nie to serce, to jeszcze pól biedy, ale teraz dziumdzi będzie w szpitalu powyżej 7 dni, i ciągle nie wiadomo ile w końcu.

A tak się fajno żyło.

Ulica

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (436)

#27849

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Usiądźmy w kółeczku, dookoła naszych wiernych komputerów. Czy ta specjalna osoba jest gdzieś w pobliżu? Zaproście ją, bo dziś jest specjalna historia.

O miłości.

Miłość, jak wiemy, może się przydarzyć w każdym wieku, ale pierwsze i najbardziej ogłuszające uderzenie przechodzi się w młodości. Pamiętacie swojego pierwszego chłopaka? Pierwszą dziewczynę? Znam parę, która swój pierwszy związek zapamięta na BARDZO długo.

Piękniejszą część owego związku stanowi jedyna córka mojego sąsiada, hodowcy krówek. Ojciec jej jest tradycyjnym tatusiem i jedynaczki pilnował bardziej nawet niż rogacizny. I nie przepadał za młodzieńcami, wodzącymi wzrokiem za jej śliczną buzią.

Ale młodość ma swoje prawa i pewnej grudniowej nocy sąsiad posłyszał w swoim domu jakieś poruszenie. Po cichu wylazł z łóżka i wyjrzał na korytarz. I zobaczył... Jego jedynaczkę wymykająca się z domu, w kurtce narzuconej na piżamę. Zerknął przez okno, a tam, w świetle latarni, zamajaczyła mu męska sylwetka za bramą. Oj! Postanowił interweniować raz a stanowczo.

Jako iż pora była zimowa, nasza zakochana para ukryła się w stodółce. W stodółce tej oprócz siana i zboża garażowały również maszyny gospodarcze. Młodych ciągniki i kombajny nie interesowały, przycupnęli na pojemniku ze zbożem i rozpoczęli słodką pogawędkę zakochanych. I tak, ogrzewając się ciepłem własnych uczuć, On przychylił się by pocałować Ją.

Tego było sąsiadowi więcej niż dość. Włączył światła kombajnu na którym się ukrywał i rozpoczął dynamiczną przemowę na temat godnych obyczajów. Niestety, nasz amant wykazał się skrajną niecierpliwością i mówiąc kolokwialnie - spierdzielił.

Sąsiadowi się takie wzgardzenie jego wywodem nie spodobało i ruszył za nim. Kombajnem. Razem z drzwiami. Wprawdzie odpalenie maszyny zajęło mu ładną chwilę, ale szybko zmniejszył dystans. Co jak co, ale tę zimową przebieżkę po oblodzonej drodze i polu pokrytym śniegiem po kolana, zakończoną dopiero w lesie gdzie sprzęt nie mógł wjechać, młody chłopak zapamiętał do końca życia.

I wiecie co? Wrócił. Teraz on też jest moim sąsiadem. Ma śliczną córeczkę i drugą pociechę w drodze. I nawet czasem kombajnem jeździ po polu teścia.

Malinowe małe miasteczko

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1109 (1283)
zarchiwizowany

#28790

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś jechałam w tramwaju obok młodego chłopaczka (max.14 lat) ubranego jak rasowy metalowiec. Miał słuchawki, ale to czego tam słuchał mieli okazje słuchać też pasażerowie w połowie wagonu. Były to utwory ze znanego musicalu "The pick of destiny".
Lubię ten film.
Lubię też chłopców z długimi włosami.
W związku z powyższym, uśmiechnęłam się szczerze i serdecznie w kierunku towarzysza podróży.
Jak zareagował młody człowiek?
Spojrzał na mnie z wrogością i wydarł się "Odpiefdol się kufo!".

Och jej, król piekieł nie w humorze. Chyba dobranocki wczoraj nie było.

komunikacja_miejska

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (377)
zarchiwizowany

#28491

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
ZBRODNIA. ZŁO. PIERÓG.

Dobra, może nie pieróg, pierogi są złe bo tuczące, ale dziś akurat nic mi nie zrobiły.
Ale skrzywdzono mnie!
Skrzywdzono mnie srogo!
I to w urodę!
No żeby nie to że wstydzę się wyjść z domu, to wypłakiwałabym się w Strasburgu, albo gdzie atm się sądzi zbrodniarzy i ludobójców.

Wiosna przyszła, a Tarija zauważyła że najjaśniejszy dostępny w sklepie podkład wygląda na niej jak sadza. Oczywiście, loki, długie rzęsy i ciemne oczy pięknie kontrastują z białą cerą porcelanowej lali, ale bez przesady!
Bo widzicie, mam taki problem, nie opalam się. Wcale! Zupełnie! Cały rok jestem tak samo blada, ba, moje włosy bardzo słabo wybarwiają się na słońcu. Taki typ.
Ale że w lecie to naprawdę nie wypada przyciemniam się lekko lampami. Nie, nie trzeba się martwić, to raptem 4 minuty dwa razy w tygodniu, dwa miesiące w roku. Takie przygotowanie skóry czyni ją podatna na naturalną opaleniznę - przynajmniej w moim przypadku. I pachnę smażonym boczusiem.

Postanowiłam dokonać zabiegu opiekania w solarium niedaleko mojej uczelni.
Wchodzę i zamawiam: 4 minuty proszę.
- 4? - Pani za ladą spojrzała na mnie z nad ray-banów - cztery to mało, zaczynamy od 6, tu słabe lampy są.
- Nie, ja mam bardzo jasną cerę, ja chcę cztery.
- Ale my mamy promocję, 30% gratis dla studentek.
- Ale ja chcę tylko cztery.
- No dobrze, to łóżko trzecie.

Rozebrałam się położyłam, poleżałam... Posłuchałam muzyki i coś mi nie grało, tak długo, ale może tylko mi się zdaje? Bo długo mnie nie było, obce miejsce, stres?
Niestety! Miła pani chciała mnie przekonać że ona ma jednak rację i do moich czterech minut dorzuciła mi te gratisowe dwie!
Myślicie sobie, no cóż, jestem opalona na mahoń, zajdzie? Bynajmniej, jestem czerwona, a skóra pod oczami i na dekolcie pęka i łuszczy się, wyglądam jak ofiara seksu ze stosem atomowym.

Cholera jasna! ZBRODNIARSTWO I ZŁO! I PIERÓG!

Solarium MegaS.

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 256 (546)

#27514

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdawało mi się o tym wspomnieć ale przypomnę: nie byłam ładną nastolatką. Mam chorą tarczycę, i o ile do wieku dojrzewania wyróżniałam się urodą specyficzną, ale do przyjęcia, o tyle od mniej więcej 11 roku życia moje gruczoły zafundowały mi co najmniej freak show.

Nie pamiętam pierwszego razu kiedy nazwano mnie grubasem, ani tym bardziej babochłopem. W sumie znam chyba wszystkie możliwe polskie synonimy słowa obojniak. Trochę później, gdy dla odmiany wychudłam do samej kości, zmieniło się to w nieco lękliwe "zwitter". A lękliwe, bo nad nerwami też nie za mocno panowałam, a ręka moja była ciężka.

Ale, nie wybiegajmy za daleko do przodu. Skupmy się raczej na młodej Tariji, lat jakoś 11 (coś koło tego, nie pamiętam), ważącej 64 kilo, mierzącej jakieś 160 cm. Często kładącej dłonie na policzkach żeby nie pokazywać meszku.

Tak zwany bilans medyczny.
Odbywał się on po pierwsze piątkami, po drugie nago. NAGO! Wam może się to wydawać mało piekielne czy straszne, ale takie jest, kiedy...

- Rozbieraj się. - Zawyrokowała piguła, wskazując Tariję paluchem wielkości bagietki. Cóż, trzeba było. Sweter, koszula, spodnie... Został ostatni bastion spodenek gimnastycznych, pod nimi tylko bielizna.
- Rozbieraj się!
Kurtuazyjny chichot koleżanek. Ot, Tarija miała to szczęście, że alfabetycznie była pierwsza na liście. No więc rozsupłuje te swoje szorty.

Pozwolę sobie nie opisywać reakcji dziewcząt, z którymi byłam wtedy w gabinecie. Każdy kto kiedykolwiek widział grupę okołogimnazjalistów znęcających się nad kimś, może to sobie wyobrazić, a małpie ryki ciężko oddaje się w piśmie.

- Dziecko, jak ty wyglądasz! Stań prosto! Kaśka! Zobacz to! Dziecko, ty masz włosy łonowe? Chryste panie, Kaśka, patrz! O Jezu! No co się chowasz! No prosto stój! Nie drzeć tam ryjów! Dziecko, ile ty ważysz! Ty widzisz jaki ty masz brzuch? Ty musisz schudnąć, bo jak w ciążę zajdziesz to cię te brzuszysko przewali, będziesz jak świnia po podłodze... No nie drzeć się, takie mądre jesteście! O, ja wam powiem, że wąsate to namiętne! O! Ale dziecko, ile ty masz lat? Ty nie jesteś cofnięta? Co ty tam między nogami! O Kaśka, widziałaś! Chryste, dziewucho, ciebie to nie obciera jak chodzisz? Boże! Ty na pewno nie jesteś opóźniona? Ona jest opóźniona, dzieci? No, to trzeba było mówić, co się nie przyznajesz? Dziecko, ty powiedz matce żeby ci tyle czekolady nie dawała! NO! Właź na wagę!

Jakoś mnie lekko mdli jak o tym piszę, więc sobie już daruję. Macie ogólny obraz.

Dziękuję tylko opatrzności, że nie było wtedy komórek z aparatem i jedyne czym później dysponowały moje koleżaneczki z klasy to ustny opis.

I nie, nie jestem opóźniona. I to było dawno. I tylko się garbię czasem, jak zapomnę że nie mam czego chować.

Ale wiecie co? Jedna z owych rozbawionych dziewoi nie rozpoznała mnie na ulicy z pół roku temu. A z pięć minut mnie prosiła żebym jej się dołożyła na piwo.

Pigularium szkoły niedużej miasta małego.

Skomentuj (78) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1210 (1364)
zarchiwizowany

#28249

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znacie powiedzonko "dać małpie brzytwę"? Wczoraj zobaczyłam to niemal na żywo.

Szkoła moja zrzesza m.in. sporą ilość dziewcząt o "artystycznej" duszy. Prędzej czy później niewiasty o sarnim spojrzeniu przeżywają szok kulturowy gdy pojawiają się takie akcesoria jak noże, dłuta, lutownice, wiertarki...

Pierwszym przystankiem na drodze młodej fachmanki jest pobliski świetnie zaopatrzony sklep modelarski. Mają tam nie tylko gotowe modele ale też wszelkiego rodzaju rurki, druciki, deseczki balsowe, kleje, pleksy...

Jednym z ważniejszych akcesoriów jest tak zwany Pen knife - coś podobnego do skalpela, wielkości pióra do pisania, z szerokim wachlarzem wymiennych końcówek i, to ważne, BARDZO ostre.

Ekspedienci sklepowi akurat zajęci byli pomocą w wybieraniu materiału na model przystanku autobusowego pewnej młodej damie o długich rzęsach i obcasach, a na placu boju pozostał kierownik sklepu. Człowiek poczciwy, ale nie przygotowany do kontaktu ze specyficznym klientem. A taki właśnie się pojawił. Urocza dzieweczka niepewnie wkroczyła do sklepu, widać po niej było że to jej pierwszy raz w tym miejscu. Poprosiła o taki właśnie pen knife. No i nieświadomy zagrożenia kierownik wyłożył jej kilka dostępnych modeli na ladę.

Dziewczyna drżącą ręką podnosiła do oczu jedną brzytwę za drugą, czekając na natchnienie, które pomogłoby jej wybrać właściwą. Trwało to krótką chwilę po czym młoda dama postanowiła wypróbować ostrość noża - palcem.

Był BARDZO ostry. Wrzaski nieszczęsnej dziewuszki wygoniły zza regału panów ekspedientów i Tariję, która do tej pory nie rozumie, jak dorosła kobieta może uciąć sobie prawie pół palca. Naumyślnie.

sklepy

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 238 (308)

#26734

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nowe przygody rodziny L.

W dzisiejszym odcinku - L. i wiosna.

Ach, piękna jest wiosna w Mordorze! Jak wiecie, miasto to stoi na złożach gliny, w związku z czym gdy tylko pojawią się roztopy, wszędzie stoi woda po kostki.

Wszyscy mieszkańcy mają przy ogrodzeniach wykopane rowy. No, nie wszyscy. L. nie ma. Pani L. nie uznaje takich rzeczy jak rowy. Rowy śmierdzą. Pani L. kupiła działkę nie po to żeby na niej były rowy.
Ale wpadła na bardzo mądry pomysł! Gdy tylko zaczęło się robić wilgotniej obłożyła ogrodzenie folią. TA DAAAM! Genialne, prawda?

Zdaję sobie sprawę, że niektórzy głupoty na pierwszy rzut oka nie widzą. Otóż wodzie wsio ryba czy na powierzchni jest folia, bo przesiąka sobie spokojnie pod nią, i zbiera się na działce. A że od środka ma foliowe burty to i stoi dłużej.

W związku z powyższym u nas wody już nie ma, a L. śmiało mogłaby podjąć działalność gospodarczą jako hodowca karpi.

Na cóż więc wpadła genialna L?

Przekopała tunel od działki na ulicę. A że ulica jest podwyższona... Tak, teraz może już hodować nawet delfiny.
L. nie ma jednak duszy przedsiębiorcy i zdecydowała się pod osłoną nocy wypompować wodę na działkę sąsiada.

Sąsiad jak wiecie ma krowy, i za tę zbrodnię L. go nie lubi. Krowy za to nie lubią L. Wprawdzie na noc bydlątka zamknięte są w pachnącej siankiem i obornikiem obórce, ale krowa kiedy zaniepokoi ją dźwięk pompy przy ścianie może zacząć hałasować. A że dla sąsiada owe mlekodajne zwierzaczki to majątek, to nasłuchuje ich muczenia jak matka płaczu niemowlaka.

I tak biedna rodzinka L. musiała w środku nocy, wiadrami wynosić to co udało im się nalać. W końcu krowy teraz powinny spać, a pompa hałasuje.

Sąsiad nie stosował przymusu, tylko kulturalnie poganiał widłami. Ot, wiosna idzie, trzeba się rozruszać.

Mój Mordor z pierniczków.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1051 (1149)

#26147

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś rano "załatwiałam sprawy". Po pierwsze, wybrałam się do fryzjera - wyglądam teraz jak czekoladowy pudelek. Po drugie - do sklepu opłacić zamówienie, głowicę wiertarską.

Wbiegam na moich obcasikach do sklepu, włos rozwiany, brokat na powiekach, uśmiech od ucha do ucha i wyłuszczam sprawę.

- A to dla pani? - Zdziwił się pryszczaty nastolatek przy kasie. - Na pewno?
- No tak.
- Taaaaaatooo!!! A ja mogę tej pani przyjąć zamówienie?
- A co chce? - Zaburczał głos z głębi sklepu.
- Głowicę taką to a owaką!!!
Z trzewi lokalu wychynął grubiutki pan z wąsem i otaksował mnie od zaokrąglonego noska bucików aż po kolczyki w kształcie sówek i wydał wyrok:
- Niech przyjdzie z mężem!

Tak mnie to rozbawiło, że aż mi się nie chciało kłócić. Zamówiłam przez internet.

sklepy

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 746 (948)