Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tarija

Zamieszcza historie od: 2 października 2011 - 12:48
Ostatnio: 30 marca 2018 - 20:14
O sobie:

https://www.youtube.com/watch?v=vCXsRoyFRQE&list=RDMMQ_F0Z8qn8SA&index=31

  • Historii na głównej: 69 z 115
  • Punktów za historie: 81385
  • Komentarzy: 677
  • Punktów za komentarze: 6820
 

#25992

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Naprzeciwko wejścia do mojego szafowego pokoiku są schody ruchome.

I dziś, obserwowałam mamusię, która urządziła swojej dzidzi zabawę.

Schody idą do góry. Na trzecim od dołu stopniu postawiła dzieciaka, małego, jeszcze w pajacyku. złapała go z przodu za rączki, tak że był przodem do niej i tak go trzymała. Innymi słowy dzieciak "schodzi" po ruchomych schodach idących w górę.

Ale jednak schody okazały się za szybkie, a maminy refleks za wolny i młode zleciało na pysk na metalową kratownicę.

Ryk, płacz, zbiegowisko. A mi już nawet na facepalma sił brakuje.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 693 (799)

#25829

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w dzielnicy małego miasta (Mordoru), która całe swoje istnienie była dzielnicą wiejską, a nagle stała się dzielnicą willową. Pomiędzy okazałymi hacjendami stoją wiec domy rdzennej ludności - takiej jak my. Domy w kształcie sześcianu z jabłoniami na podwórku i kurami za domem.

Jeden z sąsiadów ma oborę, a w niej krowy. 15 bydlątek. Dla niewtajemniczonych - krowy muczą. Jeżeli ktoś nigdy nie miał okazji tego usłyszeć na żywo, to jest to niski i głośny dźwięk, inny niż to co czasem można usłyszeć w telewizji.

Sąsiad zdecydował się sprzedać skrawek pola leżący w sąsiedztwie owej obory. Pole owo kupiła rodzina L, tak, ta której latorośl wsławiła się debiutem filmowym w kolejce supermarketu.

L. kupili ziemię, postawili willę i wtedy zaczęły się kłopoty.

Otóż... Krowy rano muczą! Za głośno! Dziecko nie może spać (tak, to dziecko)!

Sąsiad sytuacje skwitował "widziały gały co brały", bo solennie ostrzegał że w oborze rogaciznę trzyma.

Więc Pani L. napisała skargę na POLICJĘ. Tak, Policję. Na krowy. Nie przewidziała faktu że policjantka do której to trafi jest jedną z "rdzennych". Efekt? Sprawa rozpatrzona:

- Obywatelce L., zezwolono na wizytowanie krów w porach 6:00 - 7:00 w dni powszednie, w celu nakłonienia ww. do porozumiewania się szeptem.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1293 (1367)

#25605

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako mała dziewczynka posiadałam już wiedzę na temat różnic anatomicznych obu płci. Rozumiecie, brat, kuzyni... Pływaliśmy w rzece na waleta, a cioteczni bracia nie krępowali się bynajmniej w swoich męskich przepychankach słownych.
W młodości ciężko mnie było skonsternować nagością. Za mała byłam żeby się wstydzić, za mądra żeby dziwić. Lekko bezmyślnie powtarzałam też "komplementy”, którymi obrzucali się moi kuzyni.

Pewnego razu Mamusia moja wysłała mnie po zakupy. Wręczyła mi listę, koszyki, pieniążki i przyrzekła solennie, że za resztę mogę sobie kupić czekoladę. Złapałam swój wózeczek - taką przyczepkę, którą niektóre dzieci przyczepiają do roweru i wyruszyłam w trasę. Miałam kilka lat, nie wiem dokładnie ile, ale nie chodziłam jeszcze do zerówki, a wózek sklepowy sięgał mi ponad głowę.

Na naszą ulicę sprowadzał się wtedy nowy sąsiad, wojskowy. Dosłużył się wysokiej rangi, więc łatwo się domyślić, kto tynkował mu dom, kosił trawę, kopał szambo... Tak, poborowi!

No i ciągnęłam sobie moją piękną, odludną ulicą zakupy. Czerwony wózeczek turkotał po świeżym asfalcie, pachniało sianem i wiatrem, niebo było tak niebieskie jak to można zobaczyć tylko we wspomnieniach z dzieciństwa.
Nagle usłyszałam wołanie od strony siatki odgradzającej posesję sąsiada - wojskowego. Zostawiłam, więc przyczepkę na środku ulicy (którą jeździł jeden samochód dziennie) i podreptałam do wołających panów w mundurach. Było ich dwóch. Jeden z nich, rzucił w moim kierunku jakąś uwagę, której nie dosłyszałam, a następnie zaprezentował mi... Swoją męską dumę.

Cóż, jako że nie za mocno wiedziałam, co robić w takiej sytuacji, postanowiłam cwaniaczyć jak moi kuzyni. Podreptałam bliżej ogrodzenia, popatrzyłam chwilkę w skupieniu, a potem uniosłam swoje wielkie, brązowe oczy na pana w mundurze i oznajmiłam:
- Z tym to ty nawet do kury nie startuj...
Następnie, żegnana przez głośny śmiech współtowarzysza owego ekshibicjonistycznego młodzieńca zabrałam swój czerwony wózeczek i poszłam do domu.

Tu opowieść mogłaby się zakończyć, jednak nieszczęśliwie dla biednych poborowych jest ciąg dalszy.

Po przybyciu do domu oczywiście opowiedziałam wszystko Mamusi.

A Mamusia, jak to moja Mamusia, poleciała do sąsiada nawet nie odłożywszy rondla z gotującą się zupą. Ponoć ów wojskowy zastał ją jak goniła biednych poborowych po jego podwórku z parującym rondlem w ręku. Mama widząc go odzyskała rezon i zaczęła mu wyłuskiwać jak to zabijają czas jego podwładni.

Sąsiad, kiedy już sobie przypomniał, że córka owej bojowniczej pani nie ma 16 lat tylko 4 (na początku trochę czyn lubieżny zbagatelizował, bo pomyliły mu się sąsiadki) urządził poborowym całonocne czołganie się w glinie i...

Tak, pamiętacie może ten kawał o tym jak wnuk generała chciał zobaczyć jak słoniki biegają? Ja już widziałam.

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 977 (1079)

#25528

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Demonstruje potencjalnym klientom naszą kuchnię. Tak, tę przecenioną. Rodzinka 2+1.

Zasuwam dookoła nich postukując obcasami, wyciągam, przesuwam, otwieram... Rodzice zainteresowani, ale młode powoli zaczyna marudzić.

- Kotku, idź zobacz do stolika, tam jest żaba! - Zachęcam.
I faktycznie, jest żaba. Taka orgiami, skacząca. Złożyłam, bo dzieciaki czasem nudzą się, kiedy ich rodzice omawiają ze mną techniczne kwestie. Jest też zabawka "Piekło - niebo" i "fajerwerki".

Szafa wybrana, wycena zrobiona, projekt wydrukowany... Państwo zabierają się do domu.

Jako, że dzieciak w żabie zakochany, pytają czy mogliby ją zabrać do domu? Jasne.
A może by pani zrobiła jeszcze jedną, dla drugiej córki?

No... Dobrze. W końcu nikogo nie było, a to trwa tylko chwilkę.

A może parę? Bo dzieci by zaniosły do przedszkola, syn ma urodziny, to zamiast cukierków?

- No wie pan, ja jednak jestem w pracy, nie mogę...

- Chryste panie! Co za chamska obsługa! - Wyjęczał ojciec rodziny i wyszedł.

Zapomniał żaby.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1026 (1096)
zarchiwizowany

#26346

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kojarzycie takie ruchome rampy w centrach handlowych? Takie po których można jeździć wózkiem z supermarketu na przykład.

Więc w centrum w którym pracuję takie są.

I nie dalej jak wczoraj, przyuważyłam dwóch młodych chłopców którzy... Nie, niemożliwe... Nie... nie...
TAK!
Zjeżdżali na deskorolkach z takich ramp.

Zanim zdążyłam wyskoczyć ze swojego punktu stało się to czego się spodziewałam. Młody skater nie wyhamował i widowiskowo wjechał w restaurację sushi.

Zaraz za nim zjechał jego przyjaciel, któremu restaurację udało się wyminąć, a który wrzaskiem zagrzewał kolegę do ucieczki: "Spie**ol żółtym! Spierda**my!"

Gdzie są rodzice?

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (266)
zarchiwizowany

#26209

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Och podrywacze!

Pewna piękna niewiasta proponuje na GG wymianę erotycznymi fotkami.

Ignoruje.

Ignoruję.

W końcu, to przecież facet który chce zdjęcie mojego tyłka, w zamian wysyłając mi zdjęcia z sieci, a poza tym, po cholerę mi foty innej baby?

Dobija, się i dobija.

Dobra, skoro jesteś taki mądry, wyślij mi zdjęcie swojej twarzy. Potem ja to zdjęcie sprawdzę w wyszukiwarce obrazów i udowodnię żeś je z sieci ściągnął.

W zamian dostałam... Swoje zdjęcie profilowe z facebooka!

UPS!

Więc jeżeli zaczepi was kobitka z zaproszeniem na cyberek lub wymianę zdjęć, a jako portret pokaże wam fotografię dziewczyny w czarnym golfie siedzącą na parapecie okiennym...

Swoją droga ciekawe co dalej, jako że ja nigdy zdjęć nagich sobie nie wykonywałam. :)

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (374)

#25239

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój brat jest bardzo wierzący. Niektórzy jego znajomi również.
Jeden z nich postanowił zostać duszpasterzem - wybrał się do seminarium. Na ostatniej przepustce opowiedział nam historię pewnej pani.

Pani ta, była dziewicą poślubioną Jezusowi. Serio! Panie takie składają oficjalną przysięgę w kościele i noszą obrączkę na znak swojego duchowego związku. (Ciekawe czy czyni to z Jezusa poligamistę?)

Enyłej, ta pani pracowała w biurze turystycznym. Siedziała sobie za biureczkiem i pykała pasjansa przez większość dnia.

Pewnego razu zawitała do niej kobieta, z wyglądu Romka, która pokazała jej płytę CD i oznajmiła.

- Na tej płycie są nagrania jak mąż panią zdradza.
- Co takiego? - Zdziwiła się Pani
- Normalnie. Za 500 złotych sprzedam. Jak mąż panią zdradza. Nie chce pani wiedzieć, z kim?
- Proszę pani - Odparła oblubienica - czy jest Pani na pewno pewna, że na tym filmie mój małżonek i jakaś kobieta uprawiają seks?
- Tak.
- Na pewno?
- TAK! Nie chce pani?
- Chcieć, chcę, ale jak ma pani taką płytę, to niech z tym pani do Watykanu leci, więcej zapłacą.

Ciekawy sposób na dorobienie sobie, prawda?

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1001 (1117)

#25125

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Matki, matki, matki wszędzie! Katastrofa z tego będzie!

Na słowo "matka" przechodzą mnie dreszcze. Zwiastuje zło.

Dawno, dawno temu, organizowaliśmy w liceum koło teatralne. Koło teatralne rozrosło się do czegoś, co można by nazwać "kołem eventowym". Robiliśmy wszystko! Przedstawienia, imprezy, poczęstunki, recytacje, konkursy, bale...

Coroczną tradycją był "dzień bajkowy", urządzany w okolicy mikołajek. Zapraszaliśmy dzieci z miejskich przedszkoli i urządzaliśmy małe święto - gry, zabawy, a gdy dzieci trochę się zmęczyły - przedstawienie teatralne. Po przedstawieniu odbywał się "bal", czyli poczęstunek przy wielkim stole i impreza taneczna, prowadzona przez aktorów grających księżniczkę i księcia. Gwiazdą wieczoru był Mikołaj, wręczający młodym widzom maleńkie upominki - czekoladę i małą zabaweczkę. Tylko na te upominki zbieraliśmy pieniążki od rodziców. Około 10-15 zł. Cała reszta - dekoracje, poczęstunek, kostiumy - była przez nas organizowana samodzielnie.

Miejscowy supermarket podarował nam kilka zgrzewek napojów, ciasta i desery szykowaliśmy samemu, urząd gminy wypożyczył nam scenografię, kostiumy szyliśmy samodzielnie. Ktoś miał znajomego w bractwie rycerskim, który zgodził się wpaść, pokazać dzieciom ekwipunek i nauczyć ich "walki na miecze". Gmina przekazała nam kolorowe worki do segregacji śmieci, bez nadruków - dziewczyny przy udziale taśmy dwustronnie klejącej wykorzystały to, jako materiały, z których dziewczynki mogły przygotować własne "suknie balowe". Miejscowy nauczyciel kółka tanecznego nauczył dzieci na balu podstawowego kroku walca... Słowem bawiliśmy się wspaniale!

Żeby nie matki...

Ojcowie, a było ich niewielu, postawili sobie za cel nie ruszać się z palarni i pokoju "rycerskiego". Nie sprawiali raczej problemów.

Za to matki! Po pierwsze, pani wyciągnęła dziewczynkę z "pokoju księżniczek", pomstując na to, że dziecko wora na śmieci nie będzie dotykać.
Po drugie, z pokoju rycerzy kilku chłopców zabrano, "żeby sobie krzywdy nie zrobili".
Po trzecie, o ile dzieci na przedstawieniu były cicho i grzecznie, o tyle ich Mamusie trajkotały sobie w najlepsze. Szczytem była pani drąca się z ostatniego rzędu "powtórzcie, co książę mówi, bo moje dziecko nie słyszy!!!" (Przed nią trzy puste rzędy). Oczywiście zdjęcia z fleszem i dzwonienie telefonów komórkowych, mimo że przed przedstawieniem prosiliśmy o wyłączenie ich, i uprzedziliśmy, że fotografie z aktorami będzie można zrobić po występie.
Po czwarte, jedna z matek potrafiła w czasie poczęstunku wyrwać innemu dziecku ciastko, „bo było ostatnie i mój Tomuś takie chciał". I to jak wyrwać! Pazurami! Inna obraziła się, że ciastka są kupione hurtowo, w TAGO, a nie na ten przykład delicje.
W czasie balu jedna z matek spoliczkowała jednego z chłopców, bo jej się do dziecka dobierał! Zboczeniec!
Wreszcie panie, które pokłóciły się w palarni (gdzie postawiono też telewizor) o serial, który będą oglądać. I oczywiście rzucały mięsem, mimo faktu, że przez cienkie drzwi było je świetnie słychać na sali teatralnej (echo w holu było niezłe).
Jedna z mam obraziła się, że "Tyle pieniędzy dała, a to takie nieprofesjonalne, i prezent do niczego! Dziecko chciało GRĘ."

Tyle pamiętam, ale było tego dużo więcej. Już nie chce mi się mówić o paniach zgarniających słodycze ze stołu do torebek. Co tam słodycze! Sterty jednorazowych talerzyków też ginęły.

W końcu, na "dzień bajkowy" przestano zapraszać rodziców. Więcej roboty dla pań opiekunek z przedszkoli, ale jaki spokój!

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 919 (971)

#25099

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uwaga, będę się żalić!

Jak wszyscy wiedzą, lubię nosić krótkie spódniczki. I szorty. I wysokie obcasy. Nie ujmuje mi to zarówno intelektu jak i zdolności, więc zdarza mi się wpaść w takim stroju na uczelnię. Jasne, zwłaszcza lektorki języków obcych tego nie lubią, ale panom profesorom wybitnie to nie przeszkadza. Przykładowo, wykładowca meblarstwa, (który chyba jest gejem) uważa, że fizyka mojego obuwia i sylwetki jest niesamowicie inspirująca.

Dodatkowo studiuję dziennie i pracuję. Był taki przedmiot, prowadzony w postaci wykładów, który wybitnie wręcz kolidował z moim grafikiem, więc nie mogłam się na nim za często pojawiać. Niestety na ostatnich zajęciach wykładowca oznajmił, że egzamin będzie ustny, a "ilość i trudność pytań będzie uzależniona od obecności na wykładach - jak ktoś był na wszystkich to pytanie będzie tylko jedno, kontrolne.". Ups. Mam całe dwie obecności...

Przedmiot dość mocno pamięciowy - mam doświadczenie w pracy w teatrze i łatwo uczę się tekstu na pamięć. Przysiadłam ostro i w tydzień wykułam się użyczonych mi notatek, opracowania i ustawy o ochronie zabytków.

Na egzaminie okazało się, że większość osób jest posiadaczami idealnej frekwencji. Uważali, więc że padnie pytanie w rodzaju "imię i nazwisko". Reszta podchodziła do przedmiotu poważniej, ale były i osoby, które wybrały się na rozpoznanie przeciwnika bojem.

Egzamin trwał 5 godzin. Zaliczyło 80 osób z 500. 80! Najgorzej poobijani wyszli ci, którzy spodziewali się, że "pytanie kontrolne" będzie łatwe. No i w sumie było, tylko trzeba się było CZEGOŚ nauczyć.

Udało mi się zaliczyć na 4. Jedna z najwyższych ocen.

Tak, wiecie dlaczego. Oczywistym stało się dla wszystkich, że wyświadczyłam profesorowi usługę seksualną. Fakt, że odpowiadałam w grupie z trzema innymi studentkami, nie ma tu nic do rzeczy.

Ot, zawiść.

Skomentuj (110) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 559 (903)

#25008

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w sklepie zajmującym się sprzedażą szaf i zabudowy kuchennej (raczej szaf). Sklep znajduje się w galerii handlowej, co za tym idzie wiele osób zagląda tylko po to żeby nanieść błota i wyjść. Nie przeszkadza mi to, nawet fajnie jest sprzątać, bo w innym wypadku prawie cały dzień siedzę przy komputerze.
Mamy akurat wyprzedaż, więc przed samym wejściem stoi pokazowa kuchnia, z naklejoną ceną. Baaardzo przeceniona.

Siedzę sobie spokojnie, układam pasjansa, poprawiam się w lustrze. I nagle do mojej klatki wchodzi pani z niemowlakiem.

Rozglądają się po sklepie, wchodzą głębiej... BINGO! Wstaję z fotela, może uda mi się zaprezentować pani ofertę albo przynajmniej porozmawiać z drugim człowiekiem.

Jednak w tym momencie pani zrobiła coś, co sprawiło, że obcasy mi spod pięt uciekły i klapnęłam tyłkiem z powrotem na miejsce - otóż piekielna wyłożyła niemowlaka na kuchnię, a obok położyła paczkę pieluch - ani chybi bierze się do przewijania.

Ciśnienie mi skoczyło - podbiegłam do piekielnej piszcząc:
- Proszę pani, tu nie wolno! Na dole jest pokój dla matki z dzieckiem!
- Ale tam śmierdzi, nie będzie Maksiu gówna wdychał!
- Ale nie może pani przewijać dziecka na blacie kuchennym!
- Umyje pani sobie. Pani tu jest od sprzątania jak dupa od srania.
- Proszę pani, ja nie mogę sprzedać komuś takiej zabudowy!

I stoję jak palma na rondzie w grudniową noc - nie wyrwę przecież babie niemowlaka z rąk. Tymczasem ona zaczęła już wyłuskiwać bachora z zimowych betów.

Jednak los był dla mnie łaskawy. Napatoczył się pan ochroniarz supermarketu piętro wyżej. Chłop jak dąb. Zauważył awanturkę i zatrzymał się niezdecydowany przed wejściem. Krew wróciła mi do głowy.

- Jak pani widzi ochrona jest na miejscu, i jak pani ściągnie dziecku tą kurtkę, to będzie pani musiała zapłacić za tą zabudowę. Tu jest monitoring.

Piekielna najwyraźniej chciała coś mi odpowiedzieć, ale w tym momencie jej oczy zetknęły się z kartką, na której dumnie prężyła się czterocyfrowa sumka. Popatrzyła na ochroniarza, potem na mnie, potem znowu na cenę...

I zdecydowała się poprzestać na wymaszerowaniu ze sklepu obrzucając nas inwektywami.

Szok poporodowy? Pociążowe zapalenie mózgu?

Matki matki wszędzie katastrofa jakaś będzie.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1069 (1145)