Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tarija

Zamieszcza historie od: 2 października 2011 - 12:48
Ostatnio: 30 marca 2018 - 20:14
O sobie:

https://www.youtube.com/watch?v=vCXsRoyFRQE&list=RDMMQ_F0Z8qn8SA&index=31

  • Historii na głównej: 69 z 115
  • Punktów za historie: 81391
  • Komentarzy: 677
  • Punktów za komentarze: 6821
 

#23433

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako, że nie chce mi się dokładnie opisywać dlaczego spędziłam troszkę czasu w szpitalu, odłożę to sobie na potem.

Teraz zajmę się historią lżejszego kalibru: opiszę moje współlokatorki z celi.

Sala w której leżałam była ośmioosobowa. Na szczęście leżały na niej tylko cztery panie. I to jakie! Były członkiniami jakiejś wspólnoty działającej przy kościele, a do szpitala trafiły bo... w czasie wspólnego obiadku niesamowicie się czymś zatruły. Lekarze twierdzili że jakimś rodzajem trucizny na szkodniki, ale one twierdziły iż był to "szatan w zupie".

Były to kobiety czarujące. Non stop oglądały brazylijskie tasiemce (i cierpliwie tłumaczyły mi ich fabułę). Młóciły sobie w kanastę, terroryzowały wnuki (jak to babci nie odwiedzisz? No! Pasztecik przynieś. I niech mamusia rosołek zrobi.), trajkotały jak stado papużek w za małej klatce i były wspaniałe.

Opiekowały się mną jak własnym pisklakiem. Cierpliwie starały się mnie zakarmić na śmierć. Zabawiały mnie rozmową. Zmuszały swoje rodziny do spełniania moich zachcianek.

Więc czemu na piekielnych? Ano ze względu na to jakie problemy robiły paniom pielęgniarkom.

- Dwa razy do naszego pokoju wchodziła pielęgniarka żeby zabrać którąś z pań na zabieg/badanie. I dwukrotnie okazało się że wszystkie panie poleciały na wagary do kościoła.

- Umawiały sobie odwiedzających na dowolne godziny (w tym 6 rano) i strzelały focha, że nie pozwalają im wchodzić.

- Urządzały IMPREZY z resztą swojej grupy. Jakieś 20 osób. Ciacha, kawusia, bajzel.

- Najbardziej rozbawiło mnie kiedy paniom nakazano "pościć" od godziny 11 do 8 dnia następnego. Koło drugiej przystąpiły do konsumpcji zawekowanych obiadów. Pielęgniarka która nakryła je w trakcie tego grzesznego występku zwróciła im uwagę że "doktor nie pozwolił!" i została zripostowana "BÓG pozwolił."

Ot, kobiety cudowne, tylko wytrzymać z nimi ciężko.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 746 (922)
zarchiwizowany

#24037

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wyszłam sobie po odśnieżać podjazd.

Sąsiad też odśnieżał. Dach. Miotłą i kijem. Bał się chyba że urwie czy strąci antenę którą na tym dachu miał. Więc podniósł ją i przewiesił sobie przez ramię.

I tak się kręcimy, ja wypełniam ulicę miarowym stukaniem obcasów, on nieco rzadszymi "pannami lekkich obyczajów", bo ślizgał się po tym dachu.

Skończyłam pracę, chcę się pożegnać, podnoszę głowę...

Pan sąsiad odśnieża dach z kablem od anteny zamotanym kilkukrotnie wkoło szyi i anteną w zębach.

Cóż, odśnieżający myli się tylko raz!

Sąsiedztwo

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 231 (333)
zarchiwizowany

#23898

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie to wyznanie:


Mam okres.


"The great blowjob week" w pełni, wygrzebałam się z wyrka i doczłapawszy się do łazienki odkryłam iż zabrakło mi "naboi".
Jako iż zapasowe magazynki puste, poprosiłam ojca, żeby wracając po odwiezieniu moich braci do szkoły wstąpił do sklepu i kupił niezbędne mi utensylia.

No i stoi sobie mój Tatuńcio przy kasie z Pajdą chleba i paczką tamponów. Przed nim dwóch młodzieńców kupuje jakieś drugie śniadanie. Oczywiście urządzili sobie z mojego Ojczulka żarciki, mniej lub bardziej kwestionując jego płeć i orientację.

Starszy popatrzył na nich zmęczonym wzrokiem i skwitował.
- Jak się w życiu tyle naruch****, że teraz mam komu kupować.
I ze swoją miną osiołka kłapouszka, sklep opuścił.

sklepy

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 386 (514)

#22874

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś będzie o tym, że jak ktoś się uprze żeby żyć, to może stać się niezniszczalny. Wiele rzeczy i zdarzeń może być niedokładnych, bo całość działa się dość dawno, i została mi opowiedziana w formie wspominek przez moją Mamę, która niewiele wie o medycynie.

Dwadzieścia jeden lat temu, moja Mama wybrała się do ginekologa, żeby pokazać mu swój ciążowy brzuszek.

Był to 28 tydzień ciąży (około). Moja mama była po trzydziestce. Dodam, że ma chorobę tarczycy która u niej przebiegała dość łagodnie, jednak wpływała na komfort życia i zdolność do poczęcia małej władczyni chaosu i pistacji.

Mimo to nie była przygotowana na diagnozę którą rzucił jej pan rzeźnik.
- Ale to dziecko zdechłe jakieś jest.
Tak właśnie, zdechłe.
- I ma jakiś bąbel ma na głowie. Pani do mnie powinna wcześniej przyjść z tym.

Badanie jest kontynuowane a wynik druzgoczący - pierworodny moich rodziców od kilku tygodni nie żyje. Trzeba usunąć "bo zgnyje".

Na zabieg Mama umówiła się za trzy dni. Uprosiła też lekarza i pielęgniarki żeby pozwolono jej młode zabrać i pochować.
"Pani wola, nie wiem czy się opłaca pani."

W ciągu tych trzech dni rodzina zaopatrzyła się w trumienkę, ręcznie wykonaną przez mojego wujka. Wtedy na rynku takich małych po prostu nie było, a nawet jeżeli to nigdzie w okolicy. Uproszono też księdza żeby pokropił wodą święconą rodzinny grobowiec do którego zamierzano zapakować najmłodszego członka rodziny.

Nie zamierzam pisać o uczuciach mojej Matuli, każdy chyba rozumie, że były nie do opisania.

Zakończenie ciąży przeprowadzono w ten sposób, że podano mojej Mamie jakieś leki i czekano, aż wydali martwy płód.

Ale jednak nie przynosiło to długo rezultatu. Doktor postanowił troszkę brzuch "ponaciskać" i poszło!
Było boleśnie, ciężko i obrzydliwie. W końcu dziecko wyciągnięto za nóżkę, za tą jedną nóżkę podniesiono w powietrze i pacnięto do przygotowanej blaszanej miednicy. Pani pielęgniarka zabrała zwłoki pod kran, żeby je umyć i przygotować do szybkiego wydania rodzinie.

I tak, kiedy puściła na noworodka zimną wodę...
- BOGDAN! To się RUSZA!
- Eeetam, za mocno wodą napier****** to się "czepie".
Ale pielęgniarka przekonana o swojej racji wyjęła z blaszanej miski zakrwawiony strzęp i zademonstrował wszystkim że dziecko się rusza, pępowina pulsuje, ba, bachor nawet mruga.

Szybki rajd na oddział intensywnej opieki, i jakimś cudem młoda kobietka została odratowana.

Na chwilę obecną ma lat 21 i pisze do was.

A gdy miała lat 11 i kardiolog przepowiedziała jej śmierć przed uzyskaniem pełnoletności, jej Mama wzruszyła ramionami i stwierdziła: "Tarijka, trumnę już mamy, tak że na wszystko jesteśmy gotowi".
I tak za każdym razem. Za każdą chorobą, operacją, złamaniem, zemdleniem, zawsze.

Sprawcie sobie trumnę, będziecie żyć wiecznie.

służba_zdrowia

Skomentuj (70) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1569 (1683)

#22796

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótki słownik sytuacyjny Tariji, część pierwsza.

BEZCZELNOŚĆ [bɛʃˈʧ̑ɛlnɔɕʨ̑]:
Cecha charakteryzująca człowieka, który przychodzi do szpitala odwiedzić swoją babcię, robi wszystkim awanturę na temat tego w jakim babcia jest stanie i jak się nią opiekują, stawia na nogi wszystkich wkoło, rzuca uwagami na temat złodziei z ZOZ-u, a opuszczając szpital zostaje przyłapany na próbie wyniesienia pod kurtką dwóch czajniczków, wystawionych na korytarzu do dyspozycji chorych.
Patrz: DEBILIZM.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 578 (828)

#22735

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po dziesięciu godzinach lutowania tylko wy, piekielni, pozwalacie mi odetchnąć!

A jak lutowanie to lutownica.
A jak lutownica to trzeba wziąć pieniążki i zaszaleć, zaszaleć!
A jak szaleć to centrum handlowe!
A jak centrum handlowe z lutownicami, to od razu obczajmy nowo powstały sklep n "J".

Kręcę się po sklepie szukając lutownic. Gdy już udało mi się dostać do działu, zadzwonił mój pracodawca. Jest on z tego samego kraju co McDonald′s, więc domyślacie się w jakim języku prowadziliśmy rozmowę?

Nagadaliśmy się i wróciłam do przetrząsania pudełek. Zaraz obok znajdowało się stanowisko panów pracowników działu. Panowie toczyli sobie rozmowę:

- To co, powiemy jej że to nie suszarki?
- Łahaha! Nie, czekaj, ona pewnie myśli, że to do przyklejania tipsów!
- Łahahaha! Żele, lakiery czy twardy lut?
- Idziesz do niej?
- Myślisz?
- No zarywaj, dobra dupa.

Pan przytoczył się do mnie, miło się uśmiechnął i zagaił:

- Ekskjuz mi, hał ken aj hel ju?
Po głębszym namyślę odpowiedziałam.
- Diaksy macie? Bo manikjura bym sobie strzeliła.

Panowie w sekundę sprytnie zakamuflowali się między regałami.

Ładną lutownicę kupiłam. Niebieską.

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1273 (1403)
zarchiwizowany

#23290

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie krótko bo jestem w szpitalu. Potem napiszę czemu.

Któregoś razu rozmawiając z moją przyszłą teściową zrobiłam sobie żarcik, wspominając o tym, iż po ślubie z jej synem chce nosić swoje nazwisko. Awantura jak gdybym oznajmiła że puszczam się z czarnymi menelami. O mało co nie wywaliła mnie z mieszkania. Płacz i złorzeczenia. Ba! próbowała zerwać mi z szyi łańcuszek z wisiorkiem który od niego dostałam.
Najśmieszniejsze jest w tym to, że nazwiska nie chcę zmieniać dla idei. Po prostu nie wymawiam "r". A mój ukochany nosi nazwisko czteroliterowe, z R jako pierwszą i ostatnią literą.

Ale o tym szanownej mamusi nie idzie przekonać. Cóż. do końca życia będę musiała wszystko załatwiać z kartką "nazywam się Tarija RXXr.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 234 (312)

#22688

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jedna z użytkowniczek portalu napisała o toksycznym chłopaku, który ją bił i gwałcił. Napisała też o nieudolności policjantów i prokuratury. Coś o tym wiem.

Działo się to parę lat temu w wakacje. Wracałam do domu z wycieczki nad zalew zegrzyński. Byłam sama. Drepcząc do domu, musiałam przejść przez wąską dróżkę między dwoma budynkami. Tą samą drogą, acz w przeciwną stronę szedł sobie ON. Brzuchaty facet pod pięćdziesiątkę.
Minęliśmy się, a on szarpnął mnie od tyłu za ramię i rzucił na ścianę budynku.
W oczach mi pociemniało, a kiedy odrobinę do siebie doszłam byłam już przyciśnięta do ściany ciałem tej świni, on zaś majstrował mi pod sukienką (dzięki bogu, nosiłam wtedy pod spodem jednoczęściowy kostium z szortami i nie był w stanie sobie z tym na oślep poradzić).

Nie za bardzo mając jak się bronić, ugryzłam. W twarz. Coś mi nawet w ustach zostało, ale wolę o tym nie myśleć.
Gość próbując się wyrwać najpierw znowu uderzył mnie w głowę, ale nie pomogło, więc szarpnął do tyłu.
Wyrwałam się i zwiewałam skąd przyszłam.
Gość gonił mnie kawałek, ale kiedy znaleźliśmy się w zasięgu słuchu sklepu, pod którym stało parę osób, zwiał.
Panowie spożywający alkohol pod sklepem zaczęli go gonić, ale niestety nie złapali.

Zadzwoniono po pogotowie, zawieziono mnie do szpitala z rozbitą głową, wstrząsem mózgu, zakrwawioną, roztrzęsioną, spłakaną. Miałam lat 15 - zupełne dziecko, jak na moją niezdeprawowaną okolicę.
Panowie policjanci przybyli do szpitala z komisariatu po drugiej stronie ulicy.

Wiecie jakie były pierwsze słowa funkcjonariusza kiedy wszedł do pokoju?

- Jak się tak ubiera, to niech się nie dziwi że gwałcą.

Faceta złapali chyba tylko dlatego że pogryzłam go na tyle skutecznie że trafił do tego samego szpitala. Okazało się że na jedno oko to on już widział nie będzie.
O mało co nie dostałam za przekroczenie granic obrony koniecznej.
Gdyby nie świadkowie spod sklepu i wyraźny odcisk moich siekaczy puściliby go w cholerę.
Dostał najniższy wymiar kary, bo nic się w końcu nie stało, a on twierdził iż prowokowałam go sama.

Fajnie być kobietą w tym kraju.

Skomentuj (70) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1315 (1447)

#22523

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedy w końcu opuszczę dom rodzinny, będą mi przyświecać trzy drogowskazy jakie wpoiła mi moja Matula.
1. Mięso po przyniesieniu do domu należy przygotować do smażenia natychmiast, dopiero pocięte i przyprawione można schować do lodówki.
2. Kalendarzyk, to nie jest metoda antykoncepcyjna.
3. Ukryte pod enigmatycznym hasłem "oddany chleb" podstawy skomplikowanej filozofii życiowej, polegającej na wierze, że co z siebie dasz, to do ciebie wróci.

Właśnie to trzecie hasło będzie nam dziś towarzyszyć.

Jako profesjonalistka, moja Mama wierzy w podnoszenie swoich kwalifikacji. Na przykład niedawno, opanowała obsługę skomplikowanego programu MS WORD. Zwłaszcza spodobało jej się zmienianie fontów, ich kolorów, wstawianie clipartów i podkreśleń. Było to dla niej naprawdę wielkie osiągnięcie.

Swoje nowo nabyte umiejętności wykorzystała drukując kartki z promocyjnymi cenami, które następnie rozwiesiła w markecie. Wyglądały mniej więcej w ten sposób: napisana dużą czcionka nazwa i cena produktu i obrazeczek z tymże. Kolor czcionki zazwyczaj odpowiadał obrazkowi, czyli np. woda mineralna miała kolor granatowy i obrazek butelki.

Moja mama puchła z dumy patrząc na swoje dzieło. Z zachwytu rozpływały się też jej współpracownice i większość klientów, którzy sami komputer widują tylko w pokoju swoich dzieci. Nikomu to nie przeszkadzało. Ot, od prostych ludzi dla prostych ludzi.

Aż do przybycia Pana Krzysia (żadnych aliasów! Tak, na imię miał Krzysztof, niech cierpi!). Pan Krzysztof został wezwany na prośbę właścicielki sklepu, w celu zaprojektowania i wykonania płachty reklamowej, która miała zwisnąć przy głównej drodze naszego małego miasta.
Zwrócił swoje oko grafika na te nieszczęsne plakietki promocyjne. Fakt ten odnotowała moja Mama. I.. pochwaliła się ze jest ich autorką.

- Pani? - Zapytał Pan Krzyś, a nos jego podjechał w okolicę wiszącej na suficie lampy - To niech to Pani pozdejmuje! To obrzydliwe, obrzydliwe! Jak to nieprofesjonalnie wygląda. Boże, dać debilom ze wsi komputer! Boże, jakby dziecko z downem pisało! Powinni panią wywalić z tego sklepu, kto nie wejdzie, to jak na festynie... - I tak dalej, i tak dalej.

Moja Mama wróciła tego dnia do domu z naręczem karteczek i łzami w oczach. Cały wieczór spędziła wypłakując się swoim pociechom. Was może to śmieszyć, dla niej było więcej niż ważne, bo przez chwilkę czuła się jak prawdziwy profesjonalista, a potem jak śmieć. Najgorzej wspominała zdanie jakim ją obdarzył Pan Krzyś opuszczając ich przybytek - Ja chyba pani przyniosę jakaś książkę o Wordzie dla niedorozwiniętych.

Taaak, nie ma to jak utwierdzić się w przekonaniu o swoim profesjonalizmie, krytykując 54-letnią pracownicę supermarketu. Doprawdy, w sam raz przeciwnik dla WYKSZTAŁCONEGO GRAFIKA.

Jakiś czas później zadzwoniła do mnie Mama - do sklepu zajechał Pan Krzyś z wykonaną przez siebie reklamą. Przez telefon, Mama poprosiła mnie żebym przywiozła jej.. No, zaraz dowiemy się co.

Gdy dobiegłam do sklepu, płachta rozciągnięta była na ziemi i otoczona wianuszkiem czerwonych ze śmiechu pracownic sklepu. Pan Krzyś stał pośród tego zbiegowiska i udawał, że nie istnieje. Mama wzięła ode mnie pakuneczek i podeszła do naszego bohatera.

- Panie Krzysiu, książeczkę panu przyniosłam. Może nie dla niedorozwiniętych, ale myślę że pan sobie poradzi. - I wręczyła mu... Elementarz, którego używaliśmy w podstawówce.

Albowiem Pan wielce profesjonalny, w szkołach bywały, przez najlepszych uczony grafik umieścił na swojej reklamie słowo:

"HÓRTOWNIA"

Gratulujemy, Panie Krzysiu. Jest pan zaiste ′najprofesjonalniejszym′ grafikiem na ziemi.

Skomentuj (71) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1382 (1470)
zarchiwizowany

#23117

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Oto moja mini akcja przeciwko ACTA.

Jako że sporo osób na PM pytało o jakąś moją fotografię, postanowiłam to wykorzystać.

Każdy kto wyślę mi screeny swojej poczty potwierdzające wysłanie maili w sprawie ACTA:

http://stopacta.pl/co-mozesz-zrobic-by-pomoc/

Otrzyma przywilej popatrzenia na moją mordkę.

Jeżeli mnie nie znosisz to głosuj tym bardziej, będziesz mógł mnie sobie wydrukować i powiesić w wc.

ACTA płoń.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 97 (269)