Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tito

Zamieszcza historie od: 27 maja 2011 - 9:08
Ostatnio: 9 marca 2018 - 12:20
  • Historii na głównej: 20 z 31
  • Punktów za historie: 13236
  • Komentarzy: 130
  • Punktów za komentarze: 450
 

#79543

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj w radiu trąbili jak to bezdomnej parze koczującej na działce od 15 lat zorganizowali mieszkanie i je wyremontowali. Poskładały się firmy, ludzie prywatni. Urzędnicy przyspieszyli prace związane z przydziałem mieszkania komunalnego, a jakaś firma medyczna zapewniła im transport i pakiet badań.
Generalnie piękna historia i należy cieszyć się szczęściem tego małżeństwa.

Ta historia przywołała mi jednak wspomnienie z jednej interwencji u... "bezdomnego". Chociaż w swojej karierze pogotowiarza jeden raz spotkałem bezdomnego. Reszta to niestety, ale żule (też ludzie).

W każdym razie mój pacjent odpoczywał na trawniku, przeszkadzał "wyglądowo i zapachowo" społeczeństwu, więc po ubarwieniu historii dyspozytorowi jaki to chory i zawał trafiłem do niego ja. Pan Tadek czy inny Heniek żadnego zawału nie miał, a po prostu pijany sobie spał. Ot, taka forma spędzania wolnego czasu.

Nie o to mi w tej historii jednak chodzi.
Zawołaliśmy policjantów, skorzystaliśmy z przerwy i ogarnęliśmy sobie w tym czasie karetkę. Gdy już błękitne anioły zjawiły się i tak sobie wszyscy razem rozmawialiśmy to okazało się, że bezdomni bardzo często są "domni". Kolega pana Tadka, który z powodu wieloletnich ćwiczeń wątroby zmarł przed tygodniem miał swoje mieszkanie, nawet własnościowe, ale je wynajmował za 2000zł. I mieszkał razem z panem Tadkiem pod schodkami prowadzącymi do jakiegoś zakładu. Jak się okazało pan Tadziu też miał mieszkanie i je wynajmował studentom. To był spadek po rodzicach, o który upomniała się siostra. Spieniężyli zaś lokum i podzielili się po połowie. Po 130 000 na głowę.

Pytam zatem, a co z tymi pieniędzmi pan zrobił? Na to pan Tadzik się uśmiecha z przewlekłymi brakami w uzębieniu i mówi: przelałem, hehe. Nic mnie to nie zdziwiło, ale dopytałem przez jaki czas przelewał - 4 miesiące... W 120 dni przepił 130 000zł. To ponad 1000zł/dobę. Dodał też, że trochę go dobry hotel wyniósł, bo postanowił chwilę dobrze się pobawić. Gdy zacząłem podpytywać żuli o wynajem mieszkania to się okazuje, że to całkiem popularny interes wśród ich grupy społecznej. Pan Tadzik też potwierdził, że lepiej spać na ulicy i mieć 2000zł na czysto za nic :)

Dlatego niestety, ale moja praca kompletnie odwrażliwiła mnie w stosunku do bezdomnych vel żuli. Dopóki się w to nie wejdzie, to ciężko to zrozumieć. W naszym kraju są miejsca, w których bezdomni mogą żyć. Nawet pracować. I trzeźwość to owszem jest wymaganie, ale dla nich gorszą przeszkodą jest to, że za takie miejsce w schronisku muszą zapłacić. To kwoty 200-300zł / miesiąc. Z MOPS-u dostają więcej. Jak sami twierdzą, szkoda kasy na Alberta i wolą życie na ulicy.

Także historia bezdomnego od 15 lat małżeństwa brzmi pięknie, bo dużo ludzi pomogło i ich uszczęśliwiło. Tylko czy aby na pewno będą tam mieszkać i żyć jak normalni ludzie? Przykro mi, ale po prostu w to nie wierzę.

P.S. Jedyny bezdomny jakiego poznałem to był starszy pan w noclegowni, któremu spłonęło mieszkanie, a nie miał rodziny ani się gdzie podziać. Stąd na kilka tygodni z dwoma reklamówkami swojego odratowanego dobytku trafił do schroniska. Od razu jak go tylko zobaczyłem to spytałem "co pan tu robi? Nie wygląda pan na bywalca takich miejsc". I tutaj wychodząc z tej interwencji popuściłem łzę, bo było to bardzo przykre. Zwłaszcza to, że nie miał nikogo bliskiego. Twierdził, że w ciągu kilku dni ma dostać jakieś lokum od miasta i mam nadzieję, że tak się stało.

Pogotowie_ratunkowe

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (194)

#74356

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To jest historia nie za długa, ale za to z kilkoma piekielnościami. Nie dotyczy ona mnie bezpośrednio. Uważam jednak, że można ona coś Wam, drodzy czytelnicy piekielnych uświadomić.

Mały chłopiec źle się czuje, kaszle. Matka zgłosiła się z nim do nocnej opieki lekarskiej (taka przychodnia czynna w nocy dla wszystkich, bez rejestracji). Tam dziecko dostaje syrop wykrztuśny i witaminy.
Dziecko podobno ciężko oddycha (nie wiemy jak ta "ciężkość" jest "ciężka"). Matka chce wezwać lekarza do domu, ale ten poleca jej przyjechać do siebie. MOPS negocjuje i lekarz dla świętego spokoju przyjeżdża.

Wypisuje skierowanie do szpitala (przypuszczam, że też dla świętego spokoju - tak się czasem robi). Chłopiec z mamą trafiają do szpitala, gdzie lekarz izby przyjęć pisze receptę na antybiotyk (nie zaskoczyłbym się gdyby też dla świętego spokoju) i odsyła ich do domu, aby zdrowieć.

Później w domu dziecko zaczyna bardzo kaszleć, dusić się i umiera. W domu, po reanimacji prowadzonej przez zespół ratownictwa medycznego.

Potem już lawina łańcuchowa: programy interwencyjne, prokuratura, protesty przed szpitalem. Płacz przed kamerą. Lekarka traci stanowisko, zostaje zawieszona.
Najpierw jakiś konował daje witaminy i syrop prawoślazowy. Inny nie chce przyjść, no ale dzięki MOPSowi się zjawia i daje skierowanie do szpitala. Tam mówią, że szpital niepotrzebny, dają receptę i wywalają do domu. Matka w mediach twierdzi, że gdyby ta okropna lekarka chociaż zdjęcie płuc zrobiła, to by dziecko żyło.
Za kilka dni są wyniki sekcji:

Śmierć w wyniku zadławienia się zatyczką od długopisu.
(Dodam tylko, bo może to być niejasne, że zadławiło się w domu pod opieką mamy, tuż przed śmiercią).


Piekielności sami możecie sobie wywnioskować. Jednakże gdy słyszycie o jakiejś aferze medycznej, to zanim zaczniecie się oburzać na ochronę zdrowia, to weźcie dwa głębokie wdechy i poczekajcie na rozwiązanie sytuacji. Media przedstawiają nam te fakty, które są chwytliwe. Nie wierzę w ich obiektywizm.
A historia tego chłopca to jedna z wieeeeeelu podobnych.

EDIT: Chłopiec nie dusił się zatyczką kilka dni. Chłopiec miał zapalenie oskrzeli przez kilka dni. Nałożył się na to nieszczęśliwy wypadek w postaci zadławienia. Skąd wiadomo, że tuż przed śmiercią? Wynik sekcji zwłok. Dużo da się określić.
Lekarzom nie zostały postawione żadne zarzuty przez prokuraturę.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 219 (301)

#66004

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka zdań o piekielności "systemu" w ochronie zdrowia (służby zdrowia nie ma od 1999 roku...) :)

Ostatnio dostałem wezwanie (w pogotowiu ratunkowym) do 90- letniego mężczyzny z gorączką 37,5 stopnia.
W wielkim skrócie, pan leżący, z demencją i spisem różnych chorób w swoim CV. No po prostu starość się pomysłodawcy nie udała.

Na miejscu ustalamy, że pan gorączkuje od tygodnia. Lekarz rodzinny był w domu i stwierdził, że on nic i tak nie może poradzić w domu. Bo wiek, bo choroby, bo pogoda i wszystko inne co mu ślina na język przyniosła.
Zalecił więc, żeby rodzina wezwała za kilka dni pogotowie jeśli stan dziadka się nie polepszy, a karetka zawiezie go do szpitala, bo jako lekarz rodzinny to i tak nic nie może.

Gdzie tu piekielność zapytamy. A już wyjaśniam:
1. Niewątpliwym jest, że pan powinien mieć opiekę medyczną.
2. Niewątpliwym jest, że zdjęcia RTG płuc rodzinny nie zrobi w domu (choć wyniki laboratoryjne już tak).
3. Po tym tygodniu, wysłuchałem u pana zapalenie płuc (które się potem potwierdziło w RTG) - faktycznie teraz już musiał trafić do szpitala.
4. Z racji tego, że jego stan był dobry (w pełni wydolny, przytomny, parametry życiowe w normie) nie powinien się zjawić u niego zespół ratownictwa medycznego (pogotowie ratunkowe 999).
5. Lekarz rodzinny powinien zbadać najpierw pacjenta kontrolnie (bo nic nagłego się nie działo, pan się podobnie czuł od tygodnia, nic się nie zmieniało) w domu. Po stwierdzeniu, że jednak trzeba pana zdiagnozować i poleczyć w szpitalu wystawia wówczas skierowanie do szpitala, zlecenie na transport sanitarny i wzywa karetkę transportową. Przyjeżdża dwóch sanitariuszy (bez wykształcenia medycznego) z noszami i pana zawożą jako osobę niechodzącą na co dzień.

Jednak tu w grę wchodzą koszty. I taniej i szybciej jest zadzwonić na 999 i zrzucić problem na innych. "Bo co ja mogę?"
Zatem maksymalnie wyposażona karetka w sprzęt ratujący życie - zarówno respirator, defibrylator, szereg silnych leków, urządzenie do uciskania klatki piersiowej, dwóch ratowników medycznych, którzy kilka lat przyswajali wiedzę na studiach, jedzie jako taksówka z miejscem do leżenia.

Z racji tego, że był już wieczór i karetki transportowe nie jeżdżą, zabraliśmy pana do szpitala, bo gdzieś w tym wszystkim trzeba być człowiekiem.
Jednak nie dziwcie się kiedy w telewizji słyszycie, że karetka jechała 30 minut i ktoś umarł. Oni właśnie bawią się w taksówkarzy.

Wiecie jak jeszcze można oszczędzić i czas i środki? Każda przychodnia musi mieć podpisaną umowę z firmą, która będzie świadczyła dla nich usługi transportowe. Jednak o wiele łatwiej i szybciej jest zadzwonić na numer alarmowy 999 i powiedzieć, że trzeba "na ratunek" przewieźć pacjenta. I tak o to karetki ratunkowe jeżdżą i transportują pacjentów z przychodni, którzy są w dobrym stanie i mogli by być przetransportowani karetką transportową lub rodziną, autobusem, taksówką, piechotą.

Nie raz i nie dwa spotkałem się z sytuacją kiedy pacjenci mówili, że lekarz, który był kazał dzwonić na 999 po 18, a nie wcześniej :)

Możemy jako pogotowiarze narzekać na bzdurne wyjazdy (i narzekamy, bo może 10% to wyjazdy dla pogotowia, a reszta to kombinatorstwo i niewiedza), ale problem należy rozwiązywać po pierwsze w swoim środowisku.

Choć muszę przyznać, że zdarzał się lekarz rodzinny, który na wizycie stwierdzał poważny stan, zabezpieczał pacjenta i czekał na nas. Chwała im za to, ale to marginalne sytuacje niestety. Jednak nagminnie słyszę "bo lekarz powiedział, że on nic nie poradzi i trzeba dzwonić i do szpitala niech zawiozą..."

ochrona_zdrowia

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 301 (387)

#63850

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejne wezwanie pogotowia ratunkowego około 2 w nocy.
Dusi się kobieta ok 60 lat. W przeszłości alergia na pyłki.
Cała dyskoteka, niebieskie światełka migają.
Wpadamy do domu, kobieta lamentuje, że się dusi i już na pierwszy rzut oka widać, że jednak się nie dusi.
No, ale nie polegajmy tylko na rzucie oka. Szybkie badanie i okazuje się jednak, że oprócz słów pacjentki nic nie wskazuje na to, żeby się dusiła.
-Dużo krzyczy, a to znaczy, że ktoś dobrze oddycha :) Jak się ktoś dusi to nie ma siły mówić.
-Osłuchowo wszystko czysto, bez żadnych zmian.
-Aparatura mówi, że tlenu we krwi jest odpowiednia ilość.

Cóż się okazało :) Pani stwierdziła, że ma katar i się dusi, bo nie może oddychać przez nos. Oczywiście nie stosowała żadnych kropli, nic, a nic, bo to na pewno alergia i ona musi już, teraz, natychmiast trafić do alergologa!

Sugeruję pani, żeby oddychała przez usta, a ta mnie opierniczyła, że przecież wtedy jej w buzi będzie sucho :) Do wszystkiego włączyły się krzyki męża, że on dziękuje za takie lekarskie porady - pff oddychać przez buzie... Gdy oznajmiliśmy, że to zespół ratownictwa medycznego i tu nie ma lekarzy, państwo się jeszcze bardziej zdenerwowali, choć przestali dziwić, że takie głupie rady dajemy ;) Odesłaliśmy pacjentkę do nocnej opieki lekarskiej (taka przychodnia, która działa w nocy i w dni wolne od pracy. Kiedyś nazywana "pogotowiem").
Muszę przyznać, że nawet przez moment przeszło nam przez myśl podać lek przeciwalergiczny, ale na konkretną propozycję pani nie przystała. Stwierdziła, że ten lek jest do tyłka i na nią nie działa. (Owszem, podawany również domięśniowo ;) )

Nie wiemy czy udała się do nocnej opieki lekarskiej czy po prostu kupiła sobie krople do nosa, ale przez przypadek dowiedzieliśmy się, że była w przychodni żądając alergologa ;) Jednak dostała propozycję "tylko" internisty, z której nie skorzystała :)

Pogotowie Ratunkowe

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 444 (466)

#63851

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Godziny przedpołudniowe. Żona zastała męża w łóżku, który na nic nie reaguje, nie może go obudzić, zimna skóra. Choruje na cukrzycę.

Pędzimy zatem naszą karetką w nie nasz rejon, więc dojazd chwilę nam zajmuje.
Na podstawie wywiadu dyspozytora szacujemy co może być pacjentowi i jaki sprzęt zabrać.

Mamy kilka opcji:
-Najkorzystniejsza opcja dla pacjenta -> cukrzyca, spadł cukier i zaraz pana postawimy do pionu;
-Mniej korzystna opcja-> pan zmarł w nocy, nie ma szans na powodzenie reanimacji;
-Najmniej korzystna opcja -> pan zmarł, ale są szanse na przywrócenie go w jakimś stopniu z powrotem na ziemię.

Krótkie wyjaśnienie dlaczego ostatnia opcja jest najmniej korzystna. Od otrzymania wezwania do dotarcia na miejsce minęło 10 minut. Wspominałem, że kawałek od naszej bazy. Nie wiemy też ile czasu nie oddychał zanim znalazła go żona. Zakładając nawet, że przestał oddychać w momencie gdy przyszła żona, to możemy wywnioskować, że minimum 15 minut nie oddycha. Mało kto podejmuje uciskanie klatki piersiowej z rodziny czy świadków zdarzenia. Zatem szanse na przywrócenie jakiejkolwiek świadomości tego człowieka są minimalne. Być może krążenie wróci, ale pod respiratorem taka osoba sobie poleży kilka tygodni i umrze. Jak wiemy już po 4 minutach niedotlenienia dochodzi do nieodwracalnych zmian w mózgu, a po 15...

Zakładamy jednak najgorszą opcję, więc całą zawartość naszej karetki zabieramy do góry przygotowując się do reanimacji.

Na miejscu pan leży w łóżku lamentując, że nikt się nim nie interesuje, a on musi sobie sam gotować :) Żonę zaniepokoiło to, że ma spuchnięte nogi :) Niby wcześniej nie mogła się z nim dogadać. Pan, wieloletni alkoholik, nie bierze leków choć mu rodzina je podsuwa. W związku z tym, że ma wiele chorób to i serce nie daje rady i robią się obrzęki. Leków brać nie będzie, bo po nich dużo sika. No właśnie... dlatego ma obrzęki :)

Pogotowie Ratunkowe

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 567 (609)

#60979

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wezwanie pogotowia ratunkowego (godzina około 23): "35 lat, bez przeszłości chorobowej, DUSI SIĘ". 20km od miejsca gdzie stacjonujemy.
No cóż, nie ma co wymyślać przyczyn, bo takich jest bardzo dużo. Sygnały i pędzimy. Cały sprzęt do ewentualnej reanimacji zabrany do domu pacjenta.

Co się okazało? Mężczyzna miał kaszel, więc zażył sobie syrop wykrztuśny co nasiliło u niego w/w kaszel. No i nie mógł zasnąć. Wyczytali w ulotce, że syropek można pić maksymalnie do 17:00 (właśnie z tego powodu, aby spokojnie spać. Inaczej kaszel utrudni sen ;) ), a że przyjął go tuż przed snem to wezwali pogotowie, bo przecież dusi go ten okropny kaszel...

Dla nas, ratowników medycznych takie wyjazdy nie są takie złe. Nic się nie musimy napracować, niczym się nie ubrudzimy, nikt nam nie umrze. Jedyne ryzyko to podczas jazdy na sygnale. Poza tym pozostaje nam rozmowa z pacjentem. Tylko, że w tym czasie był mały karambol na autostradzie nieopodal. Tuż po rozmowie z naszym "duszącym się pacjentem" (i głosami sprzeciwu rodziny, że jak nic nie damy na kaszel i jak to mają sami sobie jechać do lekarza) popędziliśmy na autostradę wspomóc inne zespoły, bo było sporo pacjentów. Na szczęście nikomu nic poważnego się nie stało w obu tych przypadkach :)

Pogotowie ratunkowe

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 380 (430)

#55905

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna pogotowiana historia:

Samochód nagle zatrzymuje się na drodze. Jak wynika z relacji świadków zdarzenia, kierowca zaczął nagle wymachiwać rękoma. Podeszli do auta i zauważyli, że mężczyzna ma napad drgawkowy (padaczkowy).
Po przyjeździe mężczyzna (około 45 lat) był nieprzytomny, bardzo mało informacji o jego przeszłości chorobowej. Czasem tak jest, że ktoś mając już nawet sporo lat, dostaje napadu drgawkowego z przeróżnych przyczyn. Myślimy sobie całe szczęście, że nikomu nic się nie stało.

W trakcie oczekiwania na policję, żeby zabezpieczyła samochód pacjenta, on sam odzyskuje przytomność.
Szybki wywiad i się okazuje, że owszem pan choruje na padaczkę od dawien dawna. Ostatni napad miał rok temu, nawet przyjmuje leki na swoją chorobę.

Tu pierwsza (podwójna) piekielność:
dojrzały mężczyzna wie, że choruje na padaczkę, traci przytomność podczas napadów i kieruje samochodem (sic!). Co ciekawe nie widział w tym nic złego. Nie docierały argumenty, że przecież mógł wjechać w przystanek autobusowy pełnym ludzi, mógł uderzyć w inne auto.
Druga część tej piekielności: przyjmuje takie leki, które mogą znacznie upośledzać koncentrację i powodować senność i absolutnie zabronione jest prowadzenie samochodu czy obsługi maszyn jak się jest pod ich wypływem.

Piekielność numer dwa:
policja nie może mu ani zabrać prawa jazdy, ani skierować na powtórne badania, bo...
...
...
przecież nic się nie stało. Gdyby kogoś potrącił lub spowodował jakąś kolizję/szkodę, wówczas można by działać.

Chyba lepiej jechać autem po dwóch piwach i mieć jakąkolwiek kontrolę nad autem, niż dostać napadu drgawkowego podczas jazdy i nie mieć żadnej kontroli nad pojazdem.

Pogotowie ratunkowe policja Polska rozsądek.

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 509 (645)

#55906

przez (PW) ·
| Do ulubionych
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,14894528,Przywiezli_mnie_do_szpitala_w_worku_na_zwloki.html

W historii tej czytamy o tym jak to biednego człowieka zapakowali w worek i przywieźli do szpitala.

Patrząc powierzchownie może być i to nieodpowiednie działanie i nieetyczne.
Tylko, że znając choć odrobinę branżę i gdy tylko spróbujemy spojrzeć głębiej na tę sytuację, nagle zmienia ona swoje barwy.
Zastanówmy się czy każdego pacjenta pogotowie wiezie w worku?
Ano nie... To teraz dlaczego niektórych tak transportują? Co nimi kierowało?

"Sławomir trafił do karetki w ostatnim tygodniu października. Z tego dnia pamięta niewiele. - Bo poprzedniego wieczora wypiłem ze znajomym butelkę spirytusu."
(pokażcie mi bezdomnego, biednego człowieka, który pije czysty spirytus. Ślepotka, F16 to tylko niektóre nazwy ich "alkoholu". Z meliny alkohol X)

"Sławomir jest bezdomny. Nadużywa alkoholu. Jak wynika ze szpitalnej dokumentacji, gdy karetka go przywiozła, kontakt z nim był utrudniony, a mowę miał bełkotliwą. Badanie wykazało, że miał 2,7 promila alkoholu w organizmie. Nie chciał zostać dłużej na toksykologii"

Nie, nie. Nie każdy bezdomny i/lub pijany jest przewożony w worku. Jednak jeśli człowiek nie myje się przez X czasu, do tego cały się zabrudzi moczem, kałem, wymiocinami. Z racji odmrożeń na nogach rany się babrają miesiącami - dochodzi do martwicy, procesów gnilnych. Muchy składają jaja, z których powstają larwy - takie same jak na zdechłych kotach czy psach na ulicy. I proszę mi powiedzieć jak przewozić normalną czystą osobę po takim pacjencie? Jak tam położyć ciężarną? Jak położyć tam dziecko? Jak się robaki rozejdą po noszach i aucie to naprawdę masa pracy, żeby to wyczyścić i zdezynfekować. Pal licho, że trzeba to posprzątać. Tylko, że karetka jest wyłączona na 2 godziny z pracy. Nie pojadą do pacjenta, bo ganiają za larwami, sprzątają kupę z noszy, a potem się karetka naświetla.

Zatem co tu takiego problematycznego? Nikt tego człowieka nie obraził, nikt go nie pobił, nikt mu nie zrobił krzywdy. Ot włożyli go w worek ze względów czysto sanitarnych. Z myślą o czystych i dbających o siebie pacjentach. Poza tym nikt nie pisze, nikt nie mówi, że to worek na zwłoki. To po prostu worek. Włoży się zwłoki to będzie na zwłoki, włoży się piasek to będzie worek na piasek. Chyba, że problemem tu jest po prostu kolor? Może zielony czy pomarańczowy nie powodował by takiego oburzenia?

Polska

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1515 (1575)

#55624

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wyjazd ok 4:00 (w nocy) zespołu reanimacyjnego pogotowia ratunkowego (ku przybliżeniu, każda karetka ("z numeru 999") jest teraz zespołem "reanimacyjnym" potocznie mówiąc i nie zagłębiając się w szczegóły).

Młody mężczyzna przed trzydziestką otwiera uśmiechnięty drzwi i zaprasza do siebie.
Tłumaczy, że dzień wcześniej wieczorem został uderzony piłką w stopę no i go boli. A przeraziło go to, że bolało jak wstawał. (uderzona piłką do gry w nogę, nawet nie został kopnięty).
Noga stabilna, bez obrzęku, bolesna.
Na pytanie jak możemy panu pomóc w takim razie, z pełną szczerością odpowiedział: prześwietlić.

Zatem taksóweczka darmowa z numeru 999 niestety pana nie zabrała i poleciła zadzwonić na 919, a dalej się udać do nocnej opieki lekarskiej gdzie prześwietlą.
Myślę, że czas zmienić numer na pogotowie, bo coraz częściej ludzie mylą 999 z 919 (numer na taksówkę przynajmniej w moich stronach :))

Ratownictwo medyczne

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 345 (433)
zarchiwizowany

#51166

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ot jakiś czas temu miałem okazję zaobserwować wspaniałą pracę ochrony na koncercie plenerowym.
Stoją sobie w czarnych kamizelkach z rękoma założonymi pod sceną i pilnują porządku.
Jakiś pijany chłopaczek przeskoczył sobie przez barierkę i kiwa się przy niej w rytm muzyki. Ani agresywny, ani nic.
Jeden z pilnujących wypatrzył, zagwizdał no i kiwającego się w rytm muzyki chłopaczka rzucili do parteru, powyrkęcali i wynieśli go z powrotem za bramki.

Oczywistym jest, że nie powinien przełazić, ale to od razu powód do traktowania jak jakiegoś gangstera?
Czemu ci ochroniarze ciągle szukają możliwości zaczepki i poskładania kogoś? A nie można czasem po prostu porozmawiać?

security

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (50)