Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tosty_z_serem

Zamieszcza historie od: 10 października 2017 - 17:07
Ostatnio: 13 kwietnia 2022 - 13:03
  • Historii na głównej: 10 z 10
  • Punktów za historie: 1183
  • Komentarzy: 16
  • Punktów za komentarze: 51
 

#87799

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno rozmawialiśmy ze znajomymi o szkole i przypomniała mi się taka historia.

Byłam wtedy w podstawówce. Siedziałyśmy z koleżanką w bibliotece, kiedy przyszła do nas inna dziewczyna z klasy.
- Pani was prosi.
Poszłyśmy za nią do sali. Katechetka zaprosiła nas na środek, pod tablicę. Sprawdziła nasze nazwiska w dzienniku i przy całej klasie spytała:
- Wy dwie nie chodzicie na religię? A dlaczego?
Pierwsza zabrała głos koleżanka
- Bo jestem innej wiary
- Aha, innej wiary... A ty?

Mamy w rodzinie osoby o różnych tradycjach i przekonaniach. Nikt w domu nie narzucał mi określonych poglądów. Powiedziałam to, co w tamtym czasie wydawało mi się najbardziej zgodne z prawdą.
- Bo jestem protestantką
- Protestantką?!
Ton katechetki brzmiał karcąco. Zmierzyła nas jeszcze wzrokiem i pozwoliła iść.

Wtedy poczułam się głupio, ale myślałam, że taka rozmowa musiała się odbyć i tyle. Dopiero wspominając to po latach uświadamiam sobie, że taka sytuacja nie powinna nigdy mieć miejsca.

szkoła

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (197)

#87408

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lubię jeździć na rowerze. Unikam poboczy ruchliwych ulic, ale czasami są to jedyne drogi, łączące dwa elementy trasy.

Oczywiście nie wjeżdżam na autostrady, przestrzegam zasad i trzymam się pobocza. Tym bardziej zestresowałam się, kiedy moje zachowanie zdenerwowało jednego kierowcę na tyle, że musiał użyć klaksonu. A parę dni później kolejnego, tyle że ten zatrąbił głośno, a potem wesoło pomachał. Jeszcze kolejnym razem, jadąc na rowerach z chłopakiem zaliczyliśmy dwie takie zaczepki w przeciągu jednej godziny (raz klakson, raz śmiech i okrzyki z okna).

Otóż niektórzy kierowcy ciężarówek upodobali sobie taką fajną rozrywkę. Nudzi się w trasie, spokój za oknem. Jedzie rowerzysta, to co szkodzi zaczepić. Zapomnieli tylko, że mają do czynienia z żywą osobą. A wierzcie mi, że słysząc nagły i bardzo donośny dźwięk tuż zza pleców, zdarzyło mi się podskoczyć czy poruszyć gwałtownie kierownicą. Mnie wali serce i życie staje przed oczami, a taki delikwent macha zadowolony.

Nie wiem, jak można nie zdawać sobie sprawy, że zaskoczony rowerzysta może stracić panowanie i przewrócić się lub co gorsza wjechać im pod koła. Ale po co się przejmować, skoro taki pomysłowy żarcik.

rower

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (162)

#87432

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Godzina mniej więcej czwarta nad ranem. Budzi nas krzyk dziecka, dobiegający z któregoś z sąsiednich mieszkań:

"Nie ma internetu! NIE-MA-IN-TER-NE-TU! Nie ma internetuuu!"
Wrzask taki, jakby dzieciak stał obok. Krótka przerwa na złapanie sił i za chwilę od nowa. I tak raz po raz przez jakieś pół godziny.

W końcu z opresji wybawia nas matka (o równie donośnym głosie). Myślimy sobie - pewnie każe iść spać albo przynajmniej być cicho.

- Co się dzieje?
- Nie ma internetu!
- Zaraz naprawię!!!

sąsiedzi

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (185)

#87279

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rozmowa o pracę w salonie masażu. Starałam się o stanowisko recepcjonistki.

Właścicielka sieci już na samym początku poinformowała kandydatki, że najważniejsze jest dla niej zadowolenie klienta. Zaznaczyła, że praca jest wymagająca i jeśli recepcjonistka zadzwoni rano z informacją, że jest chora, to bez dyskusji zostanie wyrzucona. Pominę, że praktyka niezgodna z prawem. Pominę, że w razie np. silnego zatrucia obsługiwanie klientów jest po prostu niewykonalne. Rzecz działa się niedawno, w okresie pandemii, czyli w czasie, kiedy ignorowanie objawów choroby może być dla "zadowolonego klienta" po prostu niebezpieczne.

Kolejna czerwona lampka. Jedna z dziewczyn spytała, czy w czasie pracy przysługuje przerwa na obiad. Okazało się, że osobno wyznaczonej przerwy nie ma a zjeść można w czasie, kiedy jest mały ruch. Nie wiem jak w tym przypadku (bo cały czas podkreślano, że to BARDZO trudna i wymagająca praca). Wiem jednak, że taki tryb się zdarza.

Sama kiedyś tak pracowałam i wychodziłam na tym korzystnie. Zaniepokoiło mnie jednak, że pytanie wyraźnie zirytowało właścicielkę. Rozgadała się, że czas wolny powinien wystarczyć, że nigdy nie było takiej potrzeby (dziewczyna kilka razy próbowała wtrącić, że tylko spytała i rozumie) a na koniec dodała "mamy ciężki czas, nikt nie będzie zamykał salonu dlatego, że pani chce mieć przerwę".

Czas na wisienkę na torcie - rozmowa na osobności. Przytaczam wybrane fragmenty. Od razu zaznaczam - jestem świadoma, że miałam prawo przerwać rozmowę w dowolnym momencie.

- Ile ma pani lat?
- 27
- Aha. Czyli dojrzała dziewczynka. Gdzie pani mieszka?
- W dzielnicy takiej a takiej.
- To dobrze, nawet blisko. A pani mieszka w tym mieście od urodzenia?
- Zgadza się.
- Pani rodzice też?
- Rodzice też.
- W ogóle wszyscy stąd? Dziadkowie też tu mieszkają?
- Obecnie wszyscy mieszkają tutaj.
- A z kim pani mieszka? Z rodzicami? Czy ma pani może męża i dzieci?
- Nie mam dzieci, mieszkam z chłopakiem.
- A czym się chłopak zajmuje?
- (odpowiedziałam)
- Rozumiem. Ale na pewno nie ma pani jakiejś rodziny w innych częściach Polski? Chodzi mi o to, czy nie okaże się, że będzie pani gdzieś do nich jeździć?

Rozmowa o samej pracy zaczęła się dopiero po tym wstępie. Dla ciekawskich - posadę dostałam. Nie przyjęłam.

recepcja

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (156)

#86080

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wspomnienie z liceum.

Lekcja WF, nauczyciel proponuje, żeby dla odmiany pobiegać na boisku. Część dziewczyn rusza się niechętnie. Odchodzą na bok, przerywają szybko ćwiczenia. Na ponaglanie wuefisty odpowiadają: "nie chcemy się spocić".
I może to wydawać się śmieszne, ale po zajęciach z WF są kolejne lekcje. Nauczyciele pozostałych przedmiotów komentują, że w klasie śmierdzi i oburzają się brakiem higieny wśród uczniów (zwłaszcza jedna z nauczycielek od razu otwierała okno i zimą jej klasa była stale wyziębiona). A prysznice w szatni owszem, są. Za to zasłonek brak. Problem zgłoszony wuefiście - "No ale czego wy się przed sobą wstydzicie?".

I tak przez resztę liceum. Wuefista niezadowolony, że młodzież nie ćwiczy, a matematyczka zła, że ktoś jednak ćwiczył i się spocił. Bo kilka płacht ceraty to najwyraźniej za duży wydatek.

Szkoła WF

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (193)

#85703

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Swego czasu pewna gimnazjalistka poprosiła mnie, jako starszą koleżankę o przysługę. Chciała, żebym przyszła do jej klasy i opowiedziała o swoim, wówczas świeżo wyuczonym zawodzie (w ramach akcji typu "ścieżki kariery"). Dodała, że nauczyciele w jej szkole bardzo zachęcają do organizowania takich spotkań.

Pomyślałam, że to dobry pomysł. Młoda skonsultowała sprawę z wychowawczynią i ustaliła ze mną termin tak, żebym odwiedziła ich podczas godziny wychowawczej.
Przemyślałam, o czym warto opowiedzieć nastolatkom. Przygotowałam atrakcyjną wypowiedź, uwzględniającą dialog z uczniami. Wyszedł mi plan na około pół godziny a pozostały czas zostawiłam na ewentualne pytania. Dodam jeszcze, że do szkoły Młodej miałam ponad godzinę drogi, więc zarezerwowałam sobie na spotkanie sporą część dnia.

W umówionym dniu szykuję się już do wyjścia, kiedy dzwoni Młoda.
- Przepraszam cię, ale nie wiem czy będziesz mogła poprowadzić to spotkanie. Wychowawczyni jest chora i w ramach zastępstwa mamy mieć fizykę.
- I teraz to mówią? Przecież to spotkanie było umówione dawno temu.
- No właśnie usiłuję wyjaśnić. Poczekaj jeszcze, spróbuję coś zrobić.
- Ok, ale mam autobus za 10 minut. Jeśli nim nie pojadę to będę u was spóźniona.
- Bardzo cię za to przepraszam. Zrobię co w mojej mocy, pa.

Po dwudziestu minutach i kilku SMS-ach, dostaję telefon od Młodej. Nabiegała się po szkole, nagadała. Jakoś wytłumaczyła nauczycielom, że nie wypada odwoływać w ostatniej chwili spotkania, na które ktoś bezinteresownie poświęca swój czas. No dobrze. Pani od fizyki się zgodziła, mogę przyjechać.

Biegnę na kolejny autobus. Wchodzę do klasy, w której jeden chłopiec rozwiązuje właśnie zadanie przy tablicy.
- Dzień dobry pani. Przyszłam poprowadzić umówione spotkanie w ramach ścieżek kariery.
Nie spodziewałam się wielkich hołdów ale nie zaszkodziłoby zwykłe "Dzień dobry, dziękujemy, że pani przyszła". Zamiast tego słyszę zniecierpliwienie w głosie:
- A ile to będzie trwało? Bo chciałbym z nimi potem dokończyć te zadania.
- Znaczy się... No mogę spróbować trochę skrócić wypowiedź. (Owszem, należało zareagować inaczej ale po prostu zbaraniałam.)
- Dopsz, proszę....

Poprowadziłam do końca lekcji i tak już skróconą wypowiedź - tyle ile zdążyłam, żeby nie zabierać dzieciakom przerwy. Klasa posłuchała, zgłaszała się chętnie. Myślę, że się podobało.

Żebyście tylko słyszeli tłumaczenie Młodej, która później mnie przepraszała, "Bo to miła pani, tylko przyszła tak nagle na to zastępstwo. Może nie wyczuła sytuacji czy coś... "

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (143)

#85704

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno w ramach wyjazdu służbowego nocowałam w kwaterze noclegowej. Pobyt urozmaiciły mi trzy osoby z sąsiedniego pokoju.

Sąsiedzi, jak z krótkiej rozmowy wynikło, także przyjechali do pracy. Ucieszyłam się nawet, że w takim razie wszyscy będziemy mieć podobny rytm dnia i nie będziemy sobie wzajemnie przeszkadzać.

Pierwszy poranek. Idę do kuchni i widzę kolejno: Stoliczek. Przy stoliczku sąsiad. Na stoliczku kawka, obok jogurcik a do popicia napoczęta już butelka piwa. O szóstej rano. Ok, nie oceniam. Wróciłam do swoich spraw.

Szybko okazało się, że sąsiedzi upodobali sobie przesiadywanie w kuchni. Oczywiście przestrzeń wspólna jest dla wszystkich. Zaczęłam się jednak czuć skrępowana ich obecnością przy stole o każdej możliwej porze. Piekielni najwyraźniej nie należeli do wstydliwych. Bez skrępowania prowadzili głośne rozmowy, racząc się kolejnymi trunkami, rechocząc i słuchając muzyki tak głośnej, że słyszałam ją w swoim pokoju. Na prośby o jej przyciszenie odparli jedynie: "ok ale tylko o trzy kreski, hehehe". W samą porę pojawiła się właścicielka kwatery (która nie mieszka w tym budynku). Stanowczo kazała im zachowywać się spokojniej. Muzyka przyciszona, rozmowy też. Ale to nie koniec.

Na drugi dzień zastanawiałam się, co jest gorsze: Sąsiad paradujący po kuchni bez spodni, w koszulce i majtkach? Czy garnki, które kipią i zalewają kuchenkę, bo ktoś zostawił je na gazie i sobie poszedł? A może garnki zdjęta z gazu, za to nieoczyszczone z resztek jedzenia? Niedojedzone potrawy stały sobie poza lodówką od obiadu aż do dnia następnego. Do dyspozycji innych gości pozostał tylko jeden niewielki garnuszek. Kuchenka zalana wodą z kawałkami warzyw (dosłownie kałuża na centymetr głębokości. Dobrze, że palniki ocalały) nie została posprzątana przez dwa dni, aż do wyprowadzki sąsiadów.

Główna atrakcja miała nastąpić podczas trzeciej nocy ich pobytu. Byłam przeziębiona a nazajutrz musiałam wstać bardzo wcześnie. Położyłam się już koło 22:00 ale nie mogłam się wyciszyć. W zaśnięciu przeszkadzały mi nerwowe odgłosy: tupanie, głośne odstawianie przedmiotów, nieprzyjemny ton rozmów. Kiedy wreszcie udało mi się zapaść w głęboki sen (obstawiam, że koło północy), wyrwała mnie z niego pijacka awantura. Krzyki, klątwy i wyzwiska. Odgłosy szarpania, potrącanie krzeseł. Darli się tuż pod drzwiami do mojego pokoju. Zbyt wystraszona, żeby wyjść i zwrócić im uwagę, doczekałam do końca, żeby móc wreszcie zasnąć. Na drugi dzień oczywiście niewyspana zadzwoniłam do właściciela kwatery i poinformowałam o wszystkim.

Na szczęście reakcja była natychmiastowa. Właściciel powiedział, że już wcześniej postawili im z żoną warunek: cisza i spokój albo natychmiastowa wyprowadzka. Podziękował za telefon i zapewnił, że za chwilę będzie po sprawie.

Kiedy wróciłam z pracy, piekielnych sąsiadów już nie było. Mam nadzieję, że po prostu wrócili skąd przyjechali. W zasadzie to dobrze, że pobyt skończył się tylko na tym i obyło się bez poniszczenia sprzętu lub spalenia kuchni - kto wie do czego byli zdolni.

Hotel kwatera pensjonat

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (167)

#80900

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o agencji pracy. Z góry przepraszam, że taka długa. Starałam się pisać w miarę zwięźle.

Zachciało nam się z chłopakiem pracy za granicą. Kontaktujemy się z agencją (taką z podwójnym S na końcu nazwy), zaznaczamy, że zależy nam na dwuosobowym pokoju. Dodajemy, że żadne z nas nie prowadzi samochodu. Obiecują coś nam znaleźć. Uprzedzają, że może potrwać dłużej, bo poszukają czegoś, żebyśmy mieli blisko (i nie musieli dojeżdżać samochodem). Odczekaliśmy swoje, no i oddzwonili, jest robota przy warzywach. Kwatera blisko, a na dojazd rowery służbowe. Będziemy musieli pojechać do biura i coś podpisać, ale w tym celu przyślą nam kierowcę. Śpimy oczywiście w dwuosobowym pokoju. Dostajemy telefon do koordynatora, który w razie wszelkich pytań ma nam pomagać.

Po długiej podróży docieramy na miejsce. Gospodyni przygląda nam się zdziwiona.

- A wy do jakiego pokoju?
- Dwuosobowego.
- Nie mamy dwuosobowych... Są trójki, ale pozajmowane. Możemy dać pana do męskiego a panią do żeńskiego. Wy na pewno tutaj? Nam mówiono, że przyjedzie jeden mężczyzna.
Dzwonimy do koordynatora - nie odbiera. Gospodyni prosi zaczekać. Siadamy gdzieś w kuchni i czekamy. Po dwóch godzinach ktoś z lokatorów lituje się i zwalnia nam trzyosobowy pokój - żebyśmy do wyjaśnienia sprawy mieli gdzie przebywać.

Przez kolejnych kilka dni nikt nie pamięta o naszym istnieniu. Koordynator obiecuje oddzwonić później, a agencja zapewnia, że praca wkrótce będzie. Dokumenty niepodpisane, kierowcy brak. Postanawiamy sami jechać do biura. Prosimy o rowery, ale gospodyni nie może nam ich przydzielić, dopóki oficjalnie nie zaczniemy pracy. Jedziemy do biura stopem. Na miejscu informujemy o całej sytuacji i słyszymy zapewnienie, że to wyjątkowe nieporozumienie i zadbają abyśmy szybko zaczęli pracę.

Do końca pierwszego tygodnia sytuacja bez zmian. Dzwonimy, przypominamy się. Prosimy chociaż o rowery (żeby móc chociaż łatwiej się dostać do sklepu). Koordynator twierdzi, że wydał gospodyni zgodę na przydzielenie nam rowerów. Gospodyni nic o tym nie wie. Wszędzie chodzimy na piechotę, mijając na podwórzu kilkanaście wolnych rowerów. Wszelkich potrzebnych informacji udziela nam nie agencja ale sympatyczna lokatorka, pracująca tam od kilku lat.

Na początku drugiego tygodnia rano budzi nas telefon z pytaniem, czy możemy DZISIAJ pracować. Koordynator obiecuje oddzwonić za chwilę ze szczegółami pracy. Ubieramy się, jemy pośpieszne śniadanie. Nikt jednak nie oddzwania. Za pierwsze 2 tygodnie noclegu nie płacimy, ale dojazd do kraju kosztował, jedzenie kosztuje. Dzwonimy do agencji i pytamy, jak długo będziemy dopłacać do pracy zamiast na niej zarabiać. Bardzo wkurzeni i bardzo stanowczo. Otrzymujemy przeprosiny i zapewnienie, że załatwią coś jeszcze dziś. Sprawa zdaje się nareszcie ruszać.

Mój chłopak idzie do pracy w środę, zaś ja mam zacząć na drugi dzień. Wyleguję się jeszcze, gdy chłopak wraca... Po dwóch godzinach pracy. Z jego relacji:

Zamiast przydzielić rower (10 minut jazdy), wysłano po niego kierowcę, który pomylił adresy i chłopak musiał przejść do właściwego magazynu na piechotę. Właścicielka magazynu nie przyjęła tłumaczeń i łamaną angielszczyzną ochrzaniła go o spóźnianie. Któryś z pracowników zdjął z siebie fartuch i wcisnął go chłopakowi, a tłumaczenie odbyło się na zasadzie "stań tutaj i pracuj". Po dwóch godzinach jednak kobieta przyjrzała mu się i zawołała na rozmowę. "Masz długie włosy (były związane), które mogą wpadać do warzyw. Wracaj do siebie, może znajdziesz sobie inną pracę". Na magazynie pracowały już inne osoby z długimi włosami. Na pytanie, czemu nie zainwestują w czepki, pada odpowiedź: "trzeba było myśleć".

Tego samego dnia dzwoni telefon.
- Podobno niezbyt dobrze radził pan sobie w pracy. Mamy na jutro podobną, w innym magazynie. Może tam pójdzie lepiej?
- Zostałem wyrzucony, bo moje długie włosy nie spełniają wymogów higienicznych. Nie sądzę, żeby do jutra coś się zmieniło, bo nadal mam długie włosy. Oboje mamy włosy. Przed rozpoczęciem pracy prosili państwo o nasze zdjęcia, na których było to widać. Zanim znowu pójdziemy do pracy na dwie godziny, chcę wyjaśnić sprawę z główną koordynatorką.
- Ok, rozumiem <rozłączenie>.
Chwilę później chłopak odbywa rozmowę z zakłopotaną koordynatorką.
- Słyszałam, że odmówili Państwo pracy w drugiej lokalizacji, a aktualnie to były nasze jedyne oferty...
- Nie odmówiliśmy. Powiedzieliśmy, że chcemy wpierw wyjaśnić kwestię wymogów, zanim wyrzucą nas po samym przyjściu.
- No tak, ale zostało to potraktowane jako odmowa.
- Jako nieodwracalna odmowa?
- No tak...

I w ten sposób ustalono termin, do którego mamy się wymeldować (yy, wyjść, ponieważ oficjalne zameldowanie nigdy nie nastąpiło). Zapytacie pewnie, czemu nie wycofaliśmy się na samym starcie. Jak już wspomniałam przez pierwsze dwa tygodnie pokój był bezpłatny. Mieliśmy trochę czasu i trochę kasy z sobą. W międzyczasie zwiedziliśmy na piechotę piękną okolicę i pojechaliśmy stopem do sąsiednich miejscowości. A wyrzucenie nas z pracy... Cóż, było początkiem nieplanowanych wczasów i zwariowanej podróży przez Holandię. Ale to już osobna historia, piękna i na szczęście nie piekielna.

agencja_pracy Praca_przy_warzywach Praca_za_granicą agencja

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (104)

#80857

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chodziłam do małego gimnazjum, takiego gdzie wszyscy się znają i wszystko o innych wiedzą. Fajna szkoła, ciepło wspominam. Z wyjątkiem jednaj piekielnej sytuacji.

Otóż pewnego dnia nauczycielki stworzyły ankietę: "W skali od ... do ... oceń, na ile lubisz danego kolegę/koleżankę".

Do pokoju, w którym mieliśmy ją wypełnić zapraszano nas po jednej osobie. Takie pozory dyskrecji. Jednak zamiast pojedynczych kartek dla każdego, przewidziano jedną dużą tabelę (w pionie należało znaleźć swoje nazwisko, a w poziomie przypisać ocenę każdej osobie). Każdy, kto wypełniał, mógł przeczytać wybory poprzedników.

Efekt? Idealny temat do nowych intryg towarzyskich. Wszyscy chcieli wejść na samym końcu - żeby przeczytać "na ile" lubią ich inni i odwdzięczyć się adekwatną oceną (a czego innego spodziewać się po gimnazjalistach?). Ci, którzy weszli jako pierwsi, pytali potem pozostałych. Oczywiście nie obyło się bez wyrzutów: "Dałaś Aśce 4, a ona tobie tylko 3!" i ploteczek "No proszę, a Olę oceniają najniżej".

Niezręcznie było mi oceniać osoby, które znałam słabiej. Wiadomo jak to jest - czasami w kimś denerwuje sposób bycia, inne upodobania, cokolwiek. Wystarczy zachować neutralne relacje i tyle. Nie chciałam wcale oświadczać wszem i wobec, że akurat tego kogoś nie darzę sympatią.
Mimo stabilnych relacji w klasie, miałam pewien stres, czytając tę nieszczęsną tabelkę. Nie chcę wiedzieć, jak czuli się uczniowie, którym przypadło najmniej "punktów lubienia".

Jak już wspomniałam, szkoła była mała. Nauczyciele doskonale wiedzieli, kto jest podziwiany, a kto siedzi w ławce sam. Nie mam pojęcia, czemu miała służyć ta ankieta.
I co to w ogóle za pomysł, żeby relacje między ludźmi określać przy pomocy cyferki...?

szkoła gimnazjum

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (123)

#80335

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jest sobie pewna kwiaciarnia. Lokal gęsto zastawiony - nie tylko kwiatami, ale i dekoracjami, figurkami, serwisami do kawy itd.

Oglądam filiżanki, kiedy z zamyślenia wyrywa mnie głośne szczekanie. Wewnątrz kwiaciarni. Ja zadrżałam, pani przy kasie krzyknęła. Właścicielka zwierzaka zaś...
- A to pani się tak boi psów, że aż pani krzyknęła...?
- Nie o to chodzi. Pies może poniszczyć rzeczy, połamać kwiaty. - tłumaczy sprzedawczyni.
- Pani się psów boi, tak pani krzyknęła. Pewnie panią kiedyś ugryzł. Mnie ugryzł, to też się potem bałam.
- Proszę pani, ale tu nie można wchodzić z psami.
- A bo ja czasami upilnować nie mogę... Spokojna jest, tylko szczeka głośno.
- No tak, ale macha ogonem, może coś zepsuć, potrącić.
- No ja wiem, to i przecież się nie gniewam.

I po zdawkowych przeprosinach kobieta łaskawie przywiązała psa przy wejściu (a mówiąc konkretniej w samym przejściu).

sklepy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (183)

1