Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Ursueal

Zamieszcza historie od: 3 września 2016 - 3:27
Ostatnio: 15 lutego 2024 - 20:18
  • Historii na głównej: 74 z 83
  • Punktów za historie: 16369
  • Komentarzy: 296
  • Punktów za komentarze: 2348
 
[historia]
Ocena: 12 (Głosów: 12) | raportuj
21 października 2023 o 14:46

@czydredy: zmiana ciśnienia w trakcie lotu jest bardzo nieprzyjemna dla niemowląt, odczuwają ją intensywniej niż dorośli, a ich umiejętności komunikowania dyskomfortu lub radzenia sobie z nim - niezmiernie ograniczone. Ryzyko, że małe dziecko będzie płakać przez cały lot jest o wiele większe od szansy na to, że będzie cicho. Rodzice powinni mieć tego świadomość i uwzględnić to przy planowaniu podróży.

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 16) | raportuj
19 września 2023 o 13:44

Miałam na roku dziewczynę, która potrafiła po egzaminie domagać się pokazania jej wszystkich prac, bo to niemożliwe, żeby ktoś napisał lepiej od niej i ona będzie porównywać odpowiedzi. Co gorsza, chyba ze trzy razy trafiła na prowadzących, którzy jej te prace pokazali i pozwolili zrobić zdjęcia. Dopiero skarga do ówczesnego inspektoratu ochrony danych osobowych i - w konsekwencji - brutalne upomnienie kadry przez dziekanów sprawiło, że wszyscy zaczęli jej stanowczo odmawiać.

[historia]
Ocena: -3 (Głosów: 5) | raportuj
29 lipca 2023 o 9:02

@toomex: sprawdź sobie ustawę - zmiany wprowadzone w czasie epidemii nie zostały wycofane. Nadal 3 donacje wystarczą. Plus - 5/6 litrów to mniej niż rok, jeśli ktoś ma warunki organizacyjne. Osocze z płytkami w najczęściej pobieranym wariancie liczy się jako 1 litr krwi pełnej, można oddawać je co 4 tygodnie bez różnic między płciami, do oddania płytek kwalifikuje się dawców już od drugiej-trzeciej donacji, bo posucha w zapasach - ZHDK wskakuje w niecały rok od pierwszego oddania. Tych "kilka lat" to dla tych, którzy lecą na krwi pełnej.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 10) | raportuj
6 czerwca 2023 o 15:49

@bloodcarver: a czym chcesz zachęcić ludzi do pracy w szkole (albo jakiekolwiek innej pracy), jak nie wypłatą? Bo chyba nie "przyjazną atmosferą" i "rozwojem w młodym, dynamicznym zespole"? Jak mawia mój przyjaciel dydaktyk, jak ktoś chce, żeby z dziećmi pracowali ludzie z powołania, to niech je odda do klasztoru. Ostatnich kilka lat poświęciłam badaniu sytuacji pedeutologicznej chemii i biologii i mogę powiedzieć wprost - jeśli pensje nie wzrosną, to nikt z odrobiną rozsądku nie pójdzie po takich kierunkach uczyć w szkole, bo nawet najgorszy chemik na wolnym rynku zarobi o wiele więcej i łatwiej niż najlepszy chemik-nauczyciel w systemie oświaty. Widzimy to już z informatykami i fizykami, z matematykami też już jesteśmy po gorszej stronie granicy kadrowej. A tych, którzy poszli uczyć, nie zwolni się wtedy, mimo że do zawodu się nie nadają, bo nie będzie ich kim zastąpić. Na uczelniach widzimy to już od lat - co z tego, że profesor nie ma zielonego pojęcia o dydaktyce, lży, łamie przepisy instytucjonalne i powszechne, skoro jest profesorem, nie odsunie się go od dydaktyki, bo jest wpisana w stanowisko i nie ma kolejki innych profesorów na jego miejsce. W efekcie mamy oblężenia studenckich dyżurów psychologicznych na uczelniach i kolejne afery medialne o ludziach, którzy wyzywali studentów od krów sk*rwysynów.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 12) | raportuj
5 kwietnia 2023 o 23:19

Moment, moment - jaka "wina nauczyciela"? Gdzie w podstawie programowej z matematyki jest przygotowanie ucznia do matury? Od lat tłucze się to na szkoleniach z obowiązków nauczycieli związanych z egzaminami: NIE MOŻNA wymagać od nauczyciela w szkole średniej, że będzie przygotowywać do matury. To wyłącznie jego dobra wola. Obowiązkiem nauczyciela jest zrealizować program nauczania, ze szczególnym uwzględnieniem ministerialnej podstawy. Ponieważ matura nie jest obowiązkowa, nikt nie ma prawa wymagać od nauczyciela, żeby w ramach realizacji obowiązkowej podstawy programowej przygotowywał uczniów do nieobowiązkowego egzaminu. Jeśli nauczyciel przejdzie przez pełen cykl kształcenia, zrealizuje podstawę i nawet nie zająknie się o maturze - jest w swoim prawie i nie ma żadnej "winy".

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 15) | raportuj
11 września 2022 o 22:11

@Michail: polecenie to nie to samo, co załatwienie pracy. Polecając kogoś, tak naprawdę wystawiasz mu coś w rodzaju referencji (takie 'znam i polecam, jakbyście potrzebowali jednego plusa więcej do listy powodów do zatrudnienia'). "Załatwienie" pracy to bardziej wyproszenie zatrudnienia z pominięciem sprawdzenia, czy człowiek się nadaje na stanowisko, bez brania pod uwagę tego, że zgłosili się inni, możliwe, że lepsi kandydaci. Współpracując z budżetówką, widziałam to bardzo dużo razy, np. stanowisko specjalistki ds. administracji na moim wydziale dostała córka kierowniczki dziekanatu, lat 20, zaoczne technikum archiwistyczne w trakcie robienia, wiem o co najmniej 2 osobach po studiach administracyjnych, które startowały na to stanowisko i nawet do nich nie zadzwoniono.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
12 sierpnia 2022 o 20:46

@Semilinka: "terapeuta" to pojęcie-worek. Są dziesiątki rodzajów terapii, w tym takie, do których nie wystarczy ani wykształcenie lekarskie, ani psychologiczne. Choćby terapeuta pedagogiczny - lekarz i psycholog mogą sobie gardło zedrzeć, powołując się na dyplomy, a nie zostaną terapeutami pedagogicznymi, póki nie będą mieć wykształcenia kierunkowego, które ani psychologiczne, ani medyczne nie jest. Z kolei pedagog określonej specjalności nie musi być ani lekarzem, ani psychologiem, żeby być terapeutą pedagogicznym.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 12 sierpnia 2022 o 20:47

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 2) | raportuj
12 sierpnia 2022 o 20:41

@Eukaliptus9908: dostań kiedyś takiego ataku fobii społecznej, że podejście do okna będzie powodowało u ciebie sraczkę, a co dopiero rozmowa telefoniczna z przychodnią, żeby odwołać wizytę - to już jest murowany zawał. Dostań nad ranem, tak od czapy, bo one właśnie tak lubią się pojawiać, idź do pracy i przeżyj normalnie dzień. Może wtedy zrozumiesz, z czym się mierzą pacjenci psychiatryczni. To, że ktoś patologicznie nie dotrzymuje choćby terminów wizyt, to właśnie coś, nad czym pracuje się w "klinikach psychologicznych" i jest wpisane w profil funkcjonowania specjalizacji. Serio, co będzie następne? Narzekanie na laryngologii, że ludzie tam roszczeniowo chcą, żeby do nich mówić głośno i powoli?

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
31 stycznia 2022 o 11:44

@AnitaBlake: droga jest prosta - idziesz do lekarza zakaźnika, który wystawia papier o tym, że w twoim przypadku oddawanie krwi jest bezpieczne, jeśli chodzi o żółtaczkę. Z tym papierem idziesz do dyrektora regionalnego centrum krwiodawstwa ds. medycznych, który decyduje, czy pozwolić ci na donację, czy utrzymać dyskwalifikację. Takich odwołań każde centrum co roku przerabia bardzo dużo. Jak pisałam, lekarze w rckikach rzadko pracują tam dlatego, że zawsze marzyła im się ta posada... Zdarza się też, że pacjenci starają się odwołać dyskwalifikacje sprzed dekad, bo postęp w medycynie wykazał, że jednak można od nich krew pobierać.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 31 stycznia 2022 o 11:45

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
31 stycznia 2022 o 10:00

@clockworkbeast: piszesz nieprawdę. Składniki krwi można oddawać o wiele częściej niż krew pełną - osocze już co 14 dni. Co 8 tygodni oddaje się krew pełną bez rozróżnienia na kobiety i mężczyzn - przepisy zmieniły się już jakiś czas temu (co nie oznacza, że zmieniła się praktyka dopuszczania do donacji). Płytki krwi pobiera się co 4 tygodnie. Kombinacje składniki-pełna mają jeszcze więcej opcji (płytki po pełnej 8 tygodni czekania, pełna po płytkach 4 itd.). Co więcej, lekarz zawsze może dopuścić do donacji przed upływem karencji, jeśli jest bardzo duże zapotrzebowanie na krew - z literatury pamiętam przypadek człowieka, którego proszono o oddanie składników krwi niecałe 3 tygodnie po oddaniu pełnej, wyszedł jakiś absolutny kryzys i potrzebowali jego krwi na cito. Jeśli chodzi o zwolnienie z pracy, to na sam czas przyjścia do stacji na badania też dostaje się usprawiedliwienie (na 2, 3 godziny), trzeba jednak wrócić tego dnia do pracy. Czasami - rzadko, ale jednak - zdarza się, że ktoś dostaje zwolnienie na cały dzień mimo tego, że krwi od niego nie wzięto (sama widziałam tylko jeden taki przypadek, ale kiedy ostatnio sprawdzałam, było ich kilkaset rocznie w skali kraju). Za niestawienie się w pracy po odrzuceniu przez centrum krwiodawstwa naprawdę można dostać dyscyplinarkę - oczywiście, czy była zasadna, będzie oceniać sąd, ale dopóki tego nie zrobi, człowiek będzie zwolniony.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
31 stycznia 2022 o 9:42

@AnitaBlake: czas lekarza jest cenniejszy niż praca maszyn w laboratorium, dlatego najpierw jest wizyta w pracowni hematologicznej, a dopiero później wywiad lekarski - jeśli wyniki morfologii i innych badań, które można zrobić na miejscu są nieodpowiednie, to rozmowa z lekarzem trwa 20 sekund. Bardzo często wychodzi tak, że kandydaci na dawców podpisali, że przeczytali i zrozumieli(!) informacje dotyczące wykluczeń, a pytani przez lekarza o nie przyznają, że nie czytali, tylko patrzyli, gdzie podpisać - i mimo dobrych parametrów krwi dawca odpada. Często jest też tak, że ktoś kłamie w ankiecie (albo popisuje się głupotą), a potem wychodzą kwiatki w stylu pani dawczyni nie wiedziała, że antybiotyki to też leki, a nikt jej nie zapytał osobno, czy oprócz leków brała może jakieś antybiotyki. Osobną kwestią jest to, że RCKiK-ach - a w oddziałach terenowych to już szczególnie - nie pracują asy medycyny, bo to krótka i niepopularna ścieżka kariery lekarskiej, dlatego ich umiejętności wywiadowania dawców często pozostawiają wiele do życzenia. Przy okazji - igły używane przy poborze krwi do badań i igły używane do pobierania krwi donacyjnej bardzo się od siebie różnią i to, że ktoś się bez problemu wbił, żeby pobrać kilka mililitrów nie oznacza, że u tej samej osoby można się bezpiecznie wkłuć i pobrać jednostkę donacyjną.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
21 października 2021 o 21:10

@Painkiler: wtedy nie mówisz, że CHCESZ, tylko że MASZ zwolnienie lekarskie. Powtarzam raz jeszcze: L4 to nie coś, o co się składa podanie, tylko zewnętrzne uznanie pracownika za niezdolnego do pracy. I po oddaniu krwi centrum krwiodawstwa NIE WYSTAWIA L4.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
11 października 2021 o 19:00

@Molo: przełożony nie ma nic do gadania w kwestii "pozwolenia". Prawo nie pozwala pracodawcy zabronienia pracownikom oddawania krwi lub narzucania im terminów, godzin albo konkretnych dni tygodnia. Pracownik ma obowiązek poinformować pracodawcę z wyprzedzeniem (w orzecznictwie sądowym i opiniach Inspekcji Pracy przyjęło się, że powinno to być wyprzedzenie przynajmniej jednodniowe, ale nie wynika to wprost z przepisów), że zamierza oddać krew, a pracodawca jedno, co może zrobić, to taką informację przyjąć. Jedyny wyjątek jest wtedy, kiedy pracownik wykorzystuje krwiodawstwo jako pretekst do uniknięcia jakiejś konkretnej sytuacji w danym dniu w pracy, ale nawet wtedy fizycznie ocenia się to już po fakcie.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 6) | raportuj
11 października 2021 o 18:56

@minus25: od kiedy trzeba zgłaszać, że się "chce L4"? L4 wystawia się w systemie i to ZUS udostępnia informację pracodawcy. Zwolnienie lekarskie to nie podanie, żeby je składać z wyprzedzeniem i czekać na zgodę na chorowanie.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
11 października 2021 o 18:54

@Crannberry: po oddaniu krwi nie dostaje się L4, tylko usprawiedliwienie nieobecności z zachowanym prawem do pełnego wynagrodzenia. Taki dzień jest płatny w 100% i nie odnotowuje się go np. na świadectwie pracy, co więcej, ani ZUS, ani pracodawca nie mają prawa kontrolować wtedy pracownika.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
6 października 2021 o 20:12

@Ohboy: Niestety, jestem pewna. To działa tak: na trasie Wawa-Szklarska pociąg pokazuje maksymalne obłożenie i to zobaczymy w internecie i usłyszymy w kasie. Oznacza to tylko tyle, że nie ma ani jednego miejsca, które będzie wolne przez całą tę trasę do zarezerwowania. System nie pokaże już, że np. 2 różne będą wolne - jedno od Wawy do Łodzi, drugie od Łodzi do Szklarskiej, tylko trzeba się będzie przesiąść między przedziałami w trakcie podróży. Po prostu takiej analizy system nie wykonuje i nie pokazuje. Trzeba zadawać osobne pytania: a z Wawy do Skierniewic? A z Wawy do Łodzi? A z Wawy do Wrocławia? Dopiero wtedy okaże się, że np. można siedzieć przez 90% podróży i tylko końcówkę/początek przestać. To jest idiotyzm, na którą sami pracownicy kolei od dawna się skarżą.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
6 października 2021 o 19:54

@Samoyed: bzdura totalna, sama mam 85% w umowie. Pracodawca nie może zejść poniżej 80% i 80% zapłaci ZUS, ale w umowie można zaznaczyć, że dodatek uzupełniający do zasiłku chorobowego wynosi 5, 10, 15 czy ile tam się chce procent podstawy.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
6 października 2021 o 18:02

@bloodcarver: przy obecnym cięciu połączeń kolejowych i cenach paliwa często ludzie pytają się, czy w ogóle gdzieś da się dojechać w ich budżecie, a nie zastanawiają, czy zabawniej będzie jechać pociągiem teraz, czy za 2 godziny - bo bywa, że jest jeden/dwa kursy w danym kierunku na dobę, jeśli chodzi o dalekobieżne. Dodatkowym problemem jest kretyński system sprzedaży miejscówek. Jeśli z Wawy Wschodniej do Szklarskiej Poręby nie ma żadnego miejsca, to nie oznacza to, że komplet jedzie od stacji początkowej do końcowej - oznacza to równie dobrze tyle, że ktoś ma miejscówkę z Oławy do Wrocławia (albo, żeby przesunąć granicę absurdu - ze Wschodniej na Centralną), a potem go nie będzie, ale system nie widzi, że jedynie część trasy się pokrywa i pokazuje, że miejsce jest zajęte na stałe.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
6 października 2021 o 17:56

@rodzynek2: nie, raczej ten na 80 miał być "naprawiony" na kwadrans przed odjazdem, ale jak zawsze okazało się, że ekipa do naprawy taboru nawet nie wiedziała, że to już dzisiaj mają ten wagon robić. I podstawili zastępczy, a że mniejszy - przecież nikt, kto o tym decyduje, tym pociągiem jechać nie będzie, ze wściekłymi pasażerami też osobiście rozmawiać nie będzie, więc co to za problem? Bilety bez miejscówek sprzedaje się dopiero wtedy, kiedy wszystkie miejsca siedzące zostały już zarezerwowane.

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 10) | raportuj
6 października 2021 o 17:49

@Dominik: pragnę przypomnieć, że napisałam wyraźnie, iż on czerwony przyszedł, a nie wyszedł.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
6 października 2021 o 17:47

@Grav: grozić to on sobie mógł - za samo spowodowanie zagrożenia pożarowego mógł nieźle beknąć, podobnie za ograniczenie mojej wolności (mimowolne, ale nadal). W dodatku sąsiedzi zaczęliby go rozliczać z każdego śmiecia na schodach. Kiedy mnie zaczepił, doskonale wiedział, że to on dał ciała na całej linii, ale widać strach przed żoną jest u niego większy niż strach przed wstydem.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
6 października 2021 o 17:39

@Jorn: tylko częścią zadań kierownika zespołu, menadżera komórki i wszystkich innych wymyślnie ponazywanych bezpośrednich przełożonych jest także monitorowanie sytuacji w podległych sobie oddziałach i takie działania, które mają uchronić pracę przed katastrofami. A jedną z katastrof jest to, że pracownik odchodzi, znika na długotrwałym L4 albo, co gorsza, wraca z papierami, które każą mu obciąć obowiązki, ale pensję zostawić (np. z orzeczeniem o niepełnosprawności), bo firma miała wirtualny problem z chwilowym dostosowaniem ilości pracy do nadzwyczajnej sytuacji człowieka. Po takim tekście, jak opisany w historii, w bezpośredniej bliskości śmierci najbliższego, człowiek może po prostu usiąść na podłodze w firmie, uznać, że to najlepszy moment, żeby wpaść w stupor dysocjacyjny i czekać, aż go przewiozą na izbę przyjęć, z której go położą na oddział, a po wyjściu z oddziału wystawią zwolnienie lekarskie. Na zwolnieniu można iść do sądu i domagać się rekompensaty od firmy za spowodowanie rozstroju zdrowia psychicznego przez przełożonego do takiego stopnia, że niezbędna była hospitalizacja. Kosztuje to jedynie czas, którego, przebywając na zwolnieniu lekarskim, ma się przeważnie dość, a jeśli się nie ma sił na samodzielną walkę z pracodawcą, to jest wielu prawników, którzy przejmą wszystkie działania za - lwi, co prawda - procent rekompensaty. Co więcej, walka o swoje ma potwierdzoną bardzo dobrą skuteczność autoterapeutyczną. Parę razy sama się tak wrobiłam, że dałam się ubłagać i szłam do pracy, mimo że w ogóle nie byłam w stanie, ale firma miała finansowy nóż na gardle - albo jest ktoś, kto może formalnie klepnąć utrzymanie działalności na zmianie, albo tego kogoś nie ma i z mocy prawa jest przestój, czyli straty. I też mi obiecywali, że ja mam się tylko "świecić na zielono" w wykazie obecności, że już wszystko chodzi jak w zegarku, że ja się tylko zwinę na krześle w kocu i będę oddogorywać w ciszy i spokoju. I dupa zbita, zawsze witał mnie bajzel do ogarnięcia, bo "to moja robota" - póki raz się nie postawiłam i nie powiedziałam szefowi, że ja przyjdę, ale najpierw chcę maila na służbową i prywatną skrzynkę, że on mnie zwalnia z konieczności wykonywania obowiązków, jak będę na miejscu, ale zostawia mi wynagrodzenie, bo ja też chcę mieć dupochron, jakbym coś skopała. Nagle okazało się, że szefowski składzik z pustymi obietnicami zamknął się na głucho.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
3 października 2021 o 11:08

@KONDZiO102: według dziekanackich głosów na żywo i w internetach to jakaś ultraskomplikowana procedura, bo nawet największe uczelnie, zarówno publiczne, jak i prywatne przyznają, że miały i mają z tym problem. Ja rozumiem, że jak np. na jakimś olbrzymim wydziale prawa i administracji (one chyba są najliczniejsze na uczelniach) jednego dnia zdaje egzamin dyplomowy 200 osób na dziennych, drugiego 200 na wieczorowych i trzeciego 200 na zaocznych, to dziekanat nie wystawi i nie wyda w ciągu miesiąca (taki jest termin narzucony przez przepisy) 600 dyplomów z suplementami i tłumaczeniami na języki obce, bo każdy taki przez przynajmniej 3-4 osoby musi przejść, a potem trzeba go jeszcze fizycznie absolwentowi wydać, odebrać legitymację, rozliczyć obiegówkę itd. Ale absolwenci od dawna narzekają, a uczelnie się nie wypierają, że pół roku opóźnienia to "całkowita norma i zawsze tak było" - i to jest chore, bo pół roku po skończeniu studiów ludzie najczęściej są już w pracy i nie wyrwą się swobodnie w godzinach otwarcia dziekanatu po dyplom, a teraz bywa przecież i tak, że na stałe nie ma ich w kraju. Teoretycznie od niedawna uczelniom grożą kary administracyjne za spóźnienia w wystawianiu dyplomów, ale to w dużej mierze straszak, moja prawniczka od razu powiedziała, że pociągnięcie kogoś do odpowiedzialności z tych przepisów jest prawie niemożliwe.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
7 maja 2021 o 7:40

@z_lasu: myślę, że powiedziała mi, że książkę zubytkowała, bo gdyby np. ktoś ją wypożyczył, to musiałaby mi powiedzieć, kiedy ma oddać i ja bym po nią wróciła, czyli jeszcze miałabym nadzieję. A tak to przepadło, bo wystarczy, że tomik pójdzie na przemiał albo trafi do śmietnika i szukaj wiatru w polu. Wątpię, żeby trafił na sprzedaż, bo ta książka ma co najwyżej wartość sentymentalną, nie materialną - gdybym nie podejrzewała, że autorka jest moją krewną, to bym się nią nigdy w życiu nie zainteresowała. Może ktoś kupiłby to za 50 groszy na podkładkę pod doniczkę. Organizatorem biblioteki gminnej jest wójt i opisałam całą sytuację w mailu do urzędu gminy, ale ze służbowego punktu widzenia niewiele mogą jej zrobić, już to sprawdziłam. Co najwyżej dostanę ładne przeprosiny "bo się pani niepotrzebnie fatygowała".

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 17) | raportuj
7 maja 2021 o 7:34

@WilliamFoster: i serio myślisz, że nie zapytałam, czy książka tam jeszcze fizycznie jest, tylko wyszłam i truchtałam do domu ze spuszczoną głową? "Nie ma, nie wiem, nie mogę". Miałam się włamywać na zaplecze czy przystawić babie nóż do gardła?

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna »